[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co on tamrobił? Wy tam! Szybciej wrzasnął do niego. Turki! Turki za wami! Namost.Rydwan Tyberiusza przyspieszył i wkrótce znalazł się tuż za ichplecami.Jeszcze chwila i bezlitośnie chłostane batem koniewyciągnęły wóz dawnego hekatontarchosa w przód, zjeżdżającprzy tym na skraj drogi.Obydwa zaprzęgi zrównały się. He, he& zarechotał Nicetas. Tym nie potrzeba zachęty! Rwądo tyłu, że im konie zaraz padną! Niech rwą.Przepuść ich! Niech jadą pierwsi zakomenderowałBelzebub i krzyknął do Tyberiusza: Jazda przodem! Na most! Iblokujcie jak tamci! Tylko dla nas przejazd!Piąchulec kiwnął głową, zaraz jednak Kalikst dojrzał cośniepokojącego.Na twarzy starego żołnierza wykwitł chytryuśmieszek, w ręku pojawił się łuk.Z grotem strzały skierowanym wich stronę. Co jest?! Co& ?!Gdyby nie pęd rydwanów i podskakujące koła, pocisk byłby celny tak musnął tylko turban Muhammada.Ten zareagowałbłyskawicznie wyszarpnął łuk z pokrowca, chwycił strzałę, nałożyłna cięciwę&Nie zdążył jej wypuścić.Włócznia ciśnięta przez kompana Tyberiusza zwanego HyginemChytrusem przebiła mu pierś i wyrzuciła za burtę wozu.Muhammadnawet nie jęknął, z ciężkim łomotem spadł na pobocze drogi.Zarazprzykrył go kurz wyrzucany spod kół. Zabił! Zabił go! jęknął Kalikst.W tej samej chwili następna włócznia poleciała w jego stronę.Uskoczył w bok, ale i tak ciężki grot rozorał mu pierś, po czymwszedł głęboko w udo.Belzebub zawył z bólu. Ty kurwi pomiocie! Co ty myślałeś?! krzyknął Piąchulec. %7łebędziesz hekatontarchosem? %7łe będziesz rządził mną ty, bylełachmyta, syn kurwy i złodzieja? %7łe będziesz mnie miał narozkazy? Mnie, starego wojaka?! To już koniec, rozumiesz?!Trzeciej włóczni już nie mieli, toteż Hygin złapał za łuk i staranniewymierzył.Wypuścił strzałę.Kalikstem wstrząsnęło silne uderzeniew ramię, pociekła ciepła krew.Nie czuł już bólu.Nicetas też oberwał.Dostał w plecy i w lewe ramię.Mimo to wciążpoganiał konia, kierując rydwan w stronę mostu. Ha! Haa! Jazdaaa!Obejrzał się na chwilę.Turcy w wyciem pędzili dwadzieścia krokówza nimi.Tyberiusz uniósł koniec syfonu i skierował go na Kaliksta. Płoń, kurwi bękarcie! Zdychaj, szumowino!To mówiąc, wypuścił z lufy strumień płonącej lawy, kierując rurę wprzód, tak by pęd powietrza zepchnął igró pyr na głowę Belzebuba.Dobrze wymierzył.Rozpalona smuga galaretowatej substancji zeskwierczeniem zamieniła rydwan w pojazd samego diabła.Płonęłykonie.Płonął wóz.Płonęli Nicetas i Kalikst. Ha, ha, ha! zarżał dziko Piąchulec. Pozdrów w piekleBelzebuba, Belzebubie! Do& rzeki& Nicetas! Kieruj do wody& wyjąkał Kalikst.Gdy tomówił, poczuł jeszcze uderzenie stalowego grotu.Dostał w brzuch.Kolczuga pękła, jednak wstrzymała uderzenie.Ostrze weszło wciało na trzy palce.Resztką sił wycharczał: Do wody, ratuj nas&Wielka Pięść już wcześniej zamierzał tak zrobić, nie miał jednakgdzie zjechać.Wzdłuż drogi rosły poskręcane cyprysy, pełno byłodziur i skał.Wreszcie dojrzał prześwit.Szarpnął wodze, obracajączaprzęg na prawo.Płonący rydwan wpadł w pas wysuszonychkrzaków.Gałęzie natychmiast zajęły się ogniem, odgradzając wózod goniących ich Turków.Od rzeki dzieliło ich pięćdziesiąt kroków kamienistej, porośniętejtrawą ziemi.Gdyby przemknęli ten niewielki odcinek& Niestety,jedno z płonących zwierząt nie strzymało.Padło jak ścięte, walącsię z rumorem pod koła wozu.Nadpalona uprząż pękła, uwalniającdrugiego z koni, a trzeci zahaczył kopytami o koła i dzikim kwikiemrunął pod wóz.Wtedy wybuchł syfon z igró pyr, który dotąd jakimś cudemwytrzymał gorąco.Kalikst poczuł, jak liże go wielki jęzor wrzącej lawy, jak zdziera zniego skórzany płaszcz i resztki pękniętej kolczugi, jak pali muwłosy i skórę, a potem&* * * Panie, twój zabójca, zabójca z przyszłości, nie żyje! Nic ci już niegrozi!Roman IV Diogenes sieknął mieczem, odrąbując łeb kukle.Słomiany wiecheć osadzony na drągu i uformowany na kształtludzkiej głowy poleciał pięć kroków w tył i opadł z cichympacnięciem.Basileus zadał jeszcze kilka pozorowanych ciosów,wreszcie wbił ostrze w ziemię i obrócił się do Italosa. Doprawdy, filozofie? Masz pewność? Władco mój! Gdyby było inaczej, nie zawracałbym ci głowy.Nocnyskrytobójca, którego widziałeś w wizji, którego ja widziałem w wizji,smaży się w piekle, a diabli każdego ranka, w południe i po zmrokuwbijają mu rozpalony puginał w serce jako karę za grzechy.Za te,które ma na sumieniu i za te, które chciał popełnić. Dopiero teraz? Tyle dni musiało przeminąć? Tyle czekania, by tatwoja gadzina zabiła chłystka w czarnym stroju? No, ale lepiejpózno niż wcale.To miejsce doprowadza mnie do szału.Zobacz,filozofie, co robi z nudów autokrator, basileus Rhomaión, pogromcaSeldżuków.Wali ćwiczebnym mieczem w drewnianą kukłę jakpierwszy lepszy rekrut, który nie poznał jeszcze smaku krwi.Więcpowiadasz: martwy? Tak, panie! Basiliskos zrobił swoje.Tak jak zapowiadałem.Przedtą bestią nikt nie może ujść z życiem.Prawdę mówiąc, Jan Italos nie miał bladego pojęcia, jakie były losyskrytobójcy i czy chodził po ziemi, czy też w rzeczy samej dokonałnędznego żywota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Co on tamrobił? Wy tam! Szybciej wrzasnął do niego. Turki! Turki za wami! Namost.Rydwan Tyberiusza przyspieszył i wkrótce znalazł się tuż za ichplecami.Jeszcze chwila i bezlitośnie chłostane batem koniewyciągnęły wóz dawnego hekatontarchosa w przód, zjeżdżającprzy tym na skraj drogi.Obydwa zaprzęgi zrównały się. He, he& zarechotał Nicetas. Tym nie potrzeba zachęty! Rwądo tyłu, że im konie zaraz padną! Niech rwą.Przepuść ich! Niech jadą pierwsi zakomenderowałBelzebub i krzyknął do Tyberiusza: Jazda przodem! Na most! Iblokujcie jak tamci! Tylko dla nas przejazd!Piąchulec kiwnął głową, zaraz jednak Kalikst dojrzał cośniepokojącego.Na twarzy starego żołnierza wykwitł chytryuśmieszek, w ręku pojawił się łuk.Z grotem strzały skierowanym wich stronę. Co jest?! Co& ?!Gdyby nie pęd rydwanów i podskakujące koła, pocisk byłby celny tak musnął tylko turban Muhammada.Ten zareagowałbłyskawicznie wyszarpnął łuk z pokrowca, chwycił strzałę, nałożyłna cięciwę&Nie zdążył jej wypuścić.Włócznia ciśnięta przez kompana Tyberiusza zwanego HyginemChytrusem przebiła mu pierś i wyrzuciła za burtę wozu.Muhammadnawet nie jęknął, z ciężkim łomotem spadł na pobocze drogi.Zarazprzykrył go kurz wyrzucany spod kół. Zabił! Zabił go! jęknął Kalikst.W tej samej chwili następna włócznia poleciała w jego stronę.Uskoczył w bok, ale i tak ciężki grot rozorał mu pierś, po czymwszedł głęboko w udo.Belzebub zawył z bólu. Ty kurwi pomiocie! Co ty myślałeś?! krzyknął Piąchulec. %7łebędziesz hekatontarchosem? %7łe będziesz rządził mną ty, bylełachmyta, syn kurwy i złodzieja? %7łe będziesz mnie miał narozkazy? Mnie, starego wojaka?! To już koniec, rozumiesz?!Trzeciej włóczni już nie mieli, toteż Hygin złapał za łuk i staranniewymierzył.Wypuścił strzałę.Kalikstem wstrząsnęło silne uderzeniew ramię, pociekła ciepła krew.Nie czuł już bólu.Nicetas też oberwał.Dostał w plecy i w lewe ramię.Mimo to wciążpoganiał konia, kierując rydwan w stronę mostu. Ha! Haa! Jazdaaa!Obejrzał się na chwilę.Turcy w wyciem pędzili dwadzieścia krokówza nimi.Tyberiusz uniósł koniec syfonu i skierował go na Kaliksta. Płoń, kurwi bękarcie! Zdychaj, szumowino!To mówiąc, wypuścił z lufy strumień płonącej lawy, kierując rurę wprzód, tak by pęd powietrza zepchnął igró pyr na głowę Belzebuba.Dobrze wymierzył.Rozpalona smuga galaretowatej substancji zeskwierczeniem zamieniła rydwan w pojazd samego diabła.Płonęłykonie.Płonął wóz.Płonęli Nicetas i Kalikst. Ha, ha, ha! zarżał dziko Piąchulec. Pozdrów w piekleBelzebuba, Belzebubie! Do& rzeki& Nicetas! Kieruj do wody& wyjąkał Kalikst.Gdy tomówił, poczuł jeszcze uderzenie stalowego grotu.Dostał w brzuch.Kolczuga pękła, jednak wstrzymała uderzenie.Ostrze weszło wciało na trzy palce.Resztką sił wycharczał: Do wody, ratuj nas&Wielka Pięść już wcześniej zamierzał tak zrobić, nie miał jednakgdzie zjechać.Wzdłuż drogi rosły poskręcane cyprysy, pełno byłodziur i skał.Wreszcie dojrzał prześwit.Szarpnął wodze, obracajączaprzęg na prawo.Płonący rydwan wpadł w pas wysuszonychkrzaków.Gałęzie natychmiast zajęły się ogniem, odgradzając wózod goniących ich Turków.Od rzeki dzieliło ich pięćdziesiąt kroków kamienistej, porośniętejtrawą ziemi.Gdyby przemknęli ten niewielki odcinek& Niestety,jedno z płonących zwierząt nie strzymało.Padło jak ścięte, walącsię z rumorem pod koła wozu.Nadpalona uprząż pękła, uwalniającdrugiego z koni, a trzeci zahaczył kopytami o koła i dzikim kwikiemrunął pod wóz.Wtedy wybuchł syfon z igró pyr, który dotąd jakimś cudemwytrzymał gorąco.Kalikst poczuł, jak liże go wielki jęzor wrzącej lawy, jak zdziera zniego skórzany płaszcz i resztki pękniętej kolczugi, jak pali muwłosy i skórę, a potem&* * * Panie, twój zabójca, zabójca z przyszłości, nie żyje! Nic ci już niegrozi!Roman IV Diogenes sieknął mieczem, odrąbując łeb kukle.Słomiany wiecheć osadzony na drągu i uformowany na kształtludzkiej głowy poleciał pięć kroków w tył i opadł z cichympacnięciem.Basileus zadał jeszcze kilka pozorowanych ciosów,wreszcie wbił ostrze w ziemię i obrócił się do Italosa. Doprawdy, filozofie? Masz pewność? Władco mój! Gdyby było inaczej, nie zawracałbym ci głowy.Nocnyskrytobójca, którego widziałeś w wizji, którego ja widziałem w wizji,smaży się w piekle, a diabli każdego ranka, w południe i po zmrokuwbijają mu rozpalony puginał w serce jako karę za grzechy.Za te,które ma na sumieniu i za te, które chciał popełnić. Dopiero teraz? Tyle dni musiało przeminąć? Tyle czekania, by tatwoja gadzina zabiła chłystka w czarnym stroju? No, ale lepiejpózno niż wcale.To miejsce doprowadza mnie do szału.Zobacz,filozofie, co robi z nudów autokrator, basileus Rhomaión, pogromcaSeldżuków.Wali ćwiczebnym mieczem w drewnianą kukłę jakpierwszy lepszy rekrut, który nie poznał jeszcze smaku krwi.Więcpowiadasz: martwy? Tak, panie! Basiliskos zrobił swoje.Tak jak zapowiadałem.Przedtą bestią nikt nie może ujść z życiem.Prawdę mówiąc, Jan Italos nie miał bladego pojęcia, jakie były losyskrytobójcy i czy chodził po ziemi, czy też w rzeczy samej dokonałnędznego żywota [ Pobierz całość w formacie PDF ]