[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała na sobie bladoniebieską suk-nię i wielkie perły na szyi.Była tak piękna i tak majestatyczna w ru-chach, że Wokulski patrząc na nią skamieniał. Nawet marzyć o niej nie mogę!. pomyślał z rozpaczą.Jednocześnie we framudze okna spostrzegł młodego człowieka,który był wczoraj na grobach, a dziś siedział sam przy małym stoliczkunie spuszczając oka z panny Izabeli. Naturalnie, że ją kocha! myślał Wokulski i doznał takiego wra-żenia, jakby owionął go chłód grobu. Jestem zgubiony dodał w duchu.Wszystko to trwało kilka sekund. Czy widzisz pan tę staruszkę między biskupem i jenerałem? odezwała się hrabina. Jest to prezesowa Zasławska, moja najlepszaprzyjaciółka, która koniecznie chce pana poznać.Jest panem bardzozajęta ciągnęła hrabina z uśmiechem jest bezdzietna i ma parę ład-nych wnuczek.Zróbże pan dobry wybór!.Tymczasem przypatrz sięjej, a gdy ci panowie odejdą, przedstawię pana.A.książę. Witam pana odezwał się książę do Wokulskiego. Kuzynkapozwoli?. Bardzo proszę odparła hrabina. Macie tu panowie wolny sto-lik.Ja opuszczę was na chwilę.Odeszła. Siądzmy, panie Wokulski mówił książę. Wybornie zdarzyłosię, ponieważ mam do pana ważny interes.Wyobraz pan sobie, że pań-skie projekta wywołały wielki popłoch między naszymi bawełnianymifabrykantami.Wszak dobrze powiedziałem bawełnianymi?.Oni utrzymują, że pan chce zabić nasz przemysł.Czy istotnie kon-kurencja, którą pan stwarza, jest tak grozna?. Mam wprawdzie odparł Wokulski u moskiewskich fabrykan-tów kredyt do wysokości trzech, nawet czterech milionów rubli, alejeszcze nie wiem, czy pójdą ich wyroby. Straszna!.straszna cyfra! szepnął książę. Czy nie widziszpan w niej istotnego niebezpieczeństwa dla naszych fabryk? Ach, nie.Widzę tylko nieznaczne zmniejszenie ich kolosalnychdochodów, co zresztą mnie nie obchodzi.Ja mam obowiązek dbać tyl-ko o własny zysk i o taniość dla nabywców; nasz zaś towar będzie tań-szy. Czy jednak rozważyłeś pan tę kwestię jako obywatel?. rzekłksiążę ściskając go za rękę My już tak niewiele mamy do stracenia.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG116 Mnie się zdaje, że jest to dość po obywatelsku dostarczyć konsu-mentom tańszego towaru i złamać monopol fabrykantów, którzy zresz-tą tyle mają z nami wspólnego, że wyzyskują naszych konsumentów irobotników. Tak pan sądzisz?.Nie pomyślałem o tym.Mnie zresztą nie ob-chodzą fabrykanci, ale kraj, nasz kraj, biedny kraj. Czym można panom służyć? odezwała się nagle, zbliżywszy siędo nich, panna Izabela.Książę i Wokulski powstali. Jakże jesteś dziś piękna, kuzynko rzekł książe ściskając ją zarękę. %7łałuję doprawdy, że nie jestem moim własnym synem.Cho-ciaż może to i lepiej! Bo gdybyś mnie odrzuciła, co jest prawdopo-dobne, byłbym bardzo nieszczęśliwy.Ach, przepraszam!. spo-strzegł się książę. Pozwolisz, kuzynko, przedstawić sobie pana Wo-kulskiego.Dzielny człowiek, dzielny obywatel.to ci wystarczy,wszak prawda?. Miałam już przyjemność. szepnęła panna Izabela odpowiada-jąc na ukłon.Wokulski spojrzał jej w oczy i dostrzegł takie przerażenie, takismutek, że go znowu opanowała desperacja. Po com ja tu wchodził?. pomyślał.Spojrzał na framugę okna i znowu zobaczył młodego człowieka,który ciągle siedział sam nad nietkniętym talerzem zasłaniając oczyręką. Ach, po com ja tu przyszedł, nieszczęśliwy. myślał Wokulskiczując taki ból, jakby mu serce wyrywano kleszczami. Może pan choć wina pozwoli? pytała panna Izabela przypatru-jąc mu się ze zdziwieniem. Co pani każe odparł machinalnie. Musimy się lepiej poznać, panie Wokulski mówił książę. Mu-sisz pan zbliżyć się do naszej sfery, w której, wierz mi, są rozumy iszlachetne serca, ale brak inicjatywy. Jestem dorobkiewiczem, nie mam tytułu. odparł Wokulskichcąc cośkolwiek odpowiedzieć. Przeciwnie, masz pan.jeden tytuł: pracę, drugi: uczciwość, trze-ci: zdolności, czwarty: energię.Tych tytułów nam potrzeba do odro-dzenia kraju, to nam daj, a przyjmiemy cię jak.brata.Zbliżyła się hrabina. Pozwoli książę?. rzekła. Panie Wokulski.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG117Podała mu rękę i poszli oboje do fotelu prezesowej. Oto jest, prezesowo, pan Stanisław Wokulski odezwała się hra-bina do staruszki ubranej w ciemną suknię i kosztowne koronki. Siądz, proszę cię rzekła prezesowa wskazując mu krzesło obok. Stanisław ci na imię, tak?.A z którychże to Wokulskich?. Z tych.nie znanych nikomu odparł a najmniej chyba pani. A nie służyłże twój ojciec w wojsku? Ojciec nie, tylko stryj. I gdzież to on służył, nie pamiętasz?.Czy nie było mu na imiętakże Stanisław? Tak, Stanisław.Był porucznikiem, a pózniej kapitanem w siód-mym pułku liniowym. W pierwszej brygadzie, drugiej dywizji przerwała prezesowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Miała na sobie bladoniebieską suk-nię i wielkie perły na szyi.Była tak piękna i tak majestatyczna w ru-chach, że Wokulski patrząc na nią skamieniał. Nawet marzyć o niej nie mogę!. pomyślał z rozpaczą.Jednocześnie we framudze okna spostrzegł młodego człowieka,który był wczoraj na grobach, a dziś siedział sam przy małym stoliczkunie spuszczając oka z panny Izabeli. Naturalnie, że ją kocha! myślał Wokulski i doznał takiego wra-żenia, jakby owionął go chłód grobu. Jestem zgubiony dodał w duchu.Wszystko to trwało kilka sekund. Czy widzisz pan tę staruszkę między biskupem i jenerałem? odezwała się hrabina. Jest to prezesowa Zasławska, moja najlepszaprzyjaciółka, która koniecznie chce pana poznać.Jest panem bardzozajęta ciągnęła hrabina z uśmiechem jest bezdzietna i ma parę ład-nych wnuczek.Zróbże pan dobry wybór!.Tymczasem przypatrz sięjej, a gdy ci panowie odejdą, przedstawię pana.A.książę. Witam pana odezwał się książę do Wokulskiego. Kuzynkapozwoli?. Bardzo proszę odparła hrabina. Macie tu panowie wolny sto-lik.Ja opuszczę was na chwilę.Odeszła. Siądzmy, panie Wokulski mówił książę. Wybornie zdarzyłosię, ponieważ mam do pana ważny interes.Wyobraz pan sobie, że pań-skie projekta wywołały wielki popłoch między naszymi bawełnianymifabrykantami.Wszak dobrze powiedziałem bawełnianymi?.Oni utrzymują, że pan chce zabić nasz przemysł.Czy istotnie kon-kurencja, którą pan stwarza, jest tak grozna?. Mam wprawdzie odparł Wokulski u moskiewskich fabrykan-tów kredyt do wysokości trzech, nawet czterech milionów rubli, alejeszcze nie wiem, czy pójdą ich wyroby. Straszna!.straszna cyfra! szepnął książę. Czy nie widziszpan w niej istotnego niebezpieczeństwa dla naszych fabryk? Ach, nie.Widzę tylko nieznaczne zmniejszenie ich kolosalnychdochodów, co zresztą mnie nie obchodzi.Ja mam obowiązek dbać tyl-ko o własny zysk i o taniość dla nabywców; nasz zaś towar będzie tań-szy. Czy jednak rozważyłeś pan tę kwestię jako obywatel?. rzekłksiążę ściskając go za rękę My już tak niewiele mamy do stracenia.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG116 Mnie się zdaje, że jest to dość po obywatelsku dostarczyć konsu-mentom tańszego towaru i złamać monopol fabrykantów, którzy zresz-tą tyle mają z nami wspólnego, że wyzyskują naszych konsumentów irobotników. Tak pan sądzisz?.Nie pomyślałem o tym.Mnie zresztą nie ob-chodzą fabrykanci, ale kraj, nasz kraj, biedny kraj. Czym można panom służyć? odezwała się nagle, zbliżywszy siędo nich, panna Izabela.Książę i Wokulski powstali. Jakże jesteś dziś piękna, kuzynko rzekł książe ściskając ją zarękę. %7łałuję doprawdy, że nie jestem moim własnym synem.Cho-ciaż może to i lepiej! Bo gdybyś mnie odrzuciła, co jest prawdopo-dobne, byłbym bardzo nieszczęśliwy.Ach, przepraszam!. spo-strzegł się książę. Pozwolisz, kuzynko, przedstawić sobie pana Wo-kulskiego.Dzielny człowiek, dzielny obywatel.to ci wystarczy,wszak prawda?. Miałam już przyjemność. szepnęła panna Izabela odpowiada-jąc na ukłon.Wokulski spojrzał jej w oczy i dostrzegł takie przerażenie, takismutek, że go znowu opanowała desperacja. Po com ja tu wchodził?. pomyślał.Spojrzał na framugę okna i znowu zobaczył młodego człowieka,który ciągle siedział sam nad nietkniętym talerzem zasłaniając oczyręką. Ach, po com ja tu przyszedł, nieszczęśliwy. myślał Wokulskiczując taki ból, jakby mu serce wyrywano kleszczami. Może pan choć wina pozwoli? pytała panna Izabela przypatru-jąc mu się ze zdziwieniem. Co pani każe odparł machinalnie. Musimy się lepiej poznać, panie Wokulski mówił książę. Mu-sisz pan zbliżyć się do naszej sfery, w której, wierz mi, są rozumy iszlachetne serca, ale brak inicjatywy. Jestem dorobkiewiczem, nie mam tytułu. odparł Wokulskichcąc cośkolwiek odpowiedzieć. Przeciwnie, masz pan.jeden tytuł: pracę, drugi: uczciwość, trze-ci: zdolności, czwarty: energię.Tych tytułów nam potrzeba do odro-dzenia kraju, to nam daj, a przyjmiemy cię jak.brata.Zbliżyła się hrabina. Pozwoli książę?. rzekła. Panie Wokulski.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG117Podała mu rękę i poszli oboje do fotelu prezesowej. Oto jest, prezesowo, pan Stanisław Wokulski odezwała się hra-bina do staruszki ubranej w ciemną suknię i kosztowne koronki. Siądz, proszę cię rzekła prezesowa wskazując mu krzesło obok. Stanisław ci na imię, tak?.A z którychże to Wokulskich?. Z tych.nie znanych nikomu odparł a najmniej chyba pani. A nie służyłże twój ojciec w wojsku? Ojciec nie, tylko stryj. I gdzież to on służył, nie pamiętasz?.Czy nie było mu na imiętakże Stanisław? Tak, Stanisław.Był porucznikiem, a pózniej kapitanem w siód-mym pułku liniowym. W pierwszej brygadzie, drugiej dywizji przerwała prezesowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]