[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie tykajcie matki!- Niech ci ta świętą ostanie! Prawda i to, że każden potrzebuje świę-tości jakiejś.Długo jeszcze prawiła, nauczała ją, a z wolna, choć i nie pytana, roz-powiadała o Antku, co ino mogła wymyślić.Słuchała tego chciwieJagusia nie zdradziwszy się jednak ani słówkiem, ale rady owe moc-no wzięła do głowy i cały dzień deliberowała nad nimi.Wieczoremzaś, kiedy był Rocho, kowal i Nastka, rzekła do starego:- Dajcie no klucze od skrzyni, muszę szmaty przewietrzyć.151Władysław Stanisław ReymontDał przywstydzony nieco, bo Nastka śmiechem buchnęła, ale mimoto, gdy skończyła przekładanie, wyciągnął rękę po klucz.- Same moje są tam szmaty, to już sama se przypilnuję! - powiedzia-ła hardo.I od tego wieczoru zaczęło się piekło w chałupie.Stary się nie przemie-nił, ale i ona nie ustępowała, na słowo odpowiadała całą kopą, a takgłośno, że na drodze słychać było krzyki.Nie pomagało to wiele, tona złość zaczęła wszystko robić.Do Józki przyczepiała się na każdym kroku, a tak nieraz boleśniekarciła, że dziewczyna z płaczem biegała się skarżyć; nic to niepomagało, bo jeszcze barzej piekłowała, skoro nie szło po jej woli.Wieczorami zaś umyślnie się przenosiła na drugą stronę ostawiającstarego w pierwszej izbie, tam Pietrka niewoliła do grania przyśpiewującmu do wtóru różne piosneczki do pózna w noc; to znowu w niedzielęprzystroiła się, jak ino mogła najlepiej, a nie czekając na męża samaposzła do kościoła, wystając po drogach z parobkami.Stary się zdumiewał tą przemianą, wściekał ze złości, próbował sięnie dawać, zapobiegał, by się to po wsi nie rozniesło, nic jednak nieporadził na jej humory, a coraz częściej dla świętego spokoju ustę-pował.- Moiściewy! barankiem się widziała, tą owieczką pokorną, a terazokoniem stawa! - wykrzyknął raz do Jagustynki.- Chleb ją rozpiera i ponosi! - odrzekła z oburzeniem, bo zawszetemu przytwierdzała, kto z nią radził.- Ale to wam powiem, że pókiczas, trza czymś twardym wyganiać humory, bo potem i kłonicą nieporadzi.- Nie jest to we zwyczaju Borynów! - powiedział wyniośle.- Widzi mi się, że i u Borynów do tego przyjdzie!- szepnęła złośliwie.Jakoś w parę dni potem, zaraz po Gromnicznej, dał znać wieczoremJambroży, że ksiądz nazajutrz będzie jezdził po kolędzie.Zakrzątnęli się zaraz od rana koło porządków, że nawet stary unikającpiekła, bo Jagna sielnie dunderowała na Józkę, sam się zabrał do od-152Chłopi - część 2- Zimawalania śniegu z opłotków; wywietrzono izby, omieciono z pajęczynściany, Józka wysypała żółtym piaskiem ganek i sienie, i spiesznieprzebierali się odświętnie, bo ksiądz już był w niedalekim sąsiedz-twie, u Balcerków.Jakoż wkrótce stanęły księże sanie przed gankiem, a on sam w kom-ży na futrze, poprzedzany przez dwóch organiściaków, przybranychkiej do mszy, wszedł do izby, odmówił łacińskie modlitwy, pokro-pił i poszedł w obejście poświęcić budynki i cały dobytek.Borynaniósł przed nim na talerzu wodę święconą, a on w głos się modliłi poświęcał wszystko po kolei, organiściaki zaś szli wpodle przy-śpiewując kolędy i gęsto potrząchając dzwonkami, a reszta kieby zaprocesją szła z tyłu.Skończywszy zaś wrócił do izby i przysiadł odpoczywać, a nim Bo-ryna z parobkiem zsypali do sań pół korca owsa i grochu ćwiartkę,jął przesłuchiwać pacierza Józkę i Witka.Tak galanto umieli, aż się dziwił i pytał, kto ich uczył.- Pacierza to mię nauczył Kuba, a katechizmu i na lementarzu Ro-cho! - odpowiadał śmiało Witek, aż go ksiądz pogłaskał po głowie,ale Józka tak straciła śmiałość, że się ino rozczerwieniła, popłakałai tego słowa nie wykrztusiła! Dal im po dwa obrazki, a nauczał, bysłuchali starszych, pacierze odmawiali i grzechu się strzegli, bo złyna każdym kroku się czai, a do piekła namawia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Nie tykajcie matki!- Niech ci ta świętą ostanie! Prawda i to, że każden potrzebuje świę-tości jakiejś.Długo jeszcze prawiła, nauczała ją, a z wolna, choć i nie pytana, roz-powiadała o Antku, co ino mogła wymyślić.Słuchała tego chciwieJagusia nie zdradziwszy się jednak ani słówkiem, ale rady owe moc-no wzięła do głowy i cały dzień deliberowała nad nimi.Wieczoremzaś, kiedy był Rocho, kowal i Nastka, rzekła do starego:- Dajcie no klucze od skrzyni, muszę szmaty przewietrzyć.151Władysław Stanisław ReymontDał przywstydzony nieco, bo Nastka śmiechem buchnęła, ale mimoto, gdy skończyła przekładanie, wyciągnął rękę po klucz.- Same moje są tam szmaty, to już sama se przypilnuję! - powiedzia-ła hardo.I od tego wieczoru zaczęło się piekło w chałupie.Stary się nie przemie-nił, ale i ona nie ustępowała, na słowo odpowiadała całą kopą, a takgłośno, że na drodze słychać było krzyki.Nie pomagało to wiele, tona złość zaczęła wszystko robić.Do Józki przyczepiała się na każdym kroku, a tak nieraz boleśniekarciła, że dziewczyna z płaczem biegała się skarżyć; nic to niepomagało, bo jeszcze barzej piekłowała, skoro nie szło po jej woli.Wieczorami zaś umyślnie się przenosiła na drugą stronę ostawiającstarego w pierwszej izbie, tam Pietrka niewoliła do grania przyśpiewującmu do wtóru różne piosneczki do pózna w noc; to znowu w niedzielęprzystroiła się, jak ino mogła najlepiej, a nie czekając na męża samaposzła do kościoła, wystając po drogach z parobkami.Stary się zdumiewał tą przemianą, wściekał ze złości, próbował sięnie dawać, zapobiegał, by się to po wsi nie rozniesło, nic jednak nieporadził na jej humory, a coraz częściej dla świętego spokoju ustę-pował.- Moiściewy! barankiem się widziała, tą owieczką pokorną, a terazokoniem stawa! - wykrzyknął raz do Jagustynki.- Chleb ją rozpiera i ponosi! - odrzekła z oburzeniem, bo zawszetemu przytwierdzała, kto z nią radził.- Ale to wam powiem, że pókiczas, trza czymś twardym wyganiać humory, bo potem i kłonicą nieporadzi.- Nie jest to we zwyczaju Borynów! - powiedział wyniośle.- Widzi mi się, że i u Borynów do tego przyjdzie!- szepnęła złośliwie.Jakoś w parę dni potem, zaraz po Gromnicznej, dał znać wieczoremJambroży, że ksiądz nazajutrz będzie jezdził po kolędzie.Zakrzątnęli się zaraz od rana koło porządków, że nawet stary unikającpiekła, bo Jagna sielnie dunderowała na Józkę, sam się zabrał do od-152Chłopi - część 2- Zimawalania śniegu z opłotków; wywietrzono izby, omieciono z pajęczynściany, Józka wysypała żółtym piaskiem ganek i sienie, i spiesznieprzebierali się odświętnie, bo ksiądz już był w niedalekim sąsiedz-twie, u Balcerków.Jakoż wkrótce stanęły księże sanie przed gankiem, a on sam w kom-ży na futrze, poprzedzany przez dwóch organiściaków, przybranychkiej do mszy, wszedł do izby, odmówił łacińskie modlitwy, pokro-pił i poszedł w obejście poświęcić budynki i cały dobytek.Borynaniósł przed nim na talerzu wodę święconą, a on w głos się modliłi poświęcał wszystko po kolei, organiściaki zaś szli wpodle przy-śpiewując kolędy i gęsto potrząchając dzwonkami, a reszta kieby zaprocesją szła z tyłu.Skończywszy zaś wrócił do izby i przysiadł odpoczywać, a nim Bo-ryna z parobkiem zsypali do sań pół korca owsa i grochu ćwiartkę,jął przesłuchiwać pacierza Józkę i Witka.Tak galanto umieli, aż się dziwił i pytał, kto ich uczył.- Pacierza to mię nauczył Kuba, a katechizmu i na lementarzu Ro-cho! - odpowiadał śmiało Witek, aż go ksiądz pogłaskał po głowie,ale Józka tak straciła śmiałość, że się ino rozczerwieniła, popłakałai tego słowa nie wykrztusiła! Dal im po dwa obrazki, a nauczał, bysłuchali starszych, pacierze odmawiali i grzechu się strzegli, bo złyna każdym kroku się czai, a do piekła namawia [ Pobierz całość w formacie PDF ]