[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezależnie od tych dociekań myśl Renza obracała się dokoła przyszłości; usiłował zbudować plan taki, w którymmógłby znalezć upodobanie; ale wszystkie, o ile nie były na wodzie pisane, wyglądały raczej smętnie.Wkrótce jednak najtrudniejszym zadaniem stało się znalezienie drogi.Uszedłszy spory kawał na chybił trafił,zrozumiał, że sam nie da sobie z tym rady.Coś go odpychało wewnętrznie od wypowiedzenia słowa Bergamo", jakgdyby samo jego brzmienie miało w sobie coś podejrzanego czy zuchwałego.Ale trudno, było to konieczne.Postanowił więc zwrócić się z tym pytaniem do pierwszego przechodnia, którego twarz wyda mu się godna zaufania.Itak też zrobił. yle idziecie odpowiedziano mu.I po chwili namysłu wyjaśniono częściowo słowami, częściowo na migi, jaknależy iść, żeby znalezć się znowu na gościńcu.Renzo podziękował, udał, że zamierza pójść tak, jak mu powiedziano, iruszył rzeczywiście w tę stronę chcąc zbliżyć się możliwie jak najprędzej do tego utrapionego gościńca; chciał nietracić go więcej z oczu i trzymać się tak blisko, jak się tylko da, nie wstępując nań jednak ani krokiem.Ale było tołatwiejsze do obmyślenia niż do wykonania.Rezultat był taki, że kręcąc się to w prawo, to w lewo, idąc po prostuzygzakiem, to trzymając się wskazówek, jakich tu i ówdzie odważał się zasięgać, to zmieniając je według własnegowidzimisię i przystosowując do swych planów, to znów idąc tak, jak go wiodła droga, na której się w danej chwiliznajdował, nasz zbieg, uszedłszy ze dwadzieścia mil, znajdował się najwyżej o sześć od Mediolanu; a co się tyczyBergamo, dobrze jeszcze, jeżeli się od niego nie oddalał.Renzo zaczął dochodzić do przekonania, że w ten sposób nicdobrego nie osiągnie; szukał jakiegoś wyjścia.Przyszło mu na myśl, żeby jakoś sprytnie wywiedzieć się o nazwęktórejś z pogranicznych wiosek, i to takiej, do której można by dojść bocznymi drogami.Pytając potem o nią, dowiesię, czego trzeba, omijając niebezpieczne słowo Bergamo", które zdawało mu się nadmiernie zalatywać ucieczką,wygnaniem, przestępstwem.Podczas kiedy zastanawiał się nad sposobem zdobycia potrzebnych mu wiadomości, zobaczył wiechę, znak gospody, zawieszoną na małym domku stojącym samotnie z dala od wsi.Od dłuższego już czasu czuł potrzebępokrzepienia sił; pomyślał więc, że tam może się uda załatwić obie sprawy za jednym zamachem.Wszedł; zastał tylkostaruszkę z kądzielą u boku i wrzecionem w ręku.Poprosił o coś do zjedzenia.Zaofiarowała mu kawałek sera stracchino" i kubek dobrego wina.Na ser zgodził się, za wino podziękował, bo znienawidził je za tę szpetną psotę,jaką mu wypłatało poprzedniego wieczoru.Usiadł prosząc kobietę, żeby się pośpieszyła.Zastawiła stół w mgnieniu oka i zaraz zasypała swego gościa gradem pytań o niego samego i mediolańskie wypadki, októrych wieść i tam już dotarła.Renzo nie tylko zręcznie unikał odpowiedzi, ale wykorzystywał ciekawość niewiastydla własnych celów; kiedy bowiem zapytała go, dokąd idzie, odpowiedział: Muszę być w niejednym miejscu, a jeśliby mi czasu starczyło, chciałbym też zawadzić o tę wieś, wiecie, taką dużą,przy drodze do Bergamo, obok granicy, ale jeszcze na mediolańskiej ziemi.Jakże ona się zwie? Coś takiego musi tam przecie być" pomyślał równocześnie. Gorgonzola, myślicie poddała staruszka. Gorgonzola! powtórzył Renzo, jakby chcąc lepiej wbić sobie w pamięć tę nazwę. Daleko to stąd? podjąłpo chwili. Tak dobrze to tego nie wiem; może dziesięć, może dwanaście mil.Gdyby tu było które z moich dzieci, lepiej byumiało to wam powiedzieć. Myślicie, że dałoby się tam dojść tymi ładnymi dróżkami, nie idąc gościńcem? Kurzu tam, a kurzu! Okropniedawno nie było już deszczu! Widzi mi się, że można.Ale dopytacie się w pierwszej wsi, jaką napotkacie, jak skręcicie stąd na prawo.I wymieniła jej nazwę. Dobrze rzekł Renzo.Wstał, schował kawałek chleba pozostały od ubogiego śniadania chleb był zgoła odmienny od tego, który znalazł wprzeddzień pod krzyżem Zwiętego Dionizego.Zapłacił należność, wyszedł i skierował się w prawą stronę.Nie chcącprzedłużać opowieści ponad potrzebę, powiemy tylko, że wędrując tak od wsi do wsi ze słowem Gorgonzola" na ustach dotarł tam na godzinę mniej więcej przed zmrokiem.Jeszcze w drodze postanowił zatrzymać się tamna odpoczynek i pożywić się nieco solidniej.Znużone ciało chętnie wyciągnęłoby się na łóżku, ale Renzo raczejpozwoliłby mu paść z wycieńczenia na drodze, niżby zadośćuczynił tej jego zachciance.Zamierzał wypytać się woberży, jak daleko jest do brzegu Addy, dowiedzieć się zręcznie o możliwości przeprawy i wędrować dalej, jak tylkotrochę się posili.Przyszedłszy na świat i wzrósłszy nad drugim, jeśli tak można rzec, zródłem Addy, słyszał nieraz otym, że w pewnym punkcie i na pewnej długości swego biegu rzeka ta tworzy granicę pomiędzy terytoriummediolańskim a weneckim.Gdzie to jest i na jakiej przestrzeni, dokładnie nie wiedział.Ale tu czy tam, gdziekolwiekbyto było, należało jak najprędzej przeprawić się na drugi brzeg [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niezależnie od tych dociekań myśl Renza obracała się dokoła przyszłości; usiłował zbudować plan taki, w którymmógłby znalezć upodobanie; ale wszystkie, o ile nie były na wodzie pisane, wyglądały raczej smętnie.Wkrótce jednak najtrudniejszym zadaniem stało się znalezienie drogi.Uszedłszy spory kawał na chybił trafił,zrozumiał, że sam nie da sobie z tym rady.Coś go odpychało wewnętrznie od wypowiedzenia słowa Bergamo", jakgdyby samo jego brzmienie miało w sobie coś podejrzanego czy zuchwałego.Ale trudno, było to konieczne.Postanowił więc zwrócić się z tym pytaniem do pierwszego przechodnia, którego twarz wyda mu się godna zaufania.Itak też zrobił. yle idziecie odpowiedziano mu.I po chwili namysłu wyjaśniono częściowo słowami, częściowo na migi, jaknależy iść, żeby znalezć się znowu na gościńcu.Renzo podziękował, udał, że zamierza pójść tak, jak mu powiedziano, iruszył rzeczywiście w tę stronę chcąc zbliżyć się możliwie jak najprędzej do tego utrapionego gościńca; chciał nietracić go więcej z oczu i trzymać się tak blisko, jak się tylko da, nie wstępując nań jednak ani krokiem.Ale było tołatwiejsze do obmyślenia niż do wykonania.Rezultat był taki, że kręcąc się to w prawo, to w lewo, idąc po prostuzygzakiem, to trzymając się wskazówek, jakich tu i ówdzie odważał się zasięgać, to zmieniając je według własnegowidzimisię i przystosowując do swych planów, to znów idąc tak, jak go wiodła droga, na której się w danej chwiliznajdował, nasz zbieg, uszedłszy ze dwadzieścia mil, znajdował się najwyżej o sześć od Mediolanu; a co się tyczyBergamo, dobrze jeszcze, jeżeli się od niego nie oddalał.Renzo zaczął dochodzić do przekonania, że w ten sposób nicdobrego nie osiągnie; szukał jakiegoś wyjścia.Przyszło mu na myśl, żeby jakoś sprytnie wywiedzieć się o nazwęktórejś z pogranicznych wiosek, i to takiej, do której można by dojść bocznymi drogami.Pytając potem o nią, dowiesię, czego trzeba, omijając niebezpieczne słowo Bergamo", które zdawało mu się nadmiernie zalatywać ucieczką,wygnaniem, przestępstwem.Podczas kiedy zastanawiał się nad sposobem zdobycia potrzebnych mu wiadomości, zobaczył wiechę, znak gospody, zawieszoną na małym domku stojącym samotnie z dala od wsi.Od dłuższego już czasu czuł potrzebępokrzepienia sił; pomyślał więc, że tam może się uda załatwić obie sprawy za jednym zamachem.Wszedł; zastał tylkostaruszkę z kądzielą u boku i wrzecionem w ręku.Poprosił o coś do zjedzenia.Zaofiarowała mu kawałek sera stracchino" i kubek dobrego wina.Na ser zgodził się, za wino podziękował, bo znienawidził je za tę szpetną psotę,jaką mu wypłatało poprzedniego wieczoru.Usiadł prosząc kobietę, żeby się pośpieszyła.Zastawiła stół w mgnieniu oka i zaraz zasypała swego gościa gradem pytań o niego samego i mediolańskie wypadki, októrych wieść i tam już dotarła.Renzo nie tylko zręcznie unikał odpowiedzi, ale wykorzystywał ciekawość niewiastydla własnych celów; kiedy bowiem zapytała go, dokąd idzie, odpowiedział: Muszę być w niejednym miejscu, a jeśliby mi czasu starczyło, chciałbym też zawadzić o tę wieś, wiecie, taką dużą,przy drodze do Bergamo, obok granicy, ale jeszcze na mediolańskiej ziemi.Jakże ona się zwie? Coś takiego musi tam przecie być" pomyślał równocześnie. Gorgonzola, myślicie poddała staruszka. Gorgonzola! powtórzył Renzo, jakby chcąc lepiej wbić sobie w pamięć tę nazwę. Daleko to stąd? podjąłpo chwili. Tak dobrze to tego nie wiem; może dziesięć, może dwanaście mil.Gdyby tu było które z moich dzieci, lepiej byumiało to wam powiedzieć. Myślicie, że dałoby się tam dojść tymi ładnymi dróżkami, nie idąc gościńcem? Kurzu tam, a kurzu! Okropniedawno nie było już deszczu! Widzi mi się, że można.Ale dopytacie się w pierwszej wsi, jaką napotkacie, jak skręcicie stąd na prawo.I wymieniła jej nazwę. Dobrze rzekł Renzo.Wstał, schował kawałek chleba pozostały od ubogiego śniadania chleb był zgoła odmienny od tego, który znalazł wprzeddzień pod krzyżem Zwiętego Dionizego.Zapłacił należność, wyszedł i skierował się w prawą stronę.Nie chcącprzedłużać opowieści ponad potrzebę, powiemy tylko, że wędrując tak od wsi do wsi ze słowem Gorgonzola" na ustach dotarł tam na godzinę mniej więcej przed zmrokiem.Jeszcze w drodze postanowił zatrzymać się tamna odpoczynek i pożywić się nieco solidniej.Znużone ciało chętnie wyciągnęłoby się na łóżku, ale Renzo raczejpozwoliłby mu paść z wycieńczenia na drodze, niżby zadośćuczynił tej jego zachciance.Zamierzał wypytać się woberży, jak daleko jest do brzegu Addy, dowiedzieć się zręcznie o możliwości przeprawy i wędrować dalej, jak tylkotrochę się posili.Przyszedłszy na świat i wzrósłszy nad drugim, jeśli tak można rzec, zródłem Addy, słyszał nieraz otym, że w pewnym punkcie i na pewnej długości swego biegu rzeka ta tworzy granicę pomiędzy terytoriummediolańskim a weneckim.Gdzie to jest i na jakiej przestrzeni, dokładnie nie wiedział.Ale tu czy tam, gdziekolwiekbyto było, należało jak najprędzej przeprawić się na drugi brzeg [ Pobierz całość w formacie PDF ]