[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatraciłazupełnie poczucie czasu.W ten sposób minął cały dzień, cała noc i jeszcze następny dzień.Przyśnił się jej sen, w którym padło słowo anoreksja , dlatego z przerażenia nagleusiadła wyprostowana na łóżku.Nie mogła sobie przypomnieć momentu, kiedy ostatnio cośjadła.Na wspomnienie o jedzeniu zrobiło się jej niedobrze.W głównym holu stał automat zprzekąskami, spróbowała więc kupić krakersy, ale maszyna była zepsuta.Straciła tylko trzyćwierćdolarówki, bo automat nie wypluł ich z powrotem.Walnęła w szkło i z przegródkiwypadła paczka gumy do żucia.Uderzyła jeszcze raz, a potem włożyła dodatkowepięćdziesiąt centów i dzięki temu udało się jej wydobyć małą torebkę drażetek M&M.Zjadłaje, nie odchodząc od automatu, i od razu zrobiło się jej niedobrze.Pobiegła do łazienki,opryskała twarz zimną wodą, poczekała chwilę na ewentualne dalsze sensacje, a potemwróciła do pokoju; cały czas czuła zawroty głowy.Na zewnątrz świat toczył się swoim rytmem.Wyły syreny, z ulicy dobiegał hałassamosamochodów, muzyka, odgłosy rozmów.Dni zrobiły się jasne od wiosennego słońca,jaskrawe od kwiatów, pełne szelestu wiatru wiejącego od niedalekich wzgórz pokrytychsoczystą zielenią, podczas gdy odległe góry mieniły się kolorami błękitu.Lily usiadła przyoknie, wzięła do ręki ołówek i czekała, aż spłynie na nią natchnienie.2Początek kwietnia 1875Hol na parterze domu.Schody po lewej stronie, a drzwi wiodące do pozostałychpokojów po prawej.Na środku sceny otwarte wejście, przez które widzimy bibliotekę.Tasama dziewczynka stoi w progu.Spogląda na książki z wyrazem uznania, jakby podziwiałabogactwo zbiorów.Następnie zaczyna wpatrywać się w ciemność poza obrębem sceny.Maryw rozmowach z innymi posługuje się cockneyowskim dialektem, ale w monologachskierowanych do widowni mówi zwykłą angielszczyzną.Jej głos to silny, dzwięczny alt.Mary- Moja matka zwykle przesypiała całą noc po wieczornym posiłku, ale ostatnio zaczęłamnie wołać.W tym odcinku wspomnień mam trzynaście lat.Wróćmy znów na Highgate;dom jest zamknięty, jedno okno wychodzi na ulicę, pozostałe na ogród na tyłach domu.Wszystkie są pozamykane.Dzwony odzywają się w równych odstępach czasu, w ogrodzieodbywają się kogucie harce, ale hałasy z ulicy prawie nie przedostają się do środka.Rankamikoguty budzą się o wschodzie słońca i pieją przerazliwie, jakby dawały znak komuś, kto jestdaleko stąd.One są moje - hoduję je już nieco ponad rok.Nigdy się nie biją, chociaż czasamiwybuchają między nimi tak zajadłe sprzeczki, że aż musiałam kilka razy rozdzielać je miotłą.Muszę przyznać, że mam niezwykły talent do pakowania się w kłopoty.Ostatnioprzeprowadziłam w ogrodzie pewien eksperyment z prochem strzelniczym, który mój ojciecprzywiózł z Kanady.Dyga głęboko.- Spowodowałam eksplozję, która zabrudziła gnojem prześcieradła suszące się nasznurze i zaalarmowała cały dom.Kiedy ojciec zszedł do ogrodu, potrząsnął mną, i boję się,że wtedy szpetnie zaklęłam.Tak było, dokładnie zacytowałam jego słowa.Nie uważał mojego eksperymentu za pożyteczny.Podniósł mnie jak psiaka, wsadziłpod pachę i wspiął się trzy piętra w górę, do zacienionego pokoju mamy.Jak taran przebił sięprzez na wpół otwarte drzwi i stanął w progu.Opuszcza brodę i mówi głęboko upozowanym głosem.- Kto tę smarkulę nauczył takiego słownictwa? Wiesz, co do mnie przed chwiląpowiedziała?Zmienia intonację na wyższą i odzywa się miękko i błagalnie.- Czy możesz dać mi spokój? Głowa tak mnie boli, że prawie umieram.Powraca do właściwej postaci, pobieżnie przerzuca kartki książki, po czym ją zamykai znów patrzy w przestrzeń.- Popołudniami słońce padało przez świetlik w drzwiach na górną część klatkischodowej - strumień światła z wirującymi w jego blasku drobinkami kurzu.Prawie możnabyło określić dokładnie godzinę, patrząc, jak przesuwa się po ścianie; powoli stawał sięcieniutki, aż w końcu zamierał.Nauczyłam się stopniowo poznawać każdy centymetr ścianywedług tego cienia.Zwiatło pojawia się na szczycie schodów.Mary słyszy dzwięk i powoli się odwraca.- Tak wiele czasu spędziłam w tej, jak by to określić, dość osobliwej ciszy domu,wypełnionej tysiącami skrzypnięć i migotaniem lamp gazowych.Charley jest w szkole;ogrodnik gdzieś poza domem; pani Barrett, nasza gospodyni, siedzi w kuchni na dole iwylicza swoim stanowczym głosem różne potrzeby pod adresem Pana Boga.Dla pani BarrettPan Bóg najwyrazniej jest kimś w rodzaju niebiańskiego lokaja.Kiedy z dalekich stronnadchodzą listy od ojca, czytam je od deski do deski, zanim zaniosę na górę do pokoju mamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zatraciłazupełnie poczucie czasu.W ten sposób minął cały dzień, cała noc i jeszcze następny dzień.Przyśnił się jej sen, w którym padło słowo anoreksja , dlatego z przerażenia nagleusiadła wyprostowana na łóżku.Nie mogła sobie przypomnieć momentu, kiedy ostatnio cośjadła.Na wspomnienie o jedzeniu zrobiło się jej niedobrze.W głównym holu stał automat zprzekąskami, spróbowała więc kupić krakersy, ale maszyna była zepsuta.Straciła tylko trzyćwierćdolarówki, bo automat nie wypluł ich z powrotem.Walnęła w szkło i z przegródkiwypadła paczka gumy do żucia.Uderzyła jeszcze raz, a potem włożyła dodatkowepięćdziesiąt centów i dzięki temu udało się jej wydobyć małą torebkę drażetek M&M.Zjadłaje, nie odchodząc od automatu, i od razu zrobiło się jej niedobrze.Pobiegła do łazienki,opryskała twarz zimną wodą, poczekała chwilę na ewentualne dalsze sensacje, a potemwróciła do pokoju; cały czas czuła zawroty głowy.Na zewnątrz świat toczył się swoim rytmem.Wyły syreny, z ulicy dobiegał hałassamosamochodów, muzyka, odgłosy rozmów.Dni zrobiły się jasne od wiosennego słońca,jaskrawe od kwiatów, pełne szelestu wiatru wiejącego od niedalekich wzgórz pokrytychsoczystą zielenią, podczas gdy odległe góry mieniły się kolorami błękitu.Lily usiadła przyoknie, wzięła do ręki ołówek i czekała, aż spłynie na nią natchnienie.2Początek kwietnia 1875Hol na parterze domu.Schody po lewej stronie, a drzwi wiodące do pozostałychpokojów po prawej.Na środku sceny otwarte wejście, przez które widzimy bibliotekę.Tasama dziewczynka stoi w progu.Spogląda na książki z wyrazem uznania, jakby podziwiałabogactwo zbiorów.Następnie zaczyna wpatrywać się w ciemność poza obrębem sceny.Maryw rozmowach z innymi posługuje się cockneyowskim dialektem, ale w monologachskierowanych do widowni mówi zwykłą angielszczyzną.Jej głos to silny, dzwięczny alt.Mary- Moja matka zwykle przesypiała całą noc po wieczornym posiłku, ale ostatnio zaczęłamnie wołać.W tym odcinku wspomnień mam trzynaście lat.Wróćmy znów na Highgate;dom jest zamknięty, jedno okno wychodzi na ulicę, pozostałe na ogród na tyłach domu.Wszystkie są pozamykane.Dzwony odzywają się w równych odstępach czasu, w ogrodzieodbywają się kogucie harce, ale hałasy z ulicy prawie nie przedostają się do środka.Rankamikoguty budzą się o wschodzie słońca i pieją przerazliwie, jakby dawały znak komuś, kto jestdaleko stąd.One są moje - hoduję je już nieco ponad rok.Nigdy się nie biją, chociaż czasamiwybuchają między nimi tak zajadłe sprzeczki, że aż musiałam kilka razy rozdzielać je miotłą.Muszę przyznać, że mam niezwykły talent do pakowania się w kłopoty.Ostatnioprzeprowadziłam w ogrodzie pewien eksperyment z prochem strzelniczym, który mój ojciecprzywiózł z Kanady.Dyga głęboko.- Spowodowałam eksplozję, która zabrudziła gnojem prześcieradła suszące się nasznurze i zaalarmowała cały dom.Kiedy ojciec zszedł do ogrodu, potrząsnął mną, i boję się,że wtedy szpetnie zaklęłam.Tak było, dokładnie zacytowałam jego słowa.Nie uważał mojego eksperymentu za pożyteczny.Podniósł mnie jak psiaka, wsadziłpod pachę i wspiął się trzy piętra w górę, do zacienionego pokoju mamy.Jak taran przebił sięprzez na wpół otwarte drzwi i stanął w progu.Opuszcza brodę i mówi głęboko upozowanym głosem.- Kto tę smarkulę nauczył takiego słownictwa? Wiesz, co do mnie przed chwiląpowiedziała?Zmienia intonację na wyższą i odzywa się miękko i błagalnie.- Czy możesz dać mi spokój? Głowa tak mnie boli, że prawie umieram.Powraca do właściwej postaci, pobieżnie przerzuca kartki książki, po czym ją zamykai znów patrzy w przestrzeń.- Popołudniami słońce padało przez świetlik w drzwiach na górną część klatkischodowej - strumień światła z wirującymi w jego blasku drobinkami kurzu.Prawie możnabyło określić dokładnie godzinę, patrząc, jak przesuwa się po ścianie; powoli stawał sięcieniutki, aż w końcu zamierał.Nauczyłam się stopniowo poznawać każdy centymetr ścianywedług tego cienia.Zwiatło pojawia się na szczycie schodów.Mary słyszy dzwięk i powoli się odwraca.- Tak wiele czasu spędziłam w tej, jak by to określić, dość osobliwej ciszy domu,wypełnionej tysiącami skrzypnięć i migotaniem lamp gazowych.Charley jest w szkole;ogrodnik gdzieś poza domem; pani Barrett, nasza gospodyni, siedzi w kuchni na dole iwylicza swoim stanowczym głosem różne potrzeby pod adresem Pana Boga.Dla pani BarrettPan Bóg najwyrazniej jest kimś w rodzaju niebiańskiego lokaja.Kiedy z dalekich stronnadchodzą listy od ojca, czytam je od deski do deski, zanim zaniosę na górę do pokoju mamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]