[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ilona i Istvanzmarli na Węgrzech, a ich prochy zostały przeniesione do Niedzicy w 1977 roku.Dalejjeszcze obejrzeliśmy stylowy budynek dawnej celnicy, przeniesiony tu po korekcji JezioraSromowickiego w 1986 roku i zabytkowy spichlerz (sypaniec) z końca XVIII wieku, którynależał niegdyś do folwarku dworskiego.Nareszcie mogliśmy jechać na pocztę.Tu na szczęście nie było dużej kolejki i już pokilku minutach Aleksander z dumną miną wymachiwał przefaksowanym planem jegoodkrycia pod Zbójeckimi Skałkami.De la Vega obejrzał plan, ale nie było widać, czy zrobił on na nim jakieś wrażenie.- Teraz kierunek Dębno! - dziarsko zawołał Kobiatko wsiadając do Rosynanta. - Na Dębno! - odkrzyknęliśmy z Januszem.Profesor grzecznie, ale bez słowa, wsiadłdo samochodu.Jechaliśmy przez Falsztyn, którego nazwa wywodzi się od niemieckiego Falkenstein - Sokola Skała.- Hej, nima tyz nima, jako na Falśtynie, wyńdem na skałecke, widzem pociesynie! -zaśpiewał Aleksander pełnym głosem, budząc niejaki przestrach naszego gościa.Widząc tozwrócił się do Janusza:- Nie widzisz, schodołazie, że pan profesor się denerwuje.Tłumacz mu tu zaraz, cozaśpiewałem!Janusz skrzywił się:- Jako tako tę angielszczyznę opanowałem, ale nie na tyle, żeby oddać uroki gwarypodhalańskiej czy też podtatrzańskiej.Wziął się tedy za tłumaczenie swego zaśpiewu sam Aleksander.Jak mu wyszło?Niełatwo mi to było ocenić.Przed nami ukazało się Dębno, starodawna wieś podhalańska.Przywilej lokacyjnynadany w 1335 roku zawierał już wzmiankę o kościółku.Panuje tu gwarawschodniopodhalańska, w stroju mieszkańców zaznaczają się wpływy Spiszą.We wschodniej części wsi zatrzymaliśmy się przed pięknym drewnianym kościołempod wezwaniem świętego Michała Archanioła, zbudowanym pod koniec XV wieku.Od czasubudowy zachował się on wraz z wystrojem i wyposażeniem w niemal nie zmienionym stanie.Wieżę dostawiono w 1601 lub 1607 roku.Wnętrze zdobi oryginalna dekoracja malarska zokoło 1500 roku.- To jest wspaniałe! - zachwycił się pięknem kościółka de la Vega.- Dlatego tu pana przywiozłem - skłonił się dumny Kobiatko, jakby to on sam byłbudowniczym kościółka.Podziwialiśmy jeszcze krucyfiks na belce tęczy pochodzący z 1380 roku oraz pięknygotycki tryptyk w głównym ołtarzu z XVI wieku.W barokowych bocznych ołtarzachAleksander zwrócił naszą uwagę na figurki Madonny i  świętych dam z około 1440 rokuoraz o dwadzieścia lat młodszą rzezbę patrona kościoła.Przeszliśmy się trochę po wsi, jako że, jak twierdził Aleksander, każdy budynekgospodarczy tutaj to zabytek.Ciekawość naszego gościa wzbudził też wysoki na 4,5 metra wał ziemny oddzielającywieś od jeziora.Powstał on, ponieważ ta miejscowość znajduje się w tak zwanej  cofce i należało ochronić zabytkową wieś przed zalaniem podczas spiętrzania jeziora.Ale i tak okołotrzydziestu budynków trzeba było przenieść wyżej.Wreszcie wsiedliśmy do Rosynanta i wyjechaliśmy na znaną nam już nowotarskąszosę, która poprowadziła z powrotem  do domu. ROZDZIAA DWUNASTYGORCA MASKA AUDI I GAAZKA JE%7łYNY " KTO BYA WNASZYM POKOJU " DZIEJE INKW I KAAMSTWA ALEKSANDRA "NADE WSZYSTKO KAWA PO PERUWIACSKU " LEKARSTWO CZYTRUCIZNAZaparkowałem Rosynanta za audi Marii.Wysiadłem z samochodu i dopiero terazzwróciłem uwagę na delikatną warstwę kurzu pokrywającą auto Peruwianki.Pozwoliłem, abymoi towarzysze (zwłaszcza de la Vega) ruszyli przodem i oparłem rękę o maskę czerwonegowozu.Blacha okazała się bardziej gorąca niż reszta karoserii wystawionej na żar promienisłonecznych! Znak, że niedawno jeszcze silnik samochodu pracował i to w trudnychwarunkach, czyli w terenie, gdzie nie mógł być dobrze chłodzony z powodu małej prędkości.Wrócić musiało audi niedawno, bo inaczej temperatura maski i reszty karoserii już by sięwyrównała.Ale dokąd Maria jezdziła? Może mimo wszystko po lekarstwa, ale ich przecieżnie szukałaby na terenowych drogach! Obejrzałem samochód dokładniej.Dostrzegłem strzępek zieleni wbity pod zderzak audi.Schyliłem się szybko iwyrwałem go.Była to gałązka jeżyny.Tak więc Maria jezdziła do lasu! A jedynyminteresującym ją i nas miejscem w tutejszym lesie były Zbójeckie Skałki z miejscem odkryciaKobiatki!Ciekawe, czy penetrując tam skorzystała z naszego sprzętu? Na szczęściezastosowałem prosty sposób dowiedzenia się, czy ktoś odwiedzał nasz pokój podczas naszejnieobecności.Nauczył mnie go polski Tatar, pan Aleksander Azbijewicz: wystarczyzamykając drzwi za sobą włożyć między nie a framugę maleńki patyczek.Jeśli drzwi byłyotwierane, patyczek będzie leżał na progu.Ja użyłem do tego celu kawałka zapałki.Teraz pośpieszyłem, aby wyprzedzić towarzyszy i pierwszy stanąć przy drzwiachnaszego pokoju.Ułomek zapałki leżał na progu! Maria skorzystała więc z któregoś z naszychwykrywaczy, a może i z sondy!Spyta ktoś, dlaczego byłem tak pewny swego  testu z zapałką?Maria mogła wejść przecież do pokoju przez okno czy drzwi balkonowe.Otóż nie!Wyjeżdżając zamknąłem je szczelnie, narażając się nawet na kpiny Janusza i narzekania Aleksandra, że po powrocie będzie w pokoju duszno nie do wytrzymania.Ale zamknięteokno, o ile łatwo jest otworzyć, to prawie niemożliwe zamknąć za sobą nie pozostawiającśladu.Co innego drzwi zamknięte na zamek udający patentowy.Wystarczy trochęumiejętności w posługiwaniu się agrafką lub spinką do włosów, a tych Marii, jak sięprzekonałem, nie brakowało.Weszliśmy do pokoju.Zamknąłem drzwi i oświadczyłem:- Podczas naszej wyprawy do Dębna Maria wyprawiła się pod Zbójeckie Skałki.I tamprzeprowadziła poszukiwania na własną rękę, ale korzystając z naszego sprzętu.Ciekawe, czymiała więcej szczęścia niż my wszyscy ostatnim razem? Tylko mi bez żadnej policji! -chwyciłem z grozną miną za poduszkę, bo Aleksander już unosił ręce pełnym grozy gestem.- Skąd pan to wie? - spytał Janusz.- Stąd, że jej samochód jest zakurzony, a jego silnik pracował jeszcze niedawno,gdzieś w lesie.O czym świadczy ta gałązka jeżyny znaleziona za jego zderzakiem.Poza tymmam pewność, że ktoś odwiedzał nasz pokój, podczas gdy my byliśmy daleko stąd.A kto iczego mógł tu szukać, gdy złota jeszcze nie przenieśliśmy spod Zbójeckich Skałek? Mariipotrzebny był nasz sprzęt.A że pożyczyła go sobie bez naszej wiedzy? Nie mam zamiaruczynić jej o to pretensji.Zwłaszcza, że spójrzcie, wszystko wróciło na swoje miejsce.- To skąd ta pewność, że brała wykrywacze, skoro wszystko leży tak jak leżało, a oknai drzwi balkonowe są zamknięte? - nie ustępował chłopak.Opowiedziałem o historii z zapałką.Zostało to przyjęte z uwagą i szacunkiem dla mejprzemyślności.Ale przecież chwała należy się panu Azbijewiczowi, nie mnie! Ja tylkozastosowałem jego pomysł we właściwym momencie!- Ta Maria - pokiwał głową Aleksander.- Trzeba na nią uważać!Wzruszyłem ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl