[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bicie w bębny ogłosiło przybycie więźnia.Powitał go chór pogróżek i obelg białych, drwiny Mulatów i wyrażające frenetyczny entuzjazm okrzyki Afrykańczyków.Ignorując psy, smagnięcia batem oraz rozkazy nadzor-ców i żołnierzy, niewolnicy powstali na powitanie Mackandala i skakali z ramionami wzniesionymi ku niebu, Wszyscy zareagowali jednakowo – nawet gubernator i intendent podnieśli się z miejsc.Mackandal, odziany tylko w brudne i poplamione zaschniętą krwią spodnie, był wysoki, bardzo ciemny, miał całe ciało poznaczone bliznami.Szedł zakuty w łańcuchy, ale wyprostowany, wyniosły, obojętny.Nie raczył nawet rzucić okiem na białych, żołnierzy, zakonników i psy; powiódł wolno spoj-rzeniem po niewolnikach i każdy z nich wiedział, że te czarne źrenice wyróżniły właśnie jego, ofiaro-wując mu tchnienie nieokiełznanej wolności.Nie był niewolnikiem, który idzie na stracenie, lecz jedy-nym prawdziwie wolnym człowiekiem w tłumie.Wszyscy tak to odczuwali, dlatego na placu zapadła głęboka cisza.W końcu Murzyni zawyli nieposkromionym chórem, skandując imię bohatera: Mackan-dal, Mackandal.Mackandal.Gubernator zrozumiał, że lepiej szybko z tym skończyć, zanim planowane widowisko cyrkowe zamieni się w krwawą łaźnię; dał znak i żołnierze przykuli więźnia łańcuchem do pala na stosie drewna.Kat podpalił słomę i wkrótce nasycone tłuszczem polana zapłonęły, wznosząc gę-ste kłęby dymu.Nikt na placu nie ośmielił się nawet westchnąć, kiedy zabrzmiał głęboki głos Mackan-dala: „Wrócę! Wrócę!”.Co wtedy zaszło? Koloniści mówili, że w późniejszych dziejach wyspy było to najczęściej zadawane pytanie.Biali i Mulaci widzieli, jak Mackandal uwolnił się z łańcuchów i przeskoczył nad płonącymi polanami, ale żołnierze rzucili się na niego, uderzeniami zmusili do uległości i z powrotem zawlekli na stos, gdzie kilka minut później pochłonęły go płomienie i dym.Murzyni widzieli, jak Mackandal uwol-nił się z łańcuchów, przeskoczył nad płonącymi polanami, a kiedy rzucili się na niego żołnierze, przy-brał postać moskita i odleciał w kłębach dymu, zataczając pełne koło wokół placu, żeby wszyscy mogli się z nim pożegnać, potem zniknął na niebie, tuż przed ulewą, która zalała stos i zgasiła ogień.Biali i affranchis zobaczyli zwęglone ciało Mackandala.Murzyni zobaczyli tylko goły słup.Ci pierwsi uciekli przed burzą, ci drudzy nadal śpiewali, obmywani przez deszcz.Mackandal zwyciężył i spełni swoją obietnicę.Mackandal wróci.Dlatego – jak powiedział Valmorain swojej niepoczytalnej żonie – trzeba było raz na zawsze obalić tę absurdalną legendę i to było powodem, dla którego dwadzieścia trzy lata później udawali się ze swoimi niewolnikami do Le Cap, aby wziąć udział w innej egzekucji.Długiej karawany pilnowali czterej strażnicy uzbrojeni w muszkiety, Prosper Cambray i Toulouse Valmorain z pistoletami oraz commandeurs, którzy jako niewolnicy mieli tylko szable i maczety.Niemożna było im ufać – w razie ataku mogli przyłączyć się do marronów.Chudzi i zagłodzeni Murzyni posuwali się wolnym krokiem, niosąc na plecach toboły, połączeni łańcuchem, opóźniającym ich marsz.Panu wydawało się to przesadą, ale nie mógł podważać autorytetu zwierzchnika