[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet jej gwardziści byli czyści i pach-nący, chociaż nie używali perfum.Te rozmyślania przerwał mu szmer otwierających się za jego pleca-mi drzwi i powrót biskupa Odona, w towarzystwie księżniczki, któradramatycznie przystanęła w progu, obrzucając Saint-Claira władczymi badawczym spojrzeniem, z wysoko podniesioną głową i lekko unie-sioną brwią, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Miała na sobielśniącą suknię z najpiękniejszego materiału, jaki widział, tak cienkie-go i zwiewnego, że wyglądał jak mgła.Suknia miała bladopurpuro-wą barwę i rycerzowi wydawało się, że już widział ten kolor, lecz niemógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy, a pod nią Alix miała drugą,z grubszego, jasnoróżowego materiału.Przystanęła w progu zaledwiena moment, który Saint-Clairowi wydał się wiecznością, gdyż naglenie był w stanie wykrztusić ani słowa powitania.Poczuł, że rumieniecoblewa mu twarz i szyję.- Na moje życie, przecież to miły brat Stefan we własnej osobie!Wyznaję, że jestem zaszczycona i uradowana, aczkolwiek zdumiona.Gdy jego wielebność biskup powiedział mi, że przybywasz z wizytą,pomyślałam, że zapewne się myli, gdyż powiadają, że tylko płochli-wego lisa pustynnego trudniej spotkać niż tego szlachetnego mnicha--rycerza.choć mówiono mi, że ten lis nie potrafi równie zręczniezniknąć z oczu, choćby nie wiem jak szybko uciekał.W jej oczach Saint-Clair nie dostrzegł śladu rozbawienia, ale wie-dział, że kpi z niego, robiąc aluzję do ich spotkania na bazarze, i po-czuł, że rumieni się jeszcze bardziej.- Cóż, bracie Stefanie, nie powitasz mnie? Nawet ponurym ostrze-gawczym mruknięciem?Saint-Clair odchrząknął i nagle przypomniał sobie, jak przed latybył świadkiem pierwszego spotkania jednego ze swoich kuzynów z ko-bietą, która miała zostać jego żoną.- Raduje mnie twój widok, pani - rzekł gładko, cytując swego ku-zyna.- Twoja obecność rozpromienia nawet ten jasny poranek.- No,pomyślał na widok szeroko otwartych ze zdziwienia oczu księżniczki,to było łatwe.- Biskup Odo powiedział mi, że chcesz ze mną poroz-mawiać, więc natychmiast przyszedłem.Zamrugała, ale zaraz odzyskała kontenans.- Tak, widzę, i cieszę się z tego.Pozwól ze mną, jeśli łaska.Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem, sztywno wyprostowanado komnaty będącej jej salą audiencyjną, a Odo i Saint-Clair poszli zanią.Samotny gwardzista stojący przy wejściu otworzył drzwi i stanąłna baczność, czekając, aż wejdą, lecz Alix przystanęła i spojrzała naOdona.- Dziękuję ci, drogi biskupie, byłeś mi bardzo pomocny, jak za-wsze, lecz jestem pewna, że masz inne obowiązki, i nie będę cię za-trzymywać.Możesz wrócić do swoich spraw.Brat Stefan i ja mamywiele do omówienia.Biskup z kamienną twarzą skinął głową, lecz napięte mięśnie szczękzdradzały, że zacisnął zęby.Saint-Clair wyczuł, że Odo, który niewąt-pliwie oczekiwał, że będzie świadkiem rozmowy rycerza z księżniczką,pieni się z wściekłości.Rycerz uśmiechnął się nieznacznie, ucieszony,że biskup Odo z Fontainebleau nie jest jednym z ulubieńców księż-niczki.Gdy Odo odchodził, gniewnie stukając obcasami, Alix skinęłapalcem na Saint-Claira, po czym przemknęła do swych pięknie urzą-dzonych apartamentów.Nerwowo przełknął ślinę i wszedł tuż za nią,z nozdrzami pełnymi zapachu perfum, po czym podszedł do fotela,który mu wskazała, i zaczekał, aż ona usiądzie, po czym ostrożnieopadł na wskazane krzesło, dziękując losowi za to, że teraz dzieli ichspora odległość i nie czuje już zapachu jej perfum.To znowuż przy-pomniało mu, jaki sam roztacza zapach, gdyż pojął, że Alix celowousiadła daleko, żeby go nie czuć.Przez chwilę siedzieli, nie odzywając się i patrząc na siebie.W koń-cu księżniczka lekko odkaszlnęła.- Powiedziałam prawdę, mówiąc, że jestem zdziwiona twoim wi-dokiem tutaj, bracie Stefanie.Nie sądziłam, że tu przyjdziesz.Zastanawiał się, czy księżniczka ma na myśli dobrowolną wizytę,a jeśli tak, czy się spodziewa, że będzie pamiętał, iż już tutaj był?Alix ciągnęła tym samym tonem:- Odniosłam wrażenie, że ty i twoi bracia wolicie swoją samot-ność, a wasze troski zatrzymujecie dla siebie.Wiedział, że powinien coś na to odpowiedzieć, więc starał się uda-wać, że nie ma pojęcia, o co jej chodzi.- No cóż, pani, jesteśmy mnichami, złożyliśmy śluby, które naka-zują nam wyrzec się tego świata i wszystkiego, co się z nim wiąże.- Mówisz o ludziach, prawda, panie rycerzu? Przyjmę twoje wyja-śnienie.przynajmniej chwilowo.gdyż wszyscy wiedzą o złożonychprzez was ślubach, lecz przecież Ubodzy Rycerze Chrystusa są innegorodzaju mnichami, prawda? Mnichami, którzy walczą i zabijają, w prze-ciwieństwie do wszystkich innych mnichów.Dla mnie to zdecydowa-na różnica.Nie miał pojęcia, co to ma oznaczać, ale skinął głową, zdziwiony żenapięcie ściskające mu pierś prawie zelżało.- To prawda, pani.Jesteśmy inni i oddani innej sprawie.sprawie,która nie istniała w innym czasie i miejscu.- Chwalebnej sprawie, tak?Wzruszył ramionami, wyczuwając pułapkę.- Taką się wydaje w oczach patriarchy i króla, twojego ojca.-Tak, w istocie chwalebnej.Walczyć i zabijać ludzi w imię Bogai pod Jego sztandarem, w usprawiedliwiony sposób łamiąc przykaza-nie Nie zabijaj".Saint-Clair potrząsnął głową.- Twoja uwaga, pani, jest celna i ostra.Jednak ci, z którymi wal-czymy.muzułmanie.gardzą naszym Bogiem i chcieliby wygnać Goz tej ziemi.- Wcale nie, bracie Stefanie.To nieprawda.A raczej pozorna praw-da.%7ładen wierzący muzułmanin nie gardzi naszym Bogiem, gdyż jestto ten sam Bóg, do którego się modlą.Nazywają go Allahem, a myBogiem.le bon Dieu.dobrym Bogiem.Jednak to ten sam Bóg.Jedyny.Alix miała ściągniętą twarz z dezaprobaty i uważnie ją obserwującySaint-Clair widział, jak mruży oczy głęboko przekonana o własnej ra-cji.Podziwiał jej zapał, mając świeżo w pamięci podróż odbytą z szyitąHassanem i prowadzone podczas niej rozmowy.Księżniczka jednakjeszcze nie skończyła.- Bracie Stefanie, od pierwszej chwili gdy większość naszych chrześ-cijańskich wojsk przybyła do tej ziemi pod wodzą Godfryda deBoullon i z błogosławieństwem papieża, dokonywano tu mordówi szerzono nienawiść w imię boże, lecz dla wygody i korzyści łudziuważających się za uprawnionych do interpretowania Jego świętejwoli.A mój ojciec zajmuje wśród nich poczesne miejsce.To nieoczekiwane oskarżenie i gwałtowny sposób, w jaki zostałorzucone, zaparły Saint-Clairowi dech, gdyż stał się świadkiem, choćmimowolnym i niewinnym, stwierdzenia, za które groziła kara śmier-ci, gdyby usłyszał je ktoś niepowołany.Co więcej, było to stwierdze-nie, z którym zgadzał się w całej rozciągłości, i pod wpływem entu-zjazmu o mało tego nie wyznał.Otworzył usta, lecz oszołomiony nieodważył się nic powiedzieć.Przez długie miesiące uważał tę kobietę za rozpuszczonego, roz-wydrzonego, samolubnego bachora myślącego jedynie o spółkowaniui cielesnych przyjemnościach, tymczasem nagle ukazała mu drugąstronę swej natury, której istnienia nawet nie podejrzewał: ognistąpasję połączoną z głęboką pogardą dla wpływowych ludzi z jej otocze-nia.Nagle i niespodziewanie doszedł do wniosku, że nie poradzi sobiew tym starciu - jeśli to było starcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nawet jej gwardziści byli czyści i pach-nący, chociaż nie używali perfum.Te rozmyślania przerwał mu szmer otwierających się za jego pleca-mi drzwi i powrót biskupa Odona, w towarzystwie księżniczki, któradramatycznie przystanęła w progu, obrzucając Saint-Claira władczymi badawczym spojrzeniem, z wysoko podniesioną głową i lekko unie-sioną brwią, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Miała na sobielśniącą suknię z najpiękniejszego materiału, jaki widział, tak cienkie-go i zwiewnego, że wyglądał jak mgła.Suknia miała bladopurpuro-wą barwę i rycerzowi wydawało się, że już widział ten kolor, lecz niemógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy, a pod nią Alix miała drugą,z grubszego, jasnoróżowego materiału.Przystanęła w progu zaledwiena moment, który Saint-Clairowi wydał się wiecznością, gdyż naglenie był w stanie wykrztusić ani słowa powitania.Poczuł, że rumieniecoblewa mu twarz i szyję.- Na moje życie, przecież to miły brat Stefan we własnej osobie!Wyznaję, że jestem zaszczycona i uradowana, aczkolwiek zdumiona.Gdy jego wielebność biskup powiedział mi, że przybywasz z wizytą,pomyślałam, że zapewne się myli, gdyż powiadają, że tylko płochli-wego lisa pustynnego trudniej spotkać niż tego szlachetnego mnicha--rycerza.choć mówiono mi, że ten lis nie potrafi równie zręczniezniknąć z oczu, choćby nie wiem jak szybko uciekał.W jej oczach Saint-Clair nie dostrzegł śladu rozbawienia, ale wie-dział, że kpi z niego, robiąc aluzję do ich spotkania na bazarze, i po-czuł, że rumieni się jeszcze bardziej.- Cóż, bracie Stefanie, nie powitasz mnie? Nawet ponurym ostrze-gawczym mruknięciem?Saint-Clair odchrząknął i nagle przypomniał sobie, jak przed latybył świadkiem pierwszego spotkania jednego ze swoich kuzynów z ko-bietą, która miała zostać jego żoną.- Raduje mnie twój widok, pani - rzekł gładko, cytując swego ku-zyna.- Twoja obecność rozpromienia nawet ten jasny poranek.- No,pomyślał na widok szeroko otwartych ze zdziwienia oczu księżniczki,to było łatwe.- Biskup Odo powiedział mi, że chcesz ze mną poroz-mawiać, więc natychmiast przyszedłem.Zamrugała, ale zaraz odzyskała kontenans.- Tak, widzę, i cieszę się z tego.Pozwól ze mną, jeśli łaska.Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem, sztywno wyprostowanado komnaty będącej jej salą audiencyjną, a Odo i Saint-Clair poszli zanią.Samotny gwardzista stojący przy wejściu otworzył drzwi i stanąłna baczność, czekając, aż wejdą, lecz Alix przystanęła i spojrzała naOdona.- Dziękuję ci, drogi biskupie, byłeś mi bardzo pomocny, jak za-wsze, lecz jestem pewna, że masz inne obowiązki, i nie będę cię za-trzymywać.Możesz wrócić do swoich spraw.Brat Stefan i ja mamywiele do omówienia.Biskup z kamienną twarzą skinął głową, lecz napięte mięśnie szczękzdradzały, że zacisnął zęby.Saint-Clair wyczuł, że Odo, który niewąt-pliwie oczekiwał, że będzie świadkiem rozmowy rycerza z księżniczką,pieni się z wściekłości.Rycerz uśmiechnął się nieznacznie, ucieszony,że biskup Odo z Fontainebleau nie jest jednym z ulubieńców księż-niczki.Gdy Odo odchodził, gniewnie stukając obcasami, Alix skinęłapalcem na Saint-Claira, po czym przemknęła do swych pięknie urzą-dzonych apartamentów.Nerwowo przełknął ślinę i wszedł tuż za nią,z nozdrzami pełnymi zapachu perfum, po czym podszedł do fotela,który mu wskazała, i zaczekał, aż ona usiądzie, po czym ostrożnieopadł na wskazane krzesło, dziękując losowi za to, że teraz dzieli ichspora odległość i nie czuje już zapachu jej perfum.To znowuż przy-pomniało mu, jaki sam roztacza zapach, gdyż pojął, że Alix celowousiadła daleko, żeby go nie czuć.Przez chwilę siedzieli, nie odzywając się i patrząc na siebie.W koń-cu księżniczka lekko odkaszlnęła.