[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uaktywniłem się, bo wolałem byćaktywistą niż kapusiem.Nie myśl, że było mi z tym dobrze.Gardziłem sobą, a wiesz, jak to jest.Z poczucia winy robi się corazwięcej głupstw i tak zabrną-łem w to po uszy.- Aż nabrałeś do tego przekonania.- Tak sądzisz?- A nie? Zadziwiasz mnie! A więc to czysty koniunkturalizm? Wobeckogo ty jesteś lojalny, bo nie wobec siebie.- Pogubiłem się, ale nie ja jeden.Takich jak ja są setki, tysiące.Zgodana budowę zrębów socjalizmu to sposób na przetrwanie, nazapewnienie egzystencji bliskim.- Ależ to najłatwiejsza droga.- %7łeby wybrać inną, trzeba być Don Kichotem.Ilu ich znasz? Gdziesą ci bohaterowie gotowi nadstawiać karku dla z góry przegranejsprawy?- Między straceńcem a gorliwcem jest cała gama możliwości.- Więc jednak mnie osądzasz.Dobrze zatem, niech ci będzie: jestemsłaby, jestem tchórzem, jestem bez twarzy, ale nie narażam moich bliskich i jakoś żyjemy.Chyba to ma znaczenie.Ludziezawsze i wszędzie mają podświadomy pęd do życia.- Może tak się dzieje dlatego, że nie ma nadziei na nic innego?- A co innego ma większą wartość od życia?- Lepsze życie, normalne życie, życie dla ideałów.- To wszystko zjawia się, kiedy jest pewność trwania, ale gdy jej niema.Przerwał tym razem tylko dlatego, żeby zapalić papierosa.Kiedy sięzaciągnął i cisza się przedłużała, Zofia zabrała głos:- I pomyśleć tylko, że cała ta niełatwa rozmowa miała miejsce jedyniepo to, by jakoś rozgrzeszyć twój nałóg tytoniowy - powiedziała, poczym zwichrzyła mu ręką czuprynę.- No właśnie!Roześmieli się oboje z ulgą.Prowadzenie dalej tego dialogu nie miałona razie sensu.Został może pewien niedosyt, ale nieznośna bariera,której uciążliwość obojgu dawała się we znaki, i tak nareszcie upadła.Już moja w tym głowa - pomyślała sobie Zofia - żeby trochę zwolniłw swoich partyjnych zapędach.Praca zawodowa to i tak dużo,poświęcenie czasu rodzinie to też szczytny cel, no i czas zadbać ozdrowie.Ja go do tego przekonam.Na wszystko są sposoby, jestemprzecież kobietą.Podjąwszy w duchu to postanowienie zaproponowałamężowi:- No, gaś już tego papierosa.Ja idę spać, a ty ze mną.Musisz mnietrochę zagrzać.Zimno w tej naszej sypialni, zawsze mówiłam, żetrzeba ją przenieść do tego pokoiku przy łazience.- Jak sobie życzysz, ale póki co biorę na siebie obowiązki pieca.Corzekłszy otoczył ją ramieniem i zamknęli za sobą drzwi jadalni. Rozdział 17Sesja zimowa na trzecim roku studiów przebiegała dla Kasi inaczejniż dotychczasowe.Przede wszystkim miała więcej zaliczeń iegzaminów, a mniej czasu na przygotowanie się do nich.Jednakżeudało się jej zakończyć ją z tarczą, bo bez poprawek.Chociaż tymrazem niewiele brakowało, by stało się inaczej.Egzaminy końcowemiała z trzech przedmiotów: gramatyki starosłowiańskiej, literaturypowszechnej oraz marksizmu i leninizmu.Do gramatykistarosłowiańskiej przygotowała się bardzo starannie z szacunku dlaprofesora.Nie dbający o siebie, skromny, niemal zawsze wskarpetkach nie od pary profesor Aaszewski - zwany przez studentówCyrylikiem - był ich prawdziwym ulubieńcem.Poza tym, że byłerudytą, znał biegle czternaście języków, w tym sanskryt i grekę.Potrafił w taki sposób prowadzić wykłady z gramatykistarosłowiańskiej, że ten niewdzięczny na ogół przedmiot stał sięulubionym wielu jego słuchaczy.Profesor miał też niezwykły życiorys.Zanim znalazł miejsce na uczelni, zdążył być legionistą Piłsudskiego,guwernerem dzieci na dworze króla Anglii i pierwszym skrzypkiem wrumuńskiej orkiestrze królewskiej.Do tego potrafił malować,stepować jak gwiazdor amerykańskich komedii muzycznych i Bóg wieco jeszcze.To, że znalazł posadę na uczelni będącej oczkiem w głowie samego Bieruta i upolitycznionej ponadmiarę, zawdzięczał zapewne wyglądowi proletariackiego nędzarza.Nawet mocno partyjny rektor szanował go za wiedzę, której nikt inny zkadry profesorskiej w takim stopniu nie posiadał.Imponował nią nawetprzyjeżdżającym na wykłady gościnne profesorom z UniwersytetuAomonosowa w Moskwie.%7ładen z nich nie miał w swoim dorobkutylu znaczących publikacji co on.Z braku mieszkania profesor Aaszewski zajmował dwa pokojestróżówki przy internacie.Miał tam tylko żelazne łóżko i półki naksiążki.A księgozbiór posiadał wspaniały - same białe kruki.Zestudentami bratał się do tego stopnia, że z niektórymi był po imieniu.Nie umniejszało to bynajmniej jego autorytetu.Wszyscy studenci gouwielbiali, co nie przeszkadzało im podśmiewać się z jego dziwactw.Ale uczestnictwo w jego zajęciach, przygotowanie się do zaliczeń iegzaminów traktowali jak sprawę honoru.Piątek nie stawiał, aczwórka w indeksie od niego nobilitowała.No i zdarzyła się ona Kasina egzaminie końcowym, bo właśnie w sesji zimowej trzeciego rokukończyli, ku powszechnemu żalowi, program z gramatykisłowiańskiej.Drugim niespodziewanym sukcesem była, ponoć pierwsza od trzechlat, piątka z literatury powszechnej wystawiona jej przez samegoprofesora Witkowskiego, którego wszyscy znali pod przezwiskiem Epos Homerycki".W odróżnieniu od Cyrylika, Epos Homerycki niebudził ciepłych uczuć.Mógł imponować niebanalną wiedzą, ale przedewszystkim budził w studentach strach.Miał też swoje dziwactwa, ajakże, ale one tylko potęgowały jego grozny wizerunek.Głos miał tubalny, niczym aktor z tragedii greckiej, wzrok grozny izawsze, żeby nie wiem jak było ciepło, miał na sobie więcej niż jednąkoszulę.Im więcej kołnierzyków wyzierało jeden spod drugiego, tym gorszy miał humor [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl