[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez ułamek sekundy wyglądał, jakbygoktoś uderzył wtwarz.Czy to możliwe, że nikt mu niewygadał?W sumie, trudnosiędziwić, sama o to prosiłam.Ale niewierzyłam, że Mietek iMagdazastosują się do mojej prośby.A jednak.Paweł, ze spuszczoną głową, przez chwilę polerował kufelek.- Mąż czeka?- spytał ostrożnie.Dotknęłamjednym palcem jegodłoni i znienacka spojrzeliśmy sobie w oczy.Uniósł głowę, a ja tym razem nie miałam zamiaru spusz-1czać wzroku.Za dużo było ostatnio napięcia między nami, napięcia,- )które było oczekiwaniem, równieżz jegostrony, zrozumiałam to teraz, j,- Nie mam męża - powiedziałam ze ściśniętym sercem, czując że'w pewien sposób ważą sięnasze losy, i żePaweł czekałna ten moment w równym napięciu jak ja.Sekunda prawdy,chwila wyjaśnienia.Możliwe, że ostatnio nawiedzały nas te same sny.- Mam^lziecko, ono nawet formalnie.jest tylko moje.Synek, półtoraroczny.Z jego ojcem od dawna niemam kontaktu.Mieszkam z rodzicami.Wyrzuciłam to jednym tchem.Paweł milczał.Przezchwilę stałam obok, nasłuchując.Cisza.Przestał nawet polerowaćkufel, zapanował bezruch absolutny.Po kilkudziesięciu sekundach zrobiłam głęboki wdech i wyszłam zza baru.Możliwe, że zatrzasnęłam bramkę odrobinę zbytmocno.Od strony Pawełka nie dobiegał najlżejszy dzwięk.78Dołączyłamdo naszego babskiego stolika.- Co mu powiedziałaś?- spytała z miejsca Aldona, wskazującgłową na Pawła.Odważyłam się spojrzeć w jego kierunku.Siedziałnieruchomo,zespuszczoną głową, przy barze na szczęście -czy też nieszczęście- nie było nikogo.Czarna, kręcona grzywa opadła mu na twarzi zasłoniłaoczy. - Prawdę- szepnęłam cicho do Aldony.Pół godziny pózniejzbierałamsię do odlotu, wraz z resztądziewczyn.Paweł podszedł do nas i z niespodziewaną dla niegoenergią odwrócił mnieza łokcie, przodem dosiebie.- Przyjdz jutro- powiedział, zaglądając mi prosto w oczy.-To znaczy, wiem, że będziesz w pracy, alepostaraj się, proszę,pozostać chwilę pózniej iwygospodarować czas.dla mnie.Proszę - powtórzył,jakoś tak, że znównagły dreszcz przeleciał mi poplecach.- Okej - szepnęłam i z najwyższą niechęcią oswobodziłam łokcie, bo dziewczyny zbierałysięjuż do wyjścia.Strzygły uszami nawszystkie możliwe strony.- Mówiłam?Mówiłam.- Aldona zademonstrowała pijackączkawkę.To, co określałyśmy mianem "kawy po zajęciach", naderczęsto przypominało dużą ilość wina.- On jest naprawdę zajebiście przystojny.Aty wyraznie jesteś w jego typie.Pokazałam jejgest dośćbrzydki, na szczęście pięścią schowanąw kieszeni puchówki.Nie dotarł do adresatki.Dwudziesty dziewiątyNo i stałosię.Przez cały wieczór - nic, dokładnie nic.Narastające napięciemiędzy nami, milion niczego niepodejrzewających studentów doobsłużenia.Przypadkowydotyk, tak pełen znaczeń, żeaż bolesny.Kwadrans po pierwszej bliskabyłam walenia głową w blat.Jakiś kretyn zamówiłjeszcze trzykawy mrożone idwa kamikaze.Paweł delikatnie wyjął mi shaker z rąk i sprawnie zrealizował zamówienie.Ręce mi się trzęsły i to bez shakera.79. Po głowie wciąż mi hulały słowa Marty, z popołudnia."Jest najbardziej barmanowatym barmanem,jakiego znam.To nie tylko kwestia pustki, także przyzwyczajenia.Do pewnegorodzaju beztroski, do papierosów i- nie będę ściemniać - przedewszystkim do ogromnych ilości alkoholu".Fakt, Paweł dużo pije.Niekiedy zbyt wiele.Ja również, zwłaszcza ostatnio.Ostatnie trzy dni.Zanim zamknęliśmy drzwi za ostatnim klientem, nad namiz hukiem i westchnieniem przeminęławieczność.Pięć sekund pózniej tonęłam w długim pocałunku, bez żadnychwyjaśnień.Wszystko było boleśnie pięknei nieoczekiwanie proste.Pawełwziął mnie na ręce, jak małe dziecko i zaniósł na dół, do ostatniejsali.Przytuliłam siędo niego po drodze, a on całował moje włosy,całą bujną, sterczącą na boki czuprynę.Dotykał mnietak, jakby wjednej chwilichciał mniezapamiętać na wieki, nazawsze, iskierkitańczyły pod jego palcamii pierwszy raz od dawna nie musiałam niczego ubierać w słowa.Cała byłam gestem, tysiącem gestów, tak starych, tak nieodmiennie nowych.Zamknęłam oczy, nie dlatego, że niechciałam go widzieć, aledlatego, że znałam go oddawna i jegodotyk wtapiał się we mniejak promień.Całował moje zaciśnięte powieki.Jest granica,do której trudno dotrzeć, nie będąc razem i niespędzając ze sobą dwustu lat,ale my jakimścudem przekroczyliśmy tę granicę.Potem płakałam.A onwtulał się cały w moje dłonie i nie pozwolił ukryć w nich mojej twarzyTrzydziestyśNaprawdę nie wiedziałam, jak mu spojrzećw oczy, po tym,cosię stało, ale on jeszcze razpodniósł mnie za łokcie i zbliżył twarz do mojejtwarzy.Zobaczyłam w niej tylkoto, co tak bardzochciałam zobaczyć.Moje życie jest pogmatwane i mgliste jak sen.80GrudzieńMartaSTUDENCKIE%7łYCIEOstatni egzamin to była tragikomedia.W każdym razieprofesoraudało mi się ładnie zgasić;, zupełnie niechcący.Jeszcze nie skończył mi się etapporannych nudności, a w gabinecie profesora nie pachniałoróżami, tylkojakąś spaloną gumą.Egzaminzdawaliśmy ustnie, wdrużynach trzyosobowych.Cała nasza trójka nie emanowała zbytnio nadmiarem wiedzy, a mniejeszcze dodatkowo bruzdziłyzjawiska fizjologiczne.Najpierw wierciłam się i wzdychałam, starając sięoddychaćgłęboko, a zarazemdyskretnie, pózniejodpowiadałam chaotycznie i dość powściągliwie, starając się jak najkrócej otwierać usta, wreszcie,zasłużywszyna trójkę z plusem zawisłam nad głową profesora jak sęp, odczekałam dwie sekundypo tym, jak wpisał mi ocenę, i wydarłam mu indeks, częściowo dlatego, że spieszyło mi się naświeże powietrze,a częściowo - żeby przypadkiem nie zaczął go wertować, bo wtedyzawsze padajągłupie pytania, dlaczego tyle lat byłam na piątymroku.Najmądrzejsza z odpowiedzi, którą wymyśliłam,to ta, żeszalenie misię podobały na tym rokućwiczenia i wykłady, więc postanowiłam przeżyć to jeszcze raz. I jeszcze raz.Ijeszcze.Mam też przygotowaną inną odpowiedz, że zaraz pomoimdrugim piątym roku, którypowtarzałam zwyczajnie, z głupoty, porwali mnie kosmici i odwiezli na Ziemię dopiero po czterechlatach,prosto pod dziekanat.W każdym razie pan profesor zdumiał sięlekko i zaprotestował.-Co mi pani tak wydziera, przecież nie zjem pani tego indeksu!-A,panie profesorze, raz mi go ukradlii miałam przez tookropne perypetie, i teraz jestem doniego nadzwyczaj przywiązana- palnęłam równie bezmyślnie, co prawdziwie.- Jakiś profesor pani zarąbał?- zdumiał się egzaminator.- Nie, skąd, zwyczajny złodziej, wyrwałmi torebkę - wyznałam,lekko zaróżowiona, aleindeksunie wypuściłam już z garści.- Bardzo przepraszam.- Pani w ogóle nerwowa jakaś - skrzywił się profesor, zdjął oku81. lary i przyjrzał się mi z bliska.- Dlaczego panijesttaka nerwowa?- chciał wiedzieć.-A tak ogólnie.-Machnęłam ręką, upychając indeks do torebki.Bardzo chciałam już wyjść.- %7łycie jest stresujące.Profesorprychnął z lekceważeniem.- Taak?A cóż takiego stresującego w życiu koleżanki studentki?Rodzina na głowie, mąż, troje dzieci?Pokiwałam radośnie głowąi poklepałam się po umiarkowaniepłaskim jeszcze brzuchu.- Trzeciew drodze - wyjaśniłam.Panu profesorowi obniżyła się szczęka w widoczny sposób.- Eee.Aaa.- powiedział - a, eee.rozumiem.Skorzystał kolega,średnioprzygotowany, któremu osłupiały panprofesor też wpisał z rozpędu dość dobry i niepytał więcej.O nic,w ogóle.Minęły dwa miesiące, zbliża się pierwszypoważny egzamin (chirurgia), a ja wciąż grzeczniechodzę na ćwiczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl