[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bahzell zachichotał, uświadamiając sobie, że wszystkie pokazują tę samągodzinę.Choć sam nie miał z zegarami wiele do czynienia, wątpił, czy nawet krasnoludy byływ stanie wyregulować aż taką ich liczbę tak, by wskazywały ten sam czas, i uśmiechnął sięjeszcze szerzej, wyobrażając sobie właściciela biegającego każdego ranka po sklepie, bynastawić je wszystkie.- Tak? W czym mogę po.Kaeritha!Głęboki, przyjemny głos wyrwał Bahzella z zadumy.Hradani odwrócił się tak szybko, jaktylko pozwalało mu na to ciasne wnętrze.Z zaplecza wyszedł spiesznie krasnolud, jeszczeniższy od Kilthana, ale z gęstą czupryną, której brakowało kupcowi.Nieznajomy stał przezchwilę, uśmiechając się promiennie do Kaerithy, po czym podbiegł do przodu i wskoczył nastołek, by zarzucić jej ramiona na szyję.- Kerry! Na Kamień, to wspaniale znów cię widzieć! Gdzie się podziewałaś, dziewczyno? Ico jadłaś? W każdym razie nie przejadałaś się, jak widzę! Jesteś chuda jak tyczka! Haynathobedrze nas oboje ze skóry, jeśli nie przyjdziesz do nas do domu na kolację!- Miło znów cię widzieć, Uthmarze - odrzekła Kaeritha, odwzajemniając uścisk.- Bardzochciałabym zjeść z wami kolację - gdybym miała czas.Ale tym razem podróżuję zprzyjaciółmi i mamy pilne sprawy do załatwienia.- Doprawdy? - Uthmar odchylił się do tyłu, by spojrzeć jej w twarz, i uśmiechnął się, oczybłyszczały mu złociście w świetle lamp.- Aż tak pilne, że chcesz tłumaczyć się przedHaynath, że nie miałaś czasu przyjść do niej na jeden posiłek? Aż taka odważna zrobiłaś sięod zeszłego roku?- Nie, ale zrobiłam się wystarczająco tchórzliwa, by ukryć się i pozostawić wyjaśnieniatobie! - oznajmiła figlarnie, a on wybuchnął głębokim, tubalnym śmiechem.Wciąż sięśmiejąc, pozwolił jej, by obróciła go twarzą do pozostałych, i śmiech zamarł mu na ustach,gdy zobaczył Bahzella i Brandarka.- A niech mnie! - sapnął.Wpatrywał się w nich przez kilka sekund, po czym zeskoczył zestołka i podszedł bliżej.Wziąwszy się pod boki, odchylił się do tyłu, by spojrzeć na górującenad nim postacie, a potem obszedł Bahzella dookoła, mamrocząc coś pod nosem.Bahzell zerknął na Kaerithę i nadstawił pytająco uszu, ale ona tylko odpowiedziałauśmiechem i wzruszeniem ramion, założyła ręce na piersi i cierpliwie przyglądała sięUthmarowi.Krasnolud podszedł bliżej do Bahzella, wyciągnął rękę, by pogładzić rękawkolczugi Koniokrada, i pokręcił głową, cmokając cicho.- Toporska robota - powiedział.- Karamon z Belhadan, tak? - Rzucił Bahzellowi przenikliwespojrzenie.- Mam racje, prawda? To robota Karamona?- Tak, wydaje mi się, że nazywał się Karamon - zgodził się Bahzell.- Niziutki człowieczek,taki jak ty, z włosami czerwonymi jak ogień.- Ha! Wiedziałem, że mam rację! - zakrzyknął triumfalnie Uthmar i popukał się w swójwydatny nos.- Mam najlepsze oczy w Krasnoludzkim Siedliszczu, nawet jeśli sam to mówię,a Karamon odwala kawał dobrej roboty.Bardzo dobrej roboty.Nie to, żebyśmy nie potrafilizrobić tego lepiej, milordzie!- Nie wątpię - zahuczał Bahzell.Z rozbawieniem w oczach spojrzał na stojącą po drugiejstronie pomieszczenia Kaerithę, która podeszła do nich i położyła rękę na ramieniukrasnoluda.- Bahzellu Bahnaksonie, poznaj Uthmardanharknara, właściciela tego sklepu, starszegowspólnika w firmie Uthmar i Synowie, męża Haynathshirkan're'harknar, która jest równieżstarszą radną Tunelowego Zakątka.i wspaniałą kucharką.Uthmarze, oto Bahzell Bahnakson,książę Hurgrum i najnowszy wybraniec Tomanaka, a to nasi towarzysze, BrandarkBrandarkson z Navahk i sir Vaijon z Almerhas.- To ty! - Uthmar wskazał Bahzella palcem, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.- To ty!To o tobie jest ta piosenka, prawda?- Ja.- zaczął Bahzell, ale krasnolud już nucił, a Kaeritha i Vaijon zaczęli wydawać z siebiejakieś krztuszące się dzwięki.Dwójka ludzi odwróciła szybko wzrok, starając się patrzećwszędzie tylko nie na Koniokrada, ale Brandark tylko przekrzywił głowę i nadstawił uszu, zniewinnym zainteresowaniem przysłuchując się Poematowi o krwaworękim Bahzellu.Spojrzenie, jakie posłał mu Bahzell, powinno było spopielić go na miejscu, ale ZakrwawionyMiecz odpowiedział na nie dobrotliwym uśmiechem niewiniątka.- To o tobie, prawda? - zapytał w końcu rozanielony Uthmar.Bahzell zgrzytnął zębami, alezaraz zmusił się do uśmiechu i kiwnął głową.- Poniekąd.Ale nie powinieneś wierzyć we wszystko, co słyszysz.- Rzucił Brandarkowikolejne piorunujące spojrzenie.- Opój, który to spisał, najpewniej był pijany jak bela - dodał.- O, to akurat wcale mnie nie obchodzi - zapewnił go Uthmar, machając beztrosko ręką.-Bogowie, tak właściwie to dość głupiutka piosenka, nie uważasz? - pociągnął nosem.Linijki wtrzeciej zwrotce mają złą liczbę sylab, a ten wymuszony rym w piątej.!Przewrócił oczyma, a Bahzell postawił uszy na sztorc.Przez chwilę lekko drżały mu wargi, apotem wybuchnął gromkim śmiechem.- O tak, bardzo głupiutka - zgodził się z entuzjazmem, szczerząc się paskudnie do Brandarka,którego wystudiowana niewinność należała już do przeszłości.- Ale chodziło mi o to - rzekł Uthmar - że Srebrna Jaskinia powiadomiła nas, iżprawdopodobnie będziecie tędy przyjeżdżać, a klan Harkanath zaznaczył, że otworzył wamkredyt.- Doprawdy? - Bahzell przyglądał się uważnie krasnoludowi.Był tylko lekko zaskoczonytym, że Kilthan powiadomił mieszkańców Tunelu o jego i Brandarka przybyciu, bowiemmistrz Kresko obiecał przekazać tę informację krasnoludom ze Srebrnej Jaskini przez sztafety,ale był zdziwiony, że Kilthan wspomniał coś o jakimś kredycie.- O, nie opowiadali o tym byle komu - zapewnił go Uthmar - ale mój sanitharlahnahk.-Urwał i zmarszczył brwi.- Hm, po waszemu to chyba będzie kuzyn drugiego stopnia ze stronyojca bratowej mojej żony.Mam rację, Kerry? - Spojrzał pytająco na Kaerithę, która wzruszyłaramionami.- Uthmarze, przecież wiesz, że nikt oprócz krasnoluda nie jest w stanie połapać się w waszejrodzinnej i klanowej genealogii.Skoro twierdzisz, że to kuzyn bratowej twojej żony, zpewnością tak właśnie jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Bahzell zachichotał, uświadamiając sobie, że wszystkie pokazują tę samągodzinę.Choć sam nie miał z zegarami wiele do czynienia, wątpił, czy nawet krasnoludy byływ stanie wyregulować aż taką ich liczbę tak, by wskazywały ten sam czas, i uśmiechnął sięjeszcze szerzej, wyobrażając sobie właściciela biegającego każdego ranka po sklepie, bynastawić je wszystkie.- Tak? W czym mogę po.Kaeritha!Głęboki, przyjemny głos wyrwał Bahzella z zadumy.Hradani odwrócił się tak szybko, jaktylko pozwalało mu na to ciasne wnętrze.Z zaplecza wyszedł spiesznie krasnolud, jeszczeniższy od Kilthana, ale z gęstą czupryną, której brakowało kupcowi.Nieznajomy stał przezchwilę, uśmiechając się promiennie do Kaerithy, po czym podbiegł do przodu i wskoczył nastołek, by zarzucić jej ramiona na szyję.- Kerry! Na Kamień, to wspaniale znów cię widzieć! Gdzie się podziewałaś, dziewczyno? Ico jadłaś? W każdym razie nie przejadałaś się, jak widzę! Jesteś chuda jak tyczka! Haynathobedrze nas oboje ze skóry, jeśli nie przyjdziesz do nas do domu na kolację!- Miło znów cię widzieć, Uthmarze - odrzekła Kaeritha, odwzajemniając uścisk.- Bardzochciałabym zjeść z wami kolację - gdybym miała czas.Ale tym razem podróżuję zprzyjaciółmi i mamy pilne sprawy do załatwienia.- Doprawdy? - Uthmar odchylił się do tyłu, by spojrzeć jej w twarz, i uśmiechnął się, oczybłyszczały mu złociście w świetle lamp.- Aż tak pilne, że chcesz tłumaczyć się przedHaynath, że nie miałaś czasu przyjść do niej na jeden posiłek? Aż taka odważna zrobiłaś sięod zeszłego roku?- Nie, ale zrobiłam się wystarczająco tchórzliwa, by ukryć się i pozostawić wyjaśnieniatobie! - oznajmiła figlarnie, a on wybuchnął głębokim, tubalnym śmiechem.Wciąż sięśmiejąc, pozwolił jej, by obróciła go twarzą do pozostałych, i śmiech zamarł mu na ustach,gdy zobaczył Bahzella i Brandarka.- A niech mnie! - sapnął.Wpatrywał się w nich przez kilka sekund, po czym zeskoczył zestołka i podszedł bliżej.Wziąwszy się pod boki, odchylił się do tyłu, by spojrzeć na górującenad nim postacie, a potem obszedł Bahzella dookoła, mamrocząc coś pod nosem.Bahzell zerknął na Kaerithę i nadstawił pytająco uszu, ale ona tylko odpowiedziałauśmiechem i wzruszeniem ramion, założyła ręce na piersi i cierpliwie przyglądała sięUthmarowi.Krasnolud podszedł bliżej do Bahzella, wyciągnął rękę, by pogładzić rękawkolczugi Koniokrada, i pokręcił głową, cmokając cicho.- Toporska robota - powiedział.- Karamon z Belhadan, tak? - Rzucił Bahzellowi przenikliwespojrzenie.- Mam racje, prawda? To robota Karamona?- Tak, wydaje mi się, że nazywał się Karamon - zgodził się Bahzell.- Niziutki człowieczek,taki jak ty, z włosami czerwonymi jak ogień.- Ha! Wiedziałem, że mam rację! - zakrzyknął triumfalnie Uthmar i popukał się w swójwydatny nos.- Mam najlepsze oczy w Krasnoludzkim Siedliszczu, nawet jeśli sam to mówię,a Karamon odwala kawał dobrej roboty.Bardzo dobrej roboty.Nie to, żebyśmy nie potrafilizrobić tego lepiej, milordzie!