[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tak, jeśli chciał zachować godność, musi odejśćdobrowolnie i znalezć w tej cholernej gazecie jakieś mieszkanie.Oczywiście mógł wrócić do Philipsburga.Do osiedla bungalowów.Do skoszonych trawników przed domami.Do niedzielnych grillowań z rodzinamijego trzech sióstr.Do rozmów o baseballu i czystych ulicach, które prowadziływprost w próżnię dusz tamtejszych mieszkańców.Mógłby też pracować jako nauczyciel w szkole ojca.Sama jednak myśl o tymwywoływała w nim panikę.Czułby się tam jak więzień: w ciasnym kosmosiedomu rodzicielskiego, obowiązków i codziennej modlitwy nie mówiąc naweto setkach nudnych licealistów.W takim otoczeniu istniałyby tylko dwiemożliwości.Albo wstąpić do jakiejś radykalnej sekty, albo podjąć strajkgłodowy.Rodzina jego ojca pochodziła z Brna.Ojczystym językiem dziadków byłczeski.Ten język łączył go z Milanem.Dziadkowie Justina ze strony matki wyjechali z Frankfurtu w latachdwudziestych minionego wieku.Nazwa Uniwersytetu imienia Goethegowywoływała w nim zawsze tęsknotę porównywalną do nagłych zachcianekna pianki cukrowe, hamburgera lub ogromny krwawy stek z kością.Decydującsię na studia we Frankfurcie, chciał znalezć swoje korzenie.Zaczął przeglądać ogłoszenia mieszkaniowe.W Griesheim był jakiś pokój bezkuchni za jedyne dwieście pięćdziesiąt euro plus siedemdziesiąt euro kosztóweksploatacji.Dałoby się akurat wyskrobać siedemset pięćdziesiąt euro kaucji.Milan nie domagał się żadnego czynszu.Dopiero teraz Justin zrozumiałdlaczego.Opłata dawałaby mu prawo mieszkania tutaj, a to była ostatnia rzecz,jakiej chciał Milan.Jego wzrok zatrzymał się na następnym ogłoszeniu.Kawalerka z balkonemna siódmym piętrze wieżowca.W Nieder-Eschbach.Justin wyobraził sobie, jakstoi na tym balkonie.Jak wspina się na barierkę i skacze.Znów targnęła nimfala rozpaczy, której impet nie pozwolił mu przez chwilę oddychać.Musiał się stąd wynieść.Byle dalej.Daleko.Uderzył pięścią w stół takmocno, że przewróciła się filiżanka, zalewając gazetę kawą.Zerwał się i strąciłprzy tym nóż, który w drodze na podłogę minimalnie chybił jego kolano.A gdybytak trafił? Prosto w serce.Od odebrania sobie życia powstrzymywała go tylko myśl o matce.Jejcierpienie czułby nawet w chwili śmierci.Sprawiłoby, że stałby się żywymumarlakiem, niespokojnym duchem w grobie na cmentarzu w Philipsburgu, gdziepochowano jego ojca.W sypialni unosił się jeszcze zapach Milanowej wody po goleniu.Justin stłumiłw sobie ponowny przypływ strachu, który dopadł go w progu.Przed ponadrokiem wprowadził się tu tylko z plecakiem.Wystarczy godzina, by spakowaćswoje rzeczy.Kiedy odezwał się telefon, jego serce mocniej zabiło.Milan? Dzwonił, żebyprzeprosić? Chciał go prosić o wybaczenie? Przekonywać, by został? Zapewnićo swojej miłości?Rozemocjonowany pognał do salonu, żeby odszukać aparat.Przypomniałsobie jednak, że zabrał go do kuchni.Czuł, jak mocno wali mu serce, gdy drżącądłonią odsuwał gazety, by odnalezć telefon pod ogłoszeniami mieszkaniowymi. Tak? O Boże.Ależ ochryple mówił.To nie był głos Milana, lecz kogoś,kogo nie znał, przez co w roztargnieniu zareagował po angielsku. I don tunderstand. Czy zle się dodzwoniłem? zapytał młody, energiczny głos po drugiejstronie.Nie czekając na odpowiedz, dzwoniący oznajmił: Tu Kevin Wagner.Policja kryminalna.Dzwonię w sprawie Davida Husa. Davida? powtórzył oszołomiony Justin. Co się mu stało? Jestem z nim w szpitalu.Miał silny atak astmy.Chciałbym rozmawiać z jegoojcem. Nie ma go.Jest w drodze do Pragi. Justin szybko rzucił okiem na zegarek. Samolot właśnie wystartował.Po drugiej stronie na chwilę zapadło milczenie, a potem głos znów przemówił: David musi zostać na noc na obserwacji w szpitalu.Może mógłby mu panprzywiezć parę rzeczy? Tak, oczywiście.Czy.Czy bardzo z nim zle? Dostał infuzję.Teraz jego stan jest stabilny. Mogę z nim porozmawiać? Chwileczkę.Jakieś szemranie w tle, aż wreszcie Justin usłyszał słaby głos Davida. David, co się stało? Nie miałeś przy sobie lekarstwa? I dlaczego dzwonipolicja kryminalna? Helena nie żyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.tak, jeśli chciał zachować godność, musi odejśćdobrowolnie i znalezć w tej cholernej gazecie jakieś mieszkanie.Oczywiście mógł wrócić do Philipsburga.Do osiedla bungalowów.Do skoszonych trawników przed domami.Do niedzielnych grillowań z rodzinamijego trzech sióstr.Do rozmów o baseballu i czystych ulicach, które prowadziływprost w próżnię dusz tamtejszych mieszkańców.Mógłby też pracować jako nauczyciel w szkole ojca.Sama jednak myśl o tymwywoływała w nim panikę.Czułby się tam jak więzień: w ciasnym kosmosiedomu rodzicielskiego, obowiązków i codziennej modlitwy nie mówiąc naweto setkach nudnych licealistów.W takim otoczeniu istniałyby tylko dwiemożliwości.Albo wstąpić do jakiejś radykalnej sekty, albo podjąć strajkgłodowy.Rodzina jego ojca pochodziła z Brna.Ojczystym językiem dziadków byłczeski.Ten język łączył go z Milanem.Dziadkowie Justina ze strony matki wyjechali z Frankfurtu w latachdwudziestych minionego wieku.Nazwa Uniwersytetu imienia Goethegowywoływała w nim zawsze tęsknotę porównywalną do nagłych zachcianekna pianki cukrowe, hamburgera lub ogromny krwawy stek z kością.Decydującsię na studia we Frankfurcie, chciał znalezć swoje korzenie.Zaczął przeglądać ogłoszenia mieszkaniowe.W Griesheim był jakiś pokój bezkuchni za jedyne dwieście pięćdziesiąt euro plus siedemdziesiąt euro kosztóweksploatacji.Dałoby się akurat wyskrobać siedemset pięćdziesiąt euro kaucji.Milan nie domagał się żadnego czynszu.Dopiero teraz Justin zrozumiałdlaczego.Opłata dawałaby mu prawo mieszkania tutaj, a to była ostatnia rzecz,jakiej chciał Milan.Jego wzrok zatrzymał się na następnym ogłoszeniu.Kawalerka z balkonemna siódmym piętrze wieżowca.W Nieder-Eschbach.Justin wyobraził sobie, jakstoi na tym balkonie.Jak wspina się na barierkę i skacze.Znów targnęła nimfala rozpaczy, której impet nie pozwolił mu przez chwilę oddychać.Musiał się stąd wynieść.Byle dalej.Daleko.Uderzył pięścią w stół takmocno, że przewróciła się filiżanka, zalewając gazetę kawą.Zerwał się i strąciłprzy tym nóż, który w drodze na podłogę minimalnie chybił jego kolano.A gdybytak trafił? Prosto w serce.Od odebrania sobie życia powstrzymywała go tylko myśl o matce.Jejcierpienie czułby nawet w chwili śmierci.Sprawiłoby, że stałby się żywymumarlakiem, niespokojnym duchem w grobie na cmentarzu w Philipsburgu, gdziepochowano jego ojca.W sypialni unosił się jeszcze zapach Milanowej wody po goleniu.Justin stłumiłw sobie ponowny przypływ strachu, który dopadł go w progu.Przed ponadrokiem wprowadził się tu tylko z plecakiem.Wystarczy godzina, by spakowaćswoje rzeczy.Kiedy odezwał się telefon, jego serce mocniej zabiło.Milan? Dzwonił, żebyprzeprosić? Chciał go prosić o wybaczenie? Przekonywać, by został? Zapewnićo swojej miłości?Rozemocjonowany pognał do salonu, żeby odszukać aparat.Przypomniałsobie jednak, że zabrał go do kuchni.Czuł, jak mocno wali mu serce, gdy drżącądłonią odsuwał gazety, by odnalezć telefon pod ogłoszeniami mieszkaniowymi. Tak? O Boże.Ależ ochryple mówił.To nie był głos Milana, lecz kogoś,kogo nie znał, przez co w roztargnieniu zareagował po angielsku. I don tunderstand. Czy zle się dodzwoniłem? zapytał młody, energiczny głos po drugiejstronie.Nie czekając na odpowiedz, dzwoniący oznajmił: Tu Kevin Wagner.Policja kryminalna.Dzwonię w sprawie Davida Husa. Davida? powtórzył oszołomiony Justin. Co się mu stało? Jestem z nim w szpitalu.Miał silny atak astmy.Chciałbym rozmawiać z jegoojcem. Nie ma go.Jest w drodze do Pragi. Justin szybko rzucił okiem na zegarek. Samolot właśnie wystartował.Po drugiej stronie na chwilę zapadło milczenie, a potem głos znów przemówił: David musi zostać na noc na obserwacji w szpitalu.Może mógłby mu panprzywiezć parę rzeczy? Tak, oczywiście.Czy.Czy bardzo z nim zle? Dostał infuzję.Teraz jego stan jest stabilny. Mogę z nim porozmawiać? Chwileczkę.Jakieś szemranie w tle, aż wreszcie Justin usłyszał słaby głos Davida. David, co się stało? Nie miałeś przy sobie lekarstwa? I dlaczego dzwonipolicja kryminalna? Helena nie żyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]