[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba, że wolisz popatrzeć na tecuda. Na fajerwerki? Kiedyś już widziałam.Spokojnie mogę sobie to darować. Widziałaś? W takim razie, jeśli pozwolisz, jutro z rana porównamy nasze wrażenia.Wstał, prostując swą masywną postać, i wyciągnął rękę do Trzonka, który chyba wypił ojedno piwo za dużo.Miri znowu ziewnęła ukradkiem i uśmiechnęła się do Jego Wysokości. Okay.Pogawędzimy jutro.Nie ma sprawy. Zwietnie.A ty, mały bracie?Val Con podniósł się z miejsca.Skrzywił się niedostrzegalnie, kiedy Miri nie przyjęłajego wyciągniętej ręki. Chyba też wrócę pokoju mruknął. Oczy mi się kleją. Zatem do jutra powiedział Szlifierz. Zpijcie głęboko i spokojnie.Przyjemnychsnów.Zabrał ze sobą Trzonka i majestatycznym krokiem przepchnęli się przez tłum gości.Miriprzez chwilę spoglądała za nimi.To, że obyło się bez wypadku, w równej mierzeprzypisywała eleganckim ruchom żółwi, jak i czujności mijanych przez nich ludzi.Uśmiechnęła się do swojego towarzysza. W moich stronach mówią: Pijany jak sędzia.Popatrz na nich. Dlaczego jak sędzia ? spytał i przepuścił ją przodem. Dlatego, Twardzielu, że tam, skąd pochodzę, tylko pijacy są na tyle głupi, żeby bronićprawa.Opuścili salę w mniej spektakularny sposób niż żółwie.Przy południowym wyjściuniespodziewanie natknęli się na Charliego, który właśnie w tej chwili kończył kolejnyobchód. Och.Roberta! Ucieszył się na widok Miri. Chyba nie powiesz, że chcesz uciecbez ostatniego tańca?Jej brat odwrócił się błyskawicznie, miękkim kocim ruchem, i spojrzał mu prosto w oczy.Dziewczyna uśmiechnęła się i pokręciła głową. Nie dam rady, Charlie.Jestem zupełnie wykończona.Trup.Nieboszczyk. Wskazałana rozbawionych gości. Znajdz sobie kogoś wśród żywych. Zobaczymy się jeszcze? spytał najbardziej sentymentalnym tonem, na jaki potrafiłsię zdobyć.Roześmiała się, wzięła brata pod ramię i pociągnęła go w stronę wyjścia. Jeżeli dobrze mnie poszukasz. rzuciła na odchodnym. Pilnuj się, Charlie. I ty też, Roberto mruknął w pustą przestrzeń.Odwrócił się i podjął przerwaną wędrówkę.ROZDZIAA DZIEWITYNa stoliku pośrodku pokoju stały dzbanki z kawą i herbatą, śmietanka, cukier, filiżanki ipatera z ciastkami.Obok ustawiono dwa najmiększe fotele.Miii roześmiała się na ten widok. Tylko najgorszy kłamca może twierdzić, że Anioł Stróż nie istnieje. Usiadła i nalałasobie filiżankę kawy. Chcesz coś?Val Con skinął głową. Poproszę herbatę. Nie lubisz kawy? spytała, żonglując nakryciami. Szczerze mówiąc, nie bardzo odparł.Usiadł tak, żeby widzieć drzwi i sięgnął po filiżankę. Cierpisz na manię prześladowczą? mruknęła i nie czekając na odpowiedz, zapytała: Ile w zasadzie wypiliśmy?Val Con uważnie przyjrzał się herbacie, uznał, że jest za gorąca i odstawił filiżankę nastolik. Na nas poszły aż trzy butelki. Trzy! To nic dziwnego, że zachowuję się jak potłuczona.Jutro z rana łeb mi będziepękał.A może już jest jutro? Za parę minut.Spojrzał na nią badawczym wzrokiem.Zauważył napięte mięśnie wokół oczu iwymuszony uśmiech.Miri jakby wyczuła, co kryło się za tym spojrzeniem, bo nagle gwałtownie poruszyłagłową i odrzuciła włosy na plecy. Musimy porozmawiać. Proszę bardzo zgodził się uprzejmie. Zaczynaj.Przez jej twarz przemknął