[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był gotów na kolejny ruch.Nie potrafiłam powiedzieć, co zszokowało mniew nim bardziej: brak wahania, kiedy ją dobił, czy brak emocji w jego oczach.Szarpnęły mną mdłości, ale przycisnęłam twarz do przedramienia i udało mi się nie zwymiotować.Marks wycelował pistolet w Cormaca i ruszył z grozną miną w jego stronę.Aowca wciąż trzymał palec na cynglu.Mógł strzelić w ułamku sekundy.Szeryf musiał to wiedzieć.Napewno nie był tak głupi, żeby wdawać się w strzelaninę z myśliwym.Ale jakoś nie zdziwiłoby mnie,gdyby i tak to zrobił.131- Opuśćcie broń, obaj! - krzyknęłam.W uszach jeszcze mi dzwoniło od wystrzału.Wszystkie dzwiękibyły przytłumione.Cormac usłuchał mnie, powoli opuścił lufę.Marks nie.Ale rozluznił się na tyle, żeby oderwać wzrok odCormaca i spojrzeć na ciało kobiety.- Kim ona jest? - spytał.- A skąd ja mam wiedzieć? - odparł szorstko Cormac.- Może warto sprawdzić rejestr osób zaginionych w Shiprock - zasugerował Ben.Znów wziął mnie zarękę, a ja oparłam się o niego.- Ale wiedziałeś, że ona tu będzie - powiedział Marks do łowcy wilkołaków.- Tak, tropiłem to.- Będę musiał cię aresztować.Formalność, rozumiesz.- Ale wyraz jego twarzy mówił: Mam cię".Zaciśnięte wargi uśmiechały się nieznacznie.To chyba był żart.Cormac uratował mi życie.A potem.nie chciałam o tym myśleć.O wyrazie jegotwarzy,0 głowie kobiety zmieniającej się w krwawy wulkan.Ale Marks nie lubił żadnego z nas.Ja go nieobchodziłam -miał tu martwą kobietę i jej zabójcę stojącego z ciągle dymiącą strzelbą.Cormac skierował zimne spojrzenie, nieodgadnione1 niepokojące, na szeryfa.Ben obok mnie zesztywniał.On też nie wiedział, co zrobi jego kuzyn.Jaktak dalej pójdzie, to sprowokuje Marksa i sprawa zle się skończy.Cormac sam w tej chwili przypominałtrochę zwierzę i Marks na pewno nie miał zamiaru czekać, aż ono na niego naskoczy.Aowca objął lewą dłonią lufę strzelby i opuścił broń do boku.- Poniekąd się tego spodziewałem.Teraz szeryf podszedł do niego bez wahania.Wciąż mierzył do niego z pistoletu.Miałam ochotę daćmu w gębę.Marks wyciągnął rękę; Cormac oddał mu strzelbę.Funkcjonariusz schował pistolet do kabury, wziął strzelbę pod pachę i wyjął kajdanki.Cormac poradziłsobie z nimi, jakby robił to już wcześniej.- Nic nie mów, dopóki nie dojadę - powiedział Ben.- Tak, znam tę polkę.- Z kajdankami na rękach, bez sprzeciwów poszedł za Marksem do radiowozu.- Joe, Alice, pilnujcie ciała.Nie pozwólcie nikomu niczego dotykać, póki nie zjawi się koroner.I niechnikt nie wyjeżdża, dopóki nie odbiorę od was zeznań - nakazał Marks.Tamci dwoje tulili się do siebie.Krótkimi spojrzeniami dali mu znać, że słyszeli, ale nie ruszyli się.132Czułam się, jakbym wylądowała w nieudanym odcinku jakiegoś popularnego serialu policyjnego.Trup, nieprawdopodobne okoliczności, przesadnie dramatyczne aktorstwo.- Chcesz wejść do domu i się umyć? - spytał Ben.Pomyślałam, że chyba powinnam.Czułam się jak przepuszczona przez niszczarkę.- Tak.Nie powinieneś jechać z Cormakiem?Ben obejrzał się za tamtymi dwoma, zaciskając usta.- Kiedy tylko będę miał pewność, że tobie nic nie jest.Pomógł mi wstać.Ramiona miałam sztywne,przód mojej koszulki pokrywała krew.Kolejny zniszczony T-shirt.Tony wycofał się, stał z boku z założonymi rękami.Wszystkie świeczki zgasły.Nawet nie zauważyłam,jak ciemno zrobiło się na polanie.- Ta istota cię poraniła - powiedział.- Jesteś przeklęta.Oboje jesteście przeklęci.- Wskazał głową wstronę Cormaca.- Czyli nic nowego - odparłam.- Masz jakieś rady?- Mieszanie się w los ma swoje granice.Czasami trzeba po prostu pozwolić, żeby sprawy pobiegływłasnym trybem.Ludzie wygłaszali tego typu mądrości, kiedy nie mieli pojęcia, co robić dalej.- Dzięki - mruknęłam.- Ty chyba nic nie pojmujesz z tej magii.Nie rozumiesz, jakiego rodzaju wymiany trzeba dokonać, żebystać się zwierzołakiem.To jest straszne.To ma być zbyt straszne, żeby choć o tym pomyśleć.Ale ona tonajwyrazniej zrobiła.Poświęciła kogoś z własnej rodziny, by uprawiać magię krwi.- Trzymał się sztywno,z całej jego postawy biła zgroza.- Ja już jestem wilkołakiem - wyjaśniłam - więc w co mnie zmienią te ugryzienia?Tony wzruszył ramionami.- Bóg jeden wie.Ale powiem ci, że to jeszcze nie koniec.Cóż, nie będzie zapłaty w srebrze.Nie byłam taka głupia, żeby go pytać, jak bardzo może być gorzej.Ruszyłam do chaty, krzywiąc się.Musiałam oprzeć się na Benie, bo miałam wrażenie, że całe moje ciałojest ze szkła i zaraz pęknie na drobne kawałki.Słowa Joego zaskoczyły mnie, bo tak rzadko się odzywał.- Nie do wiary, że nic ci nie jest.Myślałem, że nie żyjesz.Po czymś takim powinnaś być martwa.- I byłabym, gdybym nie była wilkołakiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Był gotów na kolejny ruch.Nie potrafiłam powiedzieć, co zszokowało mniew nim bardziej: brak wahania, kiedy ją dobił, czy brak emocji w jego oczach.Szarpnęły mną mdłości, ale przycisnęłam twarz do przedramienia i udało mi się nie zwymiotować.Marks wycelował pistolet w Cormaca i ruszył z grozną miną w jego stronę.Aowca wciąż trzymał palec na cynglu.Mógł strzelić w ułamku sekundy.Szeryf musiał to wiedzieć.Napewno nie był tak głupi, żeby wdawać się w strzelaninę z myśliwym.Ale jakoś nie zdziwiłoby mnie,gdyby i tak to zrobił.131- Opuśćcie broń, obaj! - krzyknęłam.W uszach jeszcze mi dzwoniło od wystrzału.Wszystkie dzwiękibyły przytłumione.Cormac usłuchał mnie, powoli opuścił lufę.Marks nie.Ale rozluznił się na tyle, żeby oderwać wzrok odCormaca i spojrzeć na ciało kobiety.- Kim ona jest? - spytał.- A skąd ja mam wiedzieć? - odparł szorstko Cormac.- Może warto sprawdzić rejestr osób zaginionych w Shiprock - zasugerował Ben.Znów wziął mnie zarękę, a ja oparłam się o niego.- Ale wiedziałeś, że ona tu będzie - powiedział Marks do łowcy wilkołaków.- Tak, tropiłem to.- Będę musiał cię aresztować.Formalność, rozumiesz.- Ale wyraz jego twarzy mówił: Mam cię".Zaciśnięte wargi uśmiechały się nieznacznie.To chyba był żart.Cormac uratował mi życie.A potem.nie chciałam o tym myśleć.O wyrazie jegotwarzy,0 głowie kobiety zmieniającej się w krwawy wulkan.Ale Marks nie lubił żadnego z nas.Ja go nieobchodziłam -miał tu martwą kobietę i jej zabójcę stojącego z ciągle dymiącą strzelbą.Cormac skierował zimne spojrzenie, nieodgadnione1 niepokojące, na szeryfa.Ben obok mnie zesztywniał.On też nie wiedział, co zrobi jego kuzyn.Jaktak dalej pójdzie, to sprowokuje Marksa i sprawa zle się skończy.Cormac sam w tej chwili przypominałtrochę zwierzę i Marks na pewno nie miał zamiaru czekać, aż ono na niego naskoczy.Aowca objął lewą dłonią lufę strzelby i opuścił broń do boku.- Poniekąd się tego spodziewałem.Teraz szeryf podszedł do niego bez wahania.Wciąż mierzył do niego z pistoletu.Miałam ochotę daćmu w gębę.Marks wyciągnął rękę; Cormac oddał mu strzelbę.Funkcjonariusz schował pistolet do kabury, wziął strzelbę pod pachę i wyjął kajdanki.Cormac poradziłsobie z nimi, jakby robił to już wcześniej.- Nic nie mów, dopóki nie dojadę - powiedział Ben.- Tak, znam tę polkę.- Z kajdankami na rękach, bez sprzeciwów poszedł za Marksem do radiowozu.- Joe, Alice, pilnujcie ciała.Nie pozwólcie nikomu niczego dotykać, póki nie zjawi się koroner.I niechnikt nie wyjeżdża, dopóki nie odbiorę od was zeznań - nakazał Marks.Tamci dwoje tulili się do siebie.Krótkimi spojrzeniami dali mu znać, że słyszeli, ale nie ruszyli się.132Czułam się, jakbym wylądowała w nieudanym odcinku jakiegoś popularnego serialu policyjnego.Trup, nieprawdopodobne okoliczności, przesadnie dramatyczne aktorstwo.- Chcesz wejść do domu i się umyć? - spytał Ben.Pomyślałam, że chyba powinnam.Czułam się jak przepuszczona przez niszczarkę.- Tak.Nie powinieneś jechać z Cormakiem?Ben obejrzał się za tamtymi dwoma, zaciskając usta.- Kiedy tylko będę miał pewność, że tobie nic nie jest.Pomógł mi wstać.Ramiona miałam sztywne,przód mojej koszulki pokrywała krew.Kolejny zniszczony T-shirt.Tony wycofał się, stał z boku z założonymi rękami.Wszystkie świeczki zgasły.Nawet nie zauważyłam,jak ciemno zrobiło się na polanie.- Ta istota cię poraniła - powiedział.- Jesteś przeklęta.Oboje jesteście przeklęci.- Wskazał głową wstronę Cormaca.- Czyli nic nowego - odparłam.- Masz jakieś rady?- Mieszanie się w los ma swoje granice.Czasami trzeba po prostu pozwolić, żeby sprawy pobiegływłasnym trybem.Ludzie wygłaszali tego typu mądrości, kiedy nie mieli pojęcia, co robić dalej.- Dzięki - mruknęłam.- Ty chyba nic nie pojmujesz z tej magii.Nie rozumiesz, jakiego rodzaju wymiany trzeba dokonać, żebystać się zwierzołakiem.To jest straszne.To ma być zbyt straszne, żeby choć o tym pomyśleć.Ale ona tonajwyrazniej zrobiła.Poświęciła kogoś z własnej rodziny, by uprawiać magię krwi.- Trzymał się sztywno,z całej jego postawy biła zgroza.- Ja już jestem wilkołakiem - wyjaśniłam - więc w co mnie zmienią te ugryzienia?Tony wzruszył ramionami.- Bóg jeden wie.Ale powiem ci, że to jeszcze nie koniec.Cóż, nie będzie zapłaty w srebrze.Nie byłam taka głupia, żeby go pytać, jak bardzo może być gorzej.Ruszyłam do chaty, krzywiąc się.Musiałam oprzeć się na Benie, bo miałam wrażenie, że całe moje ciałojest ze szkła i zaraz pęknie na drobne kawałki.Słowa Joego zaskoczyły mnie, bo tak rzadko się odzywał.- Nie do wiary, że nic ci nie jest.Myślałem, że nie żyjesz.Po czymś takim powinnaś być martwa.- I byłabym, gdybym nie była wilkołakiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]