[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co do Chrisa i Vicky, to są, cóż, Wiesz.Chrisem i Vicky, a ja.ja.Jasno było widać, że Melissie właśnie się przypomniało, że przed poja-wieniem się Paula była w trakcie rozmowy ze mną i teraz ja czekałem wnapięciu, jak jakieś piąte koło u wozu, pragnąc, żeby jedno z nich uwolniłomnie z tej niezręcznej sytuacji.Melissa popatrzyła na mnie przepraszająco.- Paul, to jest.- Billy - odparłem.- Jestem Billy.- Właśnie.Billy - rzekła Melissa.- To jest Billy.Billy, to jest Paul.Je-steśmy dawnymi znajomymi.- Bardzo dawnymi - dodał Paul.- Ile lat się znamy? Dziesięć czy jedena-ście?- Dwanaście - odparła Melissa.- Dwanaście długich lat.MELISSAWpół do pierwszej w nocy.Od trzydziestu minut mieliśmy zupełnie no-wy rok, a ja i Paul, po wzniesieniu o północy razem ze wszystkimi okrzy-RLTków, wiwatowaniu i odśpiewaniu Auld Lang Syne, siedzieliśmy na tyłachdomu Eda i Sharon, na stojącym na tarasie mokrym stole.W towarzystwiezabranej z blatu butelki wina oglądaliśmy na niebie pokazy sztucznychogni.Czułam, jak wilgoć ze stołu przesiąka mi przez dżinsy aż do bielizny,ale miałam to gdzieś.W Paulu zaszła dzisiejszego wieczoru jakaś zmiana.Czułam to.- Miałeś genialny pomysł - rzekłam, gdy niebo rozświetliły kolejne fa-jerwerki.- Porzucić wygodny i ciepły dom na rzecz siedzenia na zewnątrzw siąpiącym deszczu.Paul wzruszył ramionami.- Mogłaś się nie zgodzić.- I przegapić to wszystko? Coś ty!Paul pociągnął łyk wina i podał mi butelkę.Przyłożyłam ją do ust, po-ciągnęłam długi, duży łyk i przełknęłam.Dobrze było pić wino w taki wła-śnie sposób.Natychmiast przypominały się czasy, kiedy lepsze manierynaprawdę się nie liczyły.- Nie piłam prosto z butelki od tego roku, kiedy wszyscy pojechaliśmydo Glastonbury.A z jakiegoś powodu dzisiaj zrobiłam to dwa razy.Paul się uśmiechnął.- Pamiętam Glastonbury.To było wtedy, kiedy od tego hipisa niedalekogłównej sceny kupiliśmy domowej roboty wino, a Cooper odmówił jegopicia na wypadek, gdyby miało być zaprawione jakimś środkiem chwasto-bójczym.Pamiętasz? Jakby ten hipis nie miał nic lepszego do roboty, niżtruć bandę obiboków z klasy średniej.- Pamiętam tego hipisa.i to, jak podawałam mu pieniądze, ale pozawpychaniem korków do butelki moimi kluczami niewiele więcej pamiętamz tamtego wieczoru.- Roześmiałam się.- Mam w każdym razie wrażenie,że to mógł być jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu.RLT- A już na pewno plasujący się w pierwszej dziesiątce.Zerknęłam na Paula.Wydawał się zadumany i melancholijny.- Powiesz mi więc, co się dzieje?- Co chcesz wiedzieć?- Cóż, na początek to, gdzie jest Hannah.- Podejrzewam, że w domu.Ale nie mam pewności.Rozstaliśmy siękrótko przed świętami.Oto wielka nowina.Paul i Hannah się rozstali.Między nimi koniec.Towydawało się nie mieć w ogóle sensu, jeśli wziąć pod uwagę to, jacy byliszczęśliwi, kiedy widziałam ich razem po raz ostatni, całych zakochanych iłaszących się do siebie.- Jak ona to przyjęła? - zapytałam ostrożnie.- Skąd wiesz, że to przeze mnie?- Daj spokój, Paul - zaśmiałam się.- To przecież ze mną rozmawiasz.- Nic jej nie będzie - odparł wymijająco.- Nie byłem przecież miłościąjej życia.- A skąd możesz to wiedzieć?- Myślisz, że byłem? Pokręciłam głową.- Wątpię, żebyś stał się kiedykolwiek miłością czyjegoś życia.Pomijającwszystko inne, byłoby to równoznaczne z publicznym przyznaniem się dotego, że się nie miało wiele z życia.Muszę jednak stwierdzić, że jestem za-skoczona.Prawdę powiedziawszy, gotowa byłam postawić kasę na to, żewam się uda.- Mimo że ona jest taka młoda?- Ma dwadzieścia trzy lata.Wcale nie jest taka młoda.RLT- Tak myślisz? Westchnęłam.- Wygląda na to, że problem tkwił raczej w tobie niż w niej.Paul pociągnął za etykietę na butelce, w końcu odrywając mały kawałek.- Nie byłem dla niej odpowiednim facetem.I sądzę, że ona o tym wie-działa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Co do Chrisa i Vicky, to są, cóż, Wiesz.Chrisem i Vicky, a ja.ja.Jasno było widać, że Melissie właśnie się przypomniało, że przed poja-wieniem się Paula była w trakcie rozmowy ze mną i teraz ja czekałem wnapięciu, jak jakieś piąte koło u wozu, pragnąc, żeby jedno z nich uwolniłomnie z tej niezręcznej sytuacji.Melissa popatrzyła na mnie przepraszająco.- Paul, to jest.- Billy - odparłem.- Jestem Billy.- Właśnie.Billy - rzekła Melissa.- To jest Billy.Billy, to jest Paul.Je-steśmy dawnymi znajomymi.- Bardzo dawnymi - dodał Paul.- Ile lat się znamy? Dziesięć czy jedena-ście?- Dwanaście - odparła Melissa.- Dwanaście długich lat.MELISSAWpół do pierwszej w nocy.Od trzydziestu minut mieliśmy zupełnie no-wy rok, a ja i Paul, po wzniesieniu o północy razem ze wszystkimi okrzy-RLTków, wiwatowaniu i odśpiewaniu Auld Lang Syne, siedzieliśmy na tyłachdomu Eda i Sharon, na stojącym na tarasie mokrym stole.W towarzystwiezabranej z blatu butelki wina oglądaliśmy na niebie pokazy sztucznychogni.Czułam, jak wilgoć ze stołu przesiąka mi przez dżinsy aż do bielizny,ale miałam to gdzieś.W Paulu zaszła dzisiejszego wieczoru jakaś zmiana.Czułam to.- Miałeś genialny pomysł - rzekłam, gdy niebo rozświetliły kolejne fa-jerwerki.- Porzucić wygodny i ciepły dom na rzecz siedzenia na zewnątrzw siąpiącym deszczu.Paul wzruszył ramionami.- Mogłaś się nie zgodzić.- I przegapić to wszystko? Coś ty!Paul pociągnął łyk wina i podał mi butelkę.Przyłożyłam ją do ust, po-ciągnęłam długi, duży łyk i przełknęłam.Dobrze było pić wino w taki wła-śnie sposób.Natychmiast przypominały się czasy, kiedy lepsze manierynaprawdę się nie liczyły.- Nie piłam prosto z butelki od tego roku, kiedy wszyscy pojechaliśmydo Glastonbury.A z jakiegoś powodu dzisiaj zrobiłam to dwa razy.Paul się uśmiechnął.- Pamiętam Glastonbury.To było wtedy, kiedy od tego hipisa niedalekogłównej sceny kupiliśmy domowej roboty wino, a Cooper odmówił jegopicia na wypadek, gdyby miało być zaprawione jakimś środkiem chwasto-bójczym.Pamiętasz? Jakby ten hipis nie miał nic lepszego do roboty, niżtruć bandę obiboków z klasy średniej.- Pamiętam tego hipisa.i to, jak podawałam mu pieniądze, ale pozawpychaniem korków do butelki moimi kluczami niewiele więcej pamiętamz tamtego wieczoru.- Roześmiałam się.- Mam w każdym razie wrażenie,że to mógł być jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu.RLT- A już na pewno plasujący się w pierwszej dziesiątce.Zerknęłam na Paula.Wydawał się zadumany i melancholijny.- Powiesz mi więc, co się dzieje?- Co chcesz wiedzieć?- Cóż, na początek to, gdzie jest Hannah.- Podejrzewam, że w domu.Ale nie mam pewności.Rozstaliśmy siękrótko przed świętami.Oto wielka nowina.Paul i Hannah się rozstali.Między nimi koniec.Towydawało się nie mieć w ogóle sensu, jeśli wziąć pod uwagę to, jacy byliszczęśliwi, kiedy widziałam ich razem po raz ostatni, całych zakochanych iłaszących się do siebie.- Jak ona to przyjęła? - zapytałam ostrożnie.- Skąd wiesz, że to przeze mnie?- Daj spokój, Paul - zaśmiałam się.- To przecież ze mną rozmawiasz.- Nic jej nie będzie - odparł wymijająco.- Nie byłem przecież miłościąjej życia.- A skąd możesz to wiedzieć?- Myślisz, że byłem? Pokręciłam głową.- Wątpię, żebyś stał się kiedykolwiek miłością czyjegoś życia.Pomijającwszystko inne, byłoby to równoznaczne z publicznym przyznaniem się dotego, że się nie miało wiele z życia.Muszę jednak stwierdzić, że jestem za-skoczona.Prawdę powiedziawszy, gotowa byłam postawić kasę na to, żewam się uda.- Mimo że ona jest taka młoda?- Ma dwadzieścia trzy lata.Wcale nie jest taka młoda.RLT- Tak myślisz? Westchnęłam.- Wygląda na to, że problem tkwił raczej w tobie niż w niej.Paul pociągnął za etykietę na butelce, w końcu odrywając mały kawałek.- Nie byłem dla niej odpowiednim facetem.I sądzę, że ona o tym wie-działa [ Pobierz całość w formacie PDF ]