[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okrążyli przyczepę, nie mogli jednak zajrzeć do środka; drzwibyły zamknięte, a zasłony szczelnie zaciągnięte.Do diabła, pomyślał zniechęcony Carnegie.Może uda im się.Jednak wówczas szczęście uśmiechnęło się do nich.- Czujesz to? - spytał szeptem Carnegie.Hager zmarszczył brew.-Co?- Dochodzi ze środka.Sierżant głęboko zaczerpnął powietrza.- Trawka albo hasz - odparł, kiwając głową.Realna szansa, by mogli wtargnąć do środka.- Zróbmy to - szepnął Hager, ruchem ręki przywołując do siebie pozostałych funkcjonariuszy.76Jeden z taktyków spytał, czy ma wyważyć kopniakiem drzwi, aleCar-negie potrząsnął głową.- Nie.Ten jest mój.- Zdjął marynarkę, włożyłkamizelkę kuloodporną i wyjął automatyczny pistolet.Spoglądając w twarze oficerów, spytał bezgłośnie:- Gotowi?Odpowiedzieli mu skinieniem głów.Detektyw uniósł do góry trzy palce i jeden po drugim opuszczał je.Raz.dwa.- Ruszamy!Ramieniem wyważył drzwi i wpadł do przyczepy; tuż za nim wbieglipozostali oficerowie.- Stać, stać, policja! - ryknął, rozglądając się dookoła i mrużąc oczyw półmroku.Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, była stojąca przy drzwiach plastikowatorba marihuany.Drugą - że gościem wytatuowanego mężczyzny wcale nie był JakeMuller; ale jego własny syn - Billy.Detektyw i towarzyszący mu sierżant Hager wpadli na posterunekpolicji w Annandale.Tuż za nimi szedł kolejny funkcjonariusz, prowadzącprzed sobą ponurego, skutego kajdankami chłopca.Właściciel przyczepy - członek gangu motocyklowego, karany wcześ-niej za nadużywanie narkotyków - został zabrany do biura zajmującego sięściganiem przestępstw narkotykowych; kilogram marihuany zatrzymanojako dowód w sprawie.Carnegie nakazał Billy'emu opowiedzieć, co się stało, chłopak jednakzamknął się w sobie i odmówił składania zeznań.Rewizja przyczepy isamochodu Mullera nie dostarczyły żadnych dowodów w sprawie An-co.Cowięcej, reakcja policjantów z okręgu Orange, którzy ścigali samochódMullera, była chłodna, zwłaszcza po tym, jak wściekły Carnegie zarzuciłim, że pomylili jego syna z biznesmenem.( Nie przypominam sobie, żebykiedykolwiek wysłał nam pan jego zdjęcie, detektywie" -oświadczył jeden znich).Carnegie warknął teraz do siedzącego przy komputerze funkcjonariusza:- Sprowadzcie tu Jake'a Mullera!- Nie trzeba - odparł policjant.- Jest tam.Muller siedział naprzeciwko oficera dyżurnego.Chwilę pózniej wstał ize zdziwieniem spojrzał na Carnegiego i jego syna.Wskazał na chłopca irzekł kwaśno: - A więc już cię złapali, Sam.Szybko.Złożyłem skargęzaledwie pięć minut temu.77- Sam? - spytał Carnegie.- Tak, Sam Phillips - odparł Muller.- Ma na imię Billy.To mój syn - mruknął Carnegie.Drugie imięchłopca brzmiało Samuel; Phillips było panieńskim nazwiskiem żonydetektywa.- Pański syn? - powtórzył z niedowierzaniem Muller.Dopiero wówczaszerknął na to, co wniósł do pokoju jeden z funkcjonariuszy - pudło zdowodami rzeczowymi, znalezionymi w jego samochodzie: aktówką,portfelem, kluczami i komórką.- Odzyskaliście wszystko - stwierdził.-Co zmoim samochodem? Rozbił go?Hager zamierzał poinformować go, że samochód nie został uszkodzony,ale Carnegie machnięciem ręki uciszył wielkiego gliniarza.- Dobra, co się tu, do cholery, dzieje? - spytał Mullera.- Co łączy panaz moim synem?- Hej, ten dzieciak mnie okradł - odparł ten wściekłym tonem.-Chciałem wyświadczyć mu przysługę.Nie miałem pojęcia, że to pańskisyn.- Przysługę?Biznesmen zmierzył chłopaka wzrokiem od stóp do głów.- Wczoraj zauważyłem, jak ukradł zegarek w Maxwell, przy Harri-son Street.Carnegie spojrzał na syna lodowatym wzrokiem, jednak chłopak miałwciąż spuszczoną głowę.- Poszedłem za nim i kazałem mu oddać zegarek.Było mi go szkoda.Wyglądał, jakby miał kłopoty.Wynająłem go, żeby mi pomógł przez godzinę czy dwie.Chciałem mu pokazać, że są na tym świecie ludzie, którzy płacą niezłe pieniądze za legalną pracę.- Co pan zrobił z zegarkiem? - spytał Carnegie.Muller wyglądał na oburzonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Okrążyli przyczepę, nie mogli jednak zajrzeć do środka; drzwibyły zamknięte, a zasłony szczelnie zaciągnięte.Do diabła, pomyślał zniechęcony Carnegie.Może uda im się.Jednak wówczas szczęście uśmiechnęło się do nich.- Czujesz to? - spytał szeptem Carnegie.Hager zmarszczył brew.-Co?- Dochodzi ze środka.Sierżant głęboko zaczerpnął powietrza.- Trawka albo hasz - odparł, kiwając głową.Realna szansa, by mogli wtargnąć do środka.- Zróbmy to - szepnął Hager, ruchem ręki przywołując do siebie pozostałych funkcjonariuszy.76Jeden z taktyków spytał, czy ma wyważyć kopniakiem drzwi, aleCar-negie potrząsnął głową.- Nie.Ten jest mój.- Zdjął marynarkę, włożyłkamizelkę kuloodporną i wyjął automatyczny pistolet.Spoglądając w twarze oficerów, spytał bezgłośnie:- Gotowi?Odpowiedzieli mu skinieniem głów.Detektyw uniósł do góry trzy palce i jeden po drugim opuszczał je.Raz.dwa.- Ruszamy!Ramieniem wyważył drzwi i wpadł do przyczepy; tuż za nim wbieglipozostali oficerowie.- Stać, stać, policja! - ryknął, rozglądając się dookoła i mrużąc oczyw półmroku.Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, była stojąca przy drzwiach plastikowatorba marihuany.Drugą - że gościem wytatuowanego mężczyzny wcale nie był JakeMuller; ale jego własny syn - Billy.Detektyw i towarzyszący mu sierżant Hager wpadli na posterunekpolicji w Annandale.Tuż za nimi szedł kolejny funkcjonariusz, prowadzącprzed sobą ponurego, skutego kajdankami chłopca.Właściciel przyczepy - członek gangu motocyklowego, karany wcześ-niej za nadużywanie narkotyków - został zabrany do biura zajmującego sięściganiem przestępstw narkotykowych; kilogram marihuany zatrzymanojako dowód w sprawie.Carnegie nakazał Billy'emu opowiedzieć, co się stało, chłopak jednakzamknął się w sobie i odmówił składania zeznań.Rewizja przyczepy isamochodu Mullera nie dostarczyły żadnych dowodów w sprawie An-co.Cowięcej, reakcja policjantów z okręgu Orange, którzy ścigali samochódMullera, była chłodna, zwłaszcza po tym, jak wściekły Carnegie zarzuciłim, że pomylili jego syna z biznesmenem.( Nie przypominam sobie, żebykiedykolwiek wysłał nam pan jego zdjęcie, detektywie" -oświadczył jeden znich).Carnegie warknął teraz do siedzącego przy komputerze funkcjonariusza:- Sprowadzcie tu Jake'a Mullera!- Nie trzeba - odparł policjant.- Jest tam.Muller siedział naprzeciwko oficera dyżurnego.Chwilę pózniej wstał ize zdziwieniem spojrzał na Carnegiego i jego syna.Wskazał na chłopca irzekł kwaśno: - A więc już cię złapali, Sam.Szybko.Złożyłem skargęzaledwie pięć minut temu.77- Sam? - spytał Carnegie.- Tak, Sam Phillips - odparł Muller.- Ma na imię Billy.To mój syn - mruknął Carnegie.Drugie imięchłopca brzmiało Samuel; Phillips było panieńskim nazwiskiem żonydetektywa.- Pański syn? - powtórzył z niedowierzaniem Muller.Dopiero wówczaszerknął na to, co wniósł do pokoju jeden z funkcjonariuszy - pudło zdowodami rzeczowymi, znalezionymi w jego samochodzie: aktówką,portfelem, kluczami i komórką.- Odzyskaliście wszystko - stwierdził.-Co zmoim samochodem? Rozbił go?Hager zamierzał poinformować go, że samochód nie został uszkodzony,ale Carnegie machnięciem ręki uciszył wielkiego gliniarza.- Dobra, co się tu, do cholery, dzieje? - spytał Mullera.- Co łączy panaz moim synem?- Hej, ten dzieciak mnie okradł - odparł ten wściekłym tonem.-Chciałem wyświadczyć mu przysługę.Nie miałem pojęcia, że to pańskisyn.- Przysługę?Biznesmen zmierzył chłopaka wzrokiem od stóp do głów.- Wczoraj zauważyłem, jak ukradł zegarek w Maxwell, przy Harri-son Street.Carnegie spojrzał na syna lodowatym wzrokiem, jednak chłopak miałwciąż spuszczoną głowę.- Poszedłem za nim i kazałem mu oddać zegarek.Było mi go szkoda.Wyglądał, jakby miał kłopoty.Wynająłem go, żeby mi pomógł przez godzinę czy dwie.Chciałem mu pokazać, że są na tym świecie ludzie, którzy płacą niezłe pieniądze za legalną pracę.- Co pan zrobił z zegarkiem? - spytał Carnegie.Muller wyglądał na oburzonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]