[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marzenie za marzenie.Alex w końcuświatło, ale poruszał się niezręcznie.Lampa coją pokonał.chwilę oświetlała jego twarz.Stał przy oknie, zaciskając prawą dłoń na- Popełniłeś fatalny błąd.Jake i ja kochamyzasłonie, i patrzył, jak wysoka, wyprostowanasię tak, że nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.postać oddala się w kierunku bramy.Fleur nieTy nie masz serca, Alex.Czujesz tylko jedno:miała płaszcza, lecz mimo to nie trzęsła się zżądzę władzy.Gdybyś wiedział, co to jest miłośćzimna, nie kuliła, w żaden sposób nie dawała poi zaufanie, zrozumiałbyś, że twoje manipulacjesobie poznać, że marznie.Była wspaniała.nie są warte funta kłaków.Jake ufa miBezlistne gałęzie starego kasztanowcabezgranicznie i nigdy w to nie uwierzy.tworzyły nad jej głową ażurowe sklepienie.- Nie! - wykrzyknął.- Pokonałem cię! -Przypomniał sobie, jak drzewa w parkuSłabszą stronę jego twarzy ogarnęło drżenie.wyglądają wiosną, jak kiedyś przed laty innaFleur po raz pierwszy dojrzała na jego twarzykobieta odeszła tą samą alejką do bramy i znikłaniepewność, cień wątpliwości.pośród kwiecia.Żadna z nich nie była go warta.- Przegrałeś - powtórzyła, po czym odwróciłaObie go zdradziły.A mimo to przecież jekochał.groteskowo zniekształconej twarzy.Wypełniło go wspaniałe uczucie pustki.Od- Och, Alex -jęknęła, przytulając go.- Mójsiedmiu lat miał obsesję na punkcie Fleur, alebiedny Alex.Co ci się stało?teraz to już przeszłość.Nie wiedział, co teraz- Pomóż mi.Pomóż.- Przeraziła ją agonia wmógłby robić.Asystenci doskonale potrafilijego głosie.Nagle chciała uderzyć go w rękę iprowadzić jego interesy.Zdeformowana pozawołać, żeby natychmiast przestał.Z ust sączyłaostatnim ataku twarz uniemożliwiała mumu się ślina i kapała na jej szlafrok.Nie mogłapokazywanie się publicznie.W lewym ramieniutego znieść.Chciała być z powrotem w swoimodczuwał tępy ból.Zaczął masować je drugąpokoju, posłuchać płyt, przejrzeć czasopisma.ręką.Szła tak prosto i dumnie, koraliki na jejOstatkiem woli powstrzymała się, by nie wybiecsukni iskrzyły się w świetle przejeżdżających wz biblioteki.Zaczęła myśleć o Fleur.Poruszyłoddali samochodów.Zobaczył, jak rzuciła coś naustami.ziemię.Nie widział dokładnie, ale i tak od razu- S.sprowadź pomoc.- wyszeptał z trudem.wiedział, że Fleur wyrzuciła białą różę.- Ciii.Oszczędzaj siły.Nie próbuj mówić.W tym momencie nastąpił atak.- Proszę.Belinda odchodziła od zmysłów, zamartwiała- Odpoczywaj, kochany.się o Fleur, gdy znalazła go skulonego naMiał rozpiętą marynarkę, jedna z klap byłapodłodze przy oknie.podwinięta.Byli małżeństwem od dwudziestu- Alex? - powiedziała po cichu.Wiedziała, żesześciu lat, ale nigdy nie widziała, żeby byłjego ludzie są w pobliżu, a jej nie wolno byłoniechlujny czy rozchełstany.Poprawiła klapę.przebywać w bibliotece.- Pomóż mi.- B.Belinda? - wyjąkał nieswoim, głuchymOdchyliła się do tyłu, żeby lepiej widzieć jegogłosem.Przyklękła obok i delikatnie ułożyła jegotwarz.głowę na kolanach.Krzyknęła cicho na widok- Nic nie mów, kochany.Odpoczywaj.Nieopuszczę cię.Będę cię trzymała do samegoodbiła się od pustych ławek, ale on tego niekońca.zauważył.Przestał słyszeć odgłosy dochodzące zWtedy zobaczyła w jego oczach niepokój,boiska.Czuł, jak zimno przenika przezpotem lęk, aż wreszcie wiedziała, że jąprzepoconą bluzę aż do kości.Z trudem łapałzrozumiał.Gładziła go po rzadkich włosachoddech.drżącymi palcami.- Jake, przepraszam.- Przy linii bocznej stała- Biedactwo.Moje biedactwo.Kochałam cię.jego sekretarka.Była blada, zmartwiona.-Tylko ty naprawdę mnie rozumiałeś.GdybyśWiem, że chciałbyś to zobaczyć jak najszybciej,tylko nie odebrał mi mojej córeczki.więc natychmiast przyjechałam.Telefony się- Nie rób tego.Błagam cię.- Napiąłurywają.Będziemy musieli wydaćmięśnie, chciał podnieść rękę, lecz był zbyt słabyoświadczenie.i zrezygnował.Widziała jak sinieją mu usta,Zmiął gazetę w dłoni i minąwszy sekretarkęsłyszała coraz cięższy oddech.Strasznie cierpiał.ruszył w kierunku drewnianych drzwi.DyszałBelinda zastanawiała się, jak mu ulżyć.W końcuciężko, gdy zbiegał po schodach do pustej szatni.rozchyliła szlafrok i przystawiła jego głowę doWłożył koszulę i dżinsy, po czym wybiegł znagiej piersi, jakby chciała nakarmić małeceglanego budynku, w którym od dziesięciu latdziecko.grywał w koszykówkę.Zatrzasnął za sobą drzwi,Po pewnym czasie Alex znieruchomiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Marzenie za marzenie.Alex w końcuświatło, ale poruszał się niezręcznie.Lampa coją pokonał.chwilę oświetlała jego twarz.Stał przy oknie, zaciskając prawą dłoń na- Popełniłeś fatalny błąd.Jake i ja kochamyzasłonie, i patrzył, jak wysoka, wyprostowanasię tak, że nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.postać oddala się w kierunku bramy.Fleur nieTy nie masz serca, Alex.Czujesz tylko jedno:miała płaszcza, lecz mimo to nie trzęsła się zżądzę władzy.Gdybyś wiedział, co to jest miłośćzimna, nie kuliła, w żaden sposób nie dawała poi zaufanie, zrozumiałbyś, że twoje manipulacjesobie poznać, że marznie.Była wspaniała.nie są warte funta kłaków.Jake ufa miBezlistne gałęzie starego kasztanowcabezgranicznie i nigdy w to nie uwierzy.tworzyły nad jej głową ażurowe sklepienie.- Nie! - wykrzyknął.- Pokonałem cię! -Przypomniał sobie, jak drzewa w parkuSłabszą stronę jego twarzy ogarnęło drżenie.wyglądają wiosną, jak kiedyś przed laty innaFleur po raz pierwszy dojrzała na jego twarzykobieta odeszła tą samą alejką do bramy i znikłaniepewność, cień wątpliwości.pośród kwiecia.Żadna z nich nie była go warta.- Przegrałeś - powtórzyła, po czym odwróciłaObie go zdradziły.A mimo to przecież jekochał.groteskowo zniekształconej twarzy.Wypełniło go wspaniałe uczucie pustki.Od- Och, Alex -jęknęła, przytulając go.- Mójsiedmiu lat miał obsesję na punkcie Fleur, alebiedny Alex.Co ci się stało?teraz to już przeszłość.Nie wiedział, co teraz- Pomóż mi.Pomóż.- Przeraziła ją agonia wmógłby robić.Asystenci doskonale potrafilijego głosie.Nagle chciała uderzyć go w rękę iprowadzić jego interesy.Zdeformowana pozawołać, żeby natychmiast przestał.Z ust sączyłaostatnim ataku twarz uniemożliwiała mumu się ślina i kapała na jej szlafrok.Nie mogłapokazywanie się publicznie.W lewym ramieniutego znieść.Chciała być z powrotem w swoimodczuwał tępy ból.Zaczął masować je drugąpokoju, posłuchać płyt, przejrzeć czasopisma.ręką.Szła tak prosto i dumnie, koraliki na jejOstatkiem woli powstrzymała się, by nie wybiecsukni iskrzyły się w świetle przejeżdżających wz biblioteki.Zaczęła myśleć o Fleur.Poruszyłoddali samochodów.Zobaczył, jak rzuciła coś naustami.ziemię.Nie widział dokładnie, ale i tak od razu- S.sprowadź pomoc.- wyszeptał z trudem.wiedział, że Fleur wyrzuciła białą różę.- Ciii.Oszczędzaj siły.Nie próbuj mówić.W tym momencie nastąpił atak.- Proszę.Belinda odchodziła od zmysłów, zamartwiała- Odpoczywaj, kochany.się o Fleur, gdy znalazła go skulonego naMiał rozpiętą marynarkę, jedna z klap byłapodłodze przy oknie.podwinięta.Byli małżeństwem od dwudziestu- Alex? - powiedziała po cichu.Wiedziała, żesześciu lat, ale nigdy nie widziała, żeby byłjego ludzie są w pobliżu, a jej nie wolno byłoniechlujny czy rozchełstany.Poprawiła klapę.przebywać w bibliotece.- Pomóż mi.- B.Belinda? - wyjąkał nieswoim, głuchymOdchyliła się do tyłu, żeby lepiej widzieć jegogłosem.Przyklękła obok i delikatnie ułożyła jegotwarz.głowę na kolanach.Krzyknęła cicho na widok- Nic nie mów, kochany.Odpoczywaj.Nieopuszczę cię.Będę cię trzymała do samegoodbiła się od pustych ławek, ale on tego niekońca.zauważył.Przestał słyszeć odgłosy dochodzące zWtedy zobaczyła w jego oczach niepokój,boiska.Czuł, jak zimno przenika przezpotem lęk, aż wreszcie wiedziała, że jąprzepoconą bluzę aż do kości.Z trudem łapałzrozumiał.Gładziła go po rzadkich włosachoddech.drżącymi palcami.- Jake, przepraszam.- Przy linii bocznej stała- Biedactwo.Moje biedactwo.Kochałam cię.jego sekretarka.Była blada, zmartwiona.-Tylko ty naprawdę mnie rozumiałeś.GdybyśWiem, że chciałbyś to zobaczyć jak najszybciej,tylko nie odebrał mi mojej córeczki.więc natychmiast przyjechałam.Telefony się- Nie rób tego.Błagam cię.- Napiąłurywają.Będziemy musieli wydaćmięśnie, chciał podnieść rękę, lecz był zbyt słabyoświadczenie.i zrezygnował.Widziała jak sinieją mu usta,Zmiął gazetę w dłoni i minąwszy sekretarkęsłyszała coraz cięższy oddech.Strasznie cierpiał.ruszył w kierunku drewnianych drzwi.DyszałBelinda zastanawiała się, jak mu ulżyć.W końcuciężko, gdy zbiegał po schodach do pustej szatni.rozchyliła szlafrok i przystawiła jego głowę doWłożył koszulę i dżinsy, po czym wybiegł znagiej piersi, jakby chciała nakarmić małeceglanego budynku, w którym od dziesięciu latdziecko.grywał w koszykówkę.Zatrzasnął za sobą drzwi,Po pewnym czasie Alex znieruchomiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]