przelotny uśmiech, lecz zaraz spoważniała. Nie polecę z tobą na Liad, Twardzielu.Mówię ci to zupełnie szczerze.Lubię sięwłaśnie taką, jaka jestem.Lubię swój wygląd i na razie nie będę niczego zmieniać.Siorbnęła kawę i syknęła, bo oparzyła się w język.Postawiła filiżankę na stoliku. To pewnie brzmi potwornie głupio w uszach kogoś, kto na zawołanie ma napodorędziu trzy różne tożsamości.Ale ja jestem tylko głupią najemniczką.Nie chcę byćnikim innym.Koniec, kropka.Wielkie dzięki za propozycję, lecz nie zamierzam z niejskorzystać.Val Con siedział leniwie, z oczami utkwionymi w jej twarzy, rękami zwieszonymi przezporęcze fotela, i nogą założoną na nogę.Miri odczekała chwilę, a potem pochyliła się nad stolikiem. Teraz twoja kolej powiedziała cicho.Zrobił zdziwioną minę. Czekam na resztę. Naprawdę? zapytała bez cienia złośliwości i westchnęła. W takim razie,posłuchaj dalej.Jestem ci bardzo wdzięczna za okazaną pomoc.Zjawiłeś się we właściwymmiejscu i we właściwym czasie.Gdyby nie ty, to na pewno gryzłabym już ziemię.Jak ci sięmam odwdzięczyć? Najlepiej będzie, jak odejdę, to też ci uratuje życie.Jutro odbiorę forsę odMurpha i zniknę.Cicho i spokojnie.Samochód mi niepotrzebny, więc zwolnij z dyżuruTrzonka.I jeszcze raz podziękuj Szlifierzowi, że chciał mnie wziąć na statek.Podniosła do ust filiżankę.Kawa była już nieco chłodniejsza. Dzięki tobie podjęła przerwany wątek nie muszę bać się Juntavas.Już mnie nieznajdą.Wyjadę stąd, zanim ktokolwiek z nich się spostrzeże.Dam sobie radę.Przez całeżycie byłam zdana wyłącznie na siebie.Jak do tej pory, nic mi się nie stało.Val Con przymknął powieki i słuchał w milczeniu.Kiedy umilkła, westchnął i otworzyłoczy. Miri.Jeśli się będziesz trzymać tego planu, to twoje szansę na ucieczkę wyniosą dwaprocent.Jeden do pięćdziesięciu.Masz też trzydzieści procent szansy, że dożyjesz do jutra, dotej samej pory.Trzy do dziesięciu.Szansa przeżycia kolejnej doby spada o dziesięć procent. To ty tak twierdzisz! burknęła z narastającym gniewem. Właśnie! odciął się z niemniejszą siłą. A dlaczego? Bo wiem, co mówię! Możesłyszałaś, że przeszedłem specjalne szkolenie? Wspominałem ci o tym? Potrafię liczyć.kalkulować, jeżeli wolisz.Określam szansę na podstawie faktów i drobnych wskazówek,rejestrowanych przez moją podświadomość.Nie masz pojęcia, ile danych przepływa przezmoją głowę.Skoro mówię, że do jutra zginiesz, jeśli odrzucisz moją pomoc, to musisz miuwierzyć. Niby dlaczego?!Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Powinnaś wierzyć zaczął powoli i z jakimś dziwnym namaszczeniem, jakbycytował fragment inwokacji bowiem to prawda i ja ci to powiedziałem.Jeśli zechcesz,przysięgnę. Nagle poderwał głowę i spojrzał jej prosto w twarz. Klnę się na honorklanu, jakiem Drugi Mówca Korvalów.Zatkało ją.Liadenowie niezwykle rzadko powoływali się na honor klanu.To stanowiłodla nich świętość.Od tej przysięgi nie było odwrotu bez względu na okoliczności.W jego oczach widziała gniew, gorycz, frustrację.i szczerość.Bez wątpienia nie kłamał.Aż się skrzywiła, kiedy chwilę pózniej dotarło do niej pełne znaczenie tego, co powiedział.On jest naprawdę święcie przekonany, że do jutra zginę, jeśli ucieknę od tej menażerii.pomyślała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Chyba, że wolisz popatrzeć na tecuda. Na fajerwerki? Kiedyś już widziałam.Spokojnie mogę sobie to darować. Widziałaś? W takim razie, jeśli pozwolisz, jutro z rana porównamy nasze wrażenia.Wstał, prostując swą masywną postać, i wyciągnął rękę do Trzonka, który chyba wypił ojedno piwo za dużo.Miri znowu ziewnęła ukradkiem i uśmiechnęła się do Jego Wysokości. Okay.Pogawędzimy jutro.Nie ma sprawy. Zwietnie.A ty, mały bracie?Val Con podniósł się z miejsca.Skrzywił się niedostrzegalnie, kiedy Miri nie przyjęłajego wyciągniętej ręki. Chyba też wrócę pokoju mruknął. Oczy mi się kleją. Zatem do jutra powiedział Szlifierz. Zpijcie głęboko i spokojnie.Przyjemnychsnów.Zabrał ze sobą Trzonka i majestatycznym krokiem przepchnęli się przez tłum gości.Miriprzez chwilę spoglądała za nimi.To, że obyło się bez wypadku, w równej mierzeprzypisywała eleganckim ruchom żółwi, jak i czujności mijanych przez nich ludzi.Uśmiechnęła się do swojego towarzysza. W moich stronach mówią: Pijany jak sędzia.Popatrz na nich. Dlaczego jak sędzia ? spytał i przepuścił ją przodem. Dlatego, Twardzielu, że tam, skąd pochodzę, tylko pijacy są na tyle głupi, żeby bronićprawa.Opuścili salę w mniej spektakularny sposób niż żółwie.Przy południowym wyjściuniespodziewanie natknęli się na Charliego, który właśnie w tej chwili kończył kolejnyobchód. Och.Roberta! Ucieszył się na widok Miri. Chyba nie powiesz, że chcesz uciecbez ostatniego tańca?Jej brat odwrócił się błyskawicznie, miękkim kocim ruchem, i spojrzał mu prosto w oczy.Dziewczyna uśmiechnęła się i pokręciła głową. Nie dam rady, Charlie.Jestem zupełnie wykończona.Trup.Nieboszczyk. Wskazałana rozbawionych gości. Znajdz sobie kogoś wśród żywych. Zobaczymy się jeszcze? spytał najbardziej sentymentalnym tonem, na jaki potrafiłsię zdobyć.Roześmiała się, wzięła brata pod ramię i pociągnęła go w stronę wyjścia. Jeżeli dobrze mnie poszukasz. rzuciła na odchodnym. Pilnuj się, Charlie. I ty też, Roberto mruknął w pustą przestrzeń.Odwrócił się i podjął przerwaną wędrówkę.ROZDZIAA DZIEWITYNa stoliku pośrodku pokoju stały dzbanki z kawą i herbatą, śmietanka, cukier, filiżanki ipatera z ciastkami.Obok ustawiono dwa najmiększe fotele.Miii roześmiała się na ten widok. Tylko najgorszy kłamca może twierdzić, że Anioł Stróż nie istnieje. Usiadła i nalałasobie filiżankę kawy. Chcesz coś?Val Con skinął głową. Poproszę herbatę. Nie lubisz kawy? spytała, żonglując nakryciami. Szczerze mówiąc, nie bardzo odparł.Usiadł tak, żeby widzieć drzwi i sięgnął po filiżankę. Cierpisz na manię prześladowczą? mruknęła i nie czekając na odpowiedz, zapytała: Ile w zasadzie wypiliśmy?Val Con uważnie przyjrzał się herbacie, uznał, że jest za gorąca i odstawił filiżankę nastolik. Na nas poszły aż trzy butelki. Trzy! To nic dziwnego, że zachowuję się jak potłuczona.Jutro z rana łeb mi będziepękał.A może już jest jutro? Za parę minut.Spojrzał na nią badawczym wzrokiem.Zauważył napięte mięśnie wokół oczu iwymuszony uśmiech.Miri jakby wyczuła, co kryło się za tym spojrzeniem, bo nagle gwałtownie poruszyłagłową i odrzuciła włosy na plecy. Musimy porozmawiać. Proszę bardzo zgodził się uprzejmie. Zaczynaj.Przez jej twarz przemknął przelotny uśmiech, lecz zaraz spoważniała. Nie polecę z tobą na Liad, Twardzielu.Mówię ci to zupełnie szczerze.Lubię sięwłaśnie taką, jaka jestem.Lubię swój wygląd i na razie nie będę niczego zmieniać.Siorbnęła kawę i syknęła, bo oparzyła się w język.Postawiła filiżankę na stoliku. To pewnie brzmi potwornie głupio w uszach kogoś, kto na zawołanie ma napodorędziu trzy różne tożsamości.Ale ja jestem tylko głupią najemniczką.Nie chcę byćnikim innym.Koniec, kropka.Wielkie dzięki za propozycję, lecz nie zamierzam z niejskorzystać.Val Con siedział leniwie, z oczami utkwionymi w jej twarzy, rękami zwieszonymi przezporęcze fotela, i nogą założoną na nogę.Miri odczekała chwilę, a potem pochyliła się nad stolikiem. Teraz twoja kolej powiedziała cicho.Zrobił zdziwioną minę. Czekam na resztę. Naprawdę? zapytała bez cienia złośliwości i westchnęła. W takim razie,posłuchaj dalej.Jestem ci bardzo wdzięczna za okazaną pomoc.Zjawiłeś się we właściwymmiejscu i we właściwym czasie.Gdyby nie ty, to na pewno gryzłabym już ziemię.Jak ci sięmam odwdzięczyć? Najlepiej będzie, jak odejdę, to też ci uratuje życie.Jutro odbiorę forsę odMurpha i zniknę.Cicho i spokojnie.Samochód mi niepotrzebny, więc zwolnij z dyżuruTrzonka.I jeszcze raz podziękuj Szlifierzowi, że chciał mnie wziąć na statek.Podniosła do ust filiżankę.Kawa była już nieco chłodniejsza. Dzięki tobie podjęła przerwany wątek nie muszę bać się Juntavas.Już mnie nieznajdą.Wyjadę stąd, zanim ktokolwiek z nich się spostrzeże.Dam sobie radę.Przez całeżycie byłam zdana wyłącznie na siebie.Jak do tej pory, nic mi się nie stało.Val Con przymknął powieki i słuchał w milczeniu.Kiedy umilkła, westchnął i otworzyłoczy. Miri.Jeśli się będziesz trzymać tego planu, to twoje szansę na ucieczkę wyniosą dwaprocent.Jeden do pięćdziesięciu.Masz też trzydzieści procent szansy, że dożyjesz do jutra, dotej samej pory.Trzy do dziesięciu.Szansa przeżycia kolejnej doby spada o dziesięć procent. To ty tak twierdzisz! burknęła z narastającym gniewem. Właśnie! odciął się z niemniejszą siłą. A dlaczego? Bo wiem, co mówię! Możesłyszałaś, że przeszedłem specjalne szkolenie? Wspominałem ci o tym? Potrafię liczyć.kalkulować, jeżeli wolisz.Określam szansę na podstawie faktów i drobnych wskazówek,rejestrowanych przez moją podświadomość.Nie masz pojęcia, ile danych przepływa przezmoją głowę.Skoro mówię, że do jutra zginiesz, jeśli odrzucisz moją pomoc, to musisz miuwierzyć. Niby dlaczego?!Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Powinnaś wierzyć zaczął powoli i z jakimś dziwnym namaszczeniem, jakbycytował fragment inwokacji bowiem to prawda i ja ci to powiedziałem.Jeśli zechcesz,przysięgnę. Nagle poderwał głowę i spojrzał jej prosto w twarz. Klnę się na honorklanu, jakiem Drugi Mówca Korvalów.Zatkało ją.Liadenowie niezwykle rzadko powoływali się na honor klanu.To stanowiłodla nich świętość.Od tej przysięgi nie było odwrotu bez względu na okoliczności.W jego oczach widziała gniew, gorycz, frustrację.i szczerość.Bez wątpienia nie kłamał.Aż się skrzywiła, kiedy chwilę pózniej dotarło do niej pełne znaczenie tego, co powiedział.On jest naprawdę święcie przekonany, że do jutra zginę, jeśli ucieknę od tej menażerii.pomyślała [ Pobierz całość w formacie PDF ]