[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.743  Pewnego dnia znalezliÅ›my siÄ™ sam na sam i on tak zaczÄ…Å‚ prawić:  A co, panie Jakubie (nazywaÅ‚#744mnie tam Jakubem, jak gdybym byÅ‚ synem gospodarza), znów jesteÅ›my razem.Tu lepiej, niż na starymokrÄ™cie  prawda?& Czy to nie byÅ‚o okropne, co? SpojrzaÅ‚em na niego  a on ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej. Nieobawiaj siÄ™ pan niczego.Ja znam siÄ™ na dżentelmenach i rozumiem ich uczucia.Mam nadziejÄ™, żebÄ™dziemy siÄ™ wzajemnie wspierali i ja niemaÅ‚o przeszedÅ‚em po awanturze z tym starym gratem, PatnÄ…!Na Jowisza! To byÅ‚o straszne! Nie wiem, co bym byÅ‚ powiedziaÅ‚ lub zrobiÅ‚, gdyby wÅ‚aÅ›nie pan Denver niezawoÅ‚aÅ‚ mnie.ByÅ‚a to pora Å›niadania, wiÄ™c poszliÅ›my razem przez dziedziniec i ogród do domu.ZaczÄ…Å‚siÄ™ ze mnÄ… przekomarzać na swój dobry sposób& Zdaje mi siÄ™, że on mnie lubiÅ‚&  Jim umilkÅ‚ nachwilÄ™. Wiem, że mnie lubiÅ‚.Dlatego tak mi ciężko byÅ‚o.To byÅ‚ taki niezwykÅ‚y czÅ‚owiek!& Tego rankawsunÄ…Å‚ mi rÄ™kÄ™ pod ramiÄ™& On także byÅ‚ ze mnÄ… na stopie poufaÅ‚ej&  ParsknÄ…Å‚ krótkim Å›miechem izwiesiÅ‚ gÅ‚owÄ™ na piersi. Eh!  krzyknÄ…Å‚  jak sobie przypominam, w jaki sposób ta maÅ‚a bestiaprzemawiaÅ‚a do mnie& Nie mogÅ‚em tego znieść& a pan wie& staruszek byÅ‚ dla mnie jak ojciec& (& )wiÄ™c należaÅ‚o mu powiedzieć, oszukiwać go nie mogÅ‚em, prawda?#  WiÄ™c co?  szepnÄ…Å‚em po chwili.745  WiÄ™c wolaÅ‚em odejść  rzekÅ‚ wolno  ta sprawa musi być pogrzebana. ## Ze sklepu dochodziÅ‚ nas podniesiony gÅ‚os Blake'a, który Å‚ajaÅ‚ Egströma w niemożliwy sposób.Byli oni746747wspólnikami już od lat wielu, ale co dnia, od chwili otwarcia sklepu aż do jego zamkniÄ™cia Blake, maÅ‚y,czarnowÅ‚osy i czarnooki czÅ‚owiek wymyÅ›laÅ‚ na swego wspólnika, pieniÄ…c siÄ™ ze zÅ‚oÅ›ci.Ten wiecznietrwajÄ…cy krzyk staÅ‚ siÄ™ nieodzownÄ… czÄ…stkÄ… życia tych ludzi, a charakterystycznÄ… cechÄ… tego sklepu; nawetobcy przestali na to zwracać uwagÄ™, a jeżeli haÅ‚as zbytnio im dokuczyÅ‚, to mruczÄ…c pod nosem, zamykalidrzwi  salonu.Sam Egström, grubokoÅ›cisty, ciężki Skandynawczyk, z olbrzymimi blond faworytami,wydawaÅ‚ rozporzÄ…dzenia, zawijaÅ‚ paczki, robiÅ‚ rachunki lub pisaÅ‚ stojÄ…c przy kantorku i zachowywaÅ‚ siÄ™tak, jak gdyby byÅ‚ gÅ‚uchy jak pieÅ„.Od czasu do czasu wyrzucaÅ‚ z siebie dzwiÄ™k   szszsz!  beznajmniejszej nadziei, by to mogÅ‚o wywoÅ‚ać jakiÅ› skutek  i rzeczywiÅ›cie tak byÅ‚o.#  Bardzo przyzwoicie obchodzÄ… siÄ™ tu ze mnÄ…  rzekÅ‚ Jim. Blake trochÄ™ grubianin, ale Egström748jest w porzÄ…dku.# ZerwaÅ‚ siÄ™ nagle i podszedÅ‚ do okna, gdzie staÅ‚ teleskop, wylotem zwrócony ku morzu.PrzechyliÅ‚ siÄ™ i749bacznie siÄ™ czemuÅ› przyglÄ…daÅ‚.#  OkrÄ™t, który caÅ‚y ranek byÅ‚ unieruchomiony wskutek zupeÅ‚nej ciszy, teraz podpÅ‚ywa  rzekÅ‚750spokojnie. MuszÄ™ iść, speÅ‚niać swojÄ… powinność.# UÅ›cisnÄ™liÅ›my sobie rÄ™ce w milczeniu i Jim skierowaÅ‚ siÄ™ ku wyjÅ›ciu.#  Jimie!  krzyknÄ…Å‚em.ObejrzaÅ‚ siÄ™, trzymajÄ…c rÄ™kÄ™ na klamce. Pan& odrzuciÅ‚ pan coÅ› w rodzaju751752fortuny!# WróciÅ‚ siÄ™ i stanÄ…Å‚ przy mnie.753  PrzywiÄ…zaÅ‚em siÄ™ do starego, to byÅ‚ taki niezwykÅ‚y czÅ‚owiek  rzekÅ‚. Ale czyż mogÅ‚em& Czyż#754mogÅ‚em?  Wargi zaczęły mu drgać. Tutaj nikt o tym nie wie i nikogo by to nie obeszÅ‚o.#  Ach! Pan doprawdy&  zaczÄ…Å‚em i umilkÅ‚em, Å‚amiÄ…c sobie gÅ‚owÄ™ nad wynalezieniem755odpowiedniego sÅ‚owa, a gdy zrozumiaÅ‚em, że ono nie istnieje, Jima już w pokoju nie byÅ‚o.# SÅ‚yszaÅ‚em za drzwiami Å‚agodny gÅ‚os Egströma, który mówiÅ‚:756  To Sarah W.Granger, Jimie.Musi pan postarać siÄ™ być pierwszy.#757 W tej chwili wmieszaÅ‚ siÄ™ Blake, krzyczÄ…c jak rozzÅ‚oszczona papuga:#758  Powiedz kapitanowi, że tu czekajÄ… listy.SÅ‚yszy pan, panie, jak siÄ™ tam nazywasz?#759 Jim odpowiedziaÅ‚ Egströmowi z jakÄ…Å› mÅ‚odzieÅ„czÄ… werwÄ… w gÅ‚osie.#760  Dobrze, dobrze, nie dam siÄ™ uprzedzić.#761 ZdawaÅ‚ siÄ™ w pracy szukać ulgi od trapiÄ…cych go myÅ›li.#762 Nie widziaÅ‚em go już wiÄ™cej wówczas, ale w czasie nastÄ™pnej mej podróży (w sześć miesiÄ™cy potem)#763udaÅ‚em siÄ™ do sklepu  Egström i Blake.Z daleka już dochodziÅ‚y mnie wymyÅ›lania Blake'a, a gdystanÄ…Å‚em na progu, rzuciÅ‚ na mnie peÅ‚ne nienawiÅ›ci spojrzenie; za to Egström podszedÅ‚ z twarzÄ…rozjaÅ›nionÄ… uÅ›miechem, wyciÄ…gajÄ…c potężnÄ… prawicÄ™.#  CieszÄ™ siÄ™, że pana widzÄ™, kapitanie& Szsz.PrzypuszczaÅ‚em, że w tym czasie los zagna pana w764nasze strony!& Czym mogÄ™ sÅ‚użyć?& Szsz& On? O!& porzuciÅ‚ nas& ale proszÄ™ do salonu&# ZatrzasnÄ…Å‚ drzwi i wówczas gÅ‚os Blake'a dochodziÅ‚ stÅ‚umiony, nie ucichÅ‚ jednak ani na chwilÄ™.765  WprawiÅ‚ nas w wielki kÅ‚opot, zle z nami postÄ…piÅ‚, muszÄ™ to przyznać& ##  DokÄ…dże siÄ™ udaÅ‚? Czy wiecie panowie?  spytaÅ‚em.766767  Nie i na nic by siÄ™ nie przydaÅ‚y wszelkie poszukiwania  mówiÅ‚ Egström, stojÄ…c przede mnÄ… ze#768swymi dÅ‚ugimi faworytami i rÄ™kami niezgrabnie opuszczonymi w dół; cienki srebrny Å‚aÅ„cuch od zegarkazwisÅ‚ nisko na granatowej kamizelce. CzÅ‚owiek taki jak on nie udaje siÄ™ do jakiegoÅ› okreÅ›lonegomiejsca [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl