[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ned był cały czas w złymhumorze, marudził i przeszkadzał, ponieważ uznano go za malucha, którymusi wcześnie pójść spać.Zazdrościł starszemu rodzeństwu, że będzie jadłorazem z rodzicami.Wreszcie usłyszeli zgrzyt klucza w drzwiach.Przyszedł tata.Beatrice siedziała na schodach, przyglądając się z przyjemnością, jakJack, odstawiwszy swoje torby podróżne, zagarnia dzieci jedno po drugim wobjęcia, pieszczotliwie targa im włosy i całuje je serdecznie.Grzebałjednocześnie po kieszeniach, szukając prezentów - dla każdego przywiózłmałą niespodziankę.Drewniany model samolotu airfix dla Toma, lalczyna torebka dla Clare ipudełeczko ze szklanymi kulkami dla Neda.Beatrice klasnęła w dłonie izagoniła dwoje starszych do mycia, żeby byli gotowi do kolacji zapiętnaście minut.Uściskała Jacka i jeszcze przez chwilę trzymała na rękumałego Neda, zanim oddała go Molly.- Na Boga, on się robi coraz cięższy.Wez go już, Molly.Jest bardzozmęczony.Myślę, że można mu darować wieczorną kąpiel.Połóż go spać,przyjdziemy do niego pózniej powiedzieć dobranoc.Jack znalazł czas na jedną małą whisky przed kolacją, zanim Tom i Clarezdążyli się umyć.Wyglądał na zdenerwowanego.- Tom ma jeszcze jeden siniak.Na kolanie.Och, Bea, nie jestem pewien,czy te nowe okulary w ogóle coś dają.-Westchnął ciężko.- Wątpię, czyporadzi sobie z modelem samolotu.Byłem optymistą, kupując mu takiprezent.Przecież on w ogóle nie będzie widział tych wszystkich malutkichelemencików, które trzeba połączyć według schematu.- Nie teraz, Jack.Tom i Clare, wyszorowani do czysta i dumni z tego, że mogą przyłączyćsię do rodziców, pojawili się razem w drzwiach.Rodzina przeszła dojadalni, gdzie pachniało obiecująco pieczoną szynką.W sobotę odbyli obiecaną wyprawę do  Lyons Corner House".MałyEdmund został w domu z Molly, ale wcześniej, rano, uczestniczył wzabawach z rodzeństwem i Jackiem.Beatrice pozwoliła wszystkim czworguRS 74wyszaleć się do woli.Dzieciaki ostatnio tak rzadko widywały się z ojcem.Sama zajęła się pracą.Spędziła kilka godzin na dole.Potem, po lunchu w  Corner House", podczas którego zachwyconedzieci jadły i piły ze smakiem to, czego raczej nie podawano w domu -keczup i coca-colę - poszli do dużego kina na Leicester Square.Podczasfilmu  Królewna Znieżka i siedmiu krasnoludków" dzieci siedziały takzafascynowane bajką, że żadne z nich nie powiedziało ani słowa.NawetJack musiał przyznać, że animacja była wspaniała.Tomowi i Clarenajwiększą atrakcją jednak wydał się powrót do domu autobusem.- Co za uroczy dzień - uśmiechnęła się Beatrice, zmęczona, aleszczęśliwa, kiedy wieczorem dzieci dopiły kakao, zjadły jajka i niechętnieprzystały na to, że pora spać.- Też tak myślę, kochanie.Dziwię się tylko, że dzieci lubią jeść takie niezdrowe rzeczy.Odstawił pustą szklankę.- Bea, teraz chciałbym, żebyśmy wreszcie naprawdę poważnieporozmawiali o Tomie.Cały czas mam wrażenie, że ten temat w ogóle cięnie interesuje.- Nie mów tak, Jack, mylisz się, to dla mnie bardzo ważne.Być możemogłam wcześniej zapisać go na wizytę do innego lekarza, ale z pewnościąnie jest tak, że unikam tych obowiązków, które nie wydają mi sięprzyjemne.Wierzysz mi?Jack skinął głową.- Rozmawiałam już z doktorem O'Brienem, tym nowym specjalistą zHarley Street.Na wtorek mamy zamówioną wizytę.- Grzeczna dziewczynka - powiedział Jack z uznaniem.Podszedł ijeszcze raz pocałował Beę w czubek głowy.Kochał rudawy, jesienny odcieńjej włosów.- Co mamy na kolację? - zapytał.- Wczorajszą zupę, wczorajszą szynkę i sałatkę jarzynową.- Wspaniale.Niedziela minęła cicho i spokojnie.Z planowanego spaceru naHampstead Heath nic nie wyszło, gdyż deszcz lał jak z cebra.Jack i Beagrali w karty z dziećmi, pomagali im w układaniu klocków, razem Słuchalimuzyki z radia.Pózniej siedem razy zagrali w śmiejącego się policjanta iwreszcie nawet Jack miał dosyć.Potem dzieci długo bawiły się jeszczeRS 75podczas kąpieli.Wieczorem, kiedy Bea była już gotowa do wyjścia, Jack spędził jeszczegodzinę na papierkowej robocie i przepakowywaniu swojej torby.Beatrice dobrze przewidziała, u Golderów nie było innych gości.Jacobsowie przeprowadzili się już do mieszkania w bloku przy RegentsPark.Miała również rację co do zdjęć, oglądanych ze śmiechem włagodnym świetle jadalni na Gower Street.Sprawdziły się też jejprzewidywania dotyczące obiadu.Była fasola, oliwki, dziwny, dość twardychlebek i gulasz - jak powiedziała Penelope - z baraniny.Jedzenie podanowcześniej, żeby Jack mógł spokojnie zdążyć na pociąg.Potem Leonard zapalił papierosa.- Powiedz mi teraz, Jack, nad czym ostatnio pracujesz.Jezdzisz dużo pokraju.Co mówią ludzie na to, że czeka nas wojna? Co myślą o tymrobotnicy i jak zareagowali na" te wieści ich szefowie?Wreszcie Leonard zaczął komentować ostatnią wizytę Chamberlaina wNiemczech i obietnice Hitlera.- Oczywiście, Jack, nie chcę cię denerwować, ale obawiam sięnajgorszego.Nie można ufać komuś takiemu jak Hitler.Penelope zauważyła niezadowoloną minę Beatrice.- Może chcesz, żebyśmy wyszły na kawę do drugiego pokoju?- Nie, skądże.Po prostu nie lubię tego rodzaju rozmów.Dlaczego niemożemy posiedzieć spokojnie i porozmawiać o czymś miłym? Dlaczegopolitycy zawsze muszą zepsuć miły nastrój?- Tak trzeba.Te rzeczy muszą być zrozumiane, przekazane ludziom.Tojest po to, Bea, żebyśmy jeszcze kiedyś w przyszłości mogli mieć choć kilkamiłych wieczorów.Myślę, że Penelope już to zrozumiała.- Leonardspojrzał pytająco na żonę.Pen kiwnęła głową.- Cóż, liczne fabryki broni, jakie zbudowano w ostatnich latach wNiemczech, mówią same za siebie.Podobnych dowodów jest wiele.Wojnawydaje się nieunikniona - stwierdził Jack.RS 76RS 77Rozdział 7- Co powiesz o Kanadzie? Może moglibyśmy wysłać dzieci do Kanady?Byłyby tam bezpieczne, nie sądzisz? Słyszałam o kimś, kto.Nagle okazało się, że Beatrice panicznie boi się otworzyć gazetę, słuchaćw pracowni, o czym rozprawiają dziewczęta, plotkować z przyjaciółmi.Paraliżowało ją przerażenie, że znowu dowie się o czymś, co grozi światu.Nie chciała rozmawiać z tymi wszystkimi ludzmi, którzy gotowi bylirozstać się ze swoimi dziećmi dla ich bezpieczeństwa.- Molly mówi, że gdybyśmy chcieli, mogłaby wziąć je do Irlandii, doswoich rodziców na farmę.Będzie się znowu mówiło, że rosną jak nadrożdżach, ale.- Bea, kochanie, nie rozstrzygniemy tego przez telefon.Przyjadę dodomu pojutrze i razem spokojnie się nad wszystkim zastanowimy.KrólJerzy nie jest szaleńcem.Na pewno nie będzie nawoływał do wojny.Nikttego nie chce, Bea.Ledwie dwadzieścia lat minęło od ostatniego rozlewukrwi.Nie mogę uwierzyć, że coś takiego w ogóle może się wydarzyć.Proszę cię, kochanie, przede wszystkim zachowaj spokój.W ostatnich dniach coraz więcej mówiło się o rychłym wybuchu wojny.Bea przyjmowała te pogłoski z chłodnym niedowierzaniem albo wręczprzeciwnie - z histerycznym przerażeniem.- Czy byłaś z Tomem na Harley Street? - pytał Jack.- Co powiedziałdoktor?- Jeszcze nie ma pewności.Mamy pójść tam znowu jutro rano.- GłosBei zaczął się łamać.- Zadawał nam mnóstwo pytań.Zrobił wszystkiebadania okulistyczne, jakie tylko były możliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl