[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wykręcała sobie palce i z trudem powstrzymywała łzy.- Nikt jej nie zmuszał - wtrącił sir Richards.- Do diabla, nie wątpię ani przez chwilę!.- To moja własna decyzja - upierała się Aleksandra.Colin potrząsnął energicznie głową ipowiedział: - Nie było żadnej decyzji.Czy dobrze się rozumiemy, sir? -spojrzał na Richardsa.-Aleksandra jest wciąż pod wpływem szoku sprzed tygodnia.Zraniono jej strażnika i czuje sięodpowiedzialna.- Ponieważ jestem za lo odpowiedzialna! - krzyknęła księżniczka.- Nie - Colin mówił z naciskiem.- Jesteś przerażona.- Jakie to ma znaczenie?- Ma piekielnie duże znaczenie - wyrzucił z siebie i odwrócił bię do przełożonego.-Aleksandra najwyrazniej zapomniała 0 obietnicy danej mi w zeszłym tygodniu.- Colinie.- Milcz.Aleksandra patrzyła na niego szeroko otwartymi z niedowierzaniem oczami.- Milcz.Tu chodzi o moją przyszłość.A nie twoją.- Jestem twoim opiekunem - uciął jej w pół słowa.-I a decyduję o twojej przyszłości.Chyba otym zapominasz.Wydawało się, że za chwilę zacznie zionąć ogniem.Straciła odwagę do dalszego sporu.Colinpostradał zupełnie rozum 1 pomyślała, że jeśli nie przestanie jej tak gromić wzrokiem wstanie ibez słowa wyjdzie z pokoju.Colin znów zwrócił się do Richardsa:- W zeszłym tygodniu omawialiśmy z Aleksandrą ten problem - wyjaśnił.- Zdecydowaliśmy,że nie poślubi generała.Może pan powiadomić swych współpracowników w departamenciefinansów, że sprawa jest nieaktualna.Tak go poniosły nerwy, że nie zauważył potakującego skinienia głową swego zwierzchnika.Ciągnął dalej:- Nie poślubi go.Generał robi wrażenie czarującego człowieka, prawda? Wysłał bandęrzezimieszków, by porwali mu pannę młodą.Piekielnic gorliwy zalotnik, nieprawdaż? Jakżebym chciał, żeby pojawił się w Anglii.Poświęciłbym kilka chwil temu łajdakowi.Aleksandra nie pojmowała, dlaczego Colin jest tak poruszony.Nigdy nie widziała go takrozwścieczonego.Była zbyt zdumiona obrotem sprawy, żeby się przestraszyć.Nie wiedziała, copowiedzieć czy zrobić, żeby go uspokoić.- On nie ustąpi, Colinie - szepnęła, starając się ukryć drżenie głosu.- Przyśle innych ludzi.- To już moja sprawa, nie twoja.- Naprawdę?Furia opuściła go.kiedy doslrzegł wjej oczach lęk.Nie chciał, żeby się go bała.Z dużymwysiłkiem opanował się i powiedział łagodniej:- Naprawdę.Przez długą chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa.Czułość w jego spojrzeniu sprawiła, żeAleksandra miała ochotę rozpłakać się z ulgą.Colin nie pozwoli jej wyjechać z Anglii.W końcu zmusiła się.by odwrócić od niego wzrok i ukryć Izy.Spuściła głowę, głębokowestchnęła i powiedziała:- Pragnęłam postąpić szlachetnie.Nie chciałam, by jeszcze ktoś przeze mnie ucierpiał, a sirRichards stwierdził, że jest szansa na zawarcie korzystnych umów handlowych.- Moi współpracownicy są przekonani, że generał byłby nam przychylny - wtrącił sirRichards.- Osobiście nie popieram tego nonsensu.Zgadzam się z Colinem - dodał.