- Nie wątpię - zahuczał Bahzell.Z rozbawieniem w oczach spojrzał na stojącą po drugiejstronie pomieszczenia Kaerithę, która podeszła do nich i położyła rękę na ramieniukrasnoluda.- Bahzellu Bahnaksonie, poznaj Uthmardanharknara, właściciela tego sklepu, starszegowspólnika w firmie Uthmar i Synowie, męża Haynathshirkan're'harknar, która jest równieżstarszą radną Tunelowego Zakątka.i wspaniałą kucharką.Uthmarze, oto Bahzell Bahnakson,książę Hurgrum i najnowszy wybraniec Tomanaka, a to nasi towarzysze, BrandarkBrandarkson z Navahk i sir Vaijon z Almerhas.- To ty! - Uthmar wskazał Bahzella palcem, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.- To ty!To o tobie jest ta piosenka, prawda?- Ja.- zaczął Bahzell, ale krasnolud już nucił, a Kaeritha i Vaijon zaczęli wydawać z siebiejakieś krztuszące się dzwięki.Dwójka ludzi odwróciła szybko wzrok, starając się patrzećwszędzie tylko nie na Koniokrada, ale Brandark tylko przekrzywił głowę i nadstawił uszu, zniewinnym zainteresowaniem przysłuchując się Poematowi o krwaworękim Bahzellu.Spojrzenie, jakie posłał mu Bahzell, powinno było spopielić go na miejscu, ale ZakrwawionyMiecz odpowiedział na nie dobrotliwym uśmiechem niewiniątka.- To o tobie, prawda? - zapytał w końcu rozanielony Uthmar.Bahzell zgrzytnął zębami, alezaraz zmusił się do uśmiechu i kiwnął głową.- Poniekąd.Ale nie powinieneś wierzyć we wszystko, co słyszysz.- Rzucił Brandarkowikolejne piorunujące spojrzenie.- Opój, który to spisał, najpewniej był pijany jak bela - dodał.- O, to akurat wcale mnie nie obchodzi - zapewnił go Uthmar, machając beztrosko ręką.-Bogowie, tak właściwie to dość głupiutka piosenka, nie uważasz? - pociągnął nosem.Linijki wtrzeciej zwrotce mają złą liczbę sylab, a ten wymuszony rym w piątej.!Przewrócił oczyma, a Bahzell postawił uszy na sztorc.Przez chwilę lekko drżały mu wargi, apotem wybuchnął gromkim śmiechem.- O tak, bardzo głupiutka - zgodził się z entuzjazmem, szczerząc się paskudnie do Brandarka,którego wystudiowana niewinność należała już do przeszłości.- Ale chodziło mi o to - rzekł Uthmar - że Srebrna Jaskinia powiadomiła nas, iżprawdopodobnie będziecie tędy przyjeżdżać, a klan Harkanath zaznaczył, że otworzył wamkredyt.- Doprawdy? - Bahzell przyglądał się uważnie krasnoludowi.Był tylko lekko zaskoczonytym, że Kilthan powiadomił mieszkańców Tunelu o jego i Brandarka przybyciu, bowiemmistrz Kresko obiecał przekazać tę informację krasnoludom ze Srebrnej Jaskini przez sztafety,ale był zdziwiony, że Kilthan wspomniał coś o jakimś kredycie.- O, nie opowiadali o tym byle komu - zapewnił go Uthmar - ale mój sanitharlahnahk.-Urwał i zmarszczył brwi.- Hm, po waszemu to chyba będzie kuzyn drugiego stopnia ze stronyojca bratowej mojej żony.Mam rację, Kerry? - Spojrzał pytająco na Kaerithę, która wzruszyłaramionami.- Uthmarze, przecież wiesz, że nikt oprócz krasnoluda nie jest w stanie połapać się w waszejrodzinnej i klanowej genealogii.Skoro twierdzisz, że to kuzyn bratowej twojej żony, zpewnością tak właśnie jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]