[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przytrzymała jego dłoń dłużejniż to było potrzebne. A teraz koniec z takimi rozmowami.Tylko panaprzygnębiają. Wyszła uśmiechnięta i zadowolona z siebie. Floro.Zrób mi przysługę.Poproś brata, żeby zastrzelił tę kobietę iwypchał trocinami. Ojcze! Po namyśle, niech sobie da spokój z wypychaniem. Ojcze.powiedz mi coś. Zdumiona, że zwraca się do ojca jakdorosły do dorosłego, zapytała: Czy Robbie doprowadza cię doszaleństwa? Jeśli tak, mogę coś z tym zrobić.Wyślę ją do Polly.Nastrój Ruperta uległ niespodziewanej zmianie. To już nieważne.Z powodu budowanego latami dystansu nie śmiała zapytać, co miałaoznaczać jego ostatnia uwaga.Postękując, Rupert próbował się podciągnąć.Pomogła mu, po-prawiając poduszki, żeby było mu wygodniej.Opieka nad chorym budziła wniej dziwne uczucia ciało chorego jest takie ciężkie i niezgrabne.Odwypadku Rupert bardzo stracił na wadze, przez co skóra na policzkach iszczęce stała się obwisła, jak u pacjentów wymęczonych długotrwałąchorobą.W kącikach ust i oczu zbierała mu się biała wydzielina wyraznydowód osłabienia.Flora reagowała na ten widok skurczem współczucia, aleteż odrazą.Wiedziała jednak, że nadarza się okazja, aby zmniejszyć dzielącyich dystans i zbliżyć się do ojca.Zebrawszy się więc na odwagę, sięgnęła ponaznaczoną brązowymi plamami dłoń.307RLT Nie użalaj się nade mną burknął Rupert. Nie mogę tego znieść. Skoro już wspomniałeś o mamie, to czy możemy o niej po-rozmawiać? zapytała z oczywistym wysiłkiem.Rupert uwolnił rękę z uścisku córki.Nie miał pojęcia, dlaczego mówiło Hesther.Chyba tylko dlatego, że wspomnienia wybierają sobie najmniejodpowiednie chwile, żeby wypłynąć na wierzch. Zapomnij o tym, co mówiłem. Ale. Powiedziałem, zapomnij. Wkrótce przyjdzie Matty, żeby ci poczytać poinformowała Flora,godząc się z tym, że dręczące ją czasami pytania o matkę znowu pozostanąbez odpowiedzi.Wstała, żeby podnieść książkę, i podała ją ojcu. U Danny'ego w porządku? Rupert nie mógł się powstrzymać przedtym pytaniem.Jego głos wdarł się w ciszę, która zapadła po ostatniejwymianie zdań.Flora jeszcze raz sięgnęła po książkę i przyjrzała się widniejącej naokładce nalepce z biblioteki. Objazdowa wypożyczalnia mruknęła.Spojrzała na ojca._ Widziałam go wczoraj.Czuje się dobrze.Lady urodziła trzy suki ipsa.Mówiłam mu, że możesz już przyjmować gości.Powiedział, że sięzastanowi. Bezczelny.Dać takiemu palec. Rupert zamilkł. Ale mówiłaś mu,żeby do mnie przyszedł?308RLT Coś mi się wydaje, tato, że on nie bardzo chce obcować z chorymi.Poza tym, ilekroć ktoś wypowiada jego imię, Robbie dostaje szału.Dannypewnie pragnie uniknąć kłótni. Tak, masz rację.Danny na pewno nie ma ochoty patrzeć na chorobę.Cholerny gnój. Rupert pogrążył się w milczeniu, ale potem, jeszcze zanimzapadł w niespokojną drzemkę, rozkazał: Każ mu przyjść tak czy inaczej.Flora popatrzyła na wychudłego ojca i westchnęła.Rupert, powróciwszy na plan starego koszmaru, pod Sommę, znalazłsię na błotnistej, zrytej pociskami drodze, którą żartownisie z kompaniiochrzcili Pall Mall.Pododdział, łącznie z Edwinem, powrócił właśnie z Amiens ztrzydniowego urlopu.W Amiens żołnierze nawet na chwilę nie pozbywalisię kamuflażu; estaminets były otwarte za dnia i przez większość nocy;hotele pękały w szwach od dziennikarzy, literatów amatorów iniespokojnych krewnych, a pachnące rafią i klejem dziewczyny z fabryki zagrosze oferowały swoje usługi rekrutom Kitchnera z 80 000 żołnierzy,którzy walczyli w roku 1914 pod Ypres, zostało niewielu.I cóż złego w tym,że chłopcy chcieli się zabawić? Wstrzemięzliwość to starta czasu.Z miasta wywiózł ich piętrowy autokar.Jechali w stronę Albert i liniifrontu.Na drodze roiło się od motocykli, ciężarówek, posłańców; na polu zaAlbert jakiś samotny rolnik, lekceważąc ruch na drodze, doglądał zbiorów.Na skraju jednej z mijanych wsi dostrzegli posterunek pierwszej pomocy.Ktoś oczyścił i obsiał stokrotkami rabatkę pod jego oknami.Im byli bliżejfrontu, tym wyrazniej słyszeli odgłosy wystrzałów, które z każdą miląprzechodziły w grzmoty.309RLTBył lipiec 1916 roku.Wcześnie robiło się ciemno; noc zamazywałasylwetki ludzkie, wieżyczki obserwacyjne i balony zaporowe.Co jakiś czasniebo nad polem walki rozświetlało się flarami, ziemia drżała, podrywały sięz niej grudki błota, kredy i strzępy ciał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Przytrzymała jego dłoń dłużejniż to było potrzebne. A teraz koniec z takimi rozmowami.Tylko panaprzygnębiają. Wyszła uśmiechnięta i zadowolona z siebie. Floro.Zrób mi przysługę.Poproś brata, żeby zastrzelił tę kobietę iwypchał trocinami. Ojcze! Po namyśle, niech sobie da spokój z wypychaniem. Ojcze.powiedz mi coś. Zdumiona, że zwraca się do ojca jakdorosły do dorosłego, zapytała: Czy Robbie doprowadza cię doszaleństwa? Jeśli tak, mogę coś z tym zrobić.Wyślę ją do Polly.Nastrój Ruperta uległ niespodziewanej zmianie. To już nieważne.Z powodu budowanego latami dystansu nie śmiała zapytać, co miałaoznaczać jego ostatnia uwaga.Postękując, Rupert próbował się podciągnąć.Pomogła mu, po-prawiając poduszki, żeby było mu wygodniej.Opieka nad chorym budziła wniej dziwne uczucia ciało chorego jest takie ciężkie i niezgrabne.Odwypadku Rupert bardzo stracił na wadze, przez co skóra na policzkach iszczęce stała się obwisła, jak u pacjentów wymęczonych długotrwałąchorobą.W kącikach ust i oczu zbierała mu się biała wydzielina wyraznydowód osłabienia.Flora reagowała na ten widok skurczem współczucia, aleteż odrazą.Wiedziała jednak, że nadarza się okazja, aby zmniejszyć dzielącyich dystans i zbliżyć się do ojca.Zebrawszy się więc na odwagę, sięgnęła ponaznaczoną brązowymi plamami dłoń.307RLT Nie użalaj się nade mną burknął Rupert. Nie mogę tego znieść. Skoro już wspomniałeś o mamie, to czy możemy o niej po-rozmawiać? zapytała z oczywistym wysiłkiem.Rupert uwolnił rękę z uścisku córki.Nie miał pojęcia, dlaczego mówiło Hesther.Chyba tylko dlatego, że wspomnienia wybierają sobie najmniejodpowiednie chwile, żeby wypłynąć na wierzch. Zapomnij o tym, co mówiłem. Ale. Powiedziałem, zapomnij. Wkrótce przyjdzie Matty, żeby ci poczytać poinformowała Flora,godząc się z tym, że dręczące ją czasami pytania o matkę znowu pozostanąbez odpowiedzi.Wstała, żeby podnieść książkę, i podała ją ojcu. U Danny'ego w porządku? Rupert nie mógł się powstrzymać przedtym pytaniem.Jego głos wdarł się w ciszę, która zapadła po ostatniejwymianie zdań.Flora jeszcze raz sięgnęła po książkę i przyjrzała się widniejącej naokładce nalepce z biblioteki. Objazdowa wypożyczalnia mruknęła.Spojrzała na ojca._ Widziałam go wczoraj.Czuje się dobrze.Lady urodziła trzy suki ipsa.Mówiłam mu, że możesz już przyjmować gości.Powiedział, że sięzastanowi. Bezczelny.Dać takiemu palec. Rupert zamilkł. Ale mówiłaś mu,żeby do mnie przyszedł?308RLT Coś mi się wydaje, tato, że on nie bardzo chce obcować z chorymi.Poza tym, ilekroć ktoś wypowiada jego imię, Robbie dostaje szału.Dannypewnie pragnie uniknąć kłótni. Tak, masz rację.Danny na pewno nie ma ochoty patrzeć na chorobę.Cholerny gnój. Rupert pogrążył się w milczeniu, ale potem, jeszcze zanimzapadł w niespokojną drzemkę, rozkazał: Każ mu przyjść tak czy inaczej.Flora popatrzyła na wychudłego ojca i westchnęła.Rupert, powróciwszy na plan starego koszmaru, pod Sommę, znalazłsię na błotnistej, zrytej pociskami drodze, którą żartownisie z kompaniiochrzcili Pall Mall.Pododdział, łącznie z Edwinem, powrócił właśnie z Amiens ztrzydniowego urlopu.W Amiens żołnierze nawet na chwilę nie pozbywalisię kamuflażu; estaminets były otwarte za dnia i przez większość nocy;hotele pękały w szwach od dziennikarzy, literatów amatorów iniespokojnych krewnych, a pachnące rafią i klejem dziewczyny z fabryki zagrosze oferowały swoje usługi rekrutom Kitchnera z 80 000 żołnierzy,którzy walczyli w roku 1914 pod Ypres, zostało niewielu.I cóż złego w tym,że chłopcy chcieli się zabawić? Wstrzemięzliwość to starta czasu.Z miasta wywiózł ich piętrowy autokar.Jechali w stronę Albert i liniifrontu.Na drodze roiło się od motocykli, ciężarówek, posłańców; na polu zaAlbert jakiś samotny rolnik, lekceważąc ruch na drodze, doglądał zbiorów.Na skraju jednej z mijanych wsi dostrzegli posterunek pierwszej pomocy.Ktoś oczyścił i obsiał stokrotkami rabatkę pod jego oknami.Im byli bliżejfrontu, tym wyrazniej słyszeli odgłosy wystrzałów, które z każdą miląprzechodziły w grzmoty.309RLTBył lipiec 1916 roku.Wcześnie robiło się ciemno; noc zamazywałasylwetki ludzkie, wieżyczki obserwacyjne i balony zaporowe.Co jakiś czasniebo nad polem walki rozświetlało się flarami, ziemia drżała, podrywały sięz niej grudki błota, kredy i strzępy ciał [ Pobierz całość w formacie PDF ]