[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba to pamiętam, ale prawdęmówiąc, nie jestem pewna.Tylko że do tej pory uwielbiam zapachnowych wykładzin.Po śmierci taty mama bardzo długo nie wychodziła z pokoju.Przeciągnęłam krzesło z salonu do kuchni, żeby móc dosięgnąć doszafek z jedzeniem, bo mama przez cały ten czas niczego niegotowała.Drzwi do jej pokoju były zatrzaśnięte, przypominały miusta starej pani Streng w sklepie, do którego przychodziłam kupowaćcukierki ze słoja po cencie za sztukę, gdy tato dał mi ćwierć dolara.Jedzenie, do którego udawało mi się dosięgnąć, nie było dobre: suchei twarde płatki bez mleka, puszki z fasolką, które łatwo możnaotworzyć, wpychając wieczko do środka - jadłyśmy ją na zimno, ijeszcze torba cukru, którym posypywałam suche płatki, ale w końcu,gdy wszystko inne się skończyło, wyjadałam cukier prosto zopakowania.Było mi wszystko jedno.Kiedyś uwielbiałam cukier, aleteraz już wcale go nie lubię.Pokój mamy śmierdział jak przepocone skarpetki.- Mamo? - Mówiłam do niej przez cały czas.Nie odpowiadała,ale wiedziałam, że mnie słyszy.- Mamo, to ja, Carrie.Jej ciało pod kołdrą wydawało się bardzo drobne.Spod kołdrywystawał tylko czubek jej głowy.- Chciałam się tylko przywitać i pokazać ci żabę.Złapałyśmy ją zEmmą.Nie przyniosłam Jaskierka do sypialni, bo nie byłam pewna, jakmama by na to zareagowała i w ogóle, ale gdyby tylko powiedziała, żechce go zobaczyć, to gotowa byłam pobiec po niego do naszegopokoju.Wyglądało jednak na to, że nie muszę nigdzie biec.Od stronyłóżka nie dochodził żaden dzwięk.%7łaluzje były opuszczone i wpokoju panował mrok.Zwykle tego nie robię, ale tym razempociągnęłam za sznurek i podniosłam żaluzje, żeby wpuścić trochęświatła do tej nory.Do pokoju wpadł snop światła, jak z latarki, izobaczyłam drobinki kurzu wirujące w powietrzu, jakby nie mogły sięzdecydować, gdzie mają wylądować.Może dlatego mama wolałamrok - przynajmniej nie było widać kurzu.Wiem! Odkurzę ten pokój i wtedy będzie mogła odsłonić żaluzje- pomyślałam.- Zaraz wrócę, mamo - rzuciłam szybko, choć chyba i takwiedziała, że nigdzie daleko nie odejdę.Bardzo lubię miotełkę do kurzu.Pióra są tak miękkie i puszyste,że ma się wrażenie, jakby to był oswojony ptak.Zeszłam na dół iwyciągnęłam miotełkę z szafy w kuchni, a potem biegiem wróciłamna górę, żeby mama nie zdążyła znów spuścić żaluzji.- Już jestem - oznajmiłam, cicho zamykając za sobą drzwi.Mama już dawno do nas nie zaglądała, ale byłam pewna, że hałasmógłby ją zdenerwować.Mógłby jej przypominać, jak zginął tatuś.Nauczyłam się więczamykać drzwi bardzo ostrożnie: najpierw obracałam gałkę, potemprzyciągałam drzwi do siebie i dopiero wtedy puszczałam gałkę.Niestety, miotełka wzbiła tylko tumany kurzu wysoko wpowietrze i w pokoju zrobiło się jeszcze bardziej duszno.- Może byś chciała, żebym na chwilę otworzyła okno? -zapytałam takim samym tonem, jakim mama do mnie mówiła, gdybyłam chora i potrzebowałam piwa imbirowego i rozgniecionegobanana na uspokojenie żołądka.- Uchylę je tylko troszkę, żeby wpuścić do środka trochę wiosny.Szkoda, że nie widziałaś, jak ładnie jest na dworze.Powiew zza okna trochę pomógł i już po chwili skończyłamodkurzać blat biurka oraz kufer stojący przy nogach łóżka mamy itaty.Następny był nocny stolik, ale ten niestety stał tuż przy twarzymamy i choć głowę miała prawie całkiem schowaną pod kołdrą, niechciałam jej złościć, przeszkadzając we śnie.Pomyślałam, że damsobie spokój z tym stolikiem.Po chwili jednak przyszło mi do głowy,że stolik jest najważniejszy, bo ona widzi go najlepiej.Podeszłam doniego na palcach, cichutko jak myszka, i najpierw pochyliłam się nadmamą, sprawdzając, czy śpi.Spała.Zdjęłam więc ze stolika wszystkie buteleczki z lekarstwami izdjęcie taty i mnie z czasów, gdy byłam mniejsza niż Emma teraz, iszklankę do polowy wypełnioną wodą, a potem odkurzyłam blat.Wszystkie okrągłe ślady w miejscach, gdzie od nie wiem już jakdawna stały butelki, zniknęły, i znów było widać prawdziwy kolordrewna, jakby stolik był prosto ze sklepu.Nie mogłam uwierzyć wewłasne szczęście - mama nawet nie drgnęła.Pomyślałam, że będziebardzo zdziwiona, gdy zobaczy, jak tu czysto.Potem poustawiałamwszystko z powrotem na tych samych miejscach i pozbierałam pustepuszki z podłogi obok łóżka.Większość z nich pełna byłaniedopałków papierosów pływających w resztkach napoju na dnie,więc bardzo uważałam, żeby żadnej nie upuścić, i to też mi się udało!Zebrałam wszystkie i wyszłam z pokoju na palcach, zostawiającodsłonięte żaluzje i uchylone okno, żeby w pokoju mamy niepachniało tak jak w szkolnej łazience.Musiałam dwa razy wracać nagórę, zanim wyniosłam wszystkie puszki do kosza, tak bardzouważałam, żeby żadnej nie upuścić.Niedługo potem odwiedził nas wielebny Cleary.Popatrzył namnie smutno oczami wielkimi jak spodki, pogładził mnie po głowie iotworzył drzwi do pokoju mamy.Rozejrzałam się dokoła, żeby sięprzekonać, dlaczego tak dziwnie patrzył, ale nie zauważyłam niczegoszczególnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Chyba to pamiętam, ale prawdęmówiąc, nie jestem pewna.Tylko że do tej pory uwielbiam zapachnowych wykładzin.Po śmierci taty mama bardzo długo nie wychodziła z pokoju.Przeciągnęłam krzesło z salonu do kuchni, żeby móc dosięgnąć doszafek z jedzeniem, bo mama przez cały ten czas niczego niegotowała.Drzwi do jej pokoju były zatrzaśnięte, przypominały miusta starej pani Streng w sklepie, do którego przychodziłam kupowaćcukierki ze słoja po cencie za sztukę, gdy tato dał mi ćwierć dolara.Jedzenie, do którego udawało mi się dosięgnąć, nie było dobre: suchei twarde płatki bez mleka, puszki z fasolką, które łatwo możnaotworzyć, wpychając wieczko do środka - jadłyśmy ją na zimno, ijeszcze torba cukru, którym posypywałam suche płatki, ale w końcu,gdy wszystko inne się skończyło, wyjadałam cukier prosto zopakowania.Było mi wszystko jedno.Kiedyś uwielbiałam cukier, aleteraz już wcale go nie lubię.Pokój mamy śmierdział jak przepocone skarpetki.- Mamo? - Mówiłam do niej przez cały czas.Nie odpowiadała,ale wiedziałam, że mnie słyszy.- Mamo, to ja, Carrie.Jej ciało pod kołdrą wydawało się bardzo drobne.Spod kołdrywystawał tylko czubek jej głowy.- Chciałam się tylko przywitać i pokazać ci żabę.Złapałyśmy ją zEmmą.Nie przyniosłam Jaskierka do sypialni, bo nie byłam pewna, jakmama by na to zareagowała i w ogóle, ale gdyby tylko powiedziała, żechce go zobaczyć, to gotowa byłam pobiec po niego do naszegopokoju.Wyglądało jednak na to, że nie muszę nigdzie biec.Od stronyłóżka nie dochodził żaden dzwięk.