[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie peszy mnie to, że pochodzisz zkrólewskiego rodu, ale wystarczy wszystko, czym poza tym jesteś, abym, prosząc cię o rękę, wątpił w swójrozsądek.- Nie powinien w nic wątpić ten, kto z góry zna odpowiedz na swą prośbę - powiedziała.Potem wstała ipołożyła mi race na ramionach.Objąłem ją i pocałowałem.I tak w samym środku miasta ogarniętego ogniem krwawych walk, wypełnionego śmiercią i zniszczeniemDejah Thoris, księżniczka Helium, nieodrodna córka Marsa, boga wojny, przyrzekła swą rękę JohnowiCarterowi, gentlemanowi z Wirginii.Przez rzez ku radościNieco pózniej Kantos Kan i Tars Tarkas wrócili z wiadomościami, że Zodanga została pokonana, a jejwojska uległy zniszczeniu lub dostały się do niewoli.Udało się co prawda uciec kilku okrętom wojennym, alew ręce tharkijskich wojowników wpadły tysiące statków, handlowych i bojowych.Mniejsze plemiona rozpoczęły łupienie na własną rękę, kłócąc się przy tym o zdobycz, postanowiliśmywiec zebrać tylu wojowników, ilu będzie można, obsadzić zodangańskimi jeńcami jak najwięcej latającychmaszyn i natychmiast wyruszyć do Helium.Pięć godzin pózniej wystartowaliśmy z lądowisk na dachach budynków w sile dwustu pięćdziesięciustatków bojowych, niosących na pokładach blisko sto tysięcy zielonych wojowników.Za nami leciała flotyllatransportowców, załadowana dobytkiem i zwierzętami.Zostawiliśmy pokonane miasto w szponach czterdziestu tysięcy wojowników, należących do mniejszychplemion, którzy grabili, mordowali i toczyli miedzy sobą zajadłe walki o łupy.W blisko stu miejscachpodłożyli oni ogień i nad miastem unosiły się słupy gęstego dymu, jakby ktoś chciał położyć zasłonę nadziejące się tam potworności.Wczesnym popołudniem ujrzeliśmy wieże Helium, szkarłatną i żółtą.Wkrótce z obozu oblegającychmiasto Zodangańczyków uniosła się w niebo wielka flota statków bojowych i poleciała nam na spotkanie.Nakażdym ż naszych okrętów wywiesiliśmy sztandary Helium.Zodanganczycy jednak nie potrzebowali tychznaków, aby wiedzieć, że jesteśmy nieprzyjaciółmi, gdyż nasi zieloni wojownicy otworzyli ogień, gdy tylko ichstatki oderwały się od ziemi.Ze śmiertelną celnością posyłali zbliżającej się flocie salwę za salwą.Mieszkańcy Helium rozpoznali w nas przyjaciół i z obu blizniaczych miast wystartowały setkispieszących nam na pomoc okrętów.Rozpoczęła się prawdziwa bitwa powietrzna, pierwsza, jakiej byłemświadkiem.Statki, na których znajdowali się zieloni wojownicy krążyły ponad ścierającymi się flotami Zodangi iHelium, gdyż ich pokładowe baterie w rękach nie umiejących się nimi posługiwać zielonych ludzi byłybezużyteczne.Jednakże strzelby zbierały żniwo śmierci i ich ogień wpłynął w bardzo znacznym stopniu naostateczny, wynik bitwy, a może nawet o nim zadecydował.Z początku obie floty krążyły na tej samej wysokości, posyłając sobie wzajemnie salwy dział burtowych.W pewnej chwili jedna z tych salw trafiła największy z zodangańskich statków, wyrywając w jego burcieogromną dziurę.Potężna maszyna przechyliła się na bok, wyrzucając członków załogi na zewnątrz.Drobnefigurki kręcąc się i koziołkując poleciały ku leżącej tysiąc stóp niżej ziemi, a za nimi, ze wzrastającą wciążprędkością, opadł statek i wbił się niemal całkowicie w miękki, gliniasty grunt dawnego dna morskiego.Z piersi Heliumitów wydarł się dziki wrzask tryumfu i ze zdwojoną zaciekłością zaatakowali wrogą flotę.Dzięki pięknie przeprowadzonemu manewrowi dwa okręty z Helium wzniosły się na większą wysokość i zumieszczonych w dnach wyrzutni zaczęły obrzucać przeciwników eksplodującymi bombami.Wkrótce pozostałe okręty Heliumitów, jeden za drugim, zajmowały pozycje ponad Zodangańczykami i wniedługim czasie znaczna liczba statków, należących do oblegającej miasto armii była bezradnymi wrakami,dryfującymi ku wysokiej, szkarłatnej wieży w centrum większego z miast Helium.Kilka innych próbowałouciekać, ale natychmiast były otaczane przez tysiące jednoosobowych łodzi, a nad każdym z nich unosił sięgotowy do przerzucenia desantu krążownik flory Helium.Bitwa dobiegała końca w niespełna godzinę od chwili,w której z obozu zwycięskiej armii Zodangi flota statków powietrznych wyruszyła nam na spotkanie.Ocalałezodangańskie okręty były kierowane jako zdobycz ku miastom Helium.Ich poddawaniu się towarzyszył stary,niezwykle patetyczny obyczaj, który wymagał, aby dowódca idącego do niewoli okrętu dobrowolnie z niegowyskoczył.Ci odważni ludzie, trzymając wzniesione nad głową sztandary swych rodów, jeden po drugimskakali ze swych mostków, wprost w objęcia czekającej ich kilkaset stóp niżej śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie peszy mnie to, że pochodzisz zkrólewskiego rodu, ale wystarczy wszystko, czym poza tym jesteś, abym, prosząc cię o rękę, wątpił w swójrozsądek.- Nie powinien w nic wątpić ten, kto z góry zna odpowiedz na swą prośbę - powiedziała.Potem wstała ipołożyła mi race na ramionach.Objąłem ją i pocałowałem.I tak w samym środku miasta ogarniętego ogniem krwawych walk, wypełnionego śmiercią i zniszczeniemDejah Thoris, księżniczka Helium, nieodrodna córka Marsa, boga wojny, przyrzekła swą rękę JohnowiCarterowi, gentlemanowi z Wirginii.Przez rzez ku radościNieco pózniej Kantos Kan i Tars Tarkas wrócili z wiadomościami, że Zodanga została pokonana, a jejwojska uległy zniszczeniu lub dostały się do niewoli.Udało się co prawda uciec kilku okrętom wojennym, alew ręce tharkijskich wojowników wpadły tysiące statków, handlowych i bojowych.Mniejsze plemiona rozpoczęły łupienie na własną rękę, kłócąc się przy tym o zdobycz, postanowiliśmywiec zebrać tylu wojowników, ilu będzie można, obsadzić zodangańskimi jeńcami jak najwięcej latającychmaszyn i natychmiast wyruszyć do Helium.Pięć godzin pózniej wystartowaliśmy z lądowisk na dachach budynków w sile dwustu pięćdziesięciustatków bojowych, niosących na pokładach blisko sto tysięcy zielonych wojowników.Za nami leciała flotyllatransportowców, załadowana dobytkiem i zwierzętami.Zostawiliśmy pokonane miasto w szponach czterdziestu tysięcy wojowników, należących do mniejszychplemion, którzy grabili, mordowali i toczyli miedzy sobą zajadłe walki o łupy.W blisko stu miejscachpodłożyli oni ogień i nad miastem unosiły się słupy gęstego dymu, jakby ktoś chciał położyć zasłonę nadziejące się tam potworności.Wczesnym popołudniem ujrzeliśmy wieże Helium, szkarłatną i żółtą.Wkrótce z obozu oblegającychmiasto Zodangańczyków uniosła się w niebo wielka flota statków bojowych i poleciała nam na spotkanie.Nakażdym ż naszych okrętów wywiesiliśmy sztandary Helium.Zodanganczycy jednak nie potrzebowali tychznaków, aby wiedzieć, że jesteśmy nieprzyjaciółmi, gdyż nasi zieloni wojownicy otworzyli ogień, gdy tylko ichstatki oderwały się od ziemi.Ze śmiertelną celnością posyłali zbliżającej się flocie salwę za salwą.Mieszkańcy Helium rozpoznali w nas przyjaciół i z obu blizniaczych miast wystartowały setkispieszących nam na pomoc okrętów.Rozpoczęła się prawdziwa bitwa powietrzna, pierwsza, jakiej byłemświadkiem.Statki, na których znajdowali się zieloni wojownicy krążyły ponad ścierającymi się flotami Zodangi iHelium, gdyż ich pokładowe baterie w rękach nie umiejących się nimi posługiwać zielonych ludzi byłybezużyteczne.Jednakże strzelby zbierały żniwo śmierci i ich ogień wpłynął w bardzo znacznym stopniu naostateczny, wynik bitwy, a może nawet o nim zadecydował.Z początku obie floty krążyły na tej samej wysokości, posyłając sobie wzajemnie salwy dział burtowych.W pewnej chwili jedna z tych salw trafiła największy z zodangańskich statków, wyrywając w jego burcieogromną dziurę.Potężna maszyna przechyliła się na bok, wyrzucając członków załogi na zewnątrz.Drobnefigurki kręcąc się i koziołkując poleciały ku leżącej tysiąc stóp niżej ziemi, a za nimi, ze wzrastającą wciążprędkością, opadł statek i wbił się niemal całkowicie w miękki, gliniasty grunt dawnego dna morskiego.Z piersi Heliumitów wydarł się dziki wrzask tryumfu i ze zdwojoną zaciekłością zaatakowali wrogą flotę.Dzięki pięknie przeprowadzonemu manewrowi dwa okręty z Helium wzniosły się na większą wysokość i zumieszczonych w dnach wyrzutni zaczęły obrzucać przeciwników eksplodującymi bombami.Wkrótce pozostałe okręty Heliumitów, jeden za drugim, zajmowały pozycje ponad Zodangańczykami i wniedługim czasie znaczna liczba statków, należących do oblegającej miasto armii była bezradnymi wrakami,dryfującymi ku wysokiej, szkarłatnej wieży w centrum większego z miast Helium.Kilka innych próbowałouciekać, ale natychmiast były otaczane przez tysiące jednoosobowych łodzi, a nad każdym z nich unosił sięgotowy do przerzucenia desantu krążownik flory Helium.Bitwa dobiegała końca w niespełna godzinę od chwili,w której z obozu zwycięskiej armii Zodangi flota statków powietrznych wyruszyła nam na spotkanie.Ocalałezodangańskie okręty były kierowane jako zdobycz ku miastom Helium.Ich poddawaniu się towarzyszył stary,niezwykle patetyczny obyczaj, który wymagał, aby dowódca idącego do niewoli okrętu dobrowolnie z niegowyskoczył.Ci odważni ludzie, trzymając wzniesione nad głową sztandary swych rodów, jeden po drugimskakali ze swych mostków, wprost w objęcia czekającej ich kilkaset stóp niżej śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]