[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rzeczywiście, bardzo skromne.Nie stać cię na nic lepsze-go? - Zastanawiałem się, jakim zaklęciem go poczęstować.Gorobis jakby wyczuł moje myśli.- Jeżeli tylko spróbujesz użyć magii, moi słudzy - wskazał naosiłków, którzy mu towarzyszyli - zabiją twojego przyjaciela.Spojrzałem na najemników o zaciętych twarzach i obojętnymwzroku.Polecenie Gorobisa wykonaliby bez wahania.- Czego od nas chcesz? - Liczyłem na gadatliwość pewnegosiebie kapłana.- Czego? - Zaśmiał się.- Nic nie chcę.Sami do mnie przy-szliście, naiwnie sądząc, że mnie powstrzymacie.- Przed czym?- Nie udawaj, że nie wiesz, czarowniku.Tutaj, w dolinieMareos, zamierzam rozpocząć triumfalny marsz mojej Pani.Wkrótce będzie władać światem, a ja zasiądę na tronie obok niej.237- Będziesz przed tym tronem klęczał - odrzekłem z pogardą.- Milcz! - warknął.- Jestem wybranym.Największym i naj-potężniejszym z ludzi.Nikt nie jest w stanie się ze mną równać!- Nie chciałbym umniejszać twoich zasług, ale o ile pamię-tam, zdołałem cię pokonać i to dwukrotnie.- Miałeś szczęście.Wtedy, pod górami Weros, kiedy odebra-łeś mi ciało, to był przypadek.Gdyby posąg się nie przewrócił,zgniótłbym cię jak robaka!- Ja ci odebrałem ciało? Sam sobie odebrałeś, przyzywającdemona.- Demona? - przerwał Gorobis.- To nie był żaden demon,tylko Phorcys, syn potężnego Ophiona.Niewiele brakowało, byśpoznał jego siłę.- I co byś zrobił, gdyby znalazł się w naszym świecie? Zapro-sił do domu? Wyżarłby ci całą spiżarnię.- Nie drwij, czarowniku! Nie zdajesz sobie sprawy z mocy,jaką dysponujemy.Gdyby tylko Phorcys przeszedł przez wrota,przyjąłby postać człowieka i pomógł w przygotowaniach.- W jakich przygotowaniach? - Wykorzystywałem jego chęćdzielenia się tajemnicami.I tym razem mnie nie zawiódł.- Niewiele jest miejsc, które mogą posłużyć jako wrota dlapotomków Ophiona.Jedno z nich jest pod Weros, ale jego mocwyczerpała się, gdy przechodził przez nie Phorcys.Tutaj, wMareos, takich miejsc są dziesiątki.Cała dolina stanowi przejściedo królestwa mojej Pani.- Rozumiem, zmieniasz trzęsawiska w system jezior, bysprowadzić tu jej sługi.To naprawdę konieczne? Nie mogą przejśćprzez zwykłe bagno?238- Próbujesz mnie rozzłościć, czarowniku? Dobrze wiesz, żemuszą być spełnione określone warunki, by zaklęcie było skutecz-ne.Już wkrótce dolina zapełni się istotami, na których widokogarnie cię strach.- Takimi jak twoje żaboludy? Wybacz, ale są tak samo małoprzerażające jak zręczne.- Te żałosne istoty? Nie, one są tylko wygodnym narzędziem.Nie wymagają potężnych zaklęć i mogą przechodzić przez zwykłeportale.Zwykłe portale, pomyślałem.Przecież nawet proste portale sąniedostępne dla magów.A Gorobis traktował je z taką łatwością,jakby były wprawką dla studentów pierwszego roku.Eurynomeobdarzyła go potężną mocą.Zbyt potężną, jak na mój gust.- Nie potrafiłeś kontrolować Phorcysa - powiedziałem powoli- dlaczego miałoby ci się udać z innymi? Znów coś pójdzie nie taki stracisz ciało.Ciekawe, jakie wtedy dostaniesz, może wioskowe-go głupka? Pasowałoby do ciebie.- Milcz! - krzyknął ze złością.Zamierzył się, by zadać cios, ale cofnął dłoń w ostatniej chwili.- Nie, mam wobec ciebie inne plany.- Uśmiechnął się pa-skudnie.Wyjął z pochwy u pasa mały nóż i podsunął mi pod oczy.- Wiesz, co to jest?Spojrzałem na ostrze i czarną rękojeść.Wiedziałem aż za do-brze.- Nóż do temperowania piór? - spytałem bezczelnie.- Zgadza się, nóż do temperowania piór, w starszej mowie ar-tavus.Ale ja wolę jego najbardziej znaną nazwę.Athame - dodał zwrednym uśmiechem.Trzymał ostrze tak blisko skóry, że wyraznie czułem jego moc.239Athame, specjalnie spreparowany nóż, o drewnianej rękojeści iobusiecznym ostrzu.Był niczym gąbka wchłaniająca energię.Także magiczną.- Tak, tak, widzę po twojej minie, że poznajesz.- Uśmiechnąłsię drwiąco.- Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci zachować moc?- A co z Numerią? - spytałem, licząc że przez zmianę tematuGorobis zapomni, po co wziął nóż.Sobrinus i reszta pewnie czailisię w pobliżu i czekali na właściwy moment, by nas oswobodzić.Musiałem grać na zwłokę.- Z dziewczyną Złotej Maski? - zdziwił się Gorobis.- A co ona cię obchodzi.A zresztą, mogę ci powiedzieć - za-brał ją ze sobą, kiedy wyruszył do Indiscum.- Do Indiscum?- Zgadza się, właśnie tam.Wysłałem go z armią orków, bywraz z Hrotgarem zaatakował Imperium.Nadszedł czas, żeby całyświat poznał naszą potęgę.- Nie przesadzasz? Wojownicy Hrotgara i twoje orki to tro-chę mało jak na podbicie świata.Mogłeś im chociaż podesłaćnajemników i żaboludy.- Są mi potrzebni tutaj.Myślisz, że obchodzi mnie Hrotgar ijego śmieszna organizacja? Moim celem jest chaos, osłabieniewpływów Averynu i powolne wykrwawienie armii Imperium.Niech ludzie i orki powycinają się nawzajem, a wtedy wkroczymyz prawdziwą potęgą.Złota Maska otrzymał jasne rozkazy.- Złota Maska.Naprawdę, to imię jest jakieś dziwne.Czemuakurat maska, rękę też ma sztuczną.Mógłby się nazywać ZłotaRączka.- Znów drwisz, czarowniku.Czyżby twoje złośliwości ma-skowały zdenerwowanie? Boisz się, prawda?240- Nie! - odparłem, patrząc mu bezczelnie w oczy.Nie powinienem tego robić.Wziął krótki zamach i wbił nóż w moje lewe ramię.Poczułem ból i usłyszałem dwa głośne wrzaski: wściekły Gan-disa i mój własny, kiedy ostrze zagłębiło się w ciele.Krew popły-nęła przez rękaw płaszcza i kapała powoli na podłogę.Słabłem.Athame wysysało ze mnie każdą cząstkę magii, świecąc błękitnymblaskiem.Wreszcie światło zniknęło.A razem z nim moja moc.Gorobis gwałtownie wyszarpnął nóż.Jęknąłem.Na więcej niemiałem siły.- Opatrzcie go - warknął.- Nie chcę, żeby zginął.Jeszcze nieteraz.Odwrócił się i wyszedł.Jak przez mgłę dostrzegłem miecz,który wisiał mu u pasa.Mój gladius.Mój własny magiczny gla-dius.Gorobis zabrał mi wszystko.Ramię bolało.Nie wiem, jakim cudem bohaterowie z opowie-ści potrafią walczyć gdy są ranni.Ja nie miałem siły i chęci nawetna rozmowę.Athame przeniknęło głęboko.Straciłem magicznąenergię, tę, którą zwykle używałem do czarów i uzupełniałem zżywiołów.Ale straciłem też inną moc, wewnętrzną, czyniącą mnieczarodziejem.Bez niej nie mogłem rzucić nawet najprostszegozaklęcia.Stałem się zwykłym człowiekiem.- Słuchaj.- Gandis ostrożnie przerwał ciszę.- Sobrinus ireszta niedługo nas uwolnią, musimy być cierpliwi.241- Cierpliwi? Nie rozumiesz, że straciłem moc? Jestem nikim,rozumiesz, nikim!- Jesteś Klavresem, nie zapominaj o tym - rzekł z powagą.-Moim przyjacielem.Człowiekiem, który nieraz uratował mi życie.Co to za różnica, czy posiadasz moc? Jesteś tym, kim jesteś.- Przestań powtarzać te banały. Jestem tym, kim jestem.Coto niby znaczy? Brzmi jak tekst starej swatki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Rzeczywiście, bardzo skromne.Nie stać cię na nic lepsze-go? - Zastanawiałem się, jakim zaklęciem go poczęstować.Gorobis jakby wyczuł moje myśli.- Jeżeli tylko spróbujesz użyć magii, moi słudzy - wskazał naosiłków, którzy mu towarzyszyli - zabiją twojego przyjaciela.Spojrzałem na najemników o zaciętych twarzach i obojętnymwzroku.Polecenie Gorobisa wykonaliby bez wahania.- Czego od nas chcesz? - Liczyłem na gadatliwość pewnegosiebie kapłana.- Czego? - Zaśmiał się.- Nic nie chcę.Sami do mnie przy-szliście, naiwnie sądząc, że mnie powstrzymacie.- Przed czym?- Nie udawaj, że nie wiesz, czarowniku.Tutaj, w dolinieMareos, zamierzam rozpocząć triumfalny marsz mojej Pani.Wkrótce będzie władać światem, a ja zasiądę na tronie obok niej.237- Będziesz przed tym tronem klęczał - odrzekłem z pogardą.- Milcz! - warknął.- Jestem wybranym.Największym i naj-potężniejszym z ludzi.Nikt nie jest w stanie się ze mną równać!- Nie chciałbym umniejszać twoich zasług, ale o ile pamię-tam, zdołałem cię pokonać i to dwukrotnie.- Miałeś szczęście.Wtedy, pod górami Weros, kiedy odebra-łeś mi ciało, to był przypadek.Gdyby posąg się nie przewrócił,zgniótłbym cię jak robaka!- Ja ci odebrałem ciało? Sam sobie odebrałeś, przyzywającdemona.- Demona? - przerwał Gorobis.- To nie był żaden demon,tylko Phorcys, syn potężnego Ophiona.Niewiele brakowało, byśpoznał jego siłę.- I co byś zrobił, gdyby znalazł się w naszym świecie? Zapro-sił do domu? Wyżarłby ci całą spiżarnię.- Nie drwij, czarowniku! Nie zdajesz sobie sprawy z mocy,jaką dysponujemy.Gdyby tylko Phorcys przeszedł przez wrota,przyjąłby postać człowieka i pomógł w przygotowaniach.- W jakich przygotowaniach? - Wykorzystywałem jego chęćdzielenia się tajemnicami.I tym razem mnie nie zawiódł.- Niewiele jest miejsc, które mogą posłużyć jako wrota dlapotomków Ophiona.Jedno z nich jest pod Weros, ale jego mocwyczerpała się, gdy przechodził przez nie Phorcys.Tutaj, wMareos, takich miejsc są dziesiątki.Cała dolina stanowi przejściedo królestwa mojej Pani.- Rozumiem, zmieniasz trzęsawiska w system jezior, bysprowadzić tu jej sługi.To naprawdę konieczne? Nie mogą przejśćprzez zwykłe bagno?238- Próbujesz mnie rozzłościć, czarowniku? Dobrze wiesz, żemuszą być spełnione określone warunki, by zaklęcie było skutecz-ne.Już wkrótce dolina zapełni się istotami, na których widokogarnie cię strach.- Takimi jak twoje żaboludy? Wybacz, ale są tak samo małoprzerażające jak zręczne.- Te żałosne istoty? Nie, one są tylko wygodnym narzędziem.Nie wymagają potężnych zaklęć i mogą przechodzić przez zwykłeportale.Zwykłe portale, pomyślałem.Przecież nawet proste portale sąniedostępne dla magów.A Gorobis traktował je z taką łatwością,jakby były wprawką dla studentów pierwszego roku.Eurynomeobdarzyła go potężną mocą.Zbyt potężną, jak na mój gust.- Nie potrafiłeś kontrolować Phorcysa - powiedziałem powoli- dlaczego miałoby ci się udać z innymi? Znów coś pójdzie nie taki stracisz ciało.Ciekawe, jakie wtedy dostaniesz, może wioskowe-go głupka? Pasowałoby do ciebie.- Milcz! - krzyknął ze złością.Zamierzył się, by zadać cios, ale cofnął dłoń w ostatniej chwili.- Nie, mam wobec ciebie inne plany.- Uśmiechnął się pa-skudnie.Wyjął z pochwy u pasa mały nóż i podsunął mi pod oczy.- Wiesz, co to jest?Spojrzałem na ostrze i czarną rękojeść.Wiedziałem aż za do-brze.- Nóż do temperowania piór? - spytałem bezczelnie.- Zgadza się, nóż do temperowania piór, w starszej mowie ar-tavus.Ale ja wolę jego najbardziej znaną nazwę.Athame - dodał zwrednym uśmiechem.Trzymał ostrze tak blisko skóry, że wyraznie czułem jego moc.239Athame, specjalnie spreparowany nóż, o drewnianej rękojeści iobusiecznym ostrzu.Był niczym gąbka wchłaniająca energię.Także magiczną.- Tak, tak, widzę po twojej minie, że poznajesz.- Uśmiechnąłsię drwiąco.- Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci zachować moc?- A co z Numerią? - spytałem, licząc że przez zmianę tematuGorobis zapomni, po co wziął nóż.Sobrinus i reszta pewnie czailisię w pobliżu i czekali na właściwy moment, by nas oswobodzić.Musiałem grać na zwłokę.- Z dziewczyną Złotej Maski? - zdziwił się Gorobis.- A co ona cię obchodzi.A zresztą, mogę ci powiedzieć - za-brał ją ze sobą, kiedy wyruszył do Indiscum.- Do Indiscum?- Zgadza się, właśnie tam.Wysłałem go z armią orków, bywraz z Hrotgarem zaatakował Imperium.Nadszedł czas, żeby całyświat poznał naszą potęgę.- Nie przesadzasz? Wojownicy Hrotgara i twoje orki to tro-chę mało jak na podbicie świata.Mogłeś im chociaż podesłaćnajemników i żaboludy.- Są mi potrzebni tutaj.Myślisz, że obchodzi mnie Hrotgar ijego śmieszna organizacja? Moim celem jest chaos, osłabieniewpływów Averynu i powolne wykrwawienie armii Imperium.Niech ludzie i orki powycinają się nawzajem, a wtedy wkroczymyz prawdziwą potęgą.Złota Maska otrzymał jasne rozkazy.- Złota Maska.Naprawdę, to imię jest jakieś dziwne.Czemuakurat maska, rękę też ma sztuczną.Mógłby się nazywać ZłotaRączka.- Znów drwisz, czarowniku.Czyżby twoje złośliwości ma-skowały zdenerwowanie? Boisz się, prawda?240- Nie! - odparłem, patrząc mu bezczelnie w oczy.Nie powinienem tego robić.Wziął krótki zamach i wbił nóż w moje lewe ramię.Poczułem ból i usłyszałem dwa głośne wrzaski: wściekły Gan-disa i mój własny, kiedy ostrze zagłębiło się w ciele.Krew popły-nęła przez rękaw płaszcza i kapała powoli na podłogę.Słabłem.Athame wysysało ze mnie każdą cząstkę magii, świecąc błękitnymblaskiem.Wreszcie światło zniknęło.A razem z nim moja moc.Gorobis gwałtownie wyszarpnął nóż.Jęknąłem.Na więcej niemiałem siły.- Opatrzcie go - warknął.- Nie chcę, żeby zginął.Jeszcze nieteraz.Odwrócił się i wyszedł.Jak przez mgłę dostrzegłem miecz,który wisiał mu u pasa.Mój gladius.Mój własny magiczny gla-dius.Gorobis zabrał mi wszystko.Ramię bolało.Nie wiem, jakim cudem bohaterowie z opowie-ści potrafią walczyć gdy są ranni.Ja nie miałem siły i chęci nawetna rozmowę.Athame przeniknęło głęboko.Straciłem magicznąenergię, tę, którą zwykle używałem do czarów i uzupełniałem zżywiołów.Ale straciłem też inną moc, wewnętrzną, czyniącą mnieczarodziejem.Bez niej nie mogłem rzucić nawet najprostszegozaklęcia.Stałem się zwykłym człowiekiem.- Słuchaj.- Gandis ostrożnie przerwał ciszę.- Sobrinus ireszta niedługo nas uwolnią, musimy być cierpliwi.241- Cierpliwi? Nie rozumiesz, że straciłem moc? Jestem nikim,rozumiesz, nikim!- Jesteś Klavresem, nie zapominaj o tym - rzekł z powagą.-Moim przyjacielem.Człowiekiem, który nieraz uratował mi życie.Co to za różnica, czy posiadasz moc? Jesteś tym, kim jesteś.- Przestań powtarzać te banały. Jestem tym, kim jestem.Coto niby znaczy? Brzmi jak tekst starej swatki [ Pobierz całość w formacie PDF ]