[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie tutaj.- Deene ujął ją za rękę i podprowadził do balkonowychdrzwi.- Postawili lokaja w korytarzu, a to, co mamy sobie dopowiedzenia, jest naszą prywatną sprawą.Poprowadził ją do ogrodu, co trochę zmniejszyło klaustrofobicznyucisk, dławiący jej pierś.Kiedy szli wśród tulipanów i hiacyntów, mimo otępienia zauważyła, że dłoń Deene'a jest ciepła i sucha, a niezimna i wilgotna jak jej własna.- Siadaj - wskazał jej ławeczkę za żywopłotem.Róże rosnące obokokryły się już liśćmi, ale ciasno zwinięte pączki jeszcze się nie rozwinęły.Kiedy usiadła, usadowił się obok i znowu wziął ją za rękę.- Jak poszło? - wykrztusiła.- No cóż.- Zrobił coś dziwnego.Rozprostował jej dłoń i ucałowałwnętrze.- Pocałunek na odwagę.Książę dał mi trzy dni napowiadomienie sekundantów.Anthony jest w Londynie, mam nadzieję,że Kesmore zgodzi się wystąpić jako drugi.Jego Książęca Mość wybrałRothgreba i Sindala.Uzgodniliśmy, że chirurgiem będzie Fairly.Jednym słowem, zaplanowali małe, sympatyczne morderstwo wścisłym rodzinnym gronie.- Trzy dni?- Trochę biblijny termin, ale uznaliśmy obaj, że trzeba zamknąćsprawę przed rozpoczęciem sezonu.Uzgodnili to.Uzgodnili coś koszmarnego, ale Eve była jeszczegorsza, bo pozwoliła im na to.- Deene, gdybym za ciebie wyszła, czekałoby cię większerozczarowanie, niż możesz sobie wyobrazić.Miała nadzieję, że przemówi mu do rozsądku.- Wolałbym mimo wszystko być rozczarowany niż martwy, ale rób,jak uważasz.Nie mogę ci obiecać, że twój ojciec strzeli w powietrze, Eve,choć ja na pewno to zrobię.Poza tym nie postawił żadnych ograniczeń,więc twoi bracia też na pewno mnie wyzwą, a żaden z nich nie zwykłpojedynkować się na darmo.Oznaczało to, że Eve czterokrotnie postawi Deene'a przed plutonemegzekucyjnym.Poza tym nikt nie powstrzyma jej szwagrów, gdyby teżchcieli przyłączyć się do zabawy.Nie pamiętała, żeby jej ojciec z czegośsię wycofał, choćby raz w życiu, Bracia byli tacy sami jak on.A ona.Też okazała się potwornie, morderczo uparta.%7ładen z nichnie tknąłby Deene'a palcem, gdyby przyjęła jego oświadczyny.Naglebłysnęła jej iskierka nadziei.A może Deene w noc poślubną nie zauważy,że ona nie jest dziewicą?Na pewno zauważy.Nie jest głupi ani niespostrzegawczy. - Chciałbym ci coś obiecać, Eve Windham.Właściwie nawet kilkarzeczy.- Tylko nie składaj mi tu żadnych przysiąg.Nie znoszę tego.- Jeśli za mnie wyjdziesz, skonsumujemy związek zgodnie z prawem,żeby mieć to z głowy.Potem nie będę żądał od ciebie niczego do chwili,aż sama powiesz, że chciałabyś ze mną współżyć jak z mężem.Spojrzała na niego.Jego policzek przybrał już normalną barwę.- Jedna noc, a potem zostawisz mnie w spokoju?- Nie całkiem.Dla zachowania pozorów będziemy razem mieszkać,dzielić pokoje i jadać razem śniadanie.W towarzystwie będziemy robićdo siebie słodkie oczy i zalecać się do siebie na przyjęciach, ale nie będęcię do niczego zmuszał.Maleńki, chwiejny płomyk nadziei rozgorzał nieco mocniej.Ten plandawał jej szansę uniknięcia katastrofy.Nie wiedziała, skąd u niego taidiotyczna szczodrość.Zresztą, bardzo możliwe, że po nocy poślubnej niebędzie chciał z nią mieć nic wspólnego.- A jeśli nigdy się nie okaże, że interesuje mnie małżeńskie łoże?- Nigdy to bardzo długi czas, a ja jestem stanowczy i bardzo mniepociągasz.Poza tym potrzebuję dziedziców i jestem pewny, że mi ich nieodmówisz.Płomyk prawie zgasł.Oczywiście, potrzebował dziedziców.- To niesprawiedliwe, Lucas.Jeśli nie liczyć faktu, że on zdobył się na kompromis, a Eve prak-tycznie naładowała cztery pistolety i wymierzyła je w jego pierś.- Przecież masz dziedzica.- Który jest nieżonaty, starszy ode mnie i z powodów, o których niebędziemy teraz dyskutować, nie jest odpowiednim kandydatem domałżeństwa.Zapewnienie sukcesji jest moim obowiązkiem, Eve.Zbytdługo się od niego wymigiwałem.Zostało jej co najmniej dziesięć lat na rodzenie dzieci.Może nawetdwadzieścia.Czy uda jej się przebrnąć przez te lata u boku tegoczłowieka? Zawsze był dla niej taki życzliwy.To może być równie dobrze okres nieznośnie długiej żałoby po nim,jeśli wydarzy się najgorsze.- Możemy wziąć ślub na twoich warunkach, że po nocy poślubnej niebędziesz korzystał ze swoich praw, jeśli nie będę miała na to ochoty.Tylko nie miej pretensji, że cię nie ostrzegałam, jeśli będzieszna siebie wściekły za tę decyzję i jeśli mnie znienawidzisz.- Nigdy cię nie znienawidzę.I nie będę na siebie wściekły za tędecyzję.Przysięgam ci to uroczyście.Objął ją ramieniem i przyciągnął do niego jej głowę.Siedzieli wśródkolczastych róż już jako para narzeczonych.Deene obejmował swoją narzeczoną na twardej ławce skąpanej wpromieniach wiosennego słońca.Ogarnęła go fala ulgi,nieproporcjonalnej do sytuacji.Jego Książęca Mość okazał się sprytnyjak lis, praktyczny i znacznie bardziej zainteresowany szczęściem swojejcórki niż morderstwem w imię honoru.- Jesteś pierwszym mężczyzną, któremu Eve od czasów wejścia wtowarzystwo pozwoliła na coś więcej niż obwąchanie skraju jej sukni,Deene.Jeśli cię zechce i jeśli będę musiał, podam cię jej na tacygotowego do schrupania jak pieczony półgęsek.Napili się po dobrze zasłużonym kieliszku, a potem Deene wysłuchałplanów genialnej w swej prostocie kampanii, jaką w międzyczasie uknułstary wiarus.Rodzina Eve znowu zebrała się pod jej sztandarem, choć onanawet tego nie zauważyła.- Pójdziemy już, Eve? Jeśli nie pojawimy się w domu za pięć minut,ojciec wyśle po nas uzbrojonych zwiadowców.Skinęła głową i wstała, trzymając go za rękę.Była tak blada, żewidział piegi na jej nosie.W jej oczach dostrzegł ten sam ból, co wiele dniprzedtem.- Jakoś to przetrzymamy, Eve.Nie będzie aż tak zle, obiecuję.- To?Nie przypuszczał, że jej twarz może być aż tak pozbawiona wyrazu.- Rozmowa z twoimi rodzicami, zaręczyny, ślub.Nic.Nie skrzywiłasię, nawet nie skinęła głową.Wrócili do salonu.Księżna siedziała na sofie, obok stolika z zastawądo herbaty, a książę stał oparty o kominek i taksował ich gniewnymspojrzeniem.Eve usiadła obok matki.Deene nadal stał.- Wasze Książęce Mości, z przyjemnością informuję, że lady Eveprzyjęła moje oświadczyny. Chwila ciszy.Podejrzewał, że książę potrzebował jej, by ukryć ulgę.- Ja również się cieszę - odpowiedziała cicho księżna.- Bardzo,bardzo się cieszę.Witaj w rodzinie, Lucasie.Książę sapnął donośnie.- W takim razie poślę po specjalną licencję, a wy oboje odbędziecieobowiązkowe spotkanie z pastorem.Księżno, rozumiem, że zajmiesz sięzaproszeniami.Mam wrażenie, że Sophie i jej baron zjawią się dziś nakolacji, żeby świętować tę okazję razem z nami.Możliwe, że przyjadą zdziećmi, bo pogoda się poprawia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl