[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dwoje jest smutnych rzeczy na świecie.Dwoje oczu wielbłądzich - pisał człowiekwielkiego pióra i jeszcze większego serca, Kornel Makuszyński.Nie widział starego kucyka, smaganego batem, by biegł, biegł w koło.I stawał natylnych nogach.I przyklęknął.W piachu i upale.Chciałem, musiałem stąd odejść, gdy usłyszałem znajomy smutny głos:- Niech on nie męczy tego zwierzaczka!Odwróciłem się.Ze mną stali Anna i Jerzy.W oczach hrabianki zobaczyłem łzy.Ukłoniłem się ichciałem ich minąć, gdy złodziej skarbu Hasan-beja zagrodził mi drogę ręką:- A ty co sądzisz, Pawle?Odtrąciłem jego rękę:- A ty?Białe oczy ściemniały:- Zobaczysz.Na rozkaz swego pana kucyk zaczął podskakiwać w górę, wyrzucając jednocześnieprzednie nóżki do przodu, a tylnymi wierzgając, co bardzo rozśmieszało widzów.Zmierzwiona sierść ciemniała od potu.- E, maestro! - zawołał Jerzy.Trzymał w ręku plik banknotów.- Szanowna publiczności! - zawołał Antonio de Sicca, bystrym okiem dostrzegając tenobiecujący widok.- Teraz w występie cudownego Paolo nastąpi krótka przerwaspowodowana nadmiernym upałem! Sądzę, że wszyscy miłośnicy zwierząt, do którychpaństwo należą, zrozumieją tę konieczność! Paolo odpocznie krzynkę i wtedy.da z siebiewszystko! Nie rozchodzcie się, państwo! Co najtrudniejsze w kunsztownej sztuce tresury konijest jeszcze przed wami!Tłumek widocznie nie zrozumiał konieczności , bo zamruczał niechętnie i rozlazł siępo deptaku.- Czym mogę służyć państwu? - zapytał słynny treser nie odrywając oczu od pieniędzytrzymanych przez Baturę.Ten spokojnie schował je do kieszeni:- Słuchaj no, Antek.Maestro cofnął się:- Ja sobie wypraszam!Jerzy podrapał kucyka, który podszedł do nas, za uchem:- A wypraszaj, wypraszaj, bo zaraz będziesz może prosił.Chwycił zdumionego cyrkowca za łokieć i odciągnął na bok.Co mówił Jerzy, nie wiem.Co Antonio vel Antek, odczytałem z jego gestykulacji.Ręce wzniesione ku górze: Jestem oburzony!.Ręce szeroko na boki: Nie ma takiejmożliwości!.Prawa zgięta w łokciu: Nie dam się zastraszyć!.Chyba w tym momencie doleciało mnie ze strony Jerzego: Złamana noga.I maestromówił dalej.Bezradne opuszczenie rąk: Ustępuję przed przemocą!.Podniesienie ich w góręi na boki: Ale ile ja tracę!.Sięgnięcie Batury do portfela i połączenie dłoni rozmówców zakończyło pogawędkę.Zapewne mimo wszystko miłą, Antonio de Sicca odchodząc gwizdał bowiem wesoło, a podrodze celnym kopnięciem przewrócił sławiący go afisz.Na kucyka nawet nie spojrzał.Jerzy też uśmiechnięty odwrócił się do nas.Podszedł i sięgnął po wodze kucyka,podając je Annie, która tymczasem skoczyła do sklepiku po ogromną torbę cukierków i już conajmniej połowę z nich wetknęła w zachłanny pyszczek konika.- Jest twój! - zaśmiał się pogromca maestro Antonia.- Kochany! - Anna rzuciła się mu na szyję.Kucyk łypnął ku mnie rozumnym i poweselałym nagle okiem: Oj, będzie mi u tejpani dobrze!Odmrugnąłem mu: Jasne!Anna przytuliła mocno kosmaty łebek Paola.Jerzy spojrzał na mnie:- No to co? Chyba dorobiłem się jakiegoś jasnego punktu na mapie mej duszy?- Tylko dlatego to zrobiłeś? O, przepraszam - zgromiłem sam siebie widząc jegodrgnienie ramion.- Swoją drogą, ciężko było chyba przekonać maestro, by tak w połowiesezonu wyrzekł się zródła nienajgorszych i lekkich zarobków?Batura wykrzywił usta z obrzydzeniem:- Każdy ma swoją cenę.Nawet zwierzęta.A skoro jesteśmy przy nich, to czy nieprzypominał ci, Pawle, ten kucyk, gnający w kółko pod dyktando bata, nas samych? Różnekropią nas bicze, po różnych kółkach biegamy, ale chyba na jedno to wychodzi.Skinąłem głową.- Och, Jerzy! - zawołała Anna, faszerując kucyka kolejnym cukierkiem.- Konieczniemusimy zdjąć z niego ten ciężar! - szarpnęła czaprak.- Zdjąć?.Uprząż?.Zdziwiło mnie nagłe zawahanie w głosie Batury.- Wiesz co, niech na razie tak zostanie.W hotelowej stajni oczyszczą wszystko,naprawią.Będziesz miała swego Paolo, swojego cyrkowego kucyka, chlubę cyrku Salto.- Jak chcesz, kochanie - odpowiedziała niezbyt przekonana.Ale wraz z Jerzym ujęłaza uzdę swego nowego ulubieńca i ruszyli w stronę Gołębiewskiego.Dobrze, że chociażrzucili mi:- Cześć!Kucyk zamachał ogonem, ale raczej z myślą o przyszłych cukierkach niż o mnie. Krasula przybiła do pomostu wieczorem, żeglując na resztkach wiatru.Zosia była zachwycona Popielnem, ale wydawała się też myśleć o czymś innym.PanTomasz palił w milczeniu papierosa.Tylko Jacek wydawał się być w zwykłej formie, bozaraz podjął próbę zademonstrowania mi wilczego wycia, której to sztuki nauczył go ponoćjeden z pracowników rezerwatu w Popielnie.Nie wiem, czy wilki, wysłuchawszy Jackowegopienia, rozpoznałyby w nim swego kuzyna, ale pawiany na pewno!- Och, Popielno! - westchnęła Zośka.- Nigdy nie myślałem, że o krok od cywilizacjiznajdę dziewiczą przyrodę.Widziałam gniazdo orła bielika i ślady gronostaja.A te dzikiekoniki, tarpany! %7łeby pan je widział galopujące przez las!.Ale ja tu się rozgadałam, a mamważną rzecz do sprawdzenia.Zaraz wracam i sklarujemy jacht! - pobiegła nabrzeżem.- Victory odpłynęła.Docelowo na Mamry.- powiedziałem, siadając obok szefa.- Neptunie, miej w opiece pana Grzelaka i jego potomstwo! - westchnął Jacek.PanTomasz milczał.Zdenerwowało mnie to.Zapytałem więc wprost:- I co, kierownik da premię Zenkowi?Postrach złodziei dzieł sztuki zdumiał się wielce tym pytaniem:- A skąd niby mam wiedzieć? Dlaczego ty.Zachciało mi się śmiać:- A dlatego, że zdążyłem już poznać swego szefa!Pan Tomasz naburmuszył się:- Nie rozumiem.Roześmiałem się jeszcze głośniej:- Nie zechce mi pan chyba wmawiać, że przypadkiem nie zahaczyliście, zwiedzającPopielno, o rybaczówkę, w której pracuje Zenek?- Jasne, że tam byliśmy! - wrzasnął Jacek, choć po minie jego wujka widać było, żemimo wszystko ma on ochotę zaprzeczyć.- Wujowi zachciało się świeżych ryb.A kto będzieskrobał teraz te okonie? Biedny Jacek, bo Zosieńka paluszki o płetwy pokłuje!Szef uśmiechnął się mimo woli:- No cóż, byliśmy.Pokiwałem głową:- Czyli Zenka czeka premia, o którą pańska kieszeń będzie uboższa.Zresztą innegopostępowania nie mogłem się po panu spodziewać! Proszę, oto dwieście nowych złotych.- Daj mi spokój! - żachnął się pan Tomasz.- Uratował pan Zenkowego Maćka , a to moja sprawa!- Nieistotne czyja.Grunt, żeby pomóc Zenkowi wylezć z błota, w które się pakuje.Biedny chłopak.A jego matka.- Ale może jak ukochany kajak do niego wróci, to coś się w nim zmieni?Szef rozdzielił banknoty:- Chyba tak.No, niech będzie.Składamy się po połowie na Zenka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Dwoje jest smutnych rzeczy na świecie.Dwoje oczu wielbłądzich - pisał człowiekwielkiego pióra i jeszcze większego serca, Kornel Makuszyński.Nie widział starego kucyka, smaganego batem, by biegł, biegł w koło.I stawał natylnych nogach.I przyklęknął.W piachu i upale.Chciałem, musiałem stąd odejść, gdy usłyszałem znajomy smutny głos:- Niech on nie męczy tego zwierzaczka!Odwróciłem się.Ze mną stali Anna i Jerzy.W oczach hrabianki zobaczyłem łzy.Ukłoniłem się ichciałem ich minąć, gdy złodziej skarbu Hasan-beja zagrodził mi drogę ręką:- A ty co sądzisz, Pawle?Odtrąciłem jego rękę:- A ty?Białe oczy ściemniały:- Zobaczysz.Na rozkaz swego pana kucyk zaczął podskakiwać w górę, wyrzucając jednocześnieprzednie nóżki do przodu, a tylnymi wierzgając, co bardzo rozśmieszało widzów.Zmierzwiona sierść ciemniała od potu.- E, maestro! - zawołał Jerzy.Trzymał w ręku plik banknotów.- Szanowna publiczności! - zawołał Antonio de Sicca, bystrym okiem dostrzegając tenobiecujący widok.- Teraz w występie cudownego Paolo nastąpi krótka przerwaspowodowana nadmiernym upałem! Sądzę, że wszyscy miłośnicy zwierząt, do którychpaństwo należą, zrozumieją tę konieczność! Paolo odpocznie krzynkę i wtedy.da z siebiewszystko! Nie rozchodzcie się, państwo! Co najtrudniejsze w kunsztownej sztuce tresury konijest jeszcze przed wami!Tłumek widocznie nie zrozumiał konieczności , bo zamruczał niechętnie i rozlazł siępo deptaku.- Czym mogę służyć państwu? - zapytał słynny treser nie odrywając oczu od pieniędzytrzymanych przez Baturę.Ten spokojnie schował je do kieszeni:- Słuchaj no, Antek.Maestro cofnął się:- Ja sobie wypraszam!Jerzy podrapał kucyka, który podszedł do nas, za uchem:- A wypraszaj, wypraszaj, bo zaraz będziesz może prosił.Chwycił zdumionego cyrkowca za łokieć i odciągnął na bok.Co mówił Jerzy, nie wiem.Co Antonio vel Antek, odczytałem z jego gestykulacji.Ręce wzniesione ku górze: Jestem oburzony!.Ręce szeroko na boki: Nie ma takiejmożliwości!.Prawa zgięta w łokciu: Nie dam się zastraszyć!.Chyba w tym momencie doleciało mnie ze strony Jerzego: Złamana noga.I maestromówił dalej.Bezradne opuszczenie rąk: Ustępuję przed przemocą!.Podniesienie ich w góręi na boki: Ale ile ja tracę!.Sięgnięcie Batury do portfela i połączenie dłoni rozmówców zakończyło pogawędkę.Zapewne mimo wszystko miłą, Antonio de Sicca odchodząc gwizdał bowiem wesoło, a podrodze celnym kopnięciem przewrócił sławiący go afisz.Na kucyka nawet nie spojrzał.Jerzy też uśmiechnięty odwrócił się do nas.Podszedł i sięgnął po wodze kucyka,podając je Annie, która tymczasem skoczyła do sklepiku po ogromną torbę cukierków i już conajmniej połowę z nich wetknęła w zachłanny pyszczek konika.- Jest twój! - zaśmiał się pogromca maestro Antonia.- Kochany! - Anna rzuciła się mu na szyję.Kucyk łypnął ku mnie rozumnym i poweselałym nagle okiem: Oj, będzie mi u tejpani dobrze!Odmrugnąłem mu: Jasne!Anna przytuliła mocno kosmaty łebek Paola.Jerzy spojrzał na mnie:- No to co? Chyba dorobiłem się jakiegoś jasnego punktu na mapie mej duszy?- Tylko dlatego to zrobiłeś? O, przepraszam - zgromiłem sam siebie widząc jegodrgnienie ramion.- Swoją drogą, ciężko było chyba przekonać maestro, by tak w połowiesezonu wyrzekł się zródła nienajgorszych i lekkich zarobków?Batura wykrzywił usta z obrzydzeniem:- Każdy ma swoją cenę.Nawet zwierzęta.A skoro jesteśmy przy nich, to czy nieprzypominał ci, Pawle, ten kucyk, gnający w kółko pod dyktando bata, nas samych? Różnekropią nas bicze, po różnych kółkach biegamy, ale chyba na jedno to wychodzi.Skinąłem głową.- Och, Jerzy! - zawołała Anna, faszerując kucyka kolejnym cukierkiem.- Konieczniemusimy zdjąć z niego ten ciężar! - szarpnęła czaprak.- Zdjąć?.Uprząż?.Zdziwiło mnie nagłe zawahanie w głosie Batury.- Wiesz co, niech na razie tak zostanie.W hotelowej stajni oczyszczą wszystko,naprawią.Będziesz miała swego Paolo, swojego cyrkowego kucyka, chlubę cyrku Salto.- Jak chcesz, kochanie - odpowiedziała niezbyt przekonana.Ale wraz z Jerzym ujęłaza uzdę swego nowego ulubieńca i ruszyli w stronę Gołębiewskiego.Dobrze, że chociażrzucili mi:- Cześć!Kucyk zamachał ogonem, ale raczej z myślą o przyszłych cukierkach niż o mnie. Krasula przybiła do pomostu wieczorem, żeglując na resztkach wiatru.Zosia była zachwycona Popielnem, ale wydawała się też myśleć o czymś innym.PanTomasz palił w milczeniu papierosa.Tylko Jacek wydawał się być w zwykłej formie, bozaraz podjął próbę zademonstrowania mi wilczego wycia, której to sztuki nauczył go ponoćjeden z pracowników rezerwatu w Popielnie.Nie wiem, czy wilki, wysłuchawszy Jackowegopienia, rozpoznałyby w nim swego kuzyna, ale pawiany na pewno!- Och, Popielno! - westchnęła Zośka.- Nigdy nie myślałem, że o krok od cywilizacjiznajdę dziewiczą przyrodę.Widziałam gniazdo orła bielika i ślady gronostaja.A te dzikiekoniki, tarpany! %7łeby pan je widział galopujące przez las!.Ale ja tu się rozgadałam, a mamważną rzecz do sprawdzenia.Zaraz wracam i sklarujemy jacht! - pobiegła nabrzeżem.- Victory odpłynęła.Docelowo na Mamry.- powiedziałem, siadając obok szefa.- Neptunie, miej w opiece pana Grzelaka i jego potomstwo! - westchnął Jacek.PanTomasz milczał.Zdenerwowało mnie to.Zapytałem więc wprost:- I co, kierownik da premię Zenkowi?Postrach złodziei dzieł sztuki zdumiał się wielce tym pytaniem:- A skąd niby mam wiedzieć? Dlaczego ty.Zachciało mi się śmiać:- A dlatego, że zdążyłem już poznać swego szefa!Pan Tomasz naburmuszył się:- Nie rozumiem.Roześmiałem się jeszcze głośniej:- Nie zechce mi pan chyba wmawiać, że przypadkiem nie zahaczyliście, zwiedzającPopielno, o rybaczówkę, w której pracuje Zenek?- Jasne, że tam byliśmy! - wrzasnął Jacek, choć po minie jego wujka widać było, żemimo wszystko ma on ochotę zaprzeczyć.- Wujowi zachciało się świeżych ryb.A kto będzieskrobał teraz te okonie? Biedny Jacek, bo Zosieńka paluszki o płetwy pokłuje!Szef uśmiechnął się mimo woli:- No cóż, byliśmy.Pokiwałem głową:- Czyli Zenka czeka premia, o którą pańska kieszeń będzie uboższa.Zresztą innegopostępowania nie mogłem się po panu spodziewać! Proszę, oto dwieście nowych złotych.- Daj mi spokój! - żachnął się pan Tomasz.- Uratował pan Zenkowego Maćka , a to moja sprawa!- Nieistotne czyja.Grunt, żeby pomóc Zenkowi wylezć z błota, w które się pakuje.Biedny chłopak.A jego matka.- Ale może jak ukochany kajak do niego wróci, to coś się w nim zmieni?Szef rozdzielił banknoty:- Chyba tak.No, niech będzie.Składamy się po połowie na Zenka [ Pobierz całość w formacie PDF ]