[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy w przekonaniu, że czyni wielki honor skromnej rodziniecukierników, poinformował matkę o swym pragnieniu, by jej córka pozowała do posągu,napotkał na stanowczy opór.Eliza Sommers miała już dość siedzenia godzinami i pilnowaniaLynn w pracowniach fotografów, których cała praca sprowadzała się do naciśnięcia guziczka.Czuła się wyczerpana na samą myśl, że miałaby to teraz robić w pracowni tego niepozornegoczłowieczka, który zamierzał wykonać posąg z brązu kilkumetrowej wysokości.Lynn byłajednak taka dumna i przejęta perspektywą symbolizowania Republiki, że Eliza nie odważyłasię oponować Rzezbiarz musiał się bardzo natrudzić, przekonując matkę, że krótka tunikabędzie w tym przypadku odpowiednim odzieniem, bo Eliza nie widziała związku międzypółnocnoamerykańską republiką i greckim strojem.Koniec końców ustalili, że Lynn będziepozowała z odsłoniętymi nogami i ramionami, ale z zakrytymi piersiami.Lynn nie zdawała sobie sprawy z niepokoju matki ani z tego, ile wkładała wysiłku, bystać na straży jej cnoty.%7łyła pogrążona bez reszty w romantycznych fantazjach.Gdyby niezachwycający wygląd, niczym specjalnym by się nie wyróżniała.Była zwykłą młodądziewczyną, jakich wiele, przepisywała wiersze do zeszytu o różowych kartkach i zbierałaporcelanowe figurki.Jej powściągliwość nie wynikała z eleganckich manier, lecz z lenistwa, ajej melancholia nie skrywała w sobie żadnej tajemnicy, lecz pustkę. Dajcie jej spokój, póki jażyję, niczego Lynn nie zabraknie - powtarzał wielokrotnie Lucky, bo tylko on jeden zdawałsobie jasno sprawę, jaka głupiutka jest jego siostra.Kilka lat starszy od Lynn Lucky był Chińczykiem z krwi i kości.Oprócz rzadkichokazji, gdy musiał załatwić jakąś formalność albo zrobić sobie zdjęcie, ubierał się w długi dokolan luzny kaftan, szerokie spodnie, przewiązywał się w talii szerokim pasem, a na nogiwkładał buty na drewnianej podeszwie.Tyle że na głowie nosił zawsze kowbojski kapelusz.Nie miał wytwornych manier swego ojca, delikatności matki ani urody siostry.Był mały, miałkrótkie nogi, wielką głowę i zielonkawożółty odcień skóry, jednak zjednywał sobie ludzizniewalającym uśmiechem i zarazliwym optymizmem biorącym się z przekonania, że los musprzyja.Nie mogło go spotkać nic złego, myślał, szczęście i fortunę ma zapewnione, bo urodziłsię pod szczęśliwą gwiazdą.Odkrył to, mając dziewięć lat, gdy grał w fan tan na ulicy zinnymi chłopcami: wrócił owego dnia do domu i zapowiedział, że odtąd będzie się nazywałLucky, zamiast Ebanizer - i przestał reagować, gdy zwracano się do niego inaczej.Szczęścietowarzyszyło mu na każdym kroku, wygrywał zawsze we wszystkich grach losowych i choćbył nie zależny i zuchwały, nigdy nie miał żadnych kłopotów z tong ani z białą władzą.Nawetirlandzcy policjanci nie mogli oprzeć się jego bezpretensjonalnemu urokowi i kiedy jegokompani dostawali razy pałkami, on zawsze wychodził bez szwanku ze wszystkich awantur,wymigując się jakimś żarcikiem albo magiczną sztuczką, których wiele potrafił wyczarowaćzręcznymi rękoma prestidigitatora.Tao Chi' en nie mógł się pogodzić z lekkomyślnościąjedynego syna i złorzeczył jego dobrej gwiezdzie, bo z jej powodu chłopak nie poznał trudu iznoju zwykłych śmiertelników.Nie pragnął dla niego szczęścia, lecz transcendencji.Smuciłogo, że przemierza świat niczym beztroski ptak, ponieważ uważał, że taki stosunek do życiazniszczy mu karmę.Wierzył, że dusza zbliża się do nieba dzięki doświadczaniu cierpienia iwspółczucia, pokonując szlachetnie i wspaniałomyślnie wszelkie przeszkody, ale skorozmiana zawsze przychodziła Lucky'emu łatwo, jak miał przezwyciężyć samego siebie?Obawiał się, że w następnym wcieleniu Lucky może być robakiem.Tao Chi'en pragnął, byjego pierworodny syn, którego powinnością było pomaganie ojcu na starość i czczenie jegopamięci po śmierci, kontynuował szlachetną rodzinną tradycję leczenia ludzi, marzył nawet,że pewnego dnia stanie się pierwszym dyplomowanym lekarzem chińsko-amerykańskim.Jednak Lucky' ego wprawiały w przerażenie cuchnące napary i igły do akupunktury, nic niebudziło w nim większego wstrętu niż cudze choroby i nie rozumiał, jaką przyjemność możeodczuwać ojciec, zajmując się czyimś chorym pęcherzem moczowym albo obsypanąpryszczami twarzą.Nim skończył szesnaście lat i zaczął chodzić własnymi drogami, musiałasystować Tao Chi'enowi w przychodni, gdzie ten zanudzał go nazwami lekarstw iprzepisami na ich stosowanie oraz usiłował go nauczyć trudnej do wytłumaczenia sztukimierzenia pulsu, wyrównywania energii i rozpoznawania złych nastrojów, czyli przekazać muswoje sekrety; młodzieniec słuchał ich z roztargnieniem, choć nie budziły w nim aż takiejodrazy jak studiowane gorliwie przez ojca naukowe księgi o medycynie zachodniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Kiedy w przekonaniu, że czyni wielki honor skromnej rodziniecukierników, poinformował matkę o swym pragnieniu, by jej córka pozowała do posągu,napotkał na stanowczy opór.Eliza Sommers miała już dość siedzenia godzinami i pilnowaniaLynn w pracowniach fotografów, których cała praca sprowadzała się do naciśnięcia guziczka.Czuła się wyczerpana na samą myśl, że miałaby to teraz robić w pracowni tego niepozornegoczłowieczka, który zamierzał wykonać posąg z brązu kilkumetrowej wysokości.Lynn byłajednak taka dumna i przejęta perspektywą symbolizowania Republiki, że Eliza nie odważyłasię oponować Rzezbiarz musiał się bardzo natrudzić, przekonując matkę, że krótka tunikabędzie w tym przypadku odpowiednim odzieniem, bo Eliza nie widziała związku międzypółnocnoamerykańską republiką i greckim strojem.Koniec końców ustalili, że Lynn będziepozowała z odsłoniętymi nogami i ramionami, ale z zakrytymi piersiami.Lynn nie zdawała sobie sprawy z niepokoju matki ani z tego, ile wkładała wysiłku, bystać na straży jej cnoty.%7łyła pogrążona bez reszty w romantycznych fantazjach.Gdyby niezachwycający wygląd, niczym specjalnym by się nie wyróżniała.Była zwykłą młodądziewczyną, jakich wiele, przepisywała wiersze do zeszytu o różowych kartkach i zbierałaporcelanowe figurki.Jej powściągliwość nie wynikała z eleganckich manier, lecz z lenistwa, ajej melancholia nie skrywała w sobie żadnej tajemnicy, lecz pustkę. Dajcie jej spokój, póki jażyję, niczego Lynn nie zabraknie - powtarzał wielokrotnie Lucky, bo tylko on jeden zdawałsobie jasno sprawę, jaka głupiutka jest jego siostra.Kilka lat starszy od Lynn Lucky był Chińczykiem z krwi i kości.Oprócz rzadkichokazji, gdy musiał załatwić jakąś formalność albo zrobić sobie zdjęcie, ubierał się w długi dokolan luzny kaftan, szerokie spodnie, przewiązywał się w talii szerokim pasem, a na nogiwkładał buty na drewnianej podeszwie.Tyle że na głowie nosił zawsze kowbojski kapelusz.Nie miał wytwornych manier swego ojca, delikatności matki ani urody siostry.Był mały, miałkrótkie nogi, wielką głowę i zielonkawożółty odcień skóry, jednak zjednywał sobie ludzizniewalającym uśmiechem i zarazliwym optymizmem biorącym się z przekonania, że los musprzyja.Nie mogło go spotkać nic złego, myślał, szczęście i fortunę ma zapewnione, bo urodziłsię pod szczęśliwą gwiazdą.Odkrył to, mając dziewięć lat, gdy grał w fan tan na ulicy zinnymi chłopcami: wrócił owego dnia do domu i zapowiedział, że odtąd będzie się nazywałLucky, zamiast Ebanizer - i przestał reagować, gdy zwracano się do niego inaczej.Szczęścietowarzyszyło mu na każdym kroku, wygrywał zawsze we wszystkich grach losowych i choćbył nie zależny i zuchwały, nigdy nie miał żadnych kłopotów z tong ani z białą władzą.Nawetirlandzcy policjanci nie mogli oprzeć się jego bezpretensjonalnemu urokowi i kiedy jegokompani dostawali razy pałkami, on zawsze wychodził bez szwanku ze wszystkich awantur,wymigując się jakimś żarcikiem albo magiczną sztuczką, których wiele potrafił wyczarowaćzręcznymi rękoma prestidigitatora.Tao Chi' en nie mógł się pogodzić z lekkomyślnościąjedynego syna i złorzeczył jego dobrej gwiezdzie, bo z jej powodu chłopak nie poznał trudu iznoju zwykłych śmiertelników.Nie pragnął dla niego szczęścia, lecz transcendencji.Smuciłogo, że przemierza świat niczym beztroski ptak, ponieważ uważał, że taki stosunek do życiazniszczy mu karmę.Wierzył, że dusza zbliża się do nieba dzięki doświadczaniu cierpienia iwspółczucia, pokonując szlachetnie i wspaniałomyślnie wszelkie przeszkody, ale skorozmiana zawsze przychodziła Lucky'emu łatwo, jak miał przezwyciężyć samego siebie?Obawiał się, że w następnym wcieleniu Lucky może być robakiem.Tao Chi'en pragnął, byjego pierworodny syn, którego powinnością było pomaganie ojcu na starość i czczenie jegopamięci po śmierci, kontynuował szlachetną rodzinną tradycję leczenia ludzi, marzył nawet,że pewnego dnia stanie się pierwszym dyplomowanym lekarzem chińsko-amerykańskim.Jednak Lucky' ego wprawiały w przerażenie cuchnące napary i igły do akupunktury, nic niebudziło w nim większego wstrętu niż cudze choroby i nie rozumiał, jaką przyjemność możeodczuwać ojciec, zajmując się czyimś chorym pęcherzem moczowym albo obsypanąpryszczami twarzą.Nim skończył szesnaście lat i zaczął chodzić własnymi drogami, musiałasystować Tao Chi'enowi w przychodni, gdzie ten zanudzał go nazwami lekarstw iprzepisami na ich stosowanie oraz usiłował go nauczyć trudnej do wytłumaczenia sztukimierzenia pulsu, wyrównywania energii i rozpoznawania złych nastrojów, czyli przekazać muswoje sekrety; młodzieniec słuchał ich z roztargnieniem, choć nie budziły w nim aż takiejodrazy jak studiowane gorliwie przez ojca naukowe księgi o medycynie zachodniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]