[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tutaj polerować trzeba setki butów.Długa taśma zeszczotkami z jednej strony biegnie przez całe pomieszczenie.Skończony butbez sznurowadeł umieszczany jest na taśmie do polerowania.Gęste szczotki zsobolowego włosia go glansują.But na końcu taśmy lśni jak lustro.Ja takipołysk uzyskuję po godzinnej pracy.Na samym końcu wypolerowany but wpada do pojemnika, gdzie jestprzez pracowników sprawdzany i wkładany w pojedyncze przegródkidrewnianej kraty przypominającej pojemnik na jajka.Robotnicy stoją po obustronach, jeden zdejmuje buty z taśmy, drugi je sprawdza. Twój warsztat jest podobny? Roberta przekrzykuje hałas.Kręcę głową przecząco.Gestem pokazuję, że jest o wiele mniejszy. Wiele lat temu też tacy byliśmy.Kilka razy rozszerzaliśmy działalność,a teraz zatrudniamy ponad dwieście osób. Widzę.Gdzie jest krajalnia?Roberta daje mi znać, żebym za nią poszła.Wychodzimy z działuwykończeń i wąską klatką schodową idziemy na piętro.Krajalnia przypomina potężną salę operacyjną w szpitalu.Nad długimstołem w środku wiszą jasne, przypominające plaster miodu lampy.215RcLTPrzez cały stół biegnie prowadnica, do której przymocowana jest wielkaokrągła piła.Ząbkowane ostrze wystaje z metalowej osłony przytwierdzonejpasami do platformy.Asystenci metodycznie rozkładają na stole pięć warstw skóryprzedzielonych kalką z wzorem.Prasowacz płaską deską wygładza kalkę.Główna krojczyni wyjmuje zza ucha ołówek i obrysowuje granicewzorów.Z miejsca, gdzie stoję, kalka wygląda jak skomplikowana mapa, znacząją splątane niebieskie żyły i szare kropki, po których krojczyni poprowadziostrze piły.Roberta wskazuje kobietę nadzorującą proces. To jest Sandra Forlenza. Sandra jest wysoka, ma czarne jak sadzawłosy i rysy zdradzające inkaskich przodków.Jest bardzo rzeczowa.Pochodzi z Ekwadoru.Jest najlepszą krojczynią i brygadzistką w firmie.Sandra ściska mi dłoń. Przyjechała pani w niezwykle interesującym czasie.Bardzo żałuję, że nie zwracałam większej uwagi na lekcjachhiszpańskiego prowadzonych przez Wade Miller, bo teraz by mi się toprzydało, rozumiałabym, co mówią między sobą robotnicy. Jakiego rodzaju buty robicie? pytam Roberty. Męskie, do garnituru.Z wołowej skóry z garbarni Ermenegildo Zegni.Daje mi znać, żebym się cofnęła.Sandra ujmuje rączkę piły i prowadzi na warstwy skóry.Ostrze opada nakalkę, a kiedy zagłębia się w skórę, silnik piskliwie warkocze.Krojczyniprowadzi piłę, przewidując każde najdrobniejsze poruszenie urządzenia; tozadanie wymaga od niej wielkiej siły.216RcLTJa wycinam ręcznie ze wzorów wykreślonych przez June, w moimprzypadku margines błędu jest ogromny.Sandra przy każdym opuszczeniuostrza musi trafiać we wzór.Jedno potknięcie i kilka warstw kosztownej skórybędzie do wyrzucenia.Roberta daje mi znak i wracamy do biura.Cały czas wyprzedza mnie okilka kroków, nie próbuje nawiązać przyjacielskiej pogawędki.Jest uprzejma,ale dość szorstka.Dostrzegam ciepło pod lodowatą powłoką, choć na razie migo nie okazuje.Mam nadzieję, że mnie polubiła, ale nie wiem na pewno. Dziękuję za oprowadzenie mówię. Twoja fabryka jest imponująca. A czego się spodziewałaś? pyta. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać.Roberta odwraca wzrok.Wyraz jej twarzy przypomina mi dziadka,człowieka, który nigdy nie fatygował się sprawianiem przyjemności innym, aludzi oceniał po starannym namyśle.Tak jak on Roberta jest emocjonalniechłodna.Nie obraża mnie jej zachowanie, bo dobrze je znam i rozumiem.Roberta Angelini przede wszystkim jest profesjonalistką.Kiedy zwiedzałyśmy fabrykę, zauważyłam, że do żadnego robotnika niezwróciła się wprost, a jednak jest zaangażowana w ich pracę.Czasami kiwałagłową, kładła przelotnie dłoń na ramieniu, brała prawidło i sprawdzała jakośćwykonania.Nie ulegało wątpliwości, że cieszy się szacunkiem personelu.Wyobrażam sobie, że skoro zarządza tak wielką fabryką, musi być doskonałąorganizatorką.Urodzoną przywódczynią.Moja kuzynka nie owija w bawełnę,więc ja też muszę przyjąć taką taktykę wobec niej. Roberto, pozwól, że od razu powiem, po co tu przyjechałam.Chciałamobejrzeć twoją fabrykę, ponieważ szukam producenta dla moich butów iwolałabym, żeby Bella Rosa pozostała w rodzinie.217RcLT Jesteśmy rodziną, ale podzieloną odpowiada Roberta. Może uda nam się to naprawić, choć nie znam powodu tego sporu.Dopiero się poznałyśmy i wszystko dla nas obu jest nowe.Prawdę mówiąc, niewiedziałam, że mój pradziadek miał brata. A my wiemy wszystko o Michelu.To wydaje mi się dziwne.Bardzo mnie intryguje, dlaczego jeden z braci,Rafael, nie krył niczego przez bliskimi, a drugi, a mój pradziadek, zachował sięwręcz przeciwnie. Wygląda na to, że poszło o poważną sprawę mówię.Roberta potakuje, ale milczy. Przyjechałam, żeby zbadać możliwości współpracy, która mogłabyprzynieść korzyść nam obu. Oczywiście.I niewykluczone, że wtedy zawarłybyśmy pokój.Z jej doboru słów wnioskuję, że bracia musieli toczyć prawdziwą wojnę.Roberta nie rozdziela życia rodzinnego od pracy, pod tym względem kultywujetę samą co my tradycję.Lojalność rodzinna jest kręgosłupem jej fabryki, dla-tego Roberta zachowuje ją równie żarliwie, jak dba o jakość swoichproduktów. Bardzo chciałabym spróbować mówię. Jeśli mam być szczera, wątpię, czy to możliwe.Roberta jest twarda.To nie będzie łatwe.Odnoszę wrażenie, że wie, oczym myślę, i nieco ustępuje. Moja matka najlepiej zna całą historię. Wyraz jej twarzy łagodnieje. Czy zrobi mi ten zaszczyt i spotka się ze mną? pytam. Opiekuje się moim synem.Dzisiaj nie jest dobra pora. Może jutro?218RcLT Zapytam odpowiada Roberta. Dziękuję.Czy będziesz miała coś przeciwko temu, że spędzępopołudnie w fabryce? Wiem, że jesteś zajęta, i nie chciałabym odrywać cię odpracy. Jasne, możesz zostać.Powiem kierownikowi zmiany, żeby się tobązajął.Roberta idzie do gabinetu, żeby zadzwonić.Wyciągam komórkę iwybieram numer apartamentu, ale nikt nie odbiera.Po chwili zgłasza sięrecepcjonista i pyta, czy chcę zostawić wiadomość.Proszę, żeby przekazałGianluce, że przez całe popołudnie będę w fabryce i wrócę na kolację.Podajęteż numer swojej komórki.*Proszę sekretarkę, żeby wezwała dla mnie taksówkę.Po wyjściu z fabryki czuję, że znowu mogę oddychać.Wyczerpały mniegorączkowe tempo pracy, hałas i napięcie.Tu jest zupełnie inaczej niż u nas, naPerry Street, gdzie panuje spokój.Pracujemy długo, ale się nie śpieszymy.Całe popołudnie obserwowałam proces tworzenia butów.Im więcejelementów wzoru, tym trudniejsze zadanie ma pracownik.Szkicowałam,próbując znalezć sposób na zredukowanie ośmiu elementów z pierwotnegoprojektu Bella Rosy do czterech.Jeśli uda mi się skonsolidować procesprodukcyjny, będziemy mogli uszyć buty taniej bez uszczerbku dla jakości.Chcę wykorzystać mikrofibrę, co prawdopodobnie także przyśpieszyłobyproces, jako że krojenie skóry czy zamszu jest bardziej czasochłonne.Przed wejściem zatrzymuje się taksówka.Już mam wsiąść, kiedy wprogu pojawia się Roberta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Tutaj polerować trzeba setki butów.Długa taśma zeszczotkami z jednej strony biegnie przez całe pomieszczenie.Skończony butbez sznurowadeł umieszczany jest na taśmie do polerowania.Gęste szczotki zsobolowego włosia go glansują.But na końcu taśmy lśni jak lustro.Ja takipołysk uzyskuję po godzinnej pracy.Na samym końcu wypolerowany but wpada do pojemnika, gdzie jestprzez pracowników sprawdzany i wkładany w pojedyncze przegródkidrewnianej kraty przypominającej pojemnik na jajka.Robotnicy stoją po obustronach, jeden zdejmuje buty z taśmy, drugi je sprawdza. Twój warsztat jest podobny? Roberta przekrzykuje hałas.Kręcę głową przecząco.Gestem pokazuję, że jest o wiele mniejszy. Wiele lat temu też tacy byliśmy.Kilka razy rozszerzaliśmy działalność,a teraz zatrudniamy ponad dwieście osób. Widzę.Gdzie jest krajalnia?Roberta daje mi znać, żebym za nią poszła.Wychodzimy z działuwykończeń i wąską klatką schodową idziemy na piętro.Krajalnia przypomina potężną salę operacyjną w szpitalu.Nad długimstołem w środku wiszą jasne, przypominające plaster miodu lampy.215RcLTPrzez cały stół biegnie prowadnica, do której przymocowana jest wielkaokrągła piła.Ząbkowane ostrze wystaje z metalowej osłony przytwierdzonejpasami do platformy.Asystenci metodycznie rozkładają na stole pięć warstw skóryprzedzielonych kalką z wzorem.Prasowacz płaską deską wygładza kalkę.Główna krojczyni wyjmuje zza ucha ołówek i obrysowuje granicewzorów.Z miejsca, gdzie stoję, kalka wygląda jak skomplikowana mapa, znacząją splątane niebieskie żyły i szare kropki, po których krojczyni poprowadziostrze piły.Roberta wskazuje kobietę nadzorującą proces. To jest Sandra Forlenza. Sandra jest wysoka, ma czarne jak sadzawłosy i rysy zdradzające inkaskich przodków.Jest bardzo rzeczowa.Pochodzi z Ekwadoru.Jest najlepszą krojczynią i brygadzistką w firmie.Sandra ściska mi dłoń. Przyjechała pani w niezwykle interesującym czasie.Bardzo żałuję, że nie zwracałam większej uwagi na lekcjachhiszpańskiego prowadzonych przez Wade Miller, bo teraz by mi się toprzydało, rozumiałabym, co mówią między sobą robotnicy. Jakiego rodzaju buty robicie? pytam Roberty. Męskie, do garnituru.Z wołowej skóry z garbarni Ermenegildo Zegni.Daje mi znać, żebym się cofnęła.Sandra ujmuje rączkę piły i prowadzi na warstwy skóry.Ostrze opada nakalkę, a kiedy zagłębia się w skórę, silnik piskliwie warkocze.Krojczyniprowadzi piłę, przewidując każde najdrobniejsze poruszenie urządzenia; tozadanie wymaga od niej wielkiej siły.216RcLTJa wycinam ręcznie ze wzorów wykreślonych przez June, w moimprzypadku margines błędu jest ogromny.Sandra przy każdym opuszczeniuostrza musi trafiać we wzór.Jedno potknięcie i kilka warstw kosztownej skórybędzie do wyrzucenia.Roberta daje mi znak i wracamy do biura.Cały czas wyprzedza mnie okilka kroków, nie próbuje nawiązać przyjacielskiej pogawędki.Jest uprzejma,ale dość szorstka.Dostrzegam ciepło pod lodowatą powłoką, choć na razie migo nie okazuje.Mam nadzieję, że mnie polubiła, ale nie wiem na pewno. Dziękuję za oprowadzenie mówię. Twoja fabryka jest imponująca. A czego się spodziewałaś? pyta. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać.Roberta odwraca wzrok.Wyraz jej twarzy przypomina mi dziadka,człowieka, który nigdy nie fatygował się sprawianiem przyjemności innym, aludzi oceniał po starannym namyśle.Tak jak on Roberta jest emocjonalniechłodna.Nie obraża mnie jej zachowanie, bo dobrze je znam i rozumiem.Roberta Angelini przede wszystkim jest profesjonalistką.Kiedy zwiedzałyśmy fabrykę, zauważyłam, że do żadnego robotnika niezwróciła się wprost, a jednak jest zaangażowana w ich pracę.Czasami kiwałagłową, kładła przelotnie dłoń na ramieniu, brała prawidło i sprawdzała jakośćwykonania.Nie ulegało wątpliwości, że cieszy się szacunkiem personelu.Wyobrażam sobie, że skoro zarządza tak wielką fabryką, musi być doskonałąorganizatorką.Urodzoną przywódczynią.Moja kuzynka nie owija w bawełnę,więc ja też muszę przyjąć taką taktykę wobec niej. Roberto, pozwól, że od razu powiem, po co tu przyjechałam.Chciałamobejrzeć twoją fabrykę, ponieważ szukam producenta dla moich butów iwolałabym, żeby Bella Rosa pozostała w rodzinie.217RcLT Jesteśmy rodziną, ale podzieloną odpowiada Roberta. Może uda nam się to naprawić, choć nie znam powodu tego sporu.Dopiero się poznałyśmy i wszystko dla nas obu jest nowe.Prawdę mówiąc, niewiedziałam, że mój pradziadek miał brata. A my wiemy wszystko o Michelu.To wydaje mi się dziwne.Bardzo mnie intryguje, dlaczego jeden z braci,Rafael, nie krył niczego przez bliskimi, a drugi, a mój pradziadek, zachował sięwręcz przeciwnie. Wygląda na to, że poszło o poważną sprawę mówię.Roberta potakuje, ale milczy. Przyjechałam, żeby zbadać możliwości współpracy, która mogłabyprzynieść korzyść nam obu. Oczywiście.I niewykluczone, że wtedy zawarłybyśmy pokój.Z jej doboru słów wnioskuję, że bracia musieli toczyć prawdziwą wojnę.Roberta nie rozdziela życia rodzinnego od pracy, pod tym względem kultywujetę samą co my tradycję.Lojalność rodzinna jest kręgosłupem jej fabryki, dla-tego Roberta zachowuje ją równie żarliwie, jak dba o jakość swoichproduktów. Bardzo chciałabym spróbować mówię. Jeśli mam być szczera, wątpię, czy to możliwe.Roberta jest twarda.To nie będzie łatwe.Odnoszę wrażenie, że wie, oczym myślę, i nieco ustępuje. Moja matka najlepiej zna całą historię. Wyraz jej twarzy łagodnieje. Czy zrobi mi ten zaszczyt i spotka się ze mną? pytam. Opiekuje się moim synem.Dzisiaj nie jest dobra pora. Może jutro?218RcLT Zapytam odpowiada Roberta. Dziękuję.Czy będziesz miała coś przeciwko temu, że spędzępopołudnie w fabryce? Wiem, że jesteś zajęta, i nie chciałabym odrywać cię odpracy. Jasne, możesz zostać.Powiem kierownikowi zmiany, żeby się tobązajął.Roberta idzie do gabinetu, żeby zadzwonić.Wyciągam komórkę iwybieram numer apartamentu, ale nikt nie odbiera.Po chwili zgłasza sięrecepcjonista i pyta, czy chcę zostawić wiadomość.Proszę, żeby przekazałGianluce, że przez całe popołudnie będę w fabryce i wrócę na kolację.Podajęteż numer swojej komórki.*Proszę sekretarkę, żeby wezwała dla mnie taksówkę.Po wyjściu z fabryki czuję, że znowu mogę oddychać.Wyczerpały mniegorączkowe tempo pracy, hałas i napięcie.Tu jest zupełnie inaczej niż u nas, naPerry Street, gdzie panuje spokój.Pracujemy długo, ale się nie śpieszymy.Całe popołudnie obserwowałam proces tworzenia butów.Im więcejelementów wzoru, tym trudniejsze zadanie ma pracownik.Szkicowałam,próbując znalezć sposób na zredukowanie ośmiu elementów z pierwotnegoprojektu Bella Rosy do czterech.Jeśli uda mi się skonsolidować procesprodukcyjny, będziemy mogli uszyć buty taniej bez uszczerbku dla jakości.Chcę wykorzystać mikrofibrę, co prawdopodobnie także przyśpieszyłobyproces, jako że krojenie skóry czy zamszu jest bardziej czasochłonne.Przed wejściem zatrzymuje się taksówka.Już mam wsiąść, kiedy wprogu pojawia się Roberta [ Pobierz całość w formacie PDF ]