[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co to jest?  zapytał z rezerwą w głosie Meir. Oba znaleziono w Qumran, w jaskiniach  odparł Motkecelowo beznamiętnym głosem, dodając:  To jest Drugi. zawahał się  Zwój Miedziany, wymieniony jakopozycja sześćdziesiąta piąta w oryginalnym ZwojuMiedzianym.Jak widzisz, wszystkie kryjówki oryginału sąwyszczególnione w tych kolumnach. Motke wskazałzwiniętym rogiem ręcznika. Jedna z nich jest nawetniedaleko Tsfat.Drugi Zwój Miedziany zaprowadził nas doZwoju C, którego odczytanie całkowicie mnie przerasta.Meir zdjął ze stosu książek kwadratowe szkło powiększające ipochylił się nad oboma artefaktami, przyglądając się najmniejszymszczegółom inskrypcji.Badając Zwój C, zatrzymał się w pewnymmiejscu. Zwietnie.Cudownie  powiedział Meir. No i? Mieliśmy nadzieję, że wyłożysz nam znaczenie paru ustępów podsunął Dan. Wam?  zapytał Meir. Proszę, nie obrazcie się, ale to, cowiem ja i ludzie mieszkający na tej ulicy, nie jest wiedzą,którą można by się dzielić, zwłaszcza, nie obrazcie się,proszę, z ludzmi takimi jak wy.Jest pan %7łydem? Do mnie ta mowa?  zapytał Dan tonem młodocianegogangstera z ulic Chicago. Proszę, nie obrazcie się  powiedział Meir ostro, jak gdybykroił jabłko na plasterki. To, że ma pan przyciętegomalucha, nie czyni pana %7łydem.To, że jakiś nielegalnyrabin wyprawił panu bar micwę w Ameryce, nie czyni pana %7łydem.Prawdziwy %7łyd to ktoś,kto zna swoje miejsce we wszechświecie i swój związek z Wszech-mogącym, kto rozważa pojęcia i nauki, przekazywane z pokoleniana pokolenie.Czyta pan po hebrajsku? Nie sądzę.Studiował pankabałę? Nie sądzę.Czytał pan kiedyś Księgę Tajemnic, KsięgęBahir, Bramę Niebios, Księgę Temuna, Zohar? A w ogóle słyszałpan o nich? Pojmuje pan znaczenie emanacji, liczb, ognia i światła?Nie sądzę.Jest w mym posiadaniu boska wiedza, której należynauczać powoli i starannie, przez długi czas, w spokoju, a i uczeńmusi być odpowiednio wybrany.Chcecie kawy?Dan uprzejmie pokręcił głową.Pozostali również odmówili bez słów. Tak więc czułbym się niepewnie  tłumaczył dalej Meir gdybym musiał podzielić się tymi sekretami nawet i z naszymMotkele; a on jest porządnym facetem i znam go.Może moglibyśmytrochę porozmawiać  zamienić parę zdań.Ale pan? Nie wyglądami pan na godnego tej wiedzy, bo wiedza sama w sobie oznaczapotęgę, więc musimy uważać, komu i w jakich okolicznościach jejudzielamy, podobnie jak wtedy, gdy dajemy komuś do ręki broń.O tamtych dwojgu  dodał Meir, niedbale wskazując na Sala i Park w ogóle nie ma mowy.Dan na moment zapanował nad swoją naturą ulicznika, pod-czas gdy pozostali patrzyli na niego nerwowo.Po chwili uśmiechnąłsię. Kto uczynił cię  zapytał cicho  bożym strażnikiemwiedzy? Nie jestem strażnikiem  odparł w rozdrażnieniu Meir. Ale odrobina wiedzy może być niebezpieczna.Wyobraz sobie,że spędziłeś całe życie w ciemnym pokoju bez okien, nigdy niewychodząc na dwór.Lecz poza murami tego pokoju są tętniąceżyciem ulice, piękne wzgórza i doliny, cudne góry, niebo i morzeoraz wszelkie kwiaty i zwierzęta.Czy byłbyś gotów na to, by ogarnąćto wszystko rozumem? Wyobraz sobie, że jesteś całkowitym ignorantem i analfabetą, którego zaprowadzono do największej bibliotekina świecie.Co mógłbyś zrobić? Proszę, nie bierz tego do siebie, ale czy mnie teraz rozumiesz? Dlatego jeśli nie powiesz mi, dlaczego,miałbym ci pomóc, nie mogę tego uczynić.Bo i niby dlaczego?Dan milczał. Dlaczego?  powtórzył Meir.Przez chwilę Dan zmrużył oczy i zacisnął pięści.Usłyszał, jakjego matka zadaje to pytanie raz za razem, dopóki nie rozbolały gouszy od jego echa.Wszędzie dookoła nich ludzie popychali wózki, taczki  kopia-ście wypełnione strzępami i szczątkami, które miały posłużyć ocala-łym za podwaliny pod przyszłe jutro.Wojna dobiegła końca.Ofiaryopuszczały swe kryjówki.Jedni szli- Inni kuśtykali.Jeszcze inni wleklisię powoli.Wielu po prostu błąkało się bez celu.Niektórzy nosilina szyi tabliczki, poszukując zaginionych członków rodziny.KażdyZ nich miał nadzieję odnalezć drogę do domu albo też ku nowemużyciu.Kim byli? Dokąd zmierzali? Zagubione gdzieś pomiędzy od-ległym dymem a odgłosem ich własnych kroków, wynędzniałe twarzeuchodzców zapewniały o jednym: nigdy nie będą już tacy sami jakkiedyś.Ani świat.Ani też do tego nie dopuszczą-Mojsze i Rivke szli swoją drogą, ciągnąc drewniany wózek z or-czykiem załadowany płóciennymi workami i znalezionymi po drodzeprzedmiotami.Głodni, niepewni swego losu, wyczerpani, podążaliw ślad za długim szeregiem innych ludzi, idących nie wiadomo dokąd\Z miejsc, których nie sposób było sobie nawet wyobrazić.Rivke nastopach miała ciężkie, jezdzieckie buty, wymienione, a może ukra-dzione w wiosce.Wyróżniała się z tłumu, gdyż wielu ludzi szło boso.Broń Mojsze z pociskiem w komorze, przez cały czas zabezpieczona,kryła się pod jego płaszczem, gdzie łatwo mógł jej dosięgnąć.Wojnadobiegła końca, lecz on wciąż nerwowo przyglądał się każdemudrzewu i krzakowi, każdemu uciekinierowi i mijającemu ich rosyj-skiemu żołnierzowi.Szli przez całe przedpołudnie, mając nadzieję znalezć coś dojedzenia.Armia Czerwona rekwirowala wszystko.Niedaleko odkrzyżówki, parę metrów w głębi polany, dwóch mężczyzn łowiło rybyw strumieniu.Obaj spojrzeli dziwnie na Mojsze i Rivke.Obok nich stało wiadro ze złowionymi rybami, które przyciągnęło uwagę Moj-szego. Pilnuj wózka  powiedział Mojsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl