[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aaron zatopił płonące ostrze w szczelinie między płytami pancerza naramieniu swojego przeciwnika.Malak zawył z bólu - jego krzyk przypominał raczej skowyt rannego zwierzęcia niżgłos człowieka.Odruchowo złapał się za palące ramię, puszczając tym samym szyję Aarona.Ten zatoczył się do tyłu, pocierając spuchniętą krtań i rozpaczliwie łapiąc powietrze.- To zabolało! - Chrapliwy głos Malaka zmienił się na chwilę w głos dziecka, którymkiedyś był.Ale Aaron już wiedział, że to niemożliwe i nie dał się nabrać na ten podstęp.Wolnym ramieniem Malak nakreślił w powietrzu jakiś kształt i Aaron zobaczył, jakniebo rozstępuje się nad nim.Po raz pierwszy wsłuchał się w towarzyszący temu zjawiskudzwięk, który przypominał mu rozdzieranie grubego materiału.A potem morderca dobył zeswojego nieskończonego arsenału nową broń - tym razem była to kusza.Walka dała się już we znaki obydwu przeciwnikom.Zmęczony Aaron wymyślił sobiekolejny ognisty miecz, ale jego nieprzyjaciel był szybszy.Ostrze miecza nie zdążyło jeszcze przybrać kształtu, kiedy Malak wystrzelił z kuszy pocisk z ciemnego metalu.Aaron zdążył goodbić, ale Malak błyskawicznie załadował kuszę i wystrzelił jeszcze raz.Tym razem Nefilimnie był wystarczająco szybki i bełt wbił mu się głęboko w łydkę.Ból powalił go na kolana.Próbował wyciągnąć sobie pocisk z nogi, ale grot lepił się iślizgał od krwi.Usłyszał chrzęst metalu i kątem oka zobaczył, że Malak podąża w jego stronęz obnażonym mieczem.Aaron z trudem podniósł się i przygotował do odparcia kolejnegoataku.Wtedy właśnie eksplodował kościół.Z jego świątobliwego wnętrza wydobył się blask,a chwilę pózniej rozległ się ogłuszający huk i w powietrze buchnęły żarłoczne pomarańczowepłomienie.Na pole bitwy spadł grad kawałków metalu, drewna i szkła.- Panie! - Malak zawył żałośnie, skupiając się wyłącznie na poczerniałej, dymiącejdziurze w ziemi, gdzie kiedyś znajdowało się główne miejsce kultu w Aerie.Pokaz troski i przywiązania do potwora, który zadał Malakowi tylko ból i cierpienie,popchnął Aarona do działania.To był ten moment, na który czekał i którego tak się obawiał -niepowtarzalna szansa przechylenia losów walki na swoją korzyść i zakończenia jej.Czaszwolnił, a noga zaprotestowała z bólu, kiedy Aaron rzucił się w stronę zdezorientowanegowroga.Oburącz wzniósł miecz nad głowę, a potem ciął, wkładając w ten cios całą siłę, jak mujeszcze została.Kiedy obserwował, jak ostrze zmierza nieuchronnie w stronę celu, przez jegogłowę przelatywały obrazy z przeszłości - stopklatki z dawno minionego czasu.Nefilim zobaczył małego chłopca, którego kiedyś kochał, śpiącego spokojnie wswoim łóżku.Przy łóżku leżał zwinięty w kłębek Gabriel.Ostrze było już coraz bliżej i Malak odwrócił się, jak gdyby dopiero teraz zdał sobiesprawę z grożącego mu śmiertelnego niebezpieczeństwa.Dziecko kiwające się przed telewizorem, który wyświetlał tylko kontrolny obraz.- Wybacz mi, Stevie - wyszeptał Aaron, kiedy niebiańskie ostrze dosięgło wreszciecelu, przecinając mięśnie i kości na karku Malaka i odrąbując głowę od zakutego w zbrojęciała.Aaron upadł na kolana przed ciałem swojego wroga - swojego brata - i zwiesił głowę.Poczuł się zupełnie pozbawiony sił, jakby ostatni akt przemocy pozbawił go całej życiowejenergii.Wtem usłyszał dzwięk w ruinach kościoła i podniósł głowę.Kolejny oślepiający błyskowiał jego twarz ciepłym podmuchem.Ze zgliszczy podniosła się postać, niesiona wiatrem naskrzydłach utkanych z niebiańskiego światła.