- Generał niejest człowiekiem godnym zaufania.Nie musi pani zdobywać się na żadną szlachetność,księżniczko.- A jeśli Colinowi coś się stanie? - spytała drżącym głosem.Obaj mężczyzni wyglądali na zdumionych tym pytaniem.Na twarzy Aleksandry znówmalował się lęk.Colin opadł na fotel i wpatrywał się w nią.Nie obchodziło jej własnebezpieczeństwo- bała się o niego.Pewnie powinien być zły.Umiał o siebie zadbać, a jej niepokój mógłodebrać jako zniewagę.Ale również mu to pochlebiało.Sir Richards uniósł brew w oczekiwaniuna odpowiedz Colina.- Umiem o siebie zadbać - odezwał się po chwili gospodarz.- I chcę, żebyś przestała się o mnie martwić, rozumiesz?- Tak, Colinie.Ujęła go ta natychmiastowa zgoda.- A teraz zostaw nas, Aleksandro.Musimy omówić jeszcze inne sprawy.Prawie wybiegła z pokoju, nie mówiąc nawet sir Richardsowi do widzenia.Zachowała siębardzo nieelegancko, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.Cała tak się trzęsła, że z tmdemzamknęła za sobą drzwi.Poczucie ulgi sprawiło, że ugięły się pod nią kolana.Oparła się o ścianę i zamknęła oczy.Azaspłynęła po policzku.Głęboko odetchnęła, by dojść do siebie.Nie musi już wychodzić za tego strasznego człowieka.Colin podjął za nią decyzję i była mutak wdzięczna, że nie pamiętała zupełnie, jaki był wściekły.Z jakiegoś tajemniczego powoduwziął sobie do serca obowiązek sprawowania nad nią opieki.Aleksandra była tak szczęśliwa, żektoś stanął u jej boku.iż odmówiła dziękczynną modlitwę.- Księżniczko Aleksandro, czy dobrze się pani czuje?Podskoczyła jak oparzona, a potem wybuchnęła śmiechem.Flannaghan i jakiś mężczyzna,którego nigdy wcześniej nie widziała, stali kilka kroków od niej.Nie słyszała, kiedy się zbliżyli.Poczuła, że oblewają rumieniec.Nieznajomy uśmiechał się do niej zza pleców lokaja.Pewniemyśli, że straciła rozum.Odsunęła się od ściany, powstrzymała śmiech i powiedziała:- Wszystko w porządku.- Co pani robiła?- Zamyśliłam się - odpowiedziała. I modliłam" - dodała w duchu.Flannaghan nic z tego nie rozumiał i przyglądał jej się zakłopotany.Aleksandra zwróciła siędo gościa:- Dobry wieczór, sir.Lokaj przypomniał sobie w końcu o dobrych manierach.- Księżniczko, proszę pozwolić przedstawić sobie Morgana Atkinsa, hrabiego Oakmount.- Bardzo mi miło - powiedziała z uśmiechem.Morgan podszedł bliżej i ujął jej dłoń.- Cała przyjemność po mojej stronie, księżniczko.Z niecierpliwością czekałem na chwilę, gdybędzie mi wolno panią poznać.- Doprawdy?Jej zdziwienie wywołało uśmiech Morgana.- Ależ tak.Z pewnością wie pani, że cały Londyn nie mówi o nikim innym.Potrząsnęłagłową.- Nie, nic o tym nie wiem.- Książę regent wygłasza o pani peany - ciągnął.- Proszę nie marszczyć czoła, księżniczko.Słyszałem o pani same superlatywy.- Cóż za superlatywy? - odważył się spytać Flannaghan.Morgan odpowiedział nie odrywającoczu od Aleksandry:- Mówiono mi, że jest pani bardzo piękna, i teraz wiem, że to prawda.Jest pani cudowniepiękna.Aleksandra poczuła się zażenowana tymi komplementami.Spróbowała cofnąć rękę zjegouścisku, ale nie ustępował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wykręcała sobie palce i z trudem powstrzymywała łzy.- Nikt jej nie zmuszał - wtrącił sir Richards.- Do diabla, nie wątpię ani przez chwilę!.- To moja własna decyzja - upierała się Aleksandra.Colin potrząsnął energicznie głową ipowiedział: - Nie było żadnej decyzji.Czy dobrze się rozumiemy, sir? -spojrzał na Richardsa.-Aleksandra jest wciąż pod wpływem szoku sprzed tygodnia.Zraniono jej strażnika i czuje sięodpowiedzialna.- Ponieważ jestem za lo odpowiedzialna! - krzyknęła księżniczka.- Nie - Colin mówił z naciskiem.- Jesteś przerażona.- Jakie to ma znaczenie?- Ma piekielnie duże znaczenie - wyrzucił z siebie i odwrócił bię do przełożonego.-Aleksandra najwyrazniej zapomniała 0 obietnicy danej mi w zeszłym tygodniu.- Colinie.- Milcz.Aleksandra patrzyła na niego szeroko otwartymi z niedowierzaniem oczami.- Milcz.Tu chodzi o moją przyszłość.A nie twoją.- Jestem twoim opiekunem - uciął jej w pół słowa.-I a decyduję o twojej przyszłości.Chyba otym zapominasz.Wydawało się, że za chwilę zacznie zionąć ogniem.Straciła odwagę do dalszego sporu.Colinpostradał zupełnie rozum 1 pomyślała, że jeśli nie przestanie jej tak gromić wzrokiem wstanie ibez słowa wyjdzie z pokoju.Colin znów zwrócił się do Richardsa:- W zeszłym tygodniu omawialiśmy z Aleksandrą ten problem - wyjaśnił.- Zdecydowaliśmy,że nie poślubi generała.Może pan powiadomić swych współpracowników w departamenciefinansów, że sprawa jest nieaktualna.Tak go poniosły nerwy, że nie zauważył potakującego skinienia głową swego zwierzchnika.Ciągnął dalej:- Nie poślubi go.Generał robi wrażenie czarującego człowieka, prawda? Wysłał bandęrzezimieszków, by porwali mu pannę młodą.Piekielnic gorliwy zalotnik, nieprawdaż? Jakżebym chciał, żeby pojawił się w Anglii.Poświęciłbym kilka chwil temu łajdakowi.Aleksandra nie pojmowała, dlaczego Colin jest tak poruszony.Nigdy nie widziała go takrozwścieczonego.Była zbyt zdumiona obrotem sprawy, żeby się przestraszyć.Nie wiedziała, copowiedzieć czy zrobić, żeby go uspokoić.- On nie ustąpi, Colinie - szepnęła, starając się ukryć drżenie głosu.- Przyśle innych ludzi.- To już moja sprawa, nie twoja.- Naprawdę?Furia opuściła go.kiedy doslrzegł wjej oczach lęk.Nie chciał, żeby się go bała.Z dużymwysiłkiem opanował się i powiedział łagodniej:- Naprawdę.Przez długą chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa.Czułość w jego spojrzeniu sprawiła, żeAleksandra miała ochotę rozpłakać się z ulgą.Colin nie pozwoli jej wyjechać z Anglii.W końcu zmusiła się.by odwrócić od niego wzrok i ukryć Izy.Spuściła głowę, głębokowestchnęła i powiedziała:- Pragnęłam postąpić szlachetnie.Nie chciałam, by jeszcze ktoś przeze mnie ucierpiał, a sirRichards stwierdził, że jest szansa na zawarcie korzystnych umów handlowych.- Moi współpracownicy są przekonani, że generał byłby nam przychylny - wtrącił sirRichards.- Osobiście nie popieram tego nonsensu.Zgadzam się z Colinem - dodał.- Generał niejest człowiekiem godnym zaufania.Nie musi pani zdobywać się na żadną szlachetność,księżniczko.