[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej najni\szy poziom składał się z tylko jednegopomieszczenia, pod którego podłogą płynęła podziemna rzeka.W lodowatej toni le\ał potę\ny, okryty zbroją wojownik, przykuty pradawnymiczarami do skały podło\a.Thelomen Toblakai czystej krwi, na którego spadła klątwademonicznego opętania.Opętanie to zniszczyło jego poczucie jazni.Szlachetnywojownik przestał istnieć ju\ bardzo dawno temu.Mimo to jego ciało wiło się teraz w łańcuchach magii.Demon zniknął, uciekłrazem z wypływającą krwią krwią, która nie powinna była istnieć, biorąc pod uwagęzaawansowany rozkład zwłok, lecz mimo to istniała i rzeka poniosła go kuwolności.Do odległego wodopoju, przy którym wylądował samiec enkar ala zdrowy i pełen sił chcąc zaspokoić pragnienie.Enkar al ju\ od pewnego czasu był samotny.Nie wyczuwał w pobli\u nawettropu swych pobratymców.Choć nie potrafił ocenić upływu czasu, minęłydziesięciolecia, odkąd ostatnio spotkał towarzysza.Gdyby wszystko potoczyło sięnormalnie, jego przeznaczeniem byłoby nigdy ju\ nie znalezć partnerki.Po jegośmierci enkar ale na wschód od Jhag Odhan wymarłyby całkowicie.Teraz jednak jego dusza miotała się w dziwnym, lodowatym ciele, które nie miałoskrzydeł ani bijących mocno serc.Nie czuł tu te\ tropu zwierzyny, za którą mógłbypomknąć z nocnym, pustynnym wiatrem.Coś go tu trzymało, i to więzienie byłoszybką drogą do szaleństwa i zatracenia.W górującej się nad nim fortecy panowały ciemność i cisza.Powietrze znowuznieruchomiało, jeśli pominąć lekkie powiewy napływające z zewnętrznychpomieszczeń.Wściekłość i groza, na które jedyną odpowiedzią była obietnica wieczności.I tak by zostało.Gdyby na Tronach Bestii nadal nikt nie zasiadał.Gdyby przebudzeni wilczy bogowie nie potrzebowali pilnie wojownika.Ich obecność sięgnęła do duszy stworzenia, uspokoiła ją wizjami świata, naktórym w mętnym powietrzu unosiły się enkar ale, samce zwierały ze sobą szczęki wgwałtownych walkach okresu rui, a samice krą\yły wysoko nad nimi.Wizje teprzyniosły uwięzionej duszy spokój, lecz towarzyszył mu równie\ głęboki smutek,gdy\ ciało, w którym się teraz znalazła, było.niewłaściwe.Enkar ala czekał więc okres słu\by, a potem nagroda szansa połączenia się zpobratymcami pod niebem innego królestwa.Zwierzęta równie\ znają nadzieję.Wiedzą te\, co to znaczy nagroda.Poza tym ten wojownik miał skosztować krwi.i to wkrótce.Najpierw jednak trzeba było rozplątać czarodziejską więz.*Kończyny miał sztywne jak trup.Ale serce nadal mu biło.Kalama obudził cień, który przemknął po jego twarzy.Skrytobójca otworzył oczy.I ujrzał nad sobą stare, pomarszczone oblicze zamazane przez zmarszczkigorącego powietrza.Aysy Dalhończyk miał odstające uszy i krzywił wściekle twarz. Szukałem cię! oskar\ył Kalama po malazańsku. Gdzie się podziewałeś?Dlaczego tu le\ysz? Czy nie wiesz, \e jest upał?Skrytobójca znowu zamknął oczy. Szukałeś mnie? Pokręcił głową. Nikt mnie nie szuka ciągnął, zmuszającsię do otworzenia oczu, choć oślepiał go