[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwila napięcia przedłużała się, gotowa zarazeksplodować przemocą.A potem Sophie zrobiła krok do przodu.- Cześć, jestem Sophie Keller - powiedziała spokojne.- Chcę ci pomóc w znalezieniutych grobów.Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi.Potem czarne oczka oderwały się od Terry'ego iłypnęły ku niej.Monk zamrugał, poruszając ustami, jakby przypomniał sobie, jak się formujesłowa.- Nie potrzebuję żadnej pomocy.- Zwietnie, w takim razie nam wszystkim będzie łatwiej.Jednak zostanę tutaj, tak nawszelki wypadek, dobrze? - Uśmiechnęła się do niego ani zalotnie, ani nerwowo.Po prostutakim normalnym, codziennym uśmiechem.- Och, pewnie też chcesz, żeby ci zdjęto kajdanyz nóg.Nie dojdziesz w nich zbyt daleko.Odwróciła się, ciągle się uśmiechając, a swój ostatni komentarz skierowała również doTerry'ego.Widziałem, jak inni policjanci spoglądają po sobie.Twarz Connorsapoczerwieniała.Skinął głową ku strażnikom.- Tylko nogi.Zostawcie kajdanki.Mówił szorstkim tonem, ale chyba wszyscy zauważyli, że bliski był utraty panowania nadsobą.Spostrzegłem, że Roper nerwowo się przygląda, jak Terry stara się odzyskać chociażpozory autorytetu.Pozostali policjanci rzucali znaczące spojrzenia.Przecież gdyby nieSophie, nie wiadomo, do czego by zaraz doszło.Nie tylko rozładowała sytuację, ale takżeudało jej się nawiązać jakąś wątłą nić porozumienia z Monkiem.Po wybuchu sprzed kilku chwil skazaniec wydawał się teraz ponury i przygaszony.Kiedysprowadzono go ze ścieżki, odwrócił masywną głowę w stronę Sophie.- Wygląda na to, że panna Keller ma nowego pupilka - zauważył Wainwright, gdyszliśmy z tyłu, a nasze oddechy parowały w chłodzie poranka.- Dobrze jej poszło.Pomyślałem, że nie tylko Terry właśnie stracił twarz.- Tak pan myśli? - Wainwright nieprzyjaznie spojrzał na idących przed nim.- Miejmynadzieję, że nie postanowi jej ugryzć.Zdawało się, że torfowisko robi co tylko może, aby nam przeszkodzić.Temperatura sięobniżyła i spadł deszcz, przyginając zdzbła traw i wrzosu.Monotonna mżawka, ziębiąca duszę i ciało.Jerome Monk zdawał się nie zwracać na to uwagi.Stał przy pustej mogile Tiny Williams,deszcz spływał mu po łysej czaszce i skapywał z twarzy, której rysy mogłyby ozdobićgargulca ze średniowiecznego kościoła.Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle się tym nieprzejmował.O nas nie dałoby się powiedzieć tego samego.- To beznadziejne! - rzucił Wainwright, ocierając twarz z deszczu.Archeolog włożyłwytrzymały kombinezon, który sprawił, że jego potężna postać wydawała się jeszczewiększa.Ciasno opinający ubranie, wysmarowany czarnym błotem, wyglądał na równienadwerężony co nerwy profesora.Tym razem mu współczułem.Mój kombinezon ocierał mi szyję i nadgarstki, pociłem sięw nim pomimo zimna.Z czubka kaptura srebrnymi kroplami skapywała woda, a od czasu doczasu chłodny strumyczek znajdował drogę do środka.Mogiłę wciąż ogradzała policyjnataśma, jednak złożono już namiot techników kryminalistycznych.Pusty grób wypełniał siębłotnistą wodą.Przez te dni, kiedy mnie tutaj nie było, paskudna pogoda i ustawicznedreptanie wielu stóp zmieniły okolicę w zdradzieckie grzęzawisko.Policjanci klęli, kiedy tam szliśmy, a Wainwright raz nawet się poślizgnął i o mało nieupadł.Kiedy zbliżyłem się, aby go podtrzymać, archeolog rzucił szorstkie  nic mi nie jest".Wyglądało na to, że nawet Monk idzie z trudem, a skute ręce utrudniały mu zachowanierównowagi.Wyjąwszy adwokata Monka, to cywile - Wainwright, Sophie i ja - trzymali się nieco nauboczu, z dala od grupy otaczającej skazańca, tak jak polecała instrukcja.Towarzyszył nampies wyszkolony do odnajdowania zwłok, razem ze swoją treserką.Springer spaniel potrafiłwywąchać najdelikatniejszy ślad gazów gnilnych, jednak najpierw musieliśmy odnalezć jakiśgrób.Wyglądało na to, że Monkowi wcale się nie spieszy, aby nam pomóc.Mając po bokach dwóch strażników, patrzył w dół, w płytki dół, gdzie leżała TinaWilliams, i krzywił wargi w swoim nieodłącznym uśmieszku, jakby rozbawiony żartemzrozumiałym tylko dla niego samego.Zaczynałem już rozumieć, że to prostu jego naturalnygrymas, bez związku z żadną z myśli, kryjących się za guzikowymi oczkami.Taki jaksierpowaty uśmiech rekina.- Monk, przypomniało ci się coś? - zapytał Terry.Nie padła żadna odpowiedz.Równie dobrze więzień mógłby być wyciosany z tegosamego granitu co skały Black Tor, bo w takim samym stopniu zwracał uwagę na wszystko,co działo się wokół. Brodaty strażnik go szturchnął- Słyszałeś, Wesołku, co pan powiedział?- Trzymaj przy sobie te swoje pierdolone łapy - zgrzytnął Monk, nie odwracając głowy.Kiedy strażnik się obruszył, adwokat westchnął przesadnie głośno.- Jestem pewien, że nie muszę nikomu przypominać, iż mój klient jest tutaj z własnejwoli.Jeśli ma być teraz nękany, to możemy wszystko odwołać.- Nikt tu nikogo nie nęka.- Terry garbił się, jednak nie z powodu deszczu.Napięcietrzaskało wokół niego jak elektryczne wyładowania.- Pański  klient" sam chciał tutaj sięzjawić.A ja mam prawo zapytać, dlaczego.Rzadkie włosy Dobbsa powiewały na wietrze, przez co wyglądał niczym roztargnionypisklak.Z jakiegoś powodu zabrał ze sobą teczkę, która wyglądała nieco zabawnie wzestawieniu z kaloszami i kurtką przeciwdeszczową.Zastanawiałem się, czy w tej teczce jestcoś ważnego, czy może po prostu nosi ją z przyzwyczajenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl