[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spojrzała na niego zaskoczona.- Skąd wiesz?- Ciąg skojarzeń.- Uśmiechnął się raczej smutno, bo wolałby nie mieć racji.- Są opętani tą swoją Księgą Przejścia.Chcą przebrnąć przez tereny legendarnegopiekła i dotrzeć do budowli wzniesionych ponoć przez Bogów.I co gorsza, podobno wiedząjak.Tomaszewski odnalazł w kieszeni munduru ledwie napoczętą paczkę papierosów izapalniczkę.Włożył jednego do ust.- Mogę tu zapalić?- Co zapalić? - nie zrozumiała.Pstryknął zapalniczką, a dziewczyna podskoczyła lekko na widok płomienia, którypojawił się znikąd.Dym z papierosa sprawił, że się rozkaszlała.- Co to za świństwo?- Nie przejmuj się.- Tomaszewski z ulgą zaciągnął się głęboko.Wszystkie faktyukładały mu się w głowie.Anglosasi, którzy odwiedzili Nayer, siedzą tam już od kilkunastu,może dwudziestu lat.Cholera jasna! I realizują własny plan.Zupełnie inaczej niż Polacy.Przede wszystkim dobrze wiedzą, do czego dążą.I, teraz już wszystko na to wskazuje, są wjakimś sensie kontynuatorami, a może nawet potomkami uczestników zakonnych wypraw nadrugą stronę gór.I jeśli ich celem jest zdobycie pomnika cesarzowej Achai, to są bliscy jegorealizacji.Szlag! A on tu tkwił zupełnie odcięty od całego świata.- Czemu się katujesz tym smrodem? - zapytała Ina.- To jakiś religijny rytuał?Samoukaranie się za popełnione grzechy?- To rodzaj narkotyku - wyjaśnił.Odskoczyła pod ścianę.- I zaraz wpadniesz w szał, a potem mnie zaatakujesz?! - Raczej nie.To ma uspokajać.- Zmierdzący dym jako forma uspokojenia? - Dziewczyna usiłowała zatkać sobie nos.- Bogowie, co się tam u was, w imperium, wyrabia!- Powiedz mi jeszcze - Tomaszewski nie chciał wdawać się w dyskusję o zwyczajach -co się stanie, kiedy siły Nayer zdobędą tę twierdzę?- Związek wolnych miast straci dostęp do morza.- A droga do bieguna zostanie otwarta?- Jeszcze nie.Pozostanie im ostatnia twierdza.Ale ma niewielkie znaczenie.Jeślipadnie Tor Avahen, zachwieje to całym naszym związkiem.Tu jest archiwum państwa.Tu sądokumenty najwyższej wagi państwowej.Pisma historyczne.Nawet fragmenty wykładniKsięgi Przejścia, element, którego chyba szukają nasi przeciwnicy po całym świecie.Tomaszewski skinął głową.No tak.A ostatnia próba przebicia się z oblężonej twierdzyzakończyła się klęską.- Nie możecie ewakuować archiwum drogą morską? - zapytał.- Dokąd? Zresztą czym? Nie jesteśmy ludem morskim, nasze są góry, turnie,przepaście.- A te latawce się nie nadają?- Do transportu czegokolwiek nie.Ale można by było wywiezć najważniejsze skarbyślizgaczami powietrznymi.Z tym że one się nie wznoszą.Zasięg ślizgu przy starcie zwierzchołka góry to średnio cztery, pięć tysięcy kroków.I lądujemy prosto w rękach armiiNayer.- No to rzeczywiście pat.- Tomaszewski klął w duchu.Fakt, że dysponował terazważnymi informacjami i w żaden sposób nie mógł ich przekazać, doprowadzał go do szału.Zaciągnął się jeszcze raz.- Przydałyby się wam wiatrakowce.- No niestety.- Ina uśmiechnęła się, robiąc zabawną minę.- Mamy tylko jeden.Tentwój, a ty nie umiesz latać, bo jesteś marynarzem.Tomaszewski podskoczył na łóżku.- Macie mój wiatrakowiec?!- No pewnie.Nawet najbardziej tępy oficer w najbardziej niekorzystnej sytuacji napolu walki nie mógł przecież zrezygnować z takiej gratki.Nasi piloci musieli zobaczyć tęmaszynę.Więc żołnierze przeciągnęli ją do twierdzy, razem ze wszystkimi rzeczami, którebyły w środku i tymi porozrzucanymi obok.Nie mógł uwierzyć.- O szlag! Inna, zaprowadz mnie do wiatrakowca natychmiast! - Nie ma sprawy.Ale po co, skoro nie jesteś pilotem?- Zrozum, dziewczyno.Oprócz tego, że potrafimy latać na maszynach z żelaza, tojeszcze potrafimy rozmawiać ze sobą na ogromne odległości.Tak po prostu, przez powietrze.Nie mogła uwierzyć.Patrzyła na niego zbaraniałym wzrokiem.- Tam jest radiostacja! Rozumiesz? Tam jest radiostacja!Sam jednak nie był taki pewny swego.Przecież ostatnim dzwiękiem, jaki pamiętałsprzed utraty przytomności, był odgłos kul walących w metal wiatrakowca.Słońce, które wzniosło się na sam szczyt swojej codziennej drogi, sprawiało, że nawetto wielkie, pustawe miasto złożone z sypiących się drewnianych domów mogło wydawać sięchoć w miarę przyjazne.Niestety, idącym środkiem ulicy dwóm dziewczynom nic niewydawało się przyjazne.Szły szybko, pomstując i rugając się wzajemnie, i choć widać było,że są przyjaciółkami, to w tej chwili można by odnieść wrażenie, że jedna najchętniejprzylałaby drugiej.- Bo jesteś durna jak oślica! %7łeby zgodzić się być kucharką samego komendanta, totrzeba nie mieć rozumu za grosz!- A co miałam zrobić? A jak tobie nie pasowało, trzeba było wtedy pysk rozedrzeć, anie teraz na mnie!- Idiotko! Mamy tylko jedną małą buteleczkę glutaminianu.Nie wystarczy, żebyzrobić zjadliwą breję dla całej komendy!- A kto ci każe dla całej komendy?! Kilka kropel i tylko komendantowi zrobiszdobrze!- No właśnie tego się bałam.%7łe to się skończy robieniem komendantowi dobrze! Booni zaraz się zorientują, że żadnymi kucharkami nie jesteśmy.- No pewnie, że nie jesteśmy żadnymi kucharkami, durna babo! Jesteśmy kucharkamisamego komendanta!- No nie, po prostu przestań mnie rozśmieszać! Bo mnie zaraz brzuch rozboli! A tywymiękniesz, jak cię zaraz spytają, co dziś na obiad!- Powiem: dziś gówno wymieszane z sikami! Firma  Cesarscy szpiedzy życzysmacznego!- Nie rycz tak głośno! Zaraz nas ktoś usłyszy!Nagle obie zdały sobie sprawę, że je poniosło.Przerażone zaczęły się rozglądać, ale wzasięgu wzroku nie znalazły nikogo.Miasto było prawie opustoszałe.I mimo słońca, które rozświetlało spróchniałe ściany, przygnębiające [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl