[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panna Martin, jak zauwa\ył, miała na sobie elegancką suknięz zielonego muślinu.Jej fryzura straciła nieco surowości, ale tak czyinaczej, Claudia wyglądała dokładnie na osobę, którą była - na nauczy-cielkę.Mówiły o tym sztywno wyprostowana postawa, surowość rysów iabsolutny brak loczków oraz klejnotów.Odwróciła się w jego stronę, kiedy podchodził do nich wraz z Lily iNeville'em.- Lily, Neville, Joseph.- Lauren zwróciła się do nich, kiedy ju\ umil-kły pozdrowienia, wymieniono uściski dłoni i pocałunki w policzek.-Znacie pannę Martin? Panno Martin, to jest hrabina Kilbourne, a to moikuzyni: markiz Attingsborough i hrabia.- Panno Martin.- Neville ukłonił się z uśmiechem.- Bardzo miło mi panią poznać - przywitała się Lily, spoglądając cie-pło, a panna Martin przywitała się skinieniem głowy.- My ju\ się znamy.-Joseph wyciągnął do niej rękę, pamiętając, \eostatnim razem była ura\ona, gdy próbował ucałować jej dłoń.- W ze-szłym tygodniu miałem przyjemność towarzyszyć pannie Martin w dro-dze z Bath.- Ale\ tak, rzeczywiście - powiedziała Lauren.- Nie widziałam cię od tamtej pory, Joseph - odezwała się Elizabeth.-Jak tam ojciec?53- Znacznie lepiej, dziękuję - odparł.- Choć on uwa\a inaczej.Wka\dym razie czuje się na tyle dobrze, \e narzeka na wszystkich iwszystko.Matka tymczasem doskonale się bawi w Bath.- To wspaniale - rzekła Elizabeth.- Bardzo prze\ywała, \e nie przy-je\d\a w tym roku do miasta.- Panno Martin - wtrącił Portfrey.- Z tego co wiem, zarówno hrabinaEdgecombe, jak i lady Whitleaf uczyły kiedyś w pani szkole, prawda?- Owszem - odpowiedziała.- Wcią\ \ałuję, \e odeszły.Ale jestembardzo zadowolona z moich obecnych nauczycieli.- Christine mówi, \e panna Thompson jest tam bardzo szczęśliwa.-Kit miał na myśli księ\ną Bewcastle.- Myślę, \e tak- potwierdziła panna Martin.-To urodzona nauczy-cielka.Dziewczęta ją uwielbiają, chętnie się od niej uczą i słuchają jej bezsłowa sprzeciwu.- Szkoła dla dziewcząt to fascynujący pomysł - zauwa\yła Lily.-Muszę z panią o tym szerzej porozmawiać, panno Martin.Mam setkipytań, które chciałabym pani zadać.- Mo\e przy innej okazji, kochanie - przerwał jej Neville.- Zarazzacznie się koncert.- W takim razie chodzmy ju\ zająć miejsca - podsunęła Elizabeth.- Chciałaby pani usiąść obok mnie, panno Martin? - zapytał Joseph.Jednak ona nagle znowu zrobiła surową minę.- Dziękuję uprzejmie - odparła - ale muszę dopilnować pewnejsprawy.Usiadł więc obok Lauren i przygotował się na artystyczne doznania.Hrabina Edgecombe nie była dziś jedyną wykonawczynią, jak się do-wiedział, choć jej występ z pewnością stanowił clue programu.Właśniezwrócił się z jakąś uwagą do Lauren, kiedy zorientował się, \e pannaMartin postąpiła tylko o parę kroków naprzód i stanęła jak wryta, jakbynagle zobaczyła ducha.Zerwał się z krzesła i podszedł do niej.- Panno Martin? - zapytał.- yle się pani czuje? Czy mogę.- Nie - odparła.- Dziękuję panu.Jeśli mo\na, to jednak usiądę obokpana.Dziękuję.I opadła pospiesznie na wolne krzesło, pochylając głowę.Zacisnęłaprzed sobą dłonie, które wyraznie dr\ały.To dziwne, pomyślał, wiedząc,\e panna Martin nie nale\y do bojazliwych kobiet.Trudno jednak się54było domyślić, co ją tak wytrąciło z równowagi, skoro ona sama nie dalamu \adnego wytłumaczenia.- Czy panny Wood i Bains trafiły ju\ pod opiekę nowych pracodawców? - zapytał, chcąc odwrócić jej uwagę od tego, co ją tak rozstroiło.Popatrzyła na niego przez chwilę nierozumiejącym wzrokiem.- Ach.Nie - odpowiedziała.- Jeszcze nie.Pan Hatchard, mój agent,wyjechał w interesach.Ale wrócił dzisiaj i przesłał mi zawiadomienie, \ejutro będzie mógł się ze mną spotkać.Rumieniec powoli wracał na jej pobladłe policzki.Wyprostowała ra-miona.- A dobrze się pani bawiła w tym czasie? - zapytał.- O, tak, wspaniale - odparła, nie wdając się w szczegóły.Ale właśnie zaczynał się koncert.Whitleaf wyszedł na środek i stanąłna niewielkim podwy\szeniu dla artystów, skonstruowanym tak, \ebybyli widoczni z ka\dego miejsca w sali.Goście na widowni zaczęli sięwzajemnie uciszać i wreszcie się uspokoiło.Zaczął się występ.Joseph był pod ogromnym wra\eniem wysokiego poziomu wszyst-kich artystów.Najpierw zagrał kwartet smyczkowy, następnie kilka utwo-rów odśpiewał młody baryton, który od jesieni dostał anga\ w operze wie-deńskiej.Po nim miała recital kulejąca, ciemnowłosa hrabina Raymore,dobrze znana i ceniona pianistka, której gry Joseph miał ju\ przyjemnośćsłuchać przy innej okazji.Zaśpiewała te\ pięknym kontraltem melancho-lijną ludową balladę, akompaniując sobie na pianinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Panna Martin, jak zauwa\ył, miała na sobie elegancką suknięz zielonego muślinu.Jej fryzura straciła nieco surowości, ale tak czyinaczej, Claudia wyglądała dokładnie na osobę, którą była - na nauczy-cielkę.Mówiły o tym sztywno wyprostowana postawa, surowość rysów iabsolutny brak loczków oraz klejnotów.Odwróciła się w jego stronę, kiedy podchodził do nich wraz z Lily iNeville'em.- Lily, Neville, Joseph.- Lauren zwróciła się do nich, kiedy ju\ umil-kły pozdrowienia, wymieniono uściski dłoni i pocałunki w policzek.-Znacie pannę Martin? Panno Martin, to jest hrabina Kilbourne, a to moikuzyni: markiz Attingsborough i hrabia.- Panno Martin.- Neville ukłonił się z uśmiechem.- Bardzo miło mi panią poznać - przywitała się Lily, spoglądając cie-pło, a panna Martin przywitała się skinieniem głowy.- My ju\ się znamy.-Joseph wyciągnął do niej rękę, pamiętając, \eostatnim razem była ura\ona, gdy próbował ucałować jej dłoń.- W ze-szłym tygodniu miałem przyjemność towarzyszyć pannie Martin w dro-dze z Bath.- Ale\ tak, rzeczywiście - powiedziała Lauren.- Nie widziałam cię od tamtej pory, Joseph - odezwała się Elizabeth.-Jak tam ojciec?53- Znacznie lepiej, dziękuję - odparł.- Choć on uwa\a inaczej.Wka\dym razie czuje się na tyle dobrze, \e narzeka na wszystkich iwszystko.Matka tymczasem doskonale się bawi w Bath.- To wspaniale - rzekła Elizabeth.- Bardzo prze\ywała, \e nie przy-je\d\a w tym roku do miasta.- Panno Martin - wtrącił Portfrey.- Z tego co wiem, zarówno hrabinaEdgecombe, jak i lady Whitleaf uczyły kiedyś w pani szkole, prawda?- Owszem - odpowiedziała.- Wcią\ \ałuję, \e odeszły.Ale jestembardzo zadowolona z moich obecnych nauczycieli.- Christine mówi, \e panna Thompson jest tam bardzo szczęśliwa.-Kit miał na myśli księ\ną Bewcastle.- Myślę, \e tak- potwierdziła panna Martin.-To urodzona nauczy-cielka.Dziewczęta ją uwielbiają, chętnie się od niej uczą i słuchają jej bezsłowa sprzeciwu.- Szkoła dla dziewcząt to fascynujący pomysł - zauwa\yła Lily.-Muszę z panią o tym szerzej porozmawiać, panno Martin.Mam setkipytań, które chciałabym pani zadać.- Mo\e przy innej okazji, kochanie - przerwał jej Neville.- Zarazzacznie się koncert.- W takim razie chodzmy ju\ zająć miejsca - podsunęła Elizabeth.- Chciałaby pani usiąść obok mnie, panno Martin? - zapytał Joseph.Jednak ona nagle znowu zrobiła surową minę.- Dziękuję uprzejmie - odparła - ale muszę dopilnować pewnejsprawy.Usiadł więc obok Lauren i przygotował się na artystyczne doznania.Hrabina Edgecombe nie była dziś jedyną wykonawczynią, jak się do-wiedział, choć jej występ z pewnością stanowił clue programu.Właśniezwrócił się z jakąś uwagą do Lauren, kiedy zorientował się, \e pannaMartin postąpiła tylko o parę kroków naprzód i stanęła jak wryta, jakbynagle zobaczyła ducha.Zerwał się z krzesła i podszedł do niej.- Panno Martin? - zapytał.- yle się pani czuje? Czy mogę.- Nie - odparła.- Dziękuję panu.Jeśli mo\na, to jednak usiądę obokpana.Dziękuję.I opadła pospiesznie na wolne krzesło, pochylając głowę.Zacisnęłaprzed sobą dłonie, które wyraznie dr\ały.To dziwne, pomyślał, wiedząc,\e panna Martin nie nale\y do bojazliwych kobiet.Trudno jednak się54było domyślić, co ją tak wytrąciło z równowagi, skoro ona sama nie dalamu \adnego wytłumaczenia.- Czy panny Wood i Bains trafiły ju\ pod opiekę nowych pracodawców? - zapytał, chcąc odwrócić jej uwagę od tego, co ją tak rozstroiło.Popatrzyła na niego przez chwilę nierozumiejącym wzrokiem.- Ach.Nie - odpowiedziała.- Jeszcze nie.Pan Hatchard, mój agent,wyjechał w interesach.Ale wrócił dzisiaj i przesłał mi zawiadomienie, \ejutro będzie mógł się ze mną spotkać.Rumieniec powoli wracał na jej pobladłe policzki.Wyprostowała ra-miona.- A dobrze się pani bawiła w tym czasie? - zapytał.- O, tak, wspaniale - odparła, nie wdając się w szczegóły.Ale właśnie zaczynał się koncert.Whitleaf wyszedł na środek i stanąłna niewielkim podwy\szeniu dla artystów, skonstruowanym tak, \ebybyli widoczni z ka\dego miejsca w sali.Goście na widowni zaczęli sięwzajemnie uciszać i wreszcie się uspokoiło.Zaczął się występ.Joseph był pod ogromnym wra\eniem wysokiego poziomu wszyst-kich artystów.Najpierw zagrał kwartet smyczkowy, następnie kilka utwo-rów odśpiewał młody baryton, który od jesieni dostał anga\ w operze wie-deńskiej.Po nim miała recital kulejąca, ciemnowłosa hrabina Raymore,dobrze znana i ceniona pianistka, której gry Joseph miał ju\ przyjemnośćsłuchać przy innej okazji.Zaśpiewała te\ pięknym kontraltem melancho-lijną ludową balladę, akompaniując sobie na pianinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]