[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ha, w \yciu w ogóle trafiają siędziwne rzeczy, za to w lojalność Bocka mo\na wierzyć bez zastanowienia.Gorzał wnim ten sam jasny i gorący płomień, co w Katim.Smutne, \e wydarzenia w Europiezłamały przyjacielowi \ycie.Kobieta w klatce, dzieci ukradzione - na samą myśl otym Araba przeszedł zimny dreszcz.Głupio zrobili, decydując się na dzieci.Kati niechciał się \enić i niezmiernie rzadko zadawał się z kobietami.Pamiętał jednak czassprzed dziesięciu lat, kiedy oglądał w Libanie europejskie dziewczęta, niektórezupełne jeszcze nastolatki.Uśmiechnął się na samo wspomnienie.Takich rzeczy niezgodziłaby się robić \adna arabska dziewczyna.Gorące Europejki, które tak chciaływszystkich przekonać o swoim oddaniu sprawie.Owszem, Kati zdawał sobie sprawę,\e tak, jak i on, dziewczęta miały w tym wszystkim swój interes, lecz wówczas byłmłodszy i chętniej poddawał się \ądzom.śądze jednak same go opuściły.Zastanawiał się czasami, czy powrócą.Obywróciły.Oznaczałoby to przede wszystkim, \e jego organizm wydobrzał na tyle, bymyśleć o czymś więcej ni\ o ocaleniu \ycia.Tymczasem trzeba się leczyć.Doktortwierdzi, \e terapia skutkuje, i \e Kati znosi ją du\o lepiej ni\ większość takichpacjentów.Wprawdzie nadal wiecznie odczuwał zmęczenie, a nawroty mdłościnękały go ciągle, ale nie wolno się załamywać.To normalne objawy - więcej, to znak,\e organizm dochodzi do siebie.Zawsze jest nadzieja, doktor powtarzał to przyka\dej wizycie.Mówił to powa\nie, a nie po to, aby pocieszyć pacjenta.Choryrzeczywiście wyglądał coraz lepiej.Nadal istnieje więc szansa.Kati zdawał sobiesprawę, \e w takim wypadku jedyny sposób, to znalezć cel, dla którego warto nadalwalczyć ze śmiercią.On sam miał taki cel, wystarczająco wa\ny, by trzymał go przy\yciu.- Jak tam rozgrywka?- Walkower - odpowiedział dyrektor Cabot przez szyfrowe łącze satelitarne.-Charlie dostał w pracy okropnego wylewu.- Chwila ciszy.- Mo\e nawet i lepiej dlatego drania.- Kto go zastąpi, Liz Elliot?- Zgadza się.Ryan zacisnął usta i skrzywił się, jak gdyby łyknął okropnie gorzkie lekarstwo.Spojrzał na zegarek.Cabot zerwał się skoro świt, \eby przekazać mu instrukcje.Ryani jego szef nie kochali się zbytnio, lecz w tym wypadku powaga misji kazałazapomnieć o drobiazgach.Mo\e z E-E uda się to samo? - zastanowił się Jack.- W porządku, szefie.Startuję za półtorej godziny i jak w poprzednim planie,zaczynamy z Adlerem nasze spotkania jednocześnie, z zegarkiem w ręku.- Powodzenia, chłopie.- Dziękuję panu.- Ryan pstryknął klawiszem na konsoli, wyłączając szyfrowytelefon.Z pomieszczenia łączności powędrował z powrotem do swojego pokoju.Baga\ ju\ spakowany.Pozostawało tylko zaciągnąć krawat.Płaszcz mo\na przerzucićprzez ramię, za gorąco, \eby go na siebie wkładać.W miejscu, do którego zmierzałRyan, było jeszcze goręcej, lecz właśnie tam płaszcz oka\e się niezbędny.W myśljednego z dziwactw protokołu dyplomatycznego, dopiero maksymalna niewygoda wpostaci płaszcza zapewnia wizycie niezbędną oprawę.Ryan podniósł płaską torbę zgarniturami i wyszedł za próg.- Mo\e zsynchronizujemy zegarki? - za\artował czekający przed drzwiamiAdler.- Odczep się, Scott, czy ja to wszystko wymyśliłem?- Wiesz, miałoby to nawet jakiś sens.- Mo\e i racja.Lecę, bo mi ucieknie samolot.