blask, odbijający się od piasku wokół nich.Nikt ju\ nie ma powodu. Idiota.Ogłupiały od gorąca dureń.Pacan.ale mo\e powinienem mu schlebiać,nawet go zachęcać? Czy da się oszukać? Zapewne.Zmiana taktyki, tak jest.Hej, ty!Czy to ty zabiłeś tego enkar ala? To imponujące! Wspaniałe! Ale on śmierdzi.Nie manic gorszego od gnijącego enkar ala, pomijając fakt, \e narobiłeś w portki.Miałeśszczęście, \e twój sikający przyjaciel mnie znalazł, a potem przyprowadził tutaj.Och,enkar ala te\ zaznaczył! Co za smród! Skóra skwierczy! Tak czy inaczej, on cięponiesie.Tak jest, wracamy do mojego nawiedzanego domostwa. Kim jesteś, w imię Kaptura? zapytał Kalam, próbując wstać.Choć parali\ustąpił, pokrywała go zakrzepła krew, kłute rany paliły niczym węgle, a ka\da kość wjego ciele wydawała się krucha. Ja? Czy mnie nie znasz? Nie rozpoznajesz emanującej ode mnie sławności?Sławność? Musi być takie słowo.Przecie\ go u\yłem! Stan bycia sławnym.Oczywiście.Jestem najbardziej oddany sługa Cienia, najwy\szy arcykapłan IskaralKrost! Dla bhok arala bóg, dla pająków bezlitosny prześladowca, natomiast dlawszystkich jednopochwyconych i d iversów świata ten, kto ich oszukał! A dla ciebiezbawca! Pod warunkiem, \e masz coś dla mnie, coś, co powinieneś mi przekazać.Kościany gwizdek? Albo mo\e mały mieszek? Który dostałeś w cienistym królestwieod jeszcze cienistszego boga? Mieszek pełen mrocznych diamentów, ty durniu? To ty, tak? jęknął Kalam. Niech nas bogowie mają w swej opiece.Ehe, mamdiamenty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jej najni\szy poziom składał się z tylko jednegopomieszczenia, pod którego podłogą płynęła podziemna rzeka.W lodowatej toni le\ał potę\ny, okryty zbroją wojownik, przykuty pradawnymiczarami do skały podło\a.Thelomen Toblakai czystej krwi, na którego spadła klątwademonicznego opętania.Opętanie to zniszczyło jego poczucie jazni.Szlachetnywojownik przestał istnieć ju\ bardzo dawno temu.Mimo to jego ciało wiło się teraz w łańcuchach magii.Demon zniknął, uciekłrazem z wypływającą krwią krwią, która nie powinna była istnieć, biorąc pod uwagęzaawansowany rozkład zwłok, lecz mimo to istniała i rzeka poniosła go kuwolności.Do odległego wodopoju, przy którym wylądował samiec enkar ala zdrowy i pełen sił chcąc zaspokoić pragnienie.Enkar al ju\ od pewnego czasu był samotny.Nie wyczuwał w pobli\u nawettropu swych pobratymców.Choć nie potrafił ocenić upływu czasu, minęłydziesięciolecia, odkąd ostatnio spotkał towarzysza.Gdyby wszystko potoczyło sięnormalnie, jego przeznaczeniem byłoby nigdy ju\ nie znalezć partnerki.Po jegośmierci enkar ale na wschód od Jhag Odhan wymarłyby całkowicie.Teraz jednak jego dusza miotała się w dziwnym, lodowatym ciele, które nie miałoskrzydeł ani bijących mocno serc.Nie czuł tu te\ tropu zwierzyny, za którą mógłbypomknąć z nocnym, pustynnym wiatrem.Coś go tu trzymało, i to więzienie byłoszybką drogą do szaleństwa i zatracenia.W górującej się nad nim fortecy panowały ciemność i cisza.Powietrze znowuznieruchomiało, jeśli