- Powiedziałam prawdę, mówiąc, że jestem zdziwiona twoim wi-dokiem tutaj, bracie Stefanie.Nie sądziłam, że tu przyjdziesz.Zastanawiał się, czy księżniczka ma na myśli dobrowolną wizytę,a jeśli tak, czy się spodziewa, że będzie pamiętał, iż już tutaj był?Alix ciągnęła tym samym tonem:- Odniosłam wrażenie, że ty i twoi bracia wolicie swoją samot-ność, a wasze troski zatrzymujecie dla siebie.Wiedział, że powinien coś na to odpowiedzieć, więc starał się uda-wać, że nie ma pojęcia, o co jej chodzi.- No cóż, pani, jesteśmy mnichami, złożyliśmy śluby, które naka-zują nam wyrzec się tego świata i wszystkiego, co się z nim wiąże.- Mówisz o ludziach, prawda, panie rycerzu? Przyjmę twoje wyja-śnienie.przynajmniej chwilowo.gdyż wszyscy wiedzą o złożonychprzez was ślubach, lecz przecież Ubodzy Rycerze Chrystusa są innegorodzaju mnichami, prawda? Mnichami, którzy walczą i zabijają, w prze-ciwieństwie do wszystkich innych mnichów.Dla mnie to zdecydowa-na różnica.Nie miał pojęcia, co to ma oznaczać, ale skinął głową, zdziwiony żenapięcie ściskające mu pierś prawie zelżało.- To prawda, pani.Jesteśmy inni i oddani innej sprawie.sprawie,która nie istniała w innym czasie i miejscu.- Chwalebnej sprawie, tak?Wzruszył ramionami, wyczuwając pułapkę.- Taką się wydaje w oczach patriarchy i króla, twojego ojca.-Tak, w istocie chwalebnej.Walczyć i zabijać ludzi w imię Bogai pod Jego sztandarem, w usprawiedliwiony sposób łamiąc przykaza-nie Nie zabijaj".Saint-Clair potrząsnął głową.- Twoja uwaga, pani, jest celna i ostra.Jednak ci, z którymi wal-czymy.muzułmanie.gardzą naszym Bogiem i chcieliby wygnać Goz tej ziemi.- Wcale nie, bracie Stefanie.To nieprawda.A raczej pozorna praw-da.%7ładen wierzący muzułmanin nie gardzi naszym Bogiem, gdyż jestto ten sam Bóg, do którego się modlą.Nazywają go Allahem, a myBogiem.le bon Dieu.dobrym Bogiem.Jednak to ten sam Bóg.Jedyny.Alix miała ściągniętą twarz z dezaprobaty i uważnie ją obserwującySaint-Clair widział, jak mruży oczy głęboko przekonana o własnej ra-cji.Podziwiał jej zapał, mając świeżo w pamięci podróż odbytą z szyitąHassanem i prowadzone podczas niej rozmowy.Księżniczka jednakjeszcze nie skończyła.- Bracie Stefanie, od pierwszej chwili gdy większość naszych chrześ-cijańskich wojsk przybyła do tej ziemi pod wodzą Godfryda deBoullon i z błogosławieństwem papieża, dokonywano tu mordówi szerzono nienawiść w imię boże, lecz dla wygody i korzyści łudziuważających się za uprawnionych do interpretowania Jego świętejwoli.A mój ojciec zajmuje wśród nich poczesne miejsce.To nieoczekiwane oskarżenie i gwałtowny sposób, w jaki zostałorzucone, zaparły Saint-Clairowi dech, gdyż stał się świadkiem, choćmimowolnym i niewinnym, stwierdzenia, za które groziła kara śmier-ci, gdyby usłyszał je ktoś niepowołany.Co więcej, było to stwierdze-nie, z którym zgadzał się w całej rozciągłości, i pod wpływem entu-zjazmu o mało tego nie wyznał.Otworzył usta, lecz oszołomiony nieodważył się nic powiedzieć.Przez długie miesiące uważał tę kobietę za rozpuszczonego, roz-wydrzonego, samolubnego bachora myślącego jedynie o spółkowaniui cielesnych przyjemnościach, tymczasem nagle ukazała mu drugąstronę swej natury, której istnienia nawet nie podejrzewał: ognistąpasję połączoną z głęboką pogardą dla wpływowych ludzi z jej otocze-nia.Nagle i niespodziewanie doszedł do wniosku, że nie poradzi sobiew tym starciu - jeśli to było starcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]