[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Osadników w miasteczku kilku jest i skarżą się,że im te plugawce szkody robią.My tak społecznie.I nudno trochę.Paru poszło na przepustkę do pobliskiej wioski.Do dziewczyn.- dodał zrozżaleniem.- To ja tak i smutek w sobie zabijał, do tych szczurówstrzelający.Patrzyliśmy z sympatią na chłopaka.Zaraz zjawił się drugi żołnierzstarszy wiekiem i szarżą.Obrzucił nas podejrzliwym spojrzeniem.- A wy, kto? - zapytał, dotykając niedbale palcami daszka czapki.- Swoi.- roześmiał się inżynier i wyciągnąwszy legitymację, zacząłwyjaśniać, co i jak.%7łołnierz obracał w palcach książeczkę, przekrzywiał głowę,sprawdzał pieczęć, zerkał w twarz inżynierowi.- W porządku.- powiedział z rozczarowaniem w głosie i jeszczedługo patrzył za nami, gdy szliśmy we troje w stronę kościoła,przecinając na ukos rynek.W paru domach poznaczonych kulami iodpryskami tynku błyszczały szyby, zieleniła się donica z mirtem i gdzieśw podwórku dochodziło popłakiwanie dziecka.- Powoli zaludnia się.- westchnął z ulgą inżynier.- Byle tylkonaprawić tory kolejowe i mosty, ruch się zrobi na całego.- Jest pan entuzjastą - nutka podziwu zabrzmiała w głosie architekta ipopatrzył na inżyniera Rojka z takim zainteresowaniem, z jakim oglądasię pod mikroskopem nieznaną i nagle odkrytą komórkę.- Chyba jestem - padło pogodne stwierdzenie faktu.Mówiąc to,nachylił się i podniósł coś z ziemi.Przez chwilę obracał to cośbłyszczącego w palcach i położył na wewnętrznej stronie twardej, małejdłoni.- Które z nich to zgubiło? - Zastanawiał się głośno i podał miwygięty w łuk kawałek złotej blaszki.- Niech pani to wezmie napamiątkę.- Co to jest? - zainteresował się architekt.- Połówka obrączki.U Niemców był taki zwyczaj, że zaręczano sięobrączką.Gdy narzeczony szedł na wojnę, przepiłowywał ją na dwieczęści.Jedną połówkę zostawiał ukochanej, a drugą zabierał ze sobą.- To ładne.- uśmiechnęłam się, obracając w palcach połyskujący wsłońcu pogięty i nikomu już niepotrzebny kawałek złotego kółka.- I romantyczne.- skrzywił się kwaśno inżynier.Ruszył naprzód,omijając wyrwy w bruku i coś pogwizdując przez zęby.Trzymałam w zaciśniętej dłoni symboliczną połówkę, zastanawiającsię, w jakich okolicznościach i które z młodych ją zgubiło.Nie wiadomodlaczego, pomyślałam o moim byłym mężu i o mojej ślubnejobrączce, którą musiałam sprzedać w czasie wojny, bo w domu nie byłoco jeść ani za co posłać ojcu do obozu paczkę z chlebem i cebulą.Pomyślałam także o obrączce mego męża sprzedanej bez zastanowieniatuż przed wojną, gdy zabrakło mu chwilowo na bilet do kina.Długorozpaczałam za swoją sprzedaną obrączką.Dopatrywałam się w tymzłego znaku i czegoś tak niewłaściwego, jak handlowanie świętością.- Pani jest bardzo sentymentalna.- usłyszałam głos architekta.Usiłował stąpać obok mnie elastycznym, młodzieńczym krokiem, ale wjego oddechu wyczuwało się zmęczenie.- Po prostu wzrusza mnie miłość.- odpowiedziałam spontanicznie,bez zastanowienia.Dzgnęło coś w sercu, załaskotało w gardle.- Cudownie być tak młodym, jak pani.- westchnął z żalem w głosie.- Młodym? - powtórzyłam z zastanowieniem.Nie czułam tej młodo-ści, której tak mi często zazdroszczono.Byłam zrezygnowana i smutna.Wypalona od wewnątrz i oszukana.Dla mnie młodość to był czasmałżeństwa i kochania.Czas pierwszej i największej klęski.A po tejklęsce była jeszcze wojna z wszystkimi okropnościami i śmierciąnajbliższych.- Mnie się wydaje, że jestem bardzo stara, że przeżyłam siebie.-powiedziałam z powagą i nagle to stwierdzenie, powiedziane głośno,wydało mi się sztuczne i żenujące.Sięgnęłam dłonią do włosów, żebytym ruchem pokryć zakłopotanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Osadników w miasteczku kilku jest i skarżą się,że im te plugawce szkody robią.My tak społecznie.I nudno trochę.Paru poszło na przepustkę do pobliskiej wioski.Do dziewczyn.- dodał zrozżaleniem.- To ja tak i smutek w sobie zabijał, do tych szczurówstrzelający.Patrzyliśmy z sympatią na chłopaka.Zaraz zjawił się drugi żołnierzstarszy wiekiem i szarżą.Obrzucił nas podejrzliwym spojrzeniem.- A wy, kto? - zapytał, dotykając niedbale palcami daszka czapki.- Swoi.- roześmiał się inżynier i wyciągnąwszy legitymację, zacząłwyjaśniać, co i jak.%7łołnierz obracał w palcach książeczkę, przekrzywiał głowę,sprawdzał pieczęć, zerkał w twarz inżynierowi.- W porządku.- powiedział z rozczarowaniem w głosie i jeszczedługo patrzył za nami, gdy szliśmy we troje w stronę kościoła,przecinając na ukos rynek.W paru domach poznaczonych kulami iodpryskami tynku błyszczały szyby, zieleniła się donica z mirtem i gdzieśw podwórku dochodziło popłakiwanie dziecka.- Powoli zaludnia się.- westchnął z ulgą inżynier.- Byle tylkonaprawić tory kolejowe i mosty, ruch się zrobi na całego.- Jest pan entuzjastą - nutka podziwu zabrzmiała w głosie architekta ipopatrzył na inżyniera Rojka z takim zainteresowaniem, z jakim oglądasię pod mikroskopem nieznaną i nagle odkrytą komórkę.- Chyba jestem - padło pogodne stwierdzenie faktu.Mówiąc to,nachylił się i podniósł coś z ziemi.Przez chwilę obracał to cośbłyszczącego w palcach i położył na wewnętrznej stronie twardej, małejdłoni.- Które z nich to zgubiło? - Zastanawiał się głośno i podał miwygięty w łuk kawałek złotej blaszki.- Niech pani to wezmie napamiątkę.- Co to jest? - zainteresował się architekt.- Połówka obrączki.U Niemców był taki zwyczaj, że zaręczano sięobrączką.Gdy narzeczony szedł na wojnę, przepiłowywał ją na dwieczęści.Jedną połówkę zostawiał ukochanej, a drugą zabierał ze sobą.- To ładne.- uśmiechnęłam się, obracając w palcach połyskujący wsłońcu pogięty i nikomu już niepotrzebny kawałek złotego kółka.- I romantyczne.- skrzywił się kwaśno inżynier.Ruszył naprzód,omijając wyrwy w bruku i coś pogwizdując przez zęby.Trzymałam w zaciśniętej dłoni symboliczną połówkę, zastanawiającsię, w jakich okolicznościach i które z młodych ją zgubiło.Nie wiadomodlaczego, pomyślałam o moim byłym mężu i o mojej ślubnejobrączce, którą musiałam sprzedać w czasie wojny, bo w domu nie byłoco jeść ani za co posłać ojcu do obozu paczkę z chlebem i cebulą.Pomyślałam także o obrączce mego męża sprzedanej bez zastanowieniatuż przed wojną, gdy zabrakło mu chwilowo na bilet do kina.Długorozpaczałam za swoją sprzedaną obrączką.Dopatrywałam się w tymzłego znaku i czegoś tak niewłaściwego, jak handlowanie świętością.- Pani jest bardzo sentymentalna.- usłyszałam głos architekta.Usiłował stąpać obok mnie elastycznym, młodzieńczym krokiem, ale wjego oddechu wyczuwało się zmęczenie.- Po prostu wzrusza mnie miłość.- odpowiedziałam spontanicznie,bez zastanowienia.Dzgnęło coś w sercu, załaskotało w gardle.- Cudownie być tak młodym, jak pani.- westchnął z żalem w głosie.- Młodym? - powtórzyłam z zastanowieniem.Nie czułam tej młodo-ści, której tak mi często zazdroszczono.Byłam zrezygnowana i smutna.Wypalona od wewnątrz i oszukana.Dla mnie młodość to był czasmałżeństwa i kochania.Czas pierwszej i największej klęski.A po tejklęsce była jeszcze wojna z wszystkimi okropnościami i śmierciąnajbliższych.- Mnie się wydaje, że jestem bardzo stara, że przeżyłam siebie.-powiedziałam z powagą i nagle to stwierdzenie, powiedziane głośno,wydało mi się sztuczne i żenujące.Sięgnęłam dłonią do włosów, żebytym ruchem pokryć zakłopotanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]