[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Trzeba jak najszybciej zwinąć żagiel powiedział,przekrzykując wiatr. Albo zawrócić i spróbować podejść raz jeszcze.Jeszczekilka minut i nic nie uratuje nas od rozbicia się o skały!Gaynor krzykiem pogonił załogę.Elryk z podziwem patrzył, jak sprawnie ma-rynarze poruszają się na pokładzie.Statek skręcił, a żagiel zwisł luzno, a załogazwinęła go na rei, nim ponownie zdołał wypełnić się wiatrem.Marynarze siedli dowioseł, bowiem tylko z ich pomocą można było nawigować w lukach pomiędzyrafami na krawędzi tego świata.Statek mijał powoli wyspy, czasem w odległości jedynie paru cali od skał, cza-sem zaś szorując wręcz burtą o bazalt, przemykając pomiędzy filarami obsydia-nu.Wiatr huczał tak głośno, jakby Chaos wygrywał właśnie walkę nad światem.Około południa pierwsza linia raf została za nimi.Tutaj, na spokojnej wodzie po-stanowiono rzucić kotwicę i z forsowaniem drugiej linii poczekać do następnegodnia.Nawigator nakazał całej załodze dobrze się najeść i wypocząć.Rankiem ponownie otoczyła ich kakofonia przyboju i wichru.Nawigator po-dawał wciąż nowy kurs, biegał od koła sterowego aż na bocianie gniazdo, nie-ustannie sprawdzając, co mają przed dziobem.Wyraznie płynął tym szlakiem jużnie jeden raz.I kolejny pas spokojnego, błękitnego oceanu szemrzącego na jasnym piaskuplaż, i kolejny postój na noc.Dotarcie do najdalszej linii raf zabrało im dwana-ście dni, a po drugiej stronie ujrzeli widok niezbyt miły: czarną powierzchnię,której fale atakowały z wysiłkiem obsydianowe brzegi ostatniej bariery.CiężkieMorze oddychało miarowo, powoli, szumiąc w paśmie dzwięków niesłyszalnychdla ludzkiego ucha.Niepokojący przestwór mroczniał w ciszy. Zupełnie jak morze płynnego, choć zimnego ołowiu powiedział Whel-drake. To obraza dla praw natury! Ale zaraz wzruszył ramionami, jakbychciał dodać Ale co ich tu nie obraża? Jak można po tym żeglować? Napię-cie powierzchniowe jest tu chyba aż nazbyt silne.Odpoczywający przy relingu nawigator uniósł głowę. Można je przebyć powiedział. Już to czyniono.To morze rozciąga siępomiędzy światami, ale są ludzie, dla których jest ono równie znajome, jak wodypomiędzy rafami a stałym lądem.Geniusz śmiertelników podpowiada zwykle, jakpokonać każdą przestrzeń, górą czy dołem. Ale to chyba niebezpieczne? spytał Wheldrake, spoglądając na ciężkiefale z niesmakiem. Och, tak zgodził się beztrosko nawigator. Nawet bardzo.Ale, jakniektórzy powiadają, wszystko co znane, przestaje być niebezpieczne. Albo staje się tym grozniejsze mruknął Elryk.Spojrzał raz jeszcze na101Ciężkie Morze i zszedł pod pokład, do kabiny dzielonej w Wheldrakiem.Tej no-cy pozostał u siebie, rozmyślając o sprawach nijak nie nadających się do głośne-go przedyskutowania z kimkolwiek.Wheldrake przyłączył się z nawigatorem dozałogi świętującej przebycie tak trudnego odcinka drogi.Jeśli jednak zamierzałdowiedzieć się czegoś więcej o nawigatorze, to spotkał go zawód.Nadal wiado-mo było tyle tylko, że Gaynor wziął go na pokład kilka dni przed zawinięciemdo Ulshinir.Nigdzie wkoło nie widać było Charion, coś powstrzymywało teżWheldrake a przed powrotem do kabiny, może wyczucie sytuacji i zrozumieniedla spraw dyskretnych.Został zatem jeszcze na pokładzie, słuchając szumu falbijących o wygładzony wodą obsydian i wspominając egipską Księgę Umarłych,a także opowieści o Aodzi Dusz i Charonie Przewozniku, tak silnie Ciężkie Morzekojarzyło mu się z tym podziemnym oceanem, który omywa brzegi piekła.Nieświadomie zbliżył się do klatki, w której spało monstrum, chrapiąc przytym i cmokając.Poeta poczuł przypływ współczucia dla tego stworzenia usidlo-nego nie tylko przez żelazne pręty, ale i przez konieczny kompromis z Gaynorem.To ostatnie odnosiło się zresztą zapewne do wszystkich na pokładzie.Wheldrakeoparł się o reling z czarnego drewna i spojrzał na wyglądający zza chmur księżyc.Srebrny poblask zalał łuskowate cielsko, luzne fałdy skóry i niemal przejrzystąbłonę pomiędzy palcami ropucha.Brzydota była tak cudowna, że aż piękna.Po-myślawszy tak, Wheldrake poszukał inkaustu, pióra i papieru, po czym zajął sięposzukiwaniem romantycznych porównań pomiędzy poetą Wheldrakiem a ropu-chem Khorghakhiem, obu skąpanymi w blasku księżyca.Z satysfakcją stwierdził,że istota rzeczy trudniejsza będzie do wyrażenia, gdyby sięgnąć, na przykład, powiersz trocheiczny.Z takich schizmOkultyzm,Zwieżo wzrosły,(Eufemizm)Rzadko bywa heroiczny.Zajęcie to pochłonęło go na tyle, że dopiero o pierwszym brzasku złożył głowęna poduszce, błyskawicznie zapadając w najsłodszy sen o miłości.Zwit zastał wszystkich (prócz Wheldrake a) na pokładzie, wpatrzonych w za-niesione chmurami, deszczowe niebo.Przez noc zrobiło się cieplej, wzrosła wil-gotność powietrza.Elryk poluznił odzienie i pożałował, że nie może rozebrać siędo naga w tej lepkiej parności.Nawigator pokonferował na przednim pokładziez ropuchą, a potem podszedł do skupionych w jednym miejscu Gaynora, Elrykai Charion [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Trzeba jak najszybciej zwinąć żagiel powiedział,przekrzykując wiatr. Albo zawrócić i spróbować podejść raz jeszcze.Jeszczekilka minut i nic nie uratuje nas od rozbicia się o skały!Gaynor krzykiem pogonił załogę.Elryk z podziwem patrzył, jak sprawnie ma-rynarze poruszają się na pokładzie.Statek skręcił, a żagiel zwisł luzno, a załogazwinęła go na rei, nim ponownie zdołał wypełnić się wiatrem.Marynarze siedli dowioseł, bowiem tylko z ich pomocą można było nawigować w lukach pomiędzyrafami na krawędzi tego świata.Statek mijał powoli wyspy, czasem w odległości jedynie paru cali od skał, cza-sem zaś szorując wręcz burtą o bazalt, przemykając pomiędzy filarami obsydia-nu.Wiatr huczał tak głośno, jakby Chaos wygrywał właśnie walkę nad światem.Około południa pierwsza linia raf została za nimi.Tutaj, na spokojnej wodzie po-stanowiono rzucić kotwicę i z forsowaniem drugiej linii poczekać do następnegodnia.Nawigator nakazał całej załodze dobrze się najeść i wypocząć.Rankiem ponownie otoczyła ich kakofonia przyboju i wichru.Nawigator po-dawał wciąż nowy kurs, biegał od koła sterowego aż na bocianie gniazdo, nie-ustannie sprawdzając, co mają przed dziobem.Wyraznie płynął tym szlakiem jużnie jeden raz.I kolejny pas spokojnego, błękitnego oceanu szemrzącego na jasnym piaskuplaż, i kolejny postój na noc.Dotarcie do najdalszej linii raf zabrało im dwana-ście dni, a po drugiej stronie ujrzeli widok niezbyt miły: czarną powierzchnię,której fale atakowały z wysiłkiem obsydianowe brzegi ostatniej bariery.CiężkieMorze oddychało miarowo, powoli, szumiąc w paśmie dzwięków niesłyszalnychdla ludzkiego ucha.Niepokojący przestwór mroczniał w ciszy. Zupełnie jak morze płynnego, choć zimnego ołowiu powiedział Whel-drake. To obraza dla praw natury! Ale zaraz wzruszył ramionami, jakbychciał dodać Ale co ich tu nie obraża? Jak można po tym żeglować? Napię-cie powierzchniowe jest tu chyba aż nazbyt silne.Odpoczywający przy relingu nawigator uniósł głowę. Można je przebyć powiedział. Już to czyniono.To morze rozciąga siępomiędzy światami, ale są ludzie, dla których jest ono równie znajome, jak wodypomiędzy rafami a stałym lądem.Geniusz śmiertelników podpowiada zwykle, jakpokonać każdą przestrzeń, górą czy dołem. Ale to chyba niebezpieczne? spytał Wheldrake, spoglądając na ciężkiefale z niesmakiem. Och, tak zgodził się beztrosko nawigator. Nawet bardzo.Ale, jakniektórzy powiadają, wszystko co znane, przestaje być niebezpieczne. Albo staje się tym grozniejsze mruknął Elryk.Spojrzał raz jeszcze na101Ciężkie Morze i zszedł pod pokład, do kabiny dzielonej w Wheldrakiem.Tej no-cy pozostał u siebie, rozmyślając o sprawach nijak nie nadających się do głośne-go przedyskutowania z kimkolwiek.Wheldrake przyłączył się z nawigatorem dozałogi świętującej przebycie tak trudnego odcinka drogi.Jeśli jednak zamierzałdowiedzieć się czegoś więcej o nawigatorze, to spotkał go zawód.Nadal wiado-mo było tyle tylko, że Gaynor wziął go na pokład kilka dni przed zawinięciemdo Ulshinir.Nigdzie wkoło nie widać było Charion, coś powstrzymywało teżWheldrake a przed powrotem do kabiny, może wyczucie sytuacji i zrozumieniedla spraw dyskretnych.Został zatem jeszcze na pokładzie, słuchając szumu falbijących o wygładzony wodą obsydian i wspominając egipską Księgę Umarłych,a także opowieści o Aodzi Dusz i Charonie Przewozniku, tak silnie Ciężkie Morzekojarzyło mu się z tym podziemnym oceanem, który omywa brzegi piekła.Nieświadomie zbliżył się do klatki, w której spało monstrum, chrapiąc przytym i cmokając.Poeta poczuł przypływ współczucia dla tego stworzenia usidlo-nego nie tylko przez żelazne pręty, ale i przez konieczny kompromis z Gaynorem.To ostatnie odnosiło się zresztą zapewne do wszystkich na pokładzie.Wheldrakeoparł się o reling z czarnego drewna i spojrzał na wyglądający zza chmur księżyc.Srebrny poblask zalał łuskowate cielsko, luzne fałdy skóry i niemal przejrzystąbłonę pomiędzy palcami ropucha.Brzydota była tak cudowna, że aż piękna.Po-myślawszy tak, Wheldrake poszukał inkaustu, pióra i papieru, po czym zajął sięposzukiwaniem romantycznych porównań pomiędzy poetą Wheldrakiem a ropu-chem Khorghakhiem, obu skąpanymi w blasku księżyca.Z satysfakcją stwierdził,że istota rzeczy trudniejsza będzie do wyrażenia, gdyby sięgnąć, na przykład, powiersz trocheiczny.Z takich schizmOkultyzm,Zwieżo wzrosły,(Eufemizm)Rzadko bywa heroiczny.Zajęcie to pochłonęło go na tyle, że dopiero o pierwszym brzasku złożył głowęna poduszce, błyskawicznie zapadając w najsłodszy sen o miłości.Zwit zastał wszystkich (prócz Wheldrake a) na pokładzie, wpatrzonych w za-niesione chmurami, deszczowe niebo.Przez noc zrobiło się cieplej, wzrosła wil-gotność powietrza.Elryk poluznił odzienie i pożałował, że nie może rozebrać siędo naga w tej lepkiej parności.Nawigator pokonferował na przednim pokładziez ropuchą, a potem podszedł do skupionych w jednym miejscu Gaynora, Elrykai Charion [ Pobierz całość w formacie PDF ]