[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rodzina Rona Larkina.-Naczas wizyty Kitty Peter Larkin wraz z rodziną zostali przeniesieni dosypialni na trzecim piętrze budynku, gdzie pozostawali pod opieką uzbro-215jonych funkcjonariuszy.Sachs spojrzała teraz w jedno z okien i pomachałastojącej w nim parze.- To konieczne?- Ocaliłeś im \ycie, Rhyme.- To nie wystarczy? Muszę jeszcze z nimi pogadać?Roześmiała się.- Pięć minut.To dla nich bardzo wiele.- Bardzo bym chciał - odparł z nieszczerym uśmiechem.- Ale cię\kobędzie tam wejść.- Mówiąc to, zerknął na schody, a potem na wózekinwalidzki.- Och, nie przejmuj się, Rhyme.- Sachs pocieszająco poklepała go poramieniu.- Zało\ę się, \e zejdą do nas.Danie na zimnoamy powody przypuszczać, \e ktoś chce pana skrzywdzić.Stojący narozpra\onym chodniku, tu\ przed budynkiem, w którym mieściło sięMjego biuro, krępy, muskularny Stephen York zakołysal się w przód i wtył na piętach butów Bally.Chce pana skrzywdzić.Co to ma, do cholery, znaczyć?York odstawi! sportową torbę.Pięćdziesięciojednoletni bankier in-westycyjny przeniósł wzrok ze starszego detektywa z wydziału policji wScottsdale, który przyniósł wiadomość, na jego młodszego partnera.Gliniarzy łatwo było odró\nić.Starszy, blondyn Bill Lampert, miałmlecz-nobiałą cerę, jak gdyby przyjechał do Scottsdale z Minnesoty, co -wiedział York - zdarzało się nader często.Drugi gliniarz, Juan Alvarado,niewątpliwie pochodził stąd.- Kto? - spytał York.- Nazywa się Raymond Trotter.York zastanawiał się chwilę, po czym potrząsnął głową.- W \yciu o nim nie słyszałem.- Spojrzał uwa\nie na zdjęcie, które gli-niarz wyciągnął ku niemu.Prawdopodobnie pochodziło z prawa jazdy.-Niewygląda znajomo.Kto to?- Mieszka w mieście.Prowadzi firmę zajmującą się projektowaniemterenów zielonych.- Zaraz, zaraz, znam to miejsce.Przy autostradzie między stanowej? -York pomyślał, \e właśnie tam Carole robi zakupy.- Tak, chodzi o ten du\y budynek.- Lampert przetarł czoło.- Ma coś do mnie? O co mu chodzi? - Wło\ył okulary przeciwsłoneczneod Armaniego.O trzeciej po południu słońce w Arizonie było niczymlampa lutownicza.- Nie wiemy.- Tak? A co wiecie?217Tym razem głos zabrał Alvarado:- Niedawno aresztowaliśmy za narkotyki robotnika pracującego nadniówkę.Okazało się, \e pracuje nielegalnie.Nazywa się Hector Diaz.Facet chciał wytargować łagodniejszy wyrok i powiedział, \e ma informacje na temat planowanej zbrodni.Zdaje się, \e od czasu do czasu pracował u tego Trottera.Kilka dni temu Trotter przyszedł do niegoi proponował mu tysiąc dolców za to, \eby się pokręcił przy pańskimdomu i zorientował się, czy nie poszukuje pan kogoś do pracy w ogrodzie.Diaz miał te\ sprawdzić zainstalowany u pana system alarmowy.- śartuje pan.-Nie.O co tu chodzi? Pomimo czterdziestostopniowego upału York poczułniepokojący chłód.- Alarm? Po co?- Trotter powiedział Diazowi tylko tyle, \e chce się zemścić na panu zacoś, co mu pan zrobił.- Zemścić? - Mę\czyzna pokręcił głową.- Jezu, przychodzicie tu iopowiadacie bzdury o tym, \e jakiś facet, cytuję, chce mnie skrzywdzić", anie wiecie nawet, o co w tym wszystkim chodzi?- Nie, proszę pana.Mieliśmy nadzieję, \e pan nam powie.- Có\, najwyrazniej się pomyliliście.- Dobra, sprawdzimy tego Trottera.Radzilibyśmy jednak, aby poin-formował nas pan, gdyby wydarzyło się coś dziwnego.- Nie mo\ecie go aresztować?- Jak dotąd nie popełnił \adnego przestępstwa - odparł Lampert.-Obawiam się, \e bez dowodów jawnych działań z jego strony nie mo\emynic zrobić.Skrzywdzić.Dowody jawnych działań.Mo\e gdyby przestali gadać jak profesorowie socjologii, zajęliby się wkońcu pieprzoną policyjną robotą.York zamierzał to powiedzieć, uznałjednak, \e malująca się na jego twarzy odraza mówi sama za siebie.Starając się wyrzucić z pamięci spotkanie z gliniarzami, York pojechałna siłownię.Chryste, potrzebował trochę wycisku.Chwilę temu przeszedłpiekło negocjacji z dwoma mę\czyznami, właścicielami niewielkiej firmy,którą chciał wykupić.Staruszkowie byli du\o bardziej cwani, ni\ mo\na bysię spodziewać.Stawiali du\e wymagania, które będą go drogo kosztować.York przejrzał pobie\nie dokumenty i jak burza wypadł z gabinetuprawnika.Potrzyma staruszków w niepewności przez dzień lub218dwa.Pewnie i tak przystanie na ich warunki, ale niech wiedzą, \e nie po-zwoli się sterroryzować.Zaparkował przy klubie fitness, wysiadł z samochodu i w palącymsłońcu podszedł do drzwi wejściowych.- Witam, panie York.Wcześnie pan dziś przyjechał.Powitałkierownika rannej zmiany, Gavina, skinieniem głowy.- Taa, wymknąłem się, kiedy nikt nie patrzył.Przebrał się i poszedł do pustej o tak wczesnej porze sali aerobowej.Klapnął na maty i zaczął się rozciągać.Po dziesięciu minutach dzwignął sięz podłogi i przeniósł na urządzenia treningowe, dając z siebie wszystko:robiąc -jak zwykle - dwadzieścia powtórzeń na ka\dym z nich i kończąc nabrzuszkach.Stanowisko jednego z trzech partnerów w powa\nej firmieinwestycyjnej typu venture capital w Scottsdale wymagało od niegociągłych spotkań z klientami i długich godzin, spędzanych za biurkiem, coostatnimi czasy odbijało się na jego brzuchu.York nie lubił, kiedy ten był zwiotczały.Podobnie jak nie lubiły tegokobiety, bez względu na to, co mówiły.Platynowa karta Amex pozwalałaprzymknąć oko na wiele rzeczy, w sypialni jednak laleczki lubiły umięś-nione brzuchy.Po serii brzuszków przeniósł się na bie\nię.Mila pierwsza, druga, trzecia.Przez chwilę starał się nie myśleć o feralnej transakcji - niech to szlag, oco chodziło tym zniedołę\niałym pierdołom? Jak mogli być a\ tak cwani?Ju\ dawno powinni trafić do domu starców.Biec, biec.Mila piąta.I o co chodziło z tym Raymondem Trotterem?Zemsta.Po raz kolejny pogrzebał w pamięci, nazwisko faceta jednak nic mu niemówiło.Skupił się na monotonnym dudnieniu stóp.Przy siódmej mili zwolnił iprzeszedł do chodu, ochłonął i wyłączył bie\nię.Zarzucił na szyję ręcznik iignorując kokieteryjne spojrzenia kobiety, która - choć ładna - lata młodościmiała ju\ za sobą, wrócił do szatni.Tam zrzucił ubranie, wziął czystyręcznik i skierował się do sauny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Rodzina Rona Larkina.-Naczas wizyty Kitty Peter Larkin wraz z rodziną zostali przeniesieni dosypialni na trzecim piętrze budynku, gdzie pozostawali pod opieką uzbro-215jonych funkcjonariuszy.Sachs spojrzała teraz w jedno z okien i pomachałastojącej w nim parze.- To konieczne?- Ocaliłeś im \ycie, Rhyme.- To nie wystarczy? Muszę jeszcze z nimi pogadać?Roześmiała się.- Pięć minut.To dla nich bardzo wiele.- Bardzo bym chciał - odparł z nieszczerym uśmiechem.- Ale cię\kobędzie tam wejść.- Mówiąc to, zerknął na schody, a potem na wózekinwalidzki.- Och, nie przejmuj się, Rhyme.- Sachs pocieszająco poklepała go poramieniu.- Zało\ę się, \e zejdą do nas.Danie na zimnoamy powody przypuszczać, \e ktoś chce pana skrzywdzić.Stojący narozpra\onym chodniku, tu\ przed budynkiem, w którym mieściło sięMjego biuro, krępy, muskularny Stephen York zakołysal się w przód i wtył na piętach butów Bally.Chce pana skrzywdzić.Co to ma, do cholery, znaczyć?York odstawi! sportową torbę.Pięćdziesięciojednoletni bankier in-westycyjny przeniósł wzrok ze starszego detektywa z wydziału policji wScottsdale, który przyniósł wiadomość, na jego młodszego partnera.Gliniarzy łatwo było odró\nić.Starszy, blondyn Bill Lampert, miałmlecz-nobiałą cerę, jak gdyby przyjechał do Scottsdale z Minnesoty, co -wiedział York - zdarzało się nader często.Drugi gliniarz, Juan Alvarado,niewątpliwie pochodził stąd.- Kto? - spytał York.- Nazywa się Raymond Trotter.York zastanawiał się chwilę, po czym potrząsnął głową.- W \yciu o nim nie słyszałem.- Spojrzał uwa\nie na zdjęcie, które gli-niarz wyciągnął ku niemu.Prawdopodobnie pochodziło z prawa jazdy.-Niewygląda znajomo.Kto to?- Mieszka w mieście.Prowadzi firmę zajmującą się projektowaniemterenów zielonych.- Zaraz, zaraz, znam to miejsce.Przy autostradzie między stanowej? -York pomyślał, \e właśnie tam Carole robi zakupy.- Tak, chodzi o ten du\y budynek.- Lampert przetarł czoło.- Ma coś do mnie? O co mu chodzi? - Wło\ył okulary przeciwsłoneczneod Armaniego.O trzeciej po południu słońce w Arizonie było niczymlampa lutownicza.- Nie wiemy.- Tak? A co wiecie?217Tym razem głos zabrał Alvarado:- Niedawno aresztowaliśmy za narkotyki robotnika pracującego nadniówkę.Okazało się, \e pracuje nielegalnie.Nazywa się Hector Diaz.Facet chciał wytargować łagodniejszy wyrok i powiedział, \e ma informacje na temat planowanej zbrodni.Zdaje się, \e od czasu do czasu pracował u tego Trottera.Kilka dni temu Trotter przyszedł do niegoi proponował mu tysiąc dolców za to, \eby się pokręcił przy pańskimdomu i zorientował się, czy nie poszukuje pan kogoś do pracy w ogrodzie.Diaz miał te\ sprawdzić zainstalowany u pana system alarmowy.- śartuje pan.-Nie.O co tu chodzi? Pomimo czterdziestostopniowego upału York poczułniepokojący chłód.- Alarm? Po co?- Trotter powiedział Diazowi tylko tyle, \e chce się zemścić na panu zacoś, co mu pan zrobił.- Zemścić? - Mę\czyzna pokręcił głową.- Jezu, przychodzicie tu iopowiadacie bzdury o tym, \e jakiś facet, cytuję, chce mnie skrzywdzić", anie wiecie nawet, o co w tym wszystkim chodzi?- Nie, proszę pana.Mieliśmy nadzieję, \e pan nam powie.- Có\, najwyrazniej się pomyliliście.- Dobra, sprawdzimy tego Trottera.Radzilibyśmy jednak, aby poin-formował nas pan, gdyby wydarzyło się coś dziwnego.- Nie mo\ecie go aresztować?- Jak dotąd nie popełnił \adnego przestępstwa - odparł Lampert.-Obawiam się, \e bez dowodów jawnych działań z jego strony nie mo\emynic zrobić.Skrzywdzić.Dowody jawnych działań.Mo\e gdyby przestali gadać jak profesorowie socjologii, zajęliby się wkońcu pieprzoną policyjną robotą.York zamierzał to powiedzieć, uznałjednak, \e malująca się na jego twarzy odraza mówi sama za siebie.Starając się wyrzucić z pamięci spotkanie z gliniarzami, York pojechałna siłownię.Chryste, potrzebował trochę wycisku.Chwilę temu przeszedłpiekło negocjacji z dwoma mę\czyznami, właścicielami niewielkiej firmy,którą chciał wykupić.Staruszkowie byli du\o bardziej cwani, ni\ mo\na bysię spodziewać.Stawiali du\e wymagania, które będą go drogo kosztować.York przejrzał pobie\nie dokumenty i jak burza wypadł z gabinetuprawnika.Potrzyma staruszków w niepewności przez dzień lub218dwa.Pewnie i tak przystanie na ich warunki, ale niech wiedzą, \e nie po-zwoli się sterroryzować.Zaparkował przy klubie fitness, wysiadł z samochodu i w palącymsłońcu podszedł do drzwi wejściowych.- Witam, panie York.Wcześnie pan dziś przyjechał.Powitałkierownika rannej zmiany, Gavina, skinieniem głowy.- Taa, wymknąłem się, kiedy nikt nie patrzył.Przebrał się i poszedł do pustej o tak wczesnej porze sali aerobowej.Klapnął na maty i zaczął się rozciągać.Po dziesięciu minutach dzwignął sięz podłogi i przeniósł na urządzenia treningowe, dając z siebie wszystko:robiąc -jak zwykle - dwadzieścia powtórzeń na ka\dym z nich i kończąc nabrzuszkach.Stanowisko jednego z trzech partnerów w powa\nej firmieinwestycyjnej typu venture capital w Scottsdale wymagało od niegociągłych spotkań z klientami i długich godzin, spędzanych za biurkiem, coostatnimi czasy odbijało się na jego brzuchu.York nie lubił, kiedy ten był zwiotczały.Podobnie jak nie lubiły tegokobiety, bez względu na to, co mówiły.Platynowa karta Amex pozwalałaprzymknąć oko na wiele rzeczy, w sypialni jednak laleczki lubiły umięś-nione brzuchy.Po serii brzuszków przeniósł się na bie\nię.Mila pierwsza, druga, trzecia.Przez chwilę starał się nie myśleć o feralnej transakcji - niech to szlag, oco chodziło tym zniedołę\niałym pierdołom? Jak mogli być a\ tak cwani?Ju\ dawno powinni trafić do domu starców.Biec, biec.Mila piąta.I o co chodziło z tym Raymondem Trotterem?Zemsta.Po raz kolejny pogrzebał w pamięci, nazwisko faceta jednak nic mu niemówiło.Skupił się na monotonnym dudnieniu stóp.Przy siódmej mili zwolnił iprzeszedł do chodu, ochłonął i wyłączył bie\nię.Zarzucił na szyję ręcznik iignorując kokieteryjne spojrzenia kobiety, która - choć ładna - lata młodościmiała ju\ za sobą, wrócił do szatni.Tam zrzucił ubranie, wziął czystyręcznik i skierował się do sauny [ Pobierz całość w formacie PDF ]