[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówię to, polegając natwoim rozsądku.Gdyby ktoś cię zirytował, reaguj bez litości.Nie wahaj się użyć siłyostatecznej.- Mówi to tym samym tonem, jakim moja mama mawiała: Pamiętaj, żebypodziękować mamie Lucy za kolację".Najpierw doglądanie posiadłości i planowanie gali, a teraz to! Kolejny egzamin - być możeostatnia szansa na to, żebym się sprawdziła jako godna następczyni.Niestety, już muszę się przyznać do pewnych komplikacji.- Wczoraj wieczorem miał miejsce pewien incydent -mówię.Opowiadam, jak Elina mnieśledziła pod postacią nietoperza i jak ją przegoniłam kuchenną szczotką.- Biorąc pod uwagę,że to Stara Krew.- Nie wszyscy wieczni Starej Krwi są jednakowi - zapewnia mnie Ojciec.- Elina jest zbytpłytka i zbyt głupia, żeby stanowić prawdziwe zagrożenie.To dlatego pozwalam jej być wmieście.Nic nie zyska, obserwując cię.Podejrzewam, że jest po prostu zazdrosna.- O mnie? - pytam, zerkając na zdobiony topór na białej kamiennej ścianie.W odpowiedzi słyszę czuły śmiech.- Skarbie, za nisko się cenisz.Nie martw się Eliną.Kiedy wrócę, sam się nią zajmę.A narazie uważaj na siebie i odzywaj się do mnie.Będę czekał na regularne wieści.28ZachariaszMoże dlatego, że zle spałem w pociągu i ciągle nie mogę przywyknąć do ciała z krwi ikości, a może z powodu wstrząsu na widok Mirandy wstaję zaledwie pół godziny pozachodzie słońca.Ubieram się i jestem gotowy znów się z nią spotkać.Zanim położyłem się do łóżka, powiesiłem dwie pozostałe niebieskie koszule i czarne spodniew łazience.Nadal nie wyglądają idealnie, ale para z trzech masujących baterii prysznicowychpomogła wygładzić zagniecenia.Jeśli chodzi o komfort osobisty, zauważyłem, że wyposażenie tej kopii zamku jest znaczniebardziej nowoczesne niż architektura, która była inspiracją do jego powstania.Uważam, żeby nie zaciąć się przy goleniu.Całe to miejsce jest jak zbiornik z rekinami.Niema co prowokować drapieżników.Wprawdzie nie wiem, co się stanie, jeżeli ugryzie mniewampir, ale nie śpieszy mi się, żeby się dowiedzieć.Przez kilka chwil bawię się włosami.Wkońcu doznaję olśnienia.Stroję się dla niej.Dla Mirandy Dziesięć minut pózniej schodzę nadół.Harrison wręcza mi szarą teczkę i kieruje do biurowego skrzydła.- Jesteś spózniony i wymięty - zauważa.- Nie służy to Jej Wysokości ani nie jest dobrzeodbierane przez pracowników.Poza tym jeden z wiecznych, Theo, czeka w holu na przyjęcieprzez księżniczkę.To jego teczka.Wschodnie skrzydło jest długie i szerokie.2 jednej strony znajdują się wolno stojący modelautomatu do gry ze Zwiatowych Targów i drewniane drzwi w kształcie łuku.Z drugiej naotwarły ogród wychodzi duże prostokątne okno.Idąc do gabinetu Mirandy, przeglądam teczkę z dokumentami.- Wejdz - odpowiada na moje pukanie.To raczej nie zbieg okoliczności, że oboje tu jesteśmy.Przysłano mnie, żebym zlikwidowałDrakulę -przynajmniej po części ze względu na to, co jej zrobił - albo też wspólneprzebywanie ma być swego rodzaju próbą,Kiedy otwieram ciężkie drzwi, Miranda podnosi się z szarej kanapy.Sprawia wrażenieniepewnej, jakby nie czuła się bezpiecznie.Nikt nie jest w stanie zajrzeć pod jej ugładzonąpowierzchowność, ale ja dobrze ją znam.Naprawdę.W każdym razie znałem.Aż brakuje mi tchu na jej widok.Ma upięte włosy i wyszukany strój.- Wyglądasz jak Audrey Hepburn w Zniadaniu u Tiffany'ego.Miranda puszcza mimo uszu tę uwagę.- Mam nadzieję, że pokój ci odpowiada - mówi.Nie daję się zwieść jej niby obojętnemu tonowi.Kochałem ją jako człowieka, aleumiejętnościami aktorskimi nigdy nie grzeszyła.- Bardzo.- Wymachuję teczką.- Jakiś wampir do ciebie.Przywołuje mnie gestem, a gdy się zbliżam, w mgnieniu oka pokonuje odległość między namii błyskawicznym ruchem nadgarstka wysuwa szpony na dwa centymetry od mojej twarzy.- Masz takie piękne zielone oczy.Mogłabym je wy-łupać i jedno zachować dla siebie, a drugici oddać.To byłby prezent na pożegnanie.Zalewa mnie fala strachu.- Jest jakiś powód? - pytam, próbując tego nie okazać.- Nie żaden wampir - wyjaśnia Miranda - tylko wieczny.Odwraca się i szybkim krokiem wraca do biurka.Po drodze jakimś cudem zabiera teczkę iprzegląda ją.- Może poczekać - orzeka, siadając.Nie wiem, czego oczekiwała po tym przedstawieniu.Ale nie zamierzam wymięknąć.Mijamsamotne krzesło naprzeciwko niej i siadam bokiem na skraju blatu.Może to głupie, ale jestemna nią wściekły.Wściekły, że umarła i stała się tym czymś.Wściekły na tyle, że jestem gotównarazić własne bezpieczeństwo i powodzenie misji.Wczoraj wkurzyło mnie protekcjonalnezachowanie Harrisona.Ale to było nic w porównaniu z tym, jak czuję się teraz.Miranda zakłada nogę na nogę i odwraca obrotowe krzesło pod kątem.- Tylko dlatego, że jesteś na okresie próbnym, przymkną oko na pojedyncze wpadki, ale niezamierzam cię niańczyć.- Słuchaj.- zaczynam.Za Mirandą materializuje się Josh.Ma szeroko otwarte oczy i energicznie wymachuje rękami,każąc mi zmienić podejście.Natychmiast.Wiem, że ma rację.Chwytam notes z biurka Mirandy, wyjmuję długopis z pojemnika naprzybory do pisania i posyłam Joshowi pokorne spojrzenie.Uśmiecha się szeroko, unosi do góry dwa kciuki i znika.- To ty słuchaj - odpowiada Miranda, - %7łycie w zamku jest uporządkowane, stateczne ikrólewskie.Ojciec prosił, żeby pod jego nieobecność.- Ojciec? - powtarzam zdumiony.Troya McAl Ii stera nigdy tak nie nazywała.Mówiła o nim ta", pózniej tatuś", a potem tata".Uwielbiała go, w każdym razie przed rozwodem.Ciekawe, czy myślała o nim w ostatni Dzień Ojca.- Najwyższy Mistrz - uściśla Miranda - poprosił, żebym pilnowała porządku i przyjmowałagości.- Uderza palcem w szarą teczkę.Jej paznokcie odzyskały normalną długość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Mówię to, polegając natwoim rozsądku.Gdyby ktoś cię zirytował, reaguj bez litości.Nie wahaj się użyć siłyostatecznej.- Mówi to tym samym tonem, jakim moja mama mawiała: Pamiętaj, żebypodziękować mamie Lucy za kolację".Najpierw doglądanie posiadłości i planowanie gali, a teraz to! Kolejny egzamin - być możeostatnia szansa na to, żebym się sprawdziła jako godna następczyni.Niestety, już muszę się przyznać do pewnych komplikacji.- Wczoraj wieczorem miał miejsce pewien incydent -mówię.Opowiadam, jak Elina mnieśledziła pod postacią nietoperza i jak ją przegoniłam kuchenną szczotką.- Biorąc pod uwagę,że to Stara Krew.- Nie wszyscy wieczni Starej Krwi są jednakowi - zapewnia mnie Ojciec.- Elina jest zbytpłytka i zbyt głupia, żeby stanowić prawdziwe zagrożenie.To dlatego pozwalam jej być wmieście.Nic nie zyska, obserwując cię.Podejrzewam, że jest po prostu zazdrosna.- O mnie? - pytam, zerkając na zdobiony topór na białej kamiennej ścianie.W odpowiedzi słyszę czuły śmiech.- Skarbie, za nisko się cenisz.Nie martw się Eliną.Kiedy wrócę, sam się nią zajmę.A narazie uważaj na siebie i odzywaj się do mnie.Będę czekał na regularne wieści.28ZachariaszMoże dlatego, że zle spałem w pociągu i ciągle nie mogę przywyknąć do ciała z krwi ikości, a może z powodu wstrząsu na widok Mirandy wstaję zaledwie pół godziny pozachodzie słońca.Ubieram się i jestem gotowy znów się z nią spotkać.Zanim położyłem się do łóżka, powiesiłem dwie pozostałe niebieskie koszule i czarne spodniew łazience.Nadal nie wyglądają idealnie, ale para z trzech masujących baterii prysznicowychpomogła wygładzić zagniecenia.Jeśli chodzi o komfort osobisty, zauważyłem, że wyposażenie tej kopii zamku jest znaczniebardziej nowoczesne niż architektura, która była inspiracją do jego powstania.Uważam, żeby nie zaciąć się przy goleniu.Całe to miejsce jest jak zbiornik z rekinami.Niema co prowokować drapieżników.Wprawdzie nie wiem, co się stanie, jeżeli ugryzie mniewampir, ale nie śpieszy mi się, żeby się dowiedzieć.Przez kilka chwil bawię się włosami.Wkońcu doznaję olśnienia.Stroję się dla niej.Dla Mirandy Dziesięć minut pózniej schodzę nadół.Harrison wręcza mi szarą teczkę i kieruje do biurowego skrzydła.- Jesteś spózniony i wymięty - zauważa.- Nie służy to Jej Wysokości ani nie jest dobrzeodbierane przez pracowników.Poza tym jeden z wiecznych, Theo, czeka w holu na przyjęcieprzez księżniczkę.To jego teczka.Wschodnie skrzydło jest długie i szerokie.2 jednej strony znajdują się wolno stojący modelautomatu do gry ze Zwiatowych Targów i drewniane drzwi w kształcie łuku.Z drugiej naotwarły ogród wychodzi duże prostokątne okno.Idąc do gabinetu Mirandy, przeglądam teczkę z dokumentami.- Wejdz - odpowiada na moje pukanie.To raczej nie zbieg okoliczności, że oboje tu jesteśmy.Przysłano mnie, żebym zlikwidowałDrakulę -przynajmniej po części ze względu na to, co jej zrobił - albo też wspólneprzebywanie ma być swego rodzaju próbą,Kiedy otwieram ciężkie drzwi, Miranda podnosi się z szarej kanapy.Sprawia wrażenieniepewnej, jakby nie czuła się bezpiecznie.Nikt nie jest w stanie zajrzeć pod jej ugładzonąpowierzchowność, ale ja dobrze ją znam.Naprawdę.W każdym razie znałem.Aż brakuje mi tchu na jej widok.Ma upięte włosy i wyszukany strój.- Wyglądasz jak Audrey Hepburn w Zniadaniu u Tiffany'ego.Miranda puszcza mimo uszu tę uwagę.- Mam nadzieję, że pokój ci odpowiada - mówi.Nie daję się zwieść jej niby obojętnemu tonowi.Kochałem ją jako człowieka, aleumiejętnościami aktorskimi nigdy nie grzeszyła.- Bardzo.- Wymachuję teczką.- Jakiś wampir do ciebie.Przywołuje mnie gestem, a gdy się zbliżam, w mgnieniu oka pokonuje odległość między namii błyskawicznym ruchem nadgarstka wysuwa szpony na dwa centymetry od mojej twarzy.- Masz takie piękne zielone oczy.Mogłabym je wy-łupać i jedno zachować dla siebie, a drugici oddać.To byłby prezent na pożegnanie.Zalewa mnie fala strachu.- Jest jakiś powód? - pytam, próbując tego nie okazać.- Nie żaden wampir - wyjaśnia Miranda - tylko wieczny.Odwraca się i szybkim krokiem wraca do biurka.Po drodze jakimś cudem zabiera teczkę iprzegląda ją.- Może poczekać - orzeka, siadając.Nie wiem, czego oczekiwała po tym przedstawieniu.Ale nie zamierzam wymięknąć.Mijamsamotne krzesło naprzeciwko niej i siadam bokiem na skraju blatu.Może to głupie, ale jestemna nią wściekły.Wściekły, że umarła i stała się tym czymś.Wściekły na tyle, że jestem gotównarazić własne bezpieczeństwo i powodzenie misji.Wczoraj wkurzyło mnie protekcjonalnezachowanie Harrisona.Ale to było nic w porównaniu z tym, jak czuję się teraz.Miranda zakłada nogę na nogę i odwraca obrotowe krzesło pod kątem.- Tylko dlatego, że jesteś na okresie próbnym, przymkną oko na pojedyncze wpadki, ale niezamierzam cię niańczyć.- Słuchaj.- zaczynam.Za Mirandą materializuje się Josh.Ma szeroko otwarte oczy i energicznie wymachuje rękami,każąc mi zmienić podejście.Natychmiast.Wiem, że ma rację.Chwytam notes z biurka Mirandy, wyjmuję długopis z pojemnika naprzybory do pisania i posyłam Joshowi pokorne spojrzenie.Uśmiecha się szeroko, unosi do góry dwa kciuki i znika.- To ty słuchaj - odpowiada Miranda, - %7łycie w zamku jest uporządkowane, stateczne ikrólewskie.Ojciec prosił, żeby pod jego nieobecność.- Ojciec? - powtarzam zdumiony.Troya McAl Ii stera nigdy tak nie nazywała.Mówiła o nim ta", pózniej tatuś", a potem tata".Uwielbiała go, w każdym razie przed rozwodem.Ciekawe, czy myślała o nim w ostatni Dzień Ojca.- Najwyższy Mistrz - uściśla Miranda - poprosił, żebym pilnowała porządku i przyjmowałagości.- Uderza palcem w szarą teczkę.Jej paznokcie odzyskały normalną długość [ Pobierz całość w formacie PDF ]