- Bez ciebie nie wystartują - przypomniał mu Adler.- Przynajmniej człowiek wie, po co pracuje w rządzie, nie? - Ryan rozejrzałsię po korytarzu.Nikt nie usłyszał tych słów, lecz zawsze była szansa, \e Izraelczycyzało\yli podsłuch.Nawet jeśli tak, cicha muzyka z głośników ambasady zagłuszasygnał.- Myślisz, \e się uda?- Fifty fifty.- Dajesz nam a\ taką szansę?- A co? - Adler uśmiechnął się szeroko.- Wóz albo przewóz, Jack.Miałeścholernie dobry pomysł.- Nie tylko ja go miałem.Zresztą i tak nikt się nigdy nie dowie, \e to ja.- Wa\ne, \e my wiemy.No, do dzieła.- Daj mi znać, jaką miałeś reakcję.Powodzenia, stary.- Bardziej na miejscu byłoby tu Mazel towl.- Adler uścisnął dłoń Ryana.Miłego lotu.Reprezentacyjny wóz ambasady podwiózł Ryana pod same schodki maszyny,której pilot zapuścił ju\ silniki.Zezwolono im przeskoczyć na początek kolejki dostartu, dzięki czemu ju\ po pięciu minutach oderwali się od ziemi.Gulfstreamzakręcił zaraz na południe, lecąc wzdłu\ podobnego z kształtu do klingi izraelskiegoterytorium.Nad Akabą przecięli zatokę i wzięli kurs na wschód.Znajdowali się ju\ wsaudyjskiej przestrzeni powietrznej.Zgodnie z przyzwyczajeniem Ryan gapił się przez okienko, błądząc myślamiwokół czekającej go misji.Rozdrabniał jej szczegóły ju\ od tygodnia, więc analizaprzestała mu przeszkadzać w oglądaniu krajobrazu.Niebo było bezchmurne,powietrze tak czyste, \e nawet z wysokości widać było ka\dy kontur jałowych połacipiasku i kamienia.Jedyną barwę Arabia zawdzięczała karłowatym krzakom, z tejodległości zlewającym się w jedną smugę i nadającym tej ziemi podobieństwo doszczeciniastego policzka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ha, w \yciu w ogóle trafiają siędziwne rzeczy, za to w lojalność Bocka mo\na wierzyć bez zastanowienia.Gorzał wnim ten sam jasny i gorący płomień, co w Katim.Smutne, \e wydarzenia w Europiezłamały przyjacielowi \ycie.Kobieta w klatce, dzieci ukradzione - na samą myśl otym Araba przeszedł zimny dreszcz.Głupio zrobili, decydując się na dzieci.Kati niechciał się \enić i niezmiernie rzadko zadawał się z kobietami.Pamiętał jednak czassprzed dziesięciu lat, kiedy oglądał w Libanie europejskie dziewczęta, niektórezupełne jeszcze nastolatki.Uśmiechnął się na samo wspomnienie.Takich rzeczy niezgodziłaby się robić \adna arabska dziewczyna.Gorące Europejki, które tak chciaływszystkich przekonać o swoim oddaniu sprawie.Owszem, Kati zdawał sobie sprawę,\e tak, jak i on, dziewczęta miały w tym wszystkim swój interes, lecz wówczas byłmłodszy i chętniej poddawał się \ądzom.śądze jednak same go opuściły.Zastanawiał się czasami, czy powrócą.Obywróciły.Oznaczałoby to przede wszystkim, \e jego organizm wydobrzał na tyle, bymyśleć o czymś więcej ni\ o ocaleniu \ycia.Tymczasem trzeba się leczyć.Doktortwierdzi, \e terapia skutkuje, i \e Kati znosi ją du\o lepiej ni\ większość takichpacjentów.Wprawdzie nadal wiecznie odczuwał zmęczenie, a nawroty mdłościnękały go ciągle, ale nie wolno się załamywać.To normalne objawy - więcej, to znak,\e organizm dochodzi do siebie.Zawsze jest nadzieja, doktor powtarzał to przyka\dej wizycie.Mówił to powa\nie, a nie po to, aby pocieszyć pacjenta.Choryrzeczywiście wyglądał coraz lepiej.Nadal istnieje więc szansa.Kati zdawał sobiesprawę, \e w takim wypadku jedyny sposób, to znalezć cel, dla którego warto nadalwalczyć ze śmiercią.On sam miał taki cel, wystarczająco wa\ny, by trzymał go przy\yciu.- Jak tam rozgrywka?- Walkower - odpowiedział dyrektor Cabot przez szyfrowe łącze satelitarne.-Charlie dostał w pracy okropnego wylewu.- Chwila ciszy.- Mo\e nawet i lepiej dlatego drania.- Kto go zastąpi, Liz Elliot?- Zgadza się.Ryan zacisnął usta i skrzywił się, jak gdyby łyknął okropnie gorzkie lekarstwo.Spojrzał na zegarek.Cabot zerwał się skoro świt, \eby przekazać mu instrukcje.Ryani jego szef nie kochali się zbytnio, lecz w tym wypadku powaga misji kazałazapomnieć o drobiazgach.Mo\e z E-E uda się to samo? - zastanowił się Jack.- W porządku, szefie.Startuję za półtorej godziny i jak w poprzednim planie,zaczynamy z Adlerem nasze spotkania jednocześnie, z zegarkiem w ręku.- Powodzenia, chłopie.- Dziękuję panu.- Ryan pstryknął klawiszem na konsoli, wyłączając szyfrowytelefon.Z pomieszczenia łączności powędrował z powrotem do swojego pokoju.Baga\ ju\ spakowany.Pozostawało tylko zaciągnąć krawat.Płaszcz mo\na przerzucićprzez ramię, za gorąco, \eby go na siebie wkładać.W miejscu, do którego zmierzałRyan, było jeszcze goręcej, lecz właśnie tam płaszcz oka\e się niezbędny.W myśljednego z dziwactw protokołu dyplomatycznego, dopiero maksymalna niewygoda wpostaci płaszcza zapewnia wizycie niezbędną oprawę.Ryan podniósł płaską torbę zgarniturami i wyszedł za próg.- Mo\e zsynchronizujemy zegarki? - za\artował czekający przed drzwiamiAdler.- Odczep się, Scott, czy ja to wszystko wymyśliłem?- Wiesz, miałoby to nawet jakiś sens.- Mo\e i racja.Lecę, bo mi ucieknie samolot.- Bez ciebie nie wystartują - przypomniał mu Adler.- Przynajmniej człowiek wie, po co pracuje w rządzie, nie? - Ryan rozejrzałsię po korytarzu.Nikt nie usłyszał tych słów, lecz zawsze była szansa, \e Izraelczycyzało\yli podsłuch.Nawet jeśli tak, cicha muzyka z głośników ambasady zagłuszasygnał.- Myślisz, \e się uda?- Fifty fifty.- Dajesz nam a\ taką szansę?- A co? - Adler uśmiechnął się szeroko.- Wóz albo przewóz, Jack.Miałeścholernie dobry pomysł.- Nie tylko ja go miałem.Zresztą i tak nikt się nigdy nie dowie, \e to ja.- Wa\ne, \e my wiemy.No, do dzieła.- Daj mi znać, jaką miałeś reakcję.Powodzenia, stary.- Bardziej na miejscu byłoby tu Mazel towl.- Adler uścisnął dłoń Ryana.Miłego lotu.Reprezentacyjny wóz ambasady podwiózł Ryana pod same schodki maszyny,której pilot zapuścił ju\ silniki.Zezwolono im przeskoczyć na początek kolejki dostartu, dzięki czemu ju\ po pięciu minutach oderwali się od ziemi.Gulfstreamzakręcił zaraz na południe, lecąc wzdłu\ podobnego z kształtu do klingi izraelskiegoterytorium.Nad Akabą przecięli zatokę i wzięli kurs na wschód.Znajdowali się ju\ wsaudyjskiej przestrzeni powietrznej.Zgodnie z przyzwyczajeniem Ryan gapił się przez okienko, błądząc myślamiwokół czekającej go misji.Rozdrabniał jej szczegóły ju\ od tygodnia, więc analizaprzestała mu przeszkadzać w oglądaniu krajobrazu.Niebo było bezchmurne,powietrze tak czyste, \e nawet z wysokości widać było ka\dy kontur jałowych połacipiasku i kamienia.Jedyną barwę Arabia zawdzięczała karłowatym krzakom, z tejodległości zlewającym się w jedną smugę i nadającym tej ziemi podobieństwo doszczeciniastego policzka [ Pobierz całość w formacie PDF ]