- A jeśli Colinowi coś się stanie? - spytała drżącym głosem.Obaj mężczyzni wyglądali na zdumionych tym pytaniem.Na twarzy Aleksandry znówmalował się lęk.Colin opadł na fotel i wpatrywał się w nią.Nie obchodziło jej własnebezpieczeństwo- bała się o niego.Pewnie powinien być zły.Umiał o siebie zadbać, a jej niepokój mógłodebrać jako zniewagę.Ale również mu to pochlebiało.Sir Richards uniósł brew w oczekiwaniuna odpowiedz Colina.- Umiem o siebie zadbać - odezwał się po chwili gospodarz.- I chcę, żebyś przestała się o mnie martwić, rozumiesz?- Tak, Colinie.Ujęła go ta natychmiastowa zgoda.- A teraz zostaw nas, Aleksandro.Musimy omówić jeszcze inne sprawy.Prawie wybiegła z pokoju, nie mówiąc nawet sir Richardsowi do widzenia.Zachowała siębardzo nieelegancko, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.Cała tak się trzęsła, że z tmdemzamknęła za sobą drzwi.Poczucie ulgi sprawiło, że ugięły się pod nią kolana.Oparła się o ścianę i zamknęła oczy.Azaspłynęła po policzku.Głęboko odetchnęła, by dojść do siebie.Nie musi już wychodzić za tego strasznego człowieka.Colin podjął za nią decyzję i była mutak wdzięczna, że nie pamiętała zupełnie, jaki był wściekły.Z jakiegoś tajemniczego powoduwziął sobie do serca obowiązek sprawowania nad nią opieki.Aleksandra była tak szczęśliwa, żektoś stanął u jej boku.iż odmówiła dziękczynną modlitwę.- Księżniczko Aleksandro, czy dobrze się pani czuje?Podskoczyła jak oparzona, a potem wybuchnęła śmiechem.Flannaghan i jakiś mężczyzna,którego nigdy wcześniej nie widziała, stali kilka kroków od niej.Nie słyszała, kiedy się zbliżyli.Poczuła, że oblewają rumieniec.Nieznajomy uśmiechał się do niej zza pleców lokaja.Pewniemyśli, że straciła rozum.Odsunęła się od ściany, powstrzymała śmiech i powiedziała:- Wszystko w porządku.- Co pani robiła?- Zamyśliłam się - odpowiedziała. I modliłam" - dodała w duchu.Flannaghan nic z tego nie rozumiał i przyglądał jej się zakłopotany.Aleksandra zwróciła siędo gościa:- Dobry wieczór, sir.Lokaj przypomniał sobie w końcu o dobrych manierach.- Księżniczko, proszę pozwolić przedstawić sobie Morgana Atkinsa, hrabiego Oakmount.- Bardzo mi miło - powiedziała z uśmiechem.Morgan podszedł bliżej i ujął jej dłoń.- Cała przyjemność po mojej stronie, księżniczko.Z niecierpliwością czekałem na chwilę, gdybędzie mi wolno panią poznać.- Doprawdy?Jej zdziwienie wywołało uśmiech Morgana.- Ależ tak.Z pewnością wie pani, że cały Londyn nie mówi o nikim innym.Potrząsnęłagłową.- Nie, nic o tym nie wiem.- Książę regent wygłasza o pani peany - ciągnął.- Proszę nie marszczyć czoła, księżniczko.Słyszałem o pani same superlatywy.- Cóż za superlatywy? - odważył się spytać Flannaghan.Morgan odpowiedział nie odrywającoczu od Aleksandry:- Mówiono mi, że jest pani bardzo piękna, i teraz wiem, że to prawda.Jest pani cudowniepiękna.Aleksandra poczuła się zażenowana tymi komplementami.Spróbowała cofnąć rękę zjegouścisku, ale nie ustępował [ Pobierz całość w formacie PDF ]