pominąć lekkie powiewy napływające z zewnętrznychpomieszczeń.Wściekłość i groza, na które jedyną odpowiedzią była obietnica wieczności.I tak by zostało.Gdyby na Tronach Bestii nadal nikt nie zasiadał.Gdyby przebudzeni wilczy bogowie nie potrzebowali pilnie wojownika.Ich obecność sięgnęła do duszy stworzenia, uspokoiła ją wizjami świata, naktórym w mętnym powietrzu unosiły się enkar ale, samce zwierały ze sobą szczęki wgwałtownych walkach okresu rui, a samice krą\yły wysoko nad nimi.Wizje teprzyniosły uwięzionej duszy spokój, lecz towarzyszył mu równie\ głęboki smutek,gdy\ ciało, w którym się teraz znalazła, było.niewłaściwe.Enkar ala czekał więc okres słu\by, a potem nagroda szansa połączenia się zpobratymcami pod niebem innego królestwa.Zwierzęta równie\ znają nadzieję.Wiedzą te\, co to znaczy nagroda.Poza tym ten wojownik miał skosztować krwi.i to wkrótce.Najpierw jednak trzeba było rozplątać czarodziejską więz.*Kończyny miał sztywne jak trup.Ale serce nadal mu biło.Kalama obudził cień, który przemknął po jego twarzy.Skrytobójca otworzył oczy.I ujrzał nad sobą stare, pomarszczone oblicze zamazane przez zmarszczkigorącego powietrza.Aysy Dalhończyk miał odstające uszy i krzywił wściekle twarz. Szukałem cię! oskar\ył Kalama po malazańsku. Gdzie się podziewałeś?Dlaczego tu le\ysz? Czy nie wiesz, \e jest upał?Skrytobójca znowu zamknął oczy. Szukałeś mnie? Pokręcił głową. Nikt mnie nie szuka ciągnął, zmuszającsię do otworzenia oczu, choć oślepiał go blask, odbijający się od piasku wokół nich.Nikt ju\ nie ma powodu. Idiota.Ogłupiały od gorąca dureń.Pacan.ale mo\e powinienem mu schlebiać,nawet go zachęcać? Czy da się oszukać? Zapewne.Zmiana taktyki, tak jest.Hej, ty!Czy to ty zabiłeś tego enkar ala? To imponujące! Wspaniałe! Ale on śmierdzi.Nie manic gorszego od gnijącego enkar ala, pomijając fakt, \e narobiłeś w portki.Miałeśszczęście, \e twój sikający przyjaciel mnie znalazł, a potem przyprowadził tutaj.Och,enkar ala te\ zaznaczył! Co za smród! Skóra skwierczy! Tak czy inaczej, on cięponiesie.Tak jest, wracamy do mojego nawiedzanego domostwa. Kim jesteś, w imię Kaptura? zapytał Kalam, próbując wstać.Choć parali\ustąpił, pokrywała go zakrzepła krew, kłute rany paliły niczym węgle, a ka\da kość wjego ciele wydawała się krucha. Ja? Czy mnie nie znasz? Nie rozpoznajesz emanującej ode mnie sławności?Sławność? Musi być takie słowo.Przecie\ go u\yłem! Stan bycia sławnym.Oczywiście.Jestem najbardziej oddany sługa Cienia, najwy\szy arcykapłan IskaralKrost! Dla bhok arala bóg, dla pająków bezlitosny prześladowca, natomiast dlawszystkich jednopochwyconych i d iversów świata ten, kto ich oszukał! A dla ciebiezbawca! Pod warunkiem, \e masz coś dla mnie, coś, co powinieneś mi przekazać.Kościany gwizdek? Albo mo\e mały mieszek? Który dostałeś w cienistym królestwieod jeszcze cienistszego boga? Mieszek pełen mrocznych diamentów, ty durniu? To ty, tak? jęknął Kalam. Niech nas bogowie mają w swej opiece.Ehe, mamdiamenty [ Pobierz całość w formacie PDF ]