%7łaluzje były opuszczone i wpokoju panował mrok.Zwykle tego nie robię, ale tym razempociągnęłam za sznurek i podniosłam żaluzje, żeby wpuścić trochęświatła do tej nory.Do pokoju wpadł snop światła, jak z latarki, izobaczyłam drobinki kurzu wirujące w powietrzu, jakby nie mogły sięzdecydować, gdzie mają wylądować.Może dlatego mama wolałamrok - przynajmniej nie było widać kurzu.Wiem! Odkurzę ten pokój i wtedy będzie mogła odsłonić żaluzje- pomyślałam.- Zaraz wrócę, mamo - rzuciłam szybko, choć chyba i takwiedziała, że nigdzie daleko nie odejdę.Bardzo lubię miotełkę do kurzu.Pióra są tak miękkie i puszyste,że ma się wrażenie, jakby to był oswojony ptak.Zeszłam na dół iwyciągnęłam miotełkę z szafy w kuchni, a potem biegiem wróciłamna górę, żeby mama nie zdążyła znów spuścić żaluzji.- Już jestem - oznajmiłam, cicho zamykając za sobą drzwi.Mama już dawno do nas nie zaglądała, ale byłam pewna, że hałasmógłby ją zdenerwować.Mógłby jej przypominać, jak zginął tatuś.Nauczyłam się więczamykać drzwi bardzo ostrożnie: najpierw obracałam gałkę, potemprzyciągałam drzwi do siebie i dopiero wtedy puszczałam gałkę.Niestety, miotełka wzbiła tylko tumany kurzu wysoko wpowietrze i w pokoju zrobiło się jeszcze bardziej duszno.- Może byś chciała, żebym na chwilę otworzyła okno? -zapytałam takim samym tonem, jakim mama do mnie mówiła, gdybyłam chora i potrzebowałam piwa imbirowego i rozgniecionegobanana na uspokojenie żołądka.- Uchylę je tylko troszkę, żeby wpuścić do środka trochę wiosny.Szkoda, że nie widziałaś, jak ładnie jest na dworze.Powiew zza okna trochę pomógł i już po chwili skończyłamodkurzać blat biurka oraz kufer stojący przy nogach łóżka mamy itaty.Następny był nocny stolik, ale ten niestety stał tuż przy twarzymamy i choć głowę miała prawie całkiem schowaną pod kołdrą, niechciałam jej złościć, przeszkadzając we śnie.Pomyślałam, że damsobie spokój z tym stolikiem.Po chwili jednak przyszło mi do głowy,że stolik jest najważniejszy, bo ona widzi go najlepiej.Podeszłam doniego na palcach, cichutko jak myszka, i najpierw pochyliłam się nadmamą, sprawdzając, czy śpi.Spała.Zdjęłam więc ze stolika wszystkie buteleczki z lekarstwami izdjęcie taty i mnie z czasów, gdy byłam mniejsza niż Emma teraz, iszklankę do polowy wypełnioną wodą, a potem odkurzyłam blat.Wszystkie okrągłe ślady w miejscach, gdzie od nie wiem już jakdawna stały butelki, zniknęły, i znów było widać prawdziwy kolordrewna, jakby stolik był prosto ze sklepu.Nie mogłam uwierzyć wewłasne szczęście - mama nawet nie drgnęła.Pomyślałam, że będziebardzo zdziwiona, gdy zobaczy, jak tu czysto.Potem poustawiałamwszystko z powrotem na tych samych miejscach i pozbierałam pustepuszki z podłogi obok łóżka.Większość z nich pełna byłaniedopałków papierosów pływających w resztkach napoju na dnie,więc bardzo uważałam, żeby żadnej nie upuścić, i to też mi się udało!Zebrałam wszystkie i wyszłam z pokoju na palcach, zostawiającodsłonięte żaluzje i uchylone okno, żeby w pokoju mamy niepachniało tak jak w szkolnej łazience.Musiałam dwa razy wracać nagórę, zanim wyniosłam wszystkie puszki do kosza, tak bardzouważałam, żeby żadnej nie upuścić.Niedługo potem odwiedził nas wielebny Cleary.Popatrzył namnie smutno oczami wielkimi jak spodki, pogładził mnie po głowie iotworzył drzwi do pokoju mamy.Rozejrzałam się dokoła, żeby sięprzekonać, dlaczego tak dziwnie patrzył, ale nie zauważyłam niczegoszczególnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]