[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uśmiechnąłem się do chłopaka pojednawczo.- Powinieneś słuchać matki i trzymać tę gębę na kłódkę.Zacząłeś mówić za dużo i widzisz, co się stało? Ludzie w to uwierzyli.Więc możesz winić tylko siebie.Mówiłeś tak czy nie? Tym razem żadnego „może”.Carl utkwił we mnie wzrok.Znów skrzyżował ręce.-Nie.- Ale byłeś’ tam, gdy to się stało? - zapytałem.- Aha, i usiądź znowu.Posłuchał.- Nie wiem - powiedział po chwili.- Może i byłem.Zresztą kogo to obchodzi? To był tylko kot.- Myślę, że tego kota to obchodziło.I mnie to obchodzi.Lubię koty.Detektyw Fellowes?- Ja też lubię koty - powiedziała Laura.- No.Więc nas oboje to obchodzi, a my jesteśmy z policji i tak się składa, że zabicie kota jest karalne.Więc w sumie jest to dość istotne.Twierdzisz, że tego nie zrobiłeś.Jeśli nie ty, to kto? Bo ktoś to zrobił, prawda?Carl milczał.Mięśnie w kącikach jego żuchwy napinały się i pulsowały.Jego twarz była niczym zaciśnięta pięść.- Carl?- Tak, ktoś to zrobił.Nie ja.- Ale byłeś tam.Skinął głową.Minę miał niewesołą.- Opowiedz nam.Kiedy to miało miejsce?- To było jednego wieczoru latem - odparł Carl.Gdy zaczął opowiadać, niemal od razu stało się jasne, że incydent, o którym mówił, nie był tym, który „Jimmy” umieścił w internecie.Pomijając wszystko inne, tamte nagrania były robione w świetle dnia, a zdarzenie, o którym opowiadał Carl, miało miejsce nocą.Chłopak powiedział nam to, co już wiedzieliśmy - że wieczorami na Swaine Hill zbierały się grupy nastolatków, by oddawać się wszystkim typowym dla tej grupy wiekowej zakazanym przyjemnościom: picie, palenie, imprezowanie.Większość była starsza od Carla, ale obecność jego i kilku jego kumpli wydawała się nikomu nie przeszkadzać.Wyobrażałem sobie, że wręcz prze-ciwnie, starsi lubili towarzystwo kogoś, kto mógł ich podziwiać -ale nie byłem zbyt pewien, po jaką cholerę pani Johnson pozwalała swojemu dziecku wałęsać się tam po nocy.- To jeden z tych starszych chłopaków przyniósł kota - powiedział Carl.- Imię? - Laura zapisywała wszystko w swoim notatniku.- Nie wiem.- Chłopiec patrzył błagalnym wzrokiem raz na mnie, raz na nią.- Serio.Nie był z naszej szkoły.Zresztą on go przyniósł, ale nie on go zabił.- Wiek? - Laura była nieubłagana.- Nie wiem!- Zacznij od „może”.- Kilka lat starszy ode mnie.Szesnaście, siedemnaście.Ale mówię, że to nie on go zabił.- To kto? Co się stało potem?- Sprzedał kota.- Przyniósł ze sobą kota i go sprzedał?- Chyba jego rodzina nie mogła go zatrzymać czy coś.Ich kocica miała małe, więc on musiał się go pozbyć.Zdaje się, że ten drugi chłopak zgodził się zdjąć mu problem z głowy.Dostałby go za darmo, ale uparł się, że zapłaci.- Imienia tego drugiego gościa też nie znasz?Carl potrząsnął głową.- Nigdy wcześniej go nie wiedziałem.Ktoś go musiał przyprowadzić, ale był starszy od reszty.Pewnie jakieś dwadzieścia parę lat.- Okej - powiedziałem.- Więc kupił kota.I co się stało potem?- Kot był w klatce.Takiej z drutu, jak do przewożenia zwierząt, tylko że ze wszystkich stron otwartej.Najpierw wszyscy się śmiali z tego kota, bo on był przerażony.Było głośno i paliło się ognisko.Zawsze robiliśmy ognisko.Więc najpierw było dość śmiesznie.- Dość śmiesznie - powtórzyłem.- No, mogę się założyć.A potem?- Potem ten gość położył klatkę na ziemi i wyjął z kieszeni drut, taki do dziergania.I wszyscy… tak… ucichli.- Przestało być śmiesznie?Carl potrząsnął głową.Nie byłem pewien, czy chcę usłyszeć resztę, ale nie miałem wyboru, więc zapytałem: -I?- Najpierw myśleliśmy, że tak się tylko wygłupia.Ale… się nie wygłupiał.Carl opowiedział nam, że chłopak kłuł kota przez siatkę drutem, najpierw delikatnie, jakby tylko się z nim drażnił, a potem mocniej.Przez cały czas zwierzę syczało, pluło i piszczało, a chłopak po prostu siedział w kucki obok klatki i dźgał je miarowo.Carl miał teraz naprawdę niewyraźną minę.Nie był już ani w połowie tak butny, jak na początku spotkania.Gdzieś w środku, teraz było to widać, wciąż pozostawał dzieckiem.- Próbował trafić go w oczy.Potrząsnąłem głową.- Nikt nie próbował go powstrzymać?- No tak jakby.Ale on był starszy, tak jak mówiłem, więc po prostu zignorował nas, tak jakby w ogóle go to nie obchodziło.I z jakiegoś powodu udało mu się.Chyba wszyscy byli trochę…Dziwnie było widzieć to wszystko na własne oczy.- No, mogę sobie wyobrazić.- Kilka dziewczyn wymiękło.Kilku chłopaków też.Znaczy, mnie też się to nie podobało.Ale ludzie po prostu odchodzili, pozwalając mu dalej robić to, co robił.On nie… On wtedy wydawał się być w swoim świecie.Carl wziął głęboki oddech.- Po chwili się znudził.Mieliśmy tam trochę płynu do zapalniczek, który przynieśliśmy, żeby rozpalić ognisko.Użył go, żeby podpalić klatkę.Śmierdziało jak cholera.Ten kot zdychał całe wieki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Uśmiechnąłem się do chłopaka pojednawczo.- Powinieneś słuchać matki i trzymać tę gębę na kłódkę.Zacząłeś mówić za dużo i widzisz, co się stało? Ludzie w to uwierzyli.Więc możesz winić tylko siebie.Mówiłeś tak czy nie? Tym razem żadnego „może”.Carl utkwił we mnie wzrok.Znów skrzyżował ręce.-Nie.- Ale byłeś’ tam, gdy to się stało? - zapytałem.- Aha, i usiądź znowu.Posłuchał.- Nie wiem - powiedział po chwili.- Może i byłem.Zresztą kogo to obchodzi? To był tylko kot.- Myślę, że tego kota to obchodziło.I mnie to obchodzi.Lubię koty.Detektyw Fellowes?- Ja też lubię koty - powiedziała Laura.- No.Więc nas oboje to obchodzi, a my jesteśmy z policji i tak się składa, że zabicie kota jest karalne.Więc w sumie jest to dość istotne.Twierdzisz, że tego nie zrobiłeś.Jeśli nie ty, to kto? Bo ktoś to zrobił, prawda?Carl milczał.Mięśnie w kącikach jego żuchwy napinały się i pulsowały.Jego twarz była niczym zaciśnięta pięść.- Carl?- Tak, ktoś to zrobił.Nie ja.- Ale byłeś tam.Skinął głową.Minę miał niewesołą.- Opowiedz nam.Kiedy to miało miejsce?- To było jednego wieczoru latem - odparł Carl.Gdy zaczął opowiadać, niemal od razu stało się jasne, że incydent, o którym mówił, nie był tym, który „Jimmy” umieścił w internecie.Pomijając wszystko inne, tamte nagrania były robione w świetle dnia, a zdarzenie, o którym opowiadał Carl, miało miejsce nocą.Chłopak powiedział nam to, co już wiedzieliśmy - że wieczorami na Swaine Hill zbierały się grupy nastolatków, by oddawać się wszystkim typowym dla tej grupy wiekowej zakazanym przyjemnościom: picie, palenie, imprezowanie.Większość była starsza od Carla, ale obecność jego i kilku jego kumpli wydawała się nikomu nie przeszkadzać.Wyobrażałem sobie, że wręcz prze-ciwnie, starsi lubili towarzystwo kogoś, kto mógł ich podziwiać -ale nie byłem zbyt pewien, po jaką cholerę pani Johnson pozwalała swojemu dziecku wałęsać się tam po nocy.- To jeden z tych starszych chłopaków przyniósł kota - powiedział Carl.- Imię? - Laura zapisywała wszystko w swoim notatniku.- Nie wiem.- Chłopiec patrzył błagalnym wzrokiem raz na mnie, raz na nią.- Serio.Nie był z naszej szkoły.Zresztą on go przyniósł, ale nie on go zabił.- Wiek? - Laura była nieubłagana.- Nie wiem!- Zacznij od „może”.- Kilka lat starszy ode mnie.Szesnaście, siedemnaście.Ale mówię, że to nie on go zabił.- To kto? Co się stało potem?- Sprzedał kota.- Przyniósł ze sobą kota i go sprzedał?- Chyba jego rodzina nie mogła go zatrzymać czy coś.Ich kocica miała małe, więc on musiał się go pozbyć.Zdaje się, że ten drugi chłopak zgodził się zdjąć mu problem z głowy.Dostałby go za darmo, ale uparł się, że zapłaci.- Imienia tego drugiego gościa też nie znasz?Carl potrząsnął głową.- Nigdy wcześniej go nie wiedziałem.Ktoś go musiał przyprowadzić, ale był starszy od reszty.Pewnie jakieś dwadzieścia parę lat.- Okej - powiedziałem.- Więc kupił kota.I co się stało potem?- Kot był w klatce.Takiej z drutu, jak do przewożenia zwierząt, tylko że ze wszystkich stron otwartej.Najpierw wszyscy się śmiali z tego kota, bo on był przerażony.Było głośno i paliło się ognisko.Zawsze robiliśmy ognisko.Więc najpierw było dość śmiesznie.- Dość śmiesznie - powtórzyłem.- No, mogę się założyć.A potem?- Potem ten gość położył klatkę na ziemi i wyjął z kieszeni drut, taki do dziergania.I wszyscy… tak… ucichli.- Przestało być śmiesznie?Carl potrząsnął głową.Nie byłem pewien, czy chcę usłyszeć resztę, ale nie miałem wyboru, więc zapytałem: -I?- Najpierw myśleliśmy, że tak się tylko wygłupia.Ale… się nie wygłupiał.Carl opowiedział nam, że chłopak kłuł kota przez siatkę drutem, najpierw delikatnie, jakby tylko się z nim drażnił, a potem mocniej.Przez cały czas zwierzę syczało, pluło i piszczało, a chłopak po prostu siedział w kucki obok klatki i dźgał je miarowo.Carl miał teraz naprawdę niewyraźną minę.Nie był już ani w połowie tak butny, jak na początku spotkania.Gdzieś w środku, teraz było to widać, wciąż pozostawał dzieckiem.- Próbował trafić go w oczy.Potrząsnąłem głową.- Nikt nie próbował go powstrzymać?- No tak jakby.Ale on był starszy, tak jak mówiłem, więc po prostu zignorował nas, tak jakby w ogóle go to nie obchodziło.I z jakiegoś powodu udało mu się.Chyba wszyscy byli trochę…Dziwnie było widzieć to wszystko na własne oczy.- No, mogę sobie wyobrazić.- Kilka dziewczyn wymiękło.Kilku chłopaków też.Znaczy, mnie też się to nie podobało.Ale ludzie po prostu odchodzili, pozwalając mu dalej robić to, co robił.On nie… On wtedy wydawał się być w swoim świecie.Carl wziął głęboki oddech.- Po chwili się znudził.Mieliśmy tam trochę płynu do zapalniczek, który przynieśliśmy, żeby rozpalić ognisko.Użył go, żeby podpalić klatkę.Śmierdziało jak cholera.Ten kot zdychał całe wieki [ Pobierz całość w formacie PDF ]