nadzorców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Bicie w bębny ogłosiło przybycie więźnia.Powitał go chór pogróżek i obelg białych, drwiny Mulatów i wyrażające frenetyczny entuzjazm okrzyki Afrykańczyków.Ignorując psy, smagnięcia batem oraz rozkazy nadzor-ców i żołnierzy, niewolnicy powstali na powitanie Mackandala i skakali z ramionami wzniesionymi ku niebu, Wszyscy zareagowali jednakowo – nawet gubernator i intendent podnieśli się z miejsc.Mackandal, odziany tylko w brudne i poplamione zaschniętą krwią spodnie, był wysoki, bardzo ciemny, miał całe ciało poznaczone bliznami.Szedł zakuty w łańcuchy, ale wyprostowany, wyniosły, obojętny.Nie raczył nawet rzucić okiem na białych, żołnierzy, zakonników i psy; powiódł wolno spoj-rzeniem po niewolnikach i każdy z nich wiedział, że te czarne źrenice wyróżniły właśnie jego, ofiaro-wując mu tchnienie nieokiełznanej wolności.Nie był niewolnikiem, który idzie na stracenie, lecz jedy-nym prawdziwie wolnym człowiekiem w tłumie.Wszyscy tak to odczuwali, dlatego na placu zapadła głęboka cisza.W końcu Murzyni zawyli nieposkromionym chórem, skandując imię bohatera: Mackan-dal, Mackandal.Mackandal.Gubernator zrozumiał, że lepiej szybko z tym skończyć, zanim planowane widowisko cyrkowe zamieni się w krwawą łaźnię; dał znak i żołnierze przykuli więźnia łańcuchem do pala na stosie drewna.Kat podpalił słomę i wkrótce nasycone tłuszczem polana zapłonęły, wznosząc gę-ste kłęby dymu.Nikt na placu nie ośmielił się nawet westchnąć, kiedy zabrzmiał głęboki głos Mackan-dala: „Wrócę! Wrócę!”.Co wtedy zaszło? Koloniści mówili, że w późniejszych dziejach wyspy było to najczęściej zadawane pytanie.Biali i Mulaci widzieli, jak Mackandal uwolnił się z łańcuchów i przeskoczył nad płonącymi polanami, ale żołnierze rzucili się na niego, uderzeniami zmusili do uległości i z powrotem zawlekli na stos, gdzie kilka minut później pochłonęły go płomienie i dym.Murzyni widzieli, jak Mackandal uwol-nił się z łańcuchów, przeskoczył nad płonącymi polanami, a kiedy rzucili się na niego żołnierze, przy-brał postać moskita i odleciał w kłębach dymu, zataczając pełne koło wokół placu, żeby wszyscy mogli się z nim pożegnać, potem zniknął na niebie, tuż przed ulewą, która zalała stos i zgasiła ogień.Biali i affranchis zobaczyli zwęglone ciało Mackandala.Murzyni zobaczyli tylko goły słup.Ci pierwsi uciekli przed burzą, ci drudzy nadal śpiewali, obmywani przez deszcz.Mackandal zwyciężył i spełni swoją obietnicę.Mackandal wróci.Dlatego – jak powiedział Valmorain swojej niepoczytalnej żonie – trzeba było raz na zawsze obalić tę absurdalną legendę i to było powodem, dla którego dwadzieścia trzy lata później udawali się ze swoimi niewolnikami do Le Cap, aby wziąć udział w innej egzekucji.Długiej karawany pilnowali czterej strażnicy uzbrojeni w muszkiety, Prosper Cambray i Toulouse Valmorain z pistoletami oraz commandeurs, którzy jako niewolnicy mieli tylko szable i maczety.Niemożna było im ufać – w razie ataku mogli przyłączyć się do marronów.Chudzi i zagłodzeni Murzyni posuwali się wolnym krokiem, niosąc na plecach toboły, połączeni łańcuchem, opóźniającym ich marsz.Panu wydawało się to przesadą, ale nie mógł podważać autorytetu zwierzchnika nadzorców [ Pobierz całość w formacie PDF ]