[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pomoc zemdlonej rzuciłsię Brauner i jego żona.Przy otwartych drzwiach tłoczyli się ludzie.Chyba jużcałe miasteczko przybyło do oberży, na czele z burmistrzem.Podczas gdy Mariawymierzała policzek za policzkiem zemdlonej kobiecie, Georg nalał kieliszekmocnego alkoholu i spróbował ją zmusić do przełknięcia trunku.Podwójna terapiaokazała się skuteczna, gdyż po kilku sekundach kobieta otworzyła oczy iwybuchnęła konwulsyjnym kaszlem, który przeszedł w szloch.Brauner zaczął nią niecierpliwie potrząsać.- No, Ulryko, przestańże wreszcie! Powiedz no, co się stało! Wpadasz tu jakupiór, mdlejesz, a teraz płaczesz i milczysz jak zaklęta!- Dom.dom Schoberów!.Nie mogłam zasnąć, usłyszałam strzały.Wstałam,ubrałam się i.poszłam zobaczyć, co się dzieje.Zwiatła były zapalone, drzwiotwarte.Weszłam i.zobaczyłam.To straszne!.Trzy trupy! - wyrzuciła zsiebie Ulryka i znów wybuchnęła płaczem.Aldo ogarnięty strasznym przeczuciem, spytał:- Który to dom Schoberów?- Ten, który wynajmuję młodej kobiecie - odparł burmistrz.- Idziemy!Lecz Aldo nie czekał na pozostałych.Wraz z Adalbertem rzucił się do drzwi itorując sobie drogę przez tłum, pognał krętą ulicą, a za nimi pobiegli inni.Gdy dotarli do domu nad jeziorem, przed szeroko otwartymi drzwiami stało jużkilkanaście osób.Na widok ich przerażonych twarzy Aida ogarnęło straszneprzeczucie.- Lizo! - krzyknął, próbując wejść do środka, ale jakiś człowiek zagrodził mudrogę.- Niech pan nie wchodzi! Tam jest pełno krwi! Trzeba zaczekać na policję!- Może uda się ją ocalić! - krzyknął książę gotowy się bić.- Niech mnie panpuści!Widząc, że mężczyzna nie zamierza ustąpić, Aldo i Adalbert chwycili go podpachy i cisnęli precz niby wiązkę siana, po czym wdarli się do środka.Widok, który ukazał się ich oczom, był straszny.W salonie, w kałuży krwileżał Mateusz z czaszką rozpłataną siekierą.Nieopodal znajdowała się Marietta,którą kula dosięgła prosto w serce.- Liza! Gdzie jest Liza? - krzyknął Aldo.- Kobieta mówiła o trzech trupach!Wielki salon wyglądał jak po przejściu huraganu.Zabójcy plądrowali, gdzie siędało, przewracając meble, książki, bibeloty.W końcu Morosini odkrył dziewczynęleżącą na schodach prowadzących na piętro.Z uczuciem ulgi stwierdził, że żyje,choć także została postrzelona.- Bogu niech będą dzięki! Oddycha!Podniósł ją i zaniósł na szezlong ukryty pod poprzewracanymi krzesłami.Adalbert pośpiesznie usuwał piętrzące się przeszkody.- Poszukam czegoś na opatrunek; bardzo krwawi.- Lekarza! - jęknął Aldo, szukając wzrokiem pomocy.- Lekarz zaraz tu będzie! - zapewnił burmistrz.- Już posłałem po niego.Aledlaczego pan nie powiedział, że zna pannę Kledermann? Wszyscy jesteśmyprzyjaciółmi pani hrabiny von Adlerstein, jej babki, której rodzina pochodzi z tychstron.- Jeszcze do wczoraj nie wiedziałem, że tu przebywa - odparł Morosinini - igdybym jej nie spotkał.przypadkowo dziś po południu, nadal bym o tym niemiał pojęcia.- Obawiała się czegoś? - spytał burmistrz.- Nic mi o tym nie wiadomo - przezornie odparł książę.Burmistrz, z sumiastymi, rudymi wąsiskami i przysadzistą sylwetką, wyglądałna poczciwca, lecz Aldo uznał, że ostrożność nie zawadzi i sam postanowiłzadawać pytania.- Czy podejrzewa pan, kto mógł popełnić tę straszną zbrodnię? To istnamasakra, tyle ofiar!- Niestety, nie.Biedny Mateusz, biedna Mariettą! Tacy porządni ludzie!Uciekinierzy z Węgier, którymi pani hrabina się zaopiekowała.Zawsze mnieintrygowało, że zamieszkali tu ze swoją córką, biedną, niezrównoważonądziewczyną, która nigdy się nie pokazywała i uważała się za księżniczkę.Ale.właśnie.przecież tu są tylko trzy ofiary.- Czyżby zniknęła? Może się schowała? Kiedy wpadli zabójcy, musiała byćprzerażona.- Na górze nie ma nikogo! - rzucił Adalbert, niosąc alkohol, watę i bandaże.Ale ani, on ani Aldo nie zdążyli udzielić Lizie pierwszej pomocy, gdyż właśnienadszedł lekarz.W iście górskim stroju przypominał Wilhelma Telia.Zbadawszyranę, wykonał prowizoryczny, lecz skuteczny opatrunek, po czym oznajmił, żezabiera ranną do swego gabinetu, by wyciągnąć kulę.- Prowadzi pan klinikę? - spytał Morosini zaniepokojony.Doktor spojrzał na księcia z niechęcią.- Jeśli mówię, że zabieram chorą do siebie, to znaczy, że mam wszystko, cotrzeba, by operować.Opiekuję się całym okręgiem górskim i górnikami.Wśródnich często zdarzają się wypadki.Będę ją reanimować.- Ale dlaczego jest ciągle zemdlona? - spytał Adalbert zaniepokojony, że Lizanadal leży bez czucia.- To silna, wysportowana dziewczyna.- Widzę z tyłu głowy wielkiego guza.Musiała się uderzyć, spadając zeschodów.Kilka chwil pózniej Liza powróciła do świata żywych.Otworzywszy z trudemoczy, jęknęła:- Elza.Oni porwali Elzę.Część drugaTrzy kroki w przeszłość.Rozdział ósmyWiadomośćTo, co się wydarzyło w domu nad jeziorem, przypominało kryminał.Okołodziesiątej, kiedy Liza odprowadziła Elzę do pokoju, żeby pomóc jej się położyć, aMateusz układał w szafie strzelby po dokonaniu ich szczegółowego przeglądu,Marietta, która zaczęła gasić lampy, usłyszała wzywający ją głos płaczącejkobiety.Myśląc, że któraś sąsiadka ma kłopoty, bez wahania i nawet nie pytającmęża o zdanie, otworzyła zaryglowane drzwi i wtedy.została brutalniewepchnięta do środka przez czterech zamaskowanych i uzbrojonych osobnikówubranych na czarno.Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie: widząc, że Mateusz sięga postrzelbę, jeden z napastników powalił go ciosem siekiery.Marietta zaczęłakrzyczeć, ale została uciszona jednym strzałem.Bandyci zaczęli przeszukiwaćpomieszczenie.Liza, słysząc podejrzane odgłosy, postanowiła zejść na dół.Wręku trzymała wyciągnięty pistolet, gotowa strzelić, ale wtedy dosięgła ją kulabandyty.- Po co strzelasz, baranie? - rzucił drugi opryszek wyglądający na szefa bandy.- Szukamy biżuterii, a wkrótce nie będzie tu nikogo, kto mógłby odpowiedzieć nanasze pytania!- Przecież jest jeszcze ta wariatka! Ona nam wszystko wyśpiewa! Chodzmy nagórę!Dopadli do schodów, na których leżała Liza wyglądająca na zemdloną.Naglezebrała wszystkie siły i przezwyciężając, ból chwyciła bandytów za nogi.Jeden znich upadł, ale drugi zdzielił dziewczynę kolbą pistoletu.Cios był tak silny, żeLiza straciła przytomność.Zanim to się jednak stało, zdążyła zobaczyć, jak jedenz bandytów wywleka Elzę z pokoju.- Nic więcej nie widziałam.bardzo się o nią boję - wyszeptała Liza dwiegodziny pózniej, kiedy z zabandażowanym ramieniem, z którego doktor usunąłkulę, znalazła się w jednym z pokoi u Marii Brauner wraz z oberżystką,Adalbertem i Aldem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Na pomoc zemdlonej rzuciłsię Brauner i jego żona.Przy otwartych drzwiach tłoczyli się ludzie.Chyba jużcałe miasteczko przybyło do oberży, na czele z burmistrzem.Podczas gdy Mariawymierzała policzek za policzkiem zemdlonej kobiecie, Georg nalał kieliszekmocnego alkoholu i spróbował ją zmusić do przełknięcia trunku.Podwójna terapiaokazała się skuteczna, gdyż po kilku sekundach kobieta otworzyła oczy iwybuchnęła konwulsyjnym kaszlem, który przeszedł w szloch.Brauner zaczął nią niecierpliwie potrząsać.- No, Ulryko, przestańże wreszcie! Powiedz no, co się stało! Wpadasz tu jakupiór, mdlejesz, a teraz płaczesz i milczysz jak zaklęta!- Dom.dom Schoberów!.Nie mogłam zasnąć, usłyszałam strzały.Wstałam,ubrałam się i.poszłam zobaczyć, co się dzieje.Zwiatła były zapalone, drzwiotwarte.Weszłam i.zobaczyłam.To straszne!.Trzy trupy! - wyrzuciła zsiebie Ulryka i znów wybuchnęła płaczem.Aldo ogarnięty strasznym przeczuciem, spytał:- Który to dom Schoberów?- Ten, który wynajmuję młodej kobiecie - odparł burmistrz.- Idziemy!Lecz Aldo nie czekał na pozostałych.Wraz z Adalbertem rzucił się do drzwi itorując sobie drogę przez tłum, pognał krętą ulicą, a za nimi pobiegli inni.Gdy dotarli do domu nad jeziorem, przed szeroko otwartymi drzwiami stało jużkilkanaście osób.Na widok ich przerażonych twarzy Aida ogarnęło straszneprzeczucie.- Lizo! - krzyknął, próbując wejść do środka, ale jakiś człowiek zagrodził mudrogę.- Niech pan nie wchodzi! Tam jest pełno krwi! Trzeba zaczekać na policję!- Może uda się ją ocalić! - krzyknął książę gotowy się bić.- Niech mnie panpuści!Widząc, że mężczyzna nie zamierza ustąpić, Aldo i Adalbert chwycili go podpachy i cisnęli precz niby wiązkę siana, po czym wdarli się do środka.Widok, który ukazał się ich oczom, był straszny.W salonie, w kałuży krwileżał Mateusz z czaszką rozpłataną siekierą.Nieopodal znajdowała się Marietta,którą kula dosięgła prosto w serce.- Liza! Gdzie jest Liza? - krzyknął Aldo.- Kobieta mówiła o trzech trupach!Wielki salon wyglądał jak po przejściu huraganu.Zabójcy plądrowali, gdzie siędało, przewracając meble, książki, bibeloty.W końcu Morosini odkrył dziewczynęleżącą na schodach prowadzących na piętro.Z uczuciem ulgi stwierdził, że żyje,choć także została postrzelona.- Bogu niech będą dzięki! Oddycha!Podniósł ją i zaniósł na szezlong ukryty pod poprzewracanymi krzesłami.Adalbert pośpiesznie usuwał piętrzące się przeszkody.- Poszukam czegoś na opatrunek; bardzo krwawi.- Lekarza! - jęknął Aldo, szukając wzrokiem pomocy.- Lekarz zaraz tu będzie! - zapewnił burmistrz.- Już posłałem po niego.Aledlaczego pan nie powiedział, że zna pannę Kledermann? Wszyscy jesteśmyprzyjaciółmi pani hrabiny von Adlerstein, jej babki, której rodzina pochodzi z tychstron.- Jeszcze do wczoraj nie wiedziałem, że tu przebywa - odparł Morosinini - igdybym jej nie spotkał.przypadkowo dziś po południu, nadal bym o tym niemiał pojęcia.- Obawiała się czegoś? - spytał burmistrz.- Nic mi o tym nie wiadomo - przezornie odparł książę.Burmistrz, z sumiastymi, rudymi wąsiskami i przysadzistą sylwetką, wyglądałna poczciwca, lecz Aldo uznał, że ostrożność nie zawadzi i sam postanowiłzadawać pytania.- Czy podejrzewa pan, kto mógł popełnić tę straszną zbrodnię? To istnamasakra, tyle ofiar!- Niestety, nie.Biedny Mateusz, biedna Mariettą! Tacy porządni ludzie!Uciekinierzy z Węgier, którymi pani hrabina się zaopiekowała.Zawsze mnieintrygowało, że zamieszkali tu ze swoją córką, biedną, niezrównoważonądziewczyną, która nigdy się nie pokazywała i uważała się za księżniczkę.Ale.właśnie.przecież tu są tylko trzy ofiary.- Czyżby zniknęła? Może się schowała? Kiedy wpadli zabójcy, musiała byćprzerażona.- Na górze nie ma nikogo! - rzucił Adalbert, niosąc alkohol, watę i bandaże.Ale ani, on ani Aldo nie zdążyli udzielić Lizie pierwszej pomocy, gdyż właśnienadszedł lekarz.W iście górskim stroju przypominał Wilhelma Telia.Zbadawszyranę, wykonał prowizoryczny, lecz skuteczny opatrunek, po czym oznajmił, żezabiera ranną do swego gabinetu, by wyciągnąć kulę.- Prowadzi pan klinikę? - spytał Morosini zaniepokojony.Doktor spojrzał na księcia z niechęcią.- Jeśli mówię, że zabieram chorą do siebie, to znaczy, że mam wszystko, cotrzeba, by operować.Opiekuję się całym okręgiem górskim i górnikami.Wśródnich często zdarzają się wypadki.Będę ją reanimować.- Ale dlaczego jest ciągle zemdlona? - spytał Adalbert zaniepokojony, że Lizanadal leży bez czucia.- To silna, wysportowana dziewczyna.- Widzę z tyłu głowy wielkiego guza.Musiała się uderzyć, spadając zeschodów.Kilka chwil pózniej Liza powróciła do świata żywych.Otworzywszy z trudemoczy, jęknęła:- Elza.Oni porwali Elzę.Część drugaTrzy kroki w przeszłość.Rozdział ósmyWiadomośćTo, co się wydarzyło w domu nad jeziorem, przypominało kryminał.Okołodziesiątej, kiedy Liza odprowadziła Elzę do pokoju, żeby pomóc jej się położyć, aMateusz układał w szafie strzelby po dokonaniu ich szczegółowego przeglądu,Marietta, która zaczęła gasić lampy, usłyszała wzywający ją głos płaczącejkobiety.Myśląc, że któraś sąsiadka ma kłopoty, bez wahania i nawet nie pytającmęża o zdanie, otworzyła zaryglowane drzwi i wtedy.została brutalniewepchnięta do środka przez czterech zamaskowanych i uzbrojonych osobnikówubranych na czarno.Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie: widząc, że Mateusz sięga postrzelbę, jeden z napastników powalił go ciosem siekiery.Marietta zaczęłakrzyczeć, ale została uciszona jednym strzałem.Bandyci zaczęli przeszukiwaćpomieszczenie.Liza, słysząc podejrzane odgłosy, postanowiła zejść na dół.Wręku trzymała wyciągnięty pistolet, gotowa strzelić, ale wtedy dosięgła ją kulabandyty.- Po co strzelasz, baranie? - rzucił drugi opryszek wyglądający na szefa bandy.- Szukamy biżuterii, a wkrótce nie będzie tu nikogo, kto mógłby odpowiedzieć nanasze pytania!- Przecież jest jeszcze ta wariatka! Ona nam wszystko wyśpiewa! Chodzmy nagórę!Dopadli do schodów, na których leżała Liza wyglądająca na zemdloną.Naglezebrała wszystkie siły i przezwyciężając, ból chwyciła bandytów za nogi.Jeden znich upadł, ale drugi zdzielił dziewczynę kolbą pistoletu.Cios był tak silny, żeLiza straciła przytomność.Zanim to się jednak stało, zdążyła zobaczyć, jak jedenz bandytów wywleka Elzę z pokoju.- Nic więcej nie widziałam.bardzo się o nią boję - wyszeptała Liza dwiegodziny pózniej, kiedy z zabandażowanym ramieniem, z którego doktor usunąłkulę, znalazła się w jednym z pokoi u Marii Brauner wraz z oberżystką,Adalbertem i Aldem [ Pobierz całość w formacie PDF ]