- Morderca! - przez ziemię przetoczył się głuchy, oskarżycielski głos Werchiela. ROZDZIAA 15Bez względu na to, jak bardzo się starała, Lorelei nie była w stanie uratować tegomężczyzny.Atak Potęg był bezlitosny i brutalny.Dziewczyna patrzyła w niemym przerażeniu, jakci, których nazywała swoimi przyjaciółmi, giną na jej oczach.Robiła, co w jej mocy iużywała anielskiej magii, by odeprzeć kolejne ataki.Ale mieszkańcy Aerie ginęli, jeden podrugim.Nie znała dobrze tego mężczyzny, który na imię miał chyba Mike.Był Nefilimem itrafił do Aerie niedługo po niej.Miał bladą skórę, krótko przystrzyżone włosy i mnóstwoblizn wokół nadgarstków.Tak jak Lorelei, on również został umieszczony w zakładzie dlapsychicznie chorych, po tym jak obudziła się w nim anielska moc.Lorelei widziała, jak został strącony.Jeden z żołnierzy Potęg spadł na niego prosto znieba i nadział go na ostrze swojej płonącej włóczni, po czym odleciał w poszukiwaniukolejnej ofiary.Kiedy Lorelei podbiegła, mężczyzna był przytomny.W jego oczach widaćbyło cień nadziei, że to jeszcze nie koniec, pomimo olbrzymiej rany, ziejącej w piersi.Gdybytylko miała w sobie moc.Lorelei z trudem odciągnęła rannego z ulicy, jak najdalej od bitwy,która miała przesądzić o losie ich wszystkich.A potem uklękła obok niego na zniszczonymtrawniku przed domem, wzięła jego dłoń i włożyła w swoją.Kiedyś próbowała nawet porozmawiać z Mikiem.Za każdym razem, gdy widziała gona ulicy i na spotkaniach mieszkańców Aerie, uśmiechała się do niego i mówiła  Cześć.AleMike trzymał się z dala od innych.Podobno zle znosił swoją transformację.Ale teraz to jużnie miało znaczenia.Umierał, a Lorelei nie była w stanie zrobić nic, by go uratować.Mogłatylko trzymać go za rękę i być z nim w tej ostatniej chwili.Nie idzie nam najlepiej - pomyślała, ściskając delikatnie rękę mężczyzny.UmierającyNefilim odwzajemnił słaby uścisk.Z jego rany wciąż wydobywał się dym, jakby płonął odśrodka.Lorelei położyła mu dłoń na piersi, mając nadzieję, że może uda jej się ugasić żar.W oddali usłyszała łoskot wystrzałów z broni swojego ojca, co oznaczało że kolejnygwardzista Potęg spotkał się z przeznaczeniem.Ale to za mało.Większość mieszkańcówAerie nie była żołnierzami, zaś Potęgi poprzysięgły śmierć wszystkim Nefilimom i upadłymaniołom, którzy stanęli po ich stronie.Lorelei czuła, jak Nefilim w jej objęciach umiera - tobyło takie uczucie, jakby część jej także ulatywała w powietrze. Lorelei spojrzała na Mike a i zobaczyła, że odszedł.Szeroko otwartymi w agoniioczami wpatrywał się w niebo, które dla nich wszystkich miało być miejscem lepszym niżZiemia - miejscem, w którym mieli odnalezć upragniony spokój.Czy nie o to właśniewalczyli?Dziewczyna wstała i wróciła na pole bitwy.Ziemia była usłana trupami mieszkańcówAerie i ich prześladowców.W pewnym momencie Lorelei ujrzała jednego z żołnierzy Potęg,z wygiętym pod nienaturalnym kątem skrzydłem, który zmierzał w jej stronę.W ręce trzymałpłonący sztylet, a w błyszczących czarnych oczach lśniła żądza mordu.Widać uznał ją załatwy cel.- Muszę cię rozczarować - powiedziała i zaczęła wypowiadać zaklęcie obronne.Czuła,jak wzbiera w niej anielska moc.Anioł był już o krok, ale Lorelei nawet nie drgnęła.Wyczuwała bijący od niego smród nienawiści - coś jak przyprawy zmieszane z palonymioponami.Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.Lorelei czuła się coraz bardziej zmęczona.Jej ciało nie przywykło do sterowaniatakimi dawkami energii przez tak długi czas.Dlatego zaklęcie nie zadziałało od razu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl