[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle ujrzała, żew jej kierunku idzie Rahn.Miał na sobie sprzęt do wspinaczki, włącznie z liną,czekanem, latarką i plecakiem.- Wspinałeś się? - zapytała.Rahn przytaknął i spojrzał w ciemność, z której się wyłonił.- W grocie Lombrives jest rozpadlina, którą zawsze chciałem zbadać.Wreszcie zebrałem się na odwagę, żeby tam zajrzeć.- Znalazłeś coś ciekawego?- Stos kości - odpowiedział z uśmiechem.Po chwili namysłu dodał: -Wszystkow porządku?- A dlaczego miałoby nie być w porządku?- Mam na myśli sytuację w Niemczech.Słyszałem, że Hindenburg niewpuszcza Hitlera do parlamentu - wyjaśnił.- Guzik mnie obchodzi Hitler! - odparła.Tak samo jak mój mąż! - dodała wmyślach.Otto zawahał się na moment.Brawura, którą emanował ubiegłego lata, zu-pełnie z niego wyparowała.- Dieter wyglądał na zmartwionego, kiedy wyjeżdżał - powiedział.- Interesujesz się jego nastrojami?- Sytuacja w Niemczech jest.niepokojąca.- Jeśli chcesz wiedzieć, co mnie naprawdę wyprowadza z równowagi, to typrowadzący ten przeklęty hotel! - rzuciła gniewnie, po czym wróciła do swojegopokoju.Po jakimś czasie usłyszała pukanie.Wiedziała, że to on.- Odejdz! - zawołała przez zamknięte drzwi.Szpiedzy Bachmana byli wszędzie.Rahn na pewno też zdawał sobie z tegosprawę, ale nadal uparcie stał przed drzwiami.Zapukał jeszcze raz.Eliza podeszła, by otworzyć.Otto chciał coś powiedzieć, lecz zamiast tegozaczął gapić się na jej koszulę nocną, która, jak zauważył w mdłym świetle jejpokoju, była prześwitująca.Eliza skrzyżowała ręce na piersiach.Wzrok Rahnapowędrował niżej.Odwróciła się w poszukiwaniu szlafroka, czując się nagle naga.Kiedy się ubierała Rahn wkroczył do pokoju i zamknął drzwi.- Czego chcesz? - zapytała.Zaskoczył ją jej własny ton głosu.Dało się w nimwyczuć lekkie drżenie.Czyżby to strach?Spojrzenie Rahna zmiękło.Zgarbił się nieco.- Chcę ci powiedzieć, że.przestałem pisać książkę.- Prze.przestałeś? Kiedy?- Już w ubiegłym roku.Prawdę mówiąc, w momencie, kiedy spotkałem ciebie.- Spuścił głowę.- Nie było sensu ciągnąć tego dalej.To, co przelewałem napapier, brzmiało jak słowa kogoś innego.Pisałem tak, jakbym chciał się przy-podobać moim profesorom: w starym, formalnym stylu.- Piszesz pięknie, Otto.- Pisanie książek to co innego niż pisanie listów.- Dlaczego?- Po prostu.tak się nie da!- Możesz pisać tak, jak ci się podoba.Dlaczego nie na piszesz długiego,pięknego listu o katarach? - zasugerowała.- O twoich katarach.Przecież oni są twoi! Nikt nie kocha ich tak bardzo jak ty.Nie pisz dla swoich profesorów.To ci sami zgrzybiali profesorowie, którzywyśmiewali się z odkrywcy Troi, Schliemanna, aż w końcu pokazał im złotoznalezione w ruinach.Pisz dla ludzi, którzy są jeszcze w stanie poczuć na-miętność.Pisz o swoich trubadurach i damach, które kochali.Tchnij w nich życietak jak w historiach, które mi opowiadałeś!- Ja już nie umiem pisać, Elizo! - wymamrotał.- Ale.to też mnie wykańcza.-Wskazał ręką pokój, mając na myśli cały hotel.- Nie jestem biznesmenem!- Powiedz Bachmanowi, że rezygnujesz.- Nie mogę! On uważa, że ten hotel to nasz wielki sukces! Ale to nieprawda.Podpisałem umowę na dziesięć lat.Nienawidzę tego bardziej, niż wszystkichinnych zapchlonych prac, których się imałem.A było ich sporo.- Na zimę go jednak zamkniesz, prawda? Będziesz miał pieniądze, żeby tuzostać i dużo wolnego czasu na pisanie.Nikt nie będzie ci przeszkadzał.Rahn spuścił głowę.Wyglądał jak ktoś, kto przed chwilą usłyszał, że zostałomu już tylko kilka miesięcy życia.- Chyba słyszałaś, że Maurice Magre opublikował kolejną książkę.- Dieter coś mi o tym wspominał.Ale co to ma do rzeczy?- Widziałaś ją? - zapytał, a gdy zaprzeczyła, mówił dalej: - To książka owpływie buddyzmu na kulturę katarów.Oczywiście gniot, tak samo jak wszystkieinne jego książki.- Musisz napisać swoją! - kolejny raz powtórzyła Eliza.Otto pokręcił głową.- Ona nic nie zmieni.Katarzy byli buddystami.Tak piszą Francuzi.Nikt jużteraz nie uwierzy w moją wersję.Nikt nie uwierzy w to, co powiem.- Więc nic nie mów.Jesteś trubadurem! Musisz wyśpiewać swoją opowieść.Ajeśli to zrobisz, reszta ludzi zapomni na kilka godzin o bożym świecie i zaczniemarzyć o tych odległych czasach, o wszystkich tych miłosnych historiach, wktórych kochankowie nie mogli się pocałować ani nawet dotknąć.- Ale ja chcę, żeby ludzie się dowiedzieli, co tu się na prawdę wydarzyło!Krucjata Watykanu była zbrodnią, Elizo.- Może i była, ale siedemset lat temu.Teraz to już tylko historia.Pisz o lu-dziach.i o tej ziemi.Przecież to właśnie kochasz.Często myślę o pierwszymliście, który przysłałeś mi, kiedy wróciłam do Berlina.Otto się uśmiechnął.- Pamiętasz go jeszcze? - zapytał.-A ty?- Próbowałem w tamtym liście opisać ci niebo.Bo wiedziałem, jak szare ibrzydkie są zimy w Berlinie.Jak człowiek dusi się w mieście.Chciałem, żebyprzed oczami stanęło ci słońce i kolory tutejszego krajobrazu.- To była najbardziej czarująca rzecz, jaką w życiu czytałam.Mógłbyś od tegoopisu zacząć swoją książkę.Spójrzmy prawdzie w oczy, Otto.Dla ciebie jestemtylko wytworem wyobrazni.-Nie!- Tak.Twoją prawdziwą miłością jest to miejsce.Musisz przelać tę miłość napapier, wtedy twoja książka ożyje.Pisz dokładnie tak, jak pisałeś w swoich listachzimą, a Montsegur będzie twój.Na wieki.- Nie jesteś wytworem mojej wyobrazni! Jesteś kobietą, dla której żyję.Uro-dziłem się po to, żeby cię kochać.Nie mogę przestać o tobie marzyć, nawet kiedychcę o tobie zapomnieć.A gdy cię widzę, chcę tylko jednego: wziąć cię wramiona.Jakbyś rzuciła na mnie jakiś urok!- Powinieneś już pójść.Rahn uśmiechnął się nieznacznie.Na chwilę wróciła mu dawna pewnośćsiebie.- Zanim to zrobię, chcę cię zobaczyć.- Już mnie zobaczyłeś! - odparła.- Idz już.Jutro możesz mnie zabrać na wy-cieczkę.Pokażesz mi, gdzie zamordowano jakiegoś katarskiego księdza albo gdziejakiś rycerz nie pocałował damy, którą kochał.- Zdejmij szlafrok.Zrzuć koszulkę.Chcę na ciebie spojrzeć, nawet jeśli nigdynie pozwolisz mi się dotknąć.Kochałem cię przez cały rok.Chyba zasługuję choćna tyle?- Wiesz, że nie mogę tego zrobić.Jestem.Nie dokończyła.Otto zrobił krok w jej kierunku.Rozwiązał szlafrok i zsunąłgo z jej ramion.Potem dotknął cieniutkiego ramiączka koszulki i uniósł je deli-katnie.- To najprostsza rzecz na świecie - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nagle ujrzała, żew jej kierunku idzie Rahn.Miał na sobie sprzęt do wspinaczki, włącznie z liną,czekanem, latarką i plecakiem.- Wspinałeś się? - zapytała.Rahn przytaknął i spojrzał w ciemność, z której się wyłonił.- W grocie Lombrives jest rozpadlina, którą zawsze chciałem zbadać.Wreszcie zebrałem się na odwagę, żeby tam zajrzeć.- Znalazłeś coś ciekawego?- Stos kości - odpowiedział z uśmiechem.Po chwili namysłu dodał: -Wszystkow porządku?- A dlaczego miałoby nie być w porządku?- Mam na myśli sytuację w Niemczech.Słyszałem, że Hindenburg niewpuszcza Hitlera do parlamentu - wyjaśnił.- Guzik mnie obchodzi Hitler! - odparła.Tak samo jak mój mąż! - dodała wmyślach.Otto zawahał się na moment.Brawura, którą emanował ubiegłego lata, zu-pełnie z niego wyparowała.- Dieter wyglądał na zmartwionego, kiedy wyjeżdżał - powiedział.- Interesujesz się jego nastrojami?- Sytuacja w Niemczech jest.niepokojąca.- Jeśli chcesz wiedzieć, co mnie naprawdę wyprowadza z równowagi, to typrowadzący ten przeklęty hotel! - rzuciła gniewnie, po czym wróciła do swojegopokoju.Po jakimś czasie usłyszała pukanie.Wiedziała, że to on.- Odejdz! - zawołała przez zamknięte drzwi.Szpiedzy Bachmana byli wszędzie.Rahn na pewno też zdawał sobie z tegosprawę, ale nadal uparcie stał przed drzwiami.Zapukał jeszcze raz.Eliza podeszła, by otworzyć.Otto chciał coś powiedzieć, lecz zamiast tegozaczął gapić się na jej koszulę nocną, która, jak zauważył w mdłym świetle jejpokoju, była prześwitująca.Eliza skrzyżowała ręce na piersiach.Wzrok Rahnapowędrował niżej.Odwróciła się w poszukiwaniu szlafroka, czując się nagle naga.Kiedy się ubierała Rahn wkroczył do pokoju i zamknął drzwi.- Czego chcesz? - zapytała.Zaskoczył ją jej własny ton głosu.Dało się w nimwyczuć lekkie drżenie.Czyżby to strach?Spojrzenie Rahna zmiękło.Zgarbił się nieco.- Chcę ci powiedzieć, że.przestałem pisać książkę.- Prze.przestałeś? Kiedy?- Już w ubiegłym roku.Prawdę mówiąc, w momencie, kiedy spotkałem ciebie.- Spuścił głowę.- Nie było sensu ciągnąć tego dalej.To, co przelewałem napapier, brzmiało jak słowa kogoś innego.Pisałem tak, jakbym chciał się przy-podobać moim profesorom: w starym, formalnym stylu.- Piszesz pięknie, Otto.- Pisanie książek to co innego niż pisanie listów.- Dlaczego?- Po prostu.tak się nie da!- Możesz pisać tak, jak ci się podoba.Dlaczego nie na piszesz długiego,pięknego listu o katarach? - zasugerowała.- O twoich katarach.Przecież oni są twoi! Nikt nie kocha ich tak bardzo jak ty.Nie pisz dla swoich profesorów.To ci sami zgrzybiali profesorowie, którzywyśmiewali się z odkrywcy Troi, Schliemanna, aż w końcu pokazał im złotoznalezione w ruinach.Pisz dla ludzi, którzy są jeszcze w stanie poczuć na-miętność.Pisz o swoich trubadurach i damach, które kochali.Tchnij w nich życietak jak w historiach, które mi opowiadałeś!- Ja już nie umiem pisać, Elizo! - wymamrotał.- Ale.to też mnie wykańcza.-Wskazał ręką pokój, mając na myśli cały hotel.- Nie jestem biznesmenem!- Powiedz Bachmanowi, że rezygnujesz.- Nie mogę! On uważa, że ten hotel to nasz wielki sukces! Ale to nieprawda.Podpisałem umowę na dziesięć lat.Nienawidzę tego bardziej, niż wszystkichinnych zapchlonych prac, których się imałem.A było ich sporo.- Na zimę go jednak zamkniesz, prawda? Będziesz miał pieniądze, żeby tuzostać i dużo wolnego czasu na pisanie.Nikt nie będzie ci przeszkadzał.Rahn spuścił głowę.Wyglądał jak ktoś, kto przed chwilą usłyszał, że zostałomu już tylko kilka miesięcy życia.- Chyba słyszałaś, że Maurice Magre opublikował kolejną książkę.- Dieter coś mi o tym wspominał.Ale co to ma do rzeczy?- Widziałaś ją? - zapytał, a gdy zaprzeczyła, mówił dalej: - To książka owpływie buddyzmu na kulturę katarów.Oczywiście gniot, tak samo jak wszystkieinne jego książki.- Musisz napisać swoją! - kolejny raz powtórzyła Eliza.Otto pokręcił głową.- Ona nic nie zmieni.Katarzy byli buddystami.Tak piszą Francuzi.Nikt jużteraz nie uwierzy w moją wersję.Nikt nie uwierzy w to, co powiem.- Więc nic nie mów.Jesteś trubadurem! Musisz wyśpiewać swoją opowieść.Ajeśli to zrobisz, reszta ludzi zapomni na kilka godzin o bożym świecie i zaczniemarzyć o tych odległych czasach, o wszystkich tych miłosnych historiach, wktórych kochankowie nie mogli się pocałować ani nawet dotknąć.- Ale ja chcę, żeby ludzie się dowiedzieli, co tu się na prawdę wydarzyło!Krucjata Watykanu była zbrodnią, Elizo.- Może i była, ale siedemset lat temu.Teraz to już tylko historia.Pisz o lu-dziach.i o tej ziemi.Przecież to właśnie kochasz.Często myślę o pierwszymliście, który przysłałeś mi, kiedy wróciłam do Berlina.Otto się uśmiechnął.- Pamiętasz go jeszcze? - zapytał.-A ty?- Próbowałem w tamtym liście opisać ci niebo.Bo wiedziałem, jak szare ibrzydkie są zimy w Berlinie.Jak człowiek dusi się w mieście.Chciałem, żebyprzed oczami stanęło ci słońce i kolory tutejszego krajobrazu.- To była najbardziej czarująca rzecz, jaką w życiu czytałam.Mógłbyś od tegoopisu zacząć swoją książkę.Spójrzmy prawdzie w oczy, Otto.Dla ciebie jestemtylko wytworem wyobrazni.-Nie!- Tak.Twoją prawdziwą miłością jest to miejsce.Musisz przelać tę miłość napapier, wtedy twoja książka ożyje.Pisz dokładnie tak, jak pisałeś w swoich listachzimą, a Montsegur będzie twój.Na wieki.- Nie jesteś wytworem mojej wyobrazni! Jesteś kobietą, dla której żyję.Uro-dziłem się po to, żeby cię kochać.Nie mogę przestać o tobie marzyć, nawet kiedychcę o tobie zapomnieć.A gdy cię widzę, chcę tylko jednego: wziąć cię wramiona.Jakbyś rzuciła na mnie jakiś urok!- Powinieneś już pójść.Rahn uśmiechnął się nieznacznie.Na chwilę wróciła mu dawna pewnośćsiebie.- Zanim to zrobię, chcę cię zobaczyć.- Już mnie zobaczyłeś! - odparła.- Idz już.Jutro możesz mnie zabrać na wy-cieczkę.Pokażesz mi, gdzie zamordowano jakiegoś katarskiego księdza albo gdziejakiś rycerz nie pocałował damy, którą kochał.- Zdejmij szlafrok.Zrzuć koszulkę.Chcę na ciebie spojrzeć, nawet jeśli nigdynie pozwolisz mi się dotknąć.Kochałem cię przez cały rok.Chyba zasługuję choćna tyle?- Wiesz, że nie mogę tego zrobić.Jestem.Nie dokończyła.Otto zrobił krok w jej kierunku.Rozwiązał szlafrok i zsunąłgo z jej ramion.Potem dotknął cieniutkiego ramiączka koszulki i uniósł je deli-katnie.- To najprostsza rzecz na świecie - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]