[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Emerson usiłuje nie ujawniać swoich czułych punktów,ale jak każdy Brytyjczyk zrobi wszystko, by chronić słabszych i pomścić skrzywdzonych.- Co konkretnie masz na myśli? - zapytałam.- Wciąż nie znamy prawdziwych motywów ich działania.Jedyna poszlaka to papirus, choćwłaściwie nigdy nie poszliśmy tym tropem.Jeśli dowiemy się, skąd pochodzi, może uda namsię ustalić tożsamość ostatniego właściciela.- To Bertha.- Diabli nadali, Peabody, nie wiemy tego.Skonstruowaliśmy zgrabną historię, ale nie manajmniejszego dowodu na udział Berthy w tej sprawie.Natomiast co do Sethosa.- Zawsze go podejrzewasz.Na jego udział też nie ma dowodów.- A ty zawsze bronisz tego obwiesia! Muszę postarać się o dowody.Pytałem tu i ówdzie,ale tylko o Yussufa i nie napomykając o papirusie.Zwój pochodzi z Teb, więc z pewnościąprzeszedł przez ręce tutejszych handlarzy, być może także Mohammeda Mohassiba.Tenczłowiek jest w branży od trzydziestu lat i miał do czynienia z najświetniejszymi zabytkami ztebańskich grobowców.Pamiętasz, co powiedział o nim Carter? To nie przypadek, żeMohassib chce się ze mną spotkać.- Nie z tobą, mój drogi, tylko ze mną.- Na jedno wychodzi.Pokażę mu papirus i obiecam nietykalność i dozgonną wdzięczność,jeśli dostarczy nam użytecznych informacji.Skończymy wcześniej w Dolinie i pojedziemy doLuksoru.Przez większość nocy spałam spokojnym, głębokim snem.Dopiero tuż przed brzaskiemobudził mnie przerazliwy krzyk.Było oczywiste, skąd pochodzi i do kogo należy ten głos.Wyrwał ze snu nawet Emersona.Mój mąż jednak potknął się o własne buty, które zwykł rzucać byle gdzie, więc zjawiłam się namiejscu zdarzenia jako druga.Pierwszy był Ramzes.W pokoju panowała ciemność, ale poznałam jego sylwetkę.Stałprzy łóżku Nefret i patrzył na nią.- Co się stało?! - zawołałam.- Dlaczego tak stoisz i tylko się gapisz? Co tu się dzieje?Mój syn odwrócił się i usłyszałam trzask zapałki.Kiedy płomień znieruchomiał, Ramzesprzytknął go do świecy.Tymczasem zjawili się pozostali.Byłam rada z siebie, że zawsze nalegałam na wkładanieodpowiedniego ubioru do snu.Wszyscy byli mniej lub bardziej odziani, nawet Emerson, choćprezentował spore fragmenty nagiego ciała.Sir Edward nie zdążył narzucić szlafroka, miałjednak na sobie gustowną piżamę z niebieskiego jedwabiu.- Bardzo przepraszam - powiedziała Nefret, siadając na posłaniu.Nie dodała nic więcej, bowybuchnęła śmiechem.W ramionach trzymała wielkie cielsko Horusa.- Boże mój! - zdumiałam się.- A ten skąd się tu wziął?Ramzes postawił świecę na stole.- Któregoś dnia zamorduję tego zwierzaka - oznajmił całkiem poważnie.- Przecież dobrze wiesz, że nie byłbyś zdolny do czegoś takiego - zauważyłam.- Ale ja byłbym - rzekł Emerson.- Piekło i szatani! Serce mi wali dwa razy szybciej niżnormalnie!- To moja wina - stwierdziła Nefret.- Spałam głęboko i kiedy skoczył mi na brzuch, nachwilę odebrało mi dech.Myślałam.- Przytuliła mocniej kota.- Ale ty nie chciałeś, prawda,kocurku?Udało mi się wyprowadzić Ramzesa z pokoju, zanim powiedział zbyt dużo brzydkichwyrazów.Rano zastaliśmy na werandzie jednego ze służących Cyrusa.Siedział cierpliwie w kucki,czekając, aż się zjawimy, a potem uniósł skraj swojego burnusa powyżej kolan i poprosił o szczypiącą wodę.Chodziło o jodynę, a stan jego goleni istotnie wymagał sporej porcji tegomedykamentu, toteż zaaplikowałam mu go w należytej ilości.Katherine ma doskonalewyposażoną apteczkę (jeden z moich prezentów ślubnych dla Vandergeltów), lecz nieszczęsnychłopina wierzył chyba przede wszystkim w moje magiczne moce.Pragnął się równieżwyżalić, więc pozwoliłam mu to uczynić i wysłuchałam go cierpliwie.Nie muszę zapewnewyjaśniać, że był to służący oddelegowany do pilnowania kocicy Sechmet.Księga trzeciaWA%7łENIE SERCAf&Usłyszcie zatem osąd.Jego serce zważone zostało należycie,a jego dusza zaświadczyła o nim.Na Wielkiej Wadze złożona jest jego prawość.14Gdy poniedziałkowego popołudnia dopływaliśmy do Luksoru, spostrzegłam zacumowanąprzy nabrzeżu dahabiję dyrektora Departamentu Starożytności.A więc państwo Masperojednak przyjechali! Będę oczywiście musiała złożyć im wizytę, pomyślałam.Miałam tylkonadzieję, że odwiodę od tego Emersona, który przy swym obecnym rozdrażnieniu mógłbypowiedzieć coś nieprzyjemnego.Uprzedziłam wcześniej Mohassiba przez posłańca, że odwiedzimy go po południu.Podjego domem zastaliśmy kilku mężczyzn, siedzących na kamiennej ławie przed bramą.Przyglądali się nam z nieskrywaną ciekawością, a jeden odezwał się z przebiegłym uśmiechem:- Czy przybyłeś kupować starożytności, Ojcze Przekleństw? Mohassib za dużo bierze, jamogę ci zaproponować lepsze ceny.Emerson skwitował ten kiepski dowcip skrzywieniem ust.Wszyscy wiedzieli doskonale, żenie kupuje nigdy starożytności od handlarzy.Przywitał każdego z mężczyzn po imieniu iodprowadził mnie na stronę.- Wykorzystam okazję i pogawędzę trochę z tymi osobnikami, Peabody.Może wyciągnę znich jakieś informacje.Ty i Nefret idzcie do Mohassiba.Przy was będzie się czułswobodniejszy i jestem pewien, moja droga, że zdołasz go namówić do wyjawienia tego, czegoby raczej nie powiedział w mojej obecności.Większość owych osobników znałam równie dobrze, jak on.Kilku z nich zajmowało sięhandlem antykami i ich podróbkami, a jeden należał do sławetnego rodu Abd er Rassulów,najbieglejszych rabusiów grobów w całych Tebach.- Zgoda - odparłam.- Sir Edwardzie, czy byłby pan tak dobry i wziął ode mnie ten.tępaczkę? Ramzesie, wy z Davidem zostańcie z ojcem.Emerson wzniósł oczy ku niebu w wyrazie niemej rozpaczy, ale nie zaprotestował.Wyciągnął fajkę i przysiadł się do mężczyzn okupujących ławę.Mohammed Mohassib wyszedł nam na spotkanie osobiście.Zaprowadził nas doprzyjemnie umeblowanego pokoju, gdzie na niskim stoliku podano herbatę.Dopiero kiedyusiedliśmy, zorientowałam się, że David wszedł do domu za nami.- Miałeś zostać z profesorem - rzuciłam półgłosem.- Ale on mi kazał iść z tobą - odparł szeptem.- Ramzes go pilnuje.Pomyśleliśmy.- Dobrze, nieważne - uciszyłam go, ponieważ Mohassib nam się przyglądał i niegrzecznieby było rozmawiać dalej szeptem.Zwyczajowe komplementy i uprzejmości oraz nalewanie herbaty zajęły sporo czasu.Mohassib starał się nie patrzeć na pakunek, który położyłam przy swoim krześle.Czekał, ażsama wyjawię cel wizyty.W końcu uczyniłam to w zwyczajowo zawoalowany sposób.- Byliśmy zaszczyceni twoją zgodą na przyjęcie naszych odwiedzin - zaczęłam.- Mój mążma ważne sprawy do załatwienia, ale przesyła swoje.-.przekleństwa, bez wątpienia - dokończył Mohassib, głaszcząc swoją długą brodę.-Wiem, co myśli efendi Emerson.Nie, Sitt Hakim, proszę za niego nie przepraszać.Jestczłowiekiem honoru, którego szanuję.Chętnie mu pomogę.- W jaki sposób? - zapytałam.Pytanie było zbyt obcesowe; powinnam była odpowiedzieć komplementem i deklaracjąprzyjazni.Mohassib kurtuazyjnie przemilczał moją gafę, lecz trwało wieki, zanim wreszcieprzeszedł do sedna.- Kilka dni temu efendi Emerson pytał o pewnego człowieka z Kairu - oświadczył.- Czy go znałeś? - wyrwało mi się kolejne bezpośrednie pytanie.- Wiem, kto to był.- Arab wydął wargi.- Ja nie zadaję się z takimi ludzmi.Ale słyszałem,już po wizycie profesora, że to właśnie on został wyłowiony z Nilu.- Zabity przez krokodyla.- Wiemy oboje, ty i ja, że to nie krokodyl go zabił.I dziewczynę także.Posłuchaj mnie,Sitt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Emerson usiłuje nie ujawniać swoich czułych punktów,ale jak każdy Brytyjczyk zrobi wszystko, by chronić słabszych i pomścić skrzywdzonych.- Co konkretnie masz na myśli? - zapytałam.- Wciąż nie znamy prawdziwych motywów ich działania.Jedyna poszlaka to papirus, choćwłaściwie nigdy nie poszliśmy tym tropem.Jeśli dowiemy się, skąd pochodzi, może uda namsię ustalić tożsamość ostatniego właściciela.- To Bertha.- Diabli nadali, Peabody, nie wiemy tego.Skonstruowaliśmy zgrabną historię, ale nie manajmniejszego dowodu na udział Berthy w tej sprawie.Natomiast co do Sethosa.- Zawsze go podejrzewasz.Na jego udział też nie ma dowodów.- A ty zawsze bronisz tego obwiesia! Muszę postarać się o dowody.Pytałem tu i ówdzie,ale tylko o Yussufa i nie napomykając o papirusie.Zwój pochodzi z Teb, więc z pewnościąprzeszedł przez ręce tutejszych handlarzy, być może także Mohammeda Mohassiba.Tenczłowiek jest w branży od trzydziestu lat i miał do czynienia z najświetniejszymi zabytkami ztebańskich grobowców.Pamiętasz, co powiedział o nim Carter? To nie przypadek, żeMohassib chce się ze mną spotkać.- Nie z tobą, mój drogi, tylko ze mną.- Na jedno wychodzi.Pokażę mu papirus i obiecam nietykalność i dozgonną wdzięczność,jeśli dostarczy nam użytecznych informacji.Skończymy wcześniej w Dolinie i pojedziemy doLuksoru.Przez większość nocy spałam spokojnym, głębokim snem.Dopiero tuż przed brzaskiemobudził mnie przerazliwy krzyk.Było oczywiste, skąd pochodzi i do kogo należy ten głos.Wyrwał ze snu nawet Emersona.Mój mąż jednak potknął się o własne buty, które zwykł rzucać byle gdzie, więc zjawiłam się namiejscu zdarzenia jako druga.Pierwszy był Ramzes.W pokoju panowała ciemność, ale poznałam jego sylwetkę.Stałprzy łóżku Nefret i patrzył na nią.- Co się stało?! - zawołałam.- Dlaczego tak stoisz i tylko się gapisz? Co tu się dzieje?Mój syn odwrócił się i usłyszałam trzask zapałki.Kiedy płomień znieruchomiał, Ramzesprzytknął go do świecy.Tymczasem zjawili się pozostali.Byłam rada z siebie, że zawsze nalegałam na wkładanieodpowiedniego ubioru do snu.Wszyscy byli mniej lub bardziej odziani, nawet Emerson, choćprezentował spore fragmenty nagiego ciała.Sir Edward nie zdążył narzucić szlafroka, miałjednak na sobie gustowną piżamę z niebieskiego jedwabiu.- Bardzo przepraszam - powiedziała Nefret, siadając na posłaniu.Nie dodała nic więcej, bowybuchnęła śmiechem.W ramionach trzymała wielkie cielsko Horusa.- Boże mój! - zdumiałam się.- A ten skąd się tu wziął?Ramzes postawił świecę na stole.- Któregoś dnia zamorduję tego zwierzaka - oznajmił całkiem poważnie.- Przecież dobrze wiesz, że nie byłbyś zdolny do czegoś takiego - zauważyłam.- Ale ja byłbym - rzekł Emerson.- Piekło i szatani! Serce mi wali dwa razy szybciej niżnormalnie!- To moja wina - stwierdziła Nefret.- Spałam głęboko i kiedy skoczył mi na brzuch, nachwilę odebrało mi dech.Myślałam.- Przytuliła mocniej kota.- Ale ty nie chciałeś, prawda,kocurku?Udało mi się wyprowadzić Ramzesa z pokoju, zanim powiedział zbyt dużo brzydkichwyrazów.Rano zastaliśmy na werandzie jednego ze służących Cyrusa.Siedział cierpliwie w kucki,czekając, aż się zjawimy, a potem uniósł skraj swojego burnusa powyżej kolan i poprosił o szczypiącą wodę.Chodziło o jodynę, a stan jego goleni istotnie wymagał sporej porcji tegomedykamentu, toteż zaaplikowałam mu go w należytej ilości.Katherine ma doskonalewyposażoną apteczkę (jeden z moich prezentów ślubnych dla Vandergeltów), lecz nieszczęsnychłopina wierzył chyba przede wszystkim w moje magiczne moce.Pragnął się równieżwyżalić, więc pozwoliłam mu to uczynić i wysłuchałam go cierpliwie.Nie muszę zapewnewyjaśniać, że był to służący oddelegowany do pilnowania kocicy Sechmet.Księga trzeciaWA%7łENIE SERCAf&Usłyszcie zatem osąd.Jego serce zważone zostało należycie,a jego dusza zaświadczyła o nim.Na Wielkiej Wadze złożona jest jego prawość.14Gdy poniedziałkowego popołudnia dopływaliśmy do Luksoru, spostrzegłam zacumowanąprzy nabrzeżu dahabiję dyrektora Departamentu Starożytności.A więc państwo Masperojednak przyjechali! Będę oczywiście musiała złożyć im wizytę, pomyślałam.Miałam tylkonadzieję, że odwiodę od tego Emersona, który przy swym obecnym rozdrażnieniu mógłbypowiedzieć coś nieprzyjemnego.Uprzedziłam wcześniej Mohassiba przez posłańca, że odwiedzimy go po południu.Podjego domem zastaliśmy kilku mężczyzn, siedzących na kamiennej ławie przed bramą.Przyglądali się nam z nieskrywaną ciekawością, a jeden odezwał się z przebiegłym uśmiechem:- Czy przybyłeś kupować starożytności, Ojcze Przekleństw? Mohassib za dużo bierze, jamogę ci zaproponować lepsze ceny.Emerson skwitował ten kiepski dowcip skrzywieniem ust.Wszyscy wiedzieli doskonale, żenie kupuje nigdy starożytności od handlarzy.Przywitał każdego z mężczyzn po imieniu iodprowadził mnie na stronę.- Wykorzystam okazję i pogawędzę trochę z tymi osobnikami, Peabody.Może wyciągnę znich jakieś informacje.Ty i Nefret idzcie do Mohassiba.Przy was będzie się czułswobodniejszy i jestem pewien, moja droga, że zdołasz go namówić do wyjawienia tego, czegoby raczej nie powiedział w mojej obecności.Większość owych osobników znałam równie dobrze, jak on.Kilku z nich zajmowało sięhandlem antykami i ich podróbkami, a jeden należał do sławetnego rodu Abd er Rassulów,najbieglejszych rabusiów grobów w całych Tebach.- Zgoda - odparłam.- Sir Edwardzie, czy byłby pan tak dobry i wziął ode mnie ten.tępaczkę? Ramzesie, wy z Davidem zostańcie z ojcem.Emerson wzniósł oczy ku niebu w wyrazie niemej rozpaczy, ale nie zaprotestował.Wyciągnął fajkę i przysiadł się do mężczyzn okupujących ławę.Mohammed Mohassib wyszedł nam na spotkanie osobiście.Zaprowadził nas doprzyjemnie umeblowanego pokoju, gdzie na niskim stoliku podano herbatę.Dopiero kiedyusiedliśmy, zorientowałam się, że David wszedł do domu za nami.- Miałeś zostać z profesorem - rzuciłam półgłosem.- Ale on mi kazał iść z tobą - odparł szeptem.- Ramzes go pilnuje.Pomyśleliśmy.- Dobrze, nieważne - uciszyłam go, ponieważ Mohassib nam się przyglądał i niegrzecznieby było rozmawiać dalej szeptem.Zwyczajowe komplementy i uprzejmości oraz nalewanie herbaty zajęły sporo czasu.Mohassib starał się nie patrzeć na pakunek, który położyłam przy swoim krześle.Czekał, ażsama wyjawię cel wizyty.W końcu uczyniłam to w zwyczajowo zawoalowany sposób.- Byliśmy zaszczyceni twoją zgodą na przyjęcie naszych odwiedzin - zaczęłam.- Mój mążma ważne sprawy do załatwienia, ale przesyła swoje.-.przekleństwa, bez wątpienia - dokończył Mohassib, głaszcząc swoją długą brodę.-Wiem, co myśli efendi Emerson.Nie, Sitt Hakim, proszę za niego nie przepraszać.Jestczłowiekiem honoru, którego szanuję.Chętnie mu pomogę.- W jaki sposób? - zapytałam.Pytanie było zbyt obcesowe; powinnam była odpowiedzieć komplementem i deklaracjąprzyjazni.Mohassib kurtuazyjnie przemilczał moją gafę, lecz trwało wieki, zanim wreszcieprzeszedł do sedna.- Kilka dni temu efendi Emerson pytał o pewnego człowieka z Kairu - oświadczył.- Czy go znałeś? - wyrwało mi się kolejne bezpośrednie pytanie.- Wiem, kto to był.- Arab wydął wargi.- Ja nie zadaję się z takimi ludzmi.Ale słyszałem,już po wizycie profesora, że to właśnie on został wyłowiony z Nilu.- Zabity przez krokodyla.- Wiemy oboje, ty i ja, że to nie krokodyl go zabił.I dziewczynę także.Posłuchaj mnie,Sitt [ Pobierz całość w formacie PDF ]