[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć jednak Elżbieta nie przypuszczała, by jej osobabyła głównym powodem jego czynu, nie wykluczała, iż resztki skłonności, jaką do niejodczuwał, wspierały go w tych staraniach, tak istotnych dla jej osobistego spokoju.93Przykra, ogromnie przykra była świadomość, iż zaciągnęli długi wdzięczności wobecczłowieka, któremu nigdy nie będę mogli ich spłacić.Zawdzięczali mu odzyskanie Lidii,jej reputację - wszystko.O, jakże serdecznie teraz bolała nad każdą nieprzychylną mumyślą, jaką żywiła, nad każdym zuchwałym słowem, jakie skierowała ku niemu.Samabyła upokorzona, lecz z niego była dumna, dumna, że w sprawie, gdzie w grę wchodziłhonor i poczucie miłosierdzia, on potrafił się przemóc i dać z siebie to, co najlepsze.Jeszcze raz i jeszcze raz odczytywała pochwałę ciotki.Doświadczyła nawet pewnegozadowolenia - choć przemieszanego z żalem - na myśl, jak głęboko są wujostwoprzekonani, że pomiędzy nią i panem Darcym istnieje głębokie uczucie i wzajemnezaufanie.Odgłos czyichś kroków poderwał ją nagle, przerywając rozmyślania.Nie zdążyłaskręcić w jakąś ścieżkę, zobaczyła Wickhama.- Obawiam się, droga szwagierko, żem ci przerwał samotną przechadzkę -odezwał się, podchodząc bliżej.- Owszem - odparła z uśmiechem - lecz z tego nie wynika, iż mi to jestnieprzyjemne.- Bardzo by mi było przykro w takim wypadku.Zawsze byliśmy dobrymiprzyjaciółmi, a teraz jesteśmy jeszcze lepszymi.- Prawda.Czy idzie ktoś jeszcze?- Nie wiem.Pani Bennet i Lidia jadą powozem do Meryton.Cóż, drogaszwagierko, słyszałem od wujostwa, iż oglądałaś Pemberley?Skinęła głową.- Niemal ci zazdroszczę tej przyjemności, choć jednocześnie myślę, że byłabyponad moje siły, inaczej zajechałbym tam po drodze do Newcastle.Przypuszczam, iżwidziałaś się ze starą gospodynią.Biedna Reynolds! Zawsze była bardzo do mnieprzywiązana! Ale pewno nie wspomniała mojego imienia?- Owszem, wspomniała.- I cóż mówiła?- %7łe zaciągnąłeś się do wojska i że obawia się, iż& zszedłeś na złą drogę&94Odległość, jaka was rozdzieliła, może tłumaczyć tę dziwną pomyłkę!- Z pewnością - odparł, przygryzając wargi.Elżbieta sądziła, że zamknęła mu w ten sposób usta, ale po chwili Wickhamodezwał się znowu:- Ze zdziwieniem spotkałem w zeszłym miesiącu Darcy ego w Londynie.Widzieliśmy się kilkakrotnie.Zastanawiam się, co też mógł tam robić?- Może przygotowywał się do ślubu z panną de Bourgh - podsunęła Elżbieta.- Wtym czasie tylko jakaś szczególna sprawa mogła go ściągnąć do Londynu.- Niewątpliwie.Widziałaś go pewnie w Lambton? Wydaje mi się, że o czymś takimwspomnieli mi państwo Gardiner.- Owszem, przedstawił nas swojej siostrze.- Jak ci się podobała?- Ogromnie.- Słyszałem, że się bardzo zmieniła na lepsze w ciągu tych ostatnich dwóch lat.Nie sprawiała obiecującego wrażenia, kiedym ją widział po raz ostatni.Cieszę się, że ci się spodobała, szwagierko.Mam nadzieję, że wyrośnie lepiej, niżmożna było przypuszczać.- I ja tak sądzę.Przeszła już najbardziej niebezpieczny okres.- Czy przejeżdżaliście przez wieś Kympton?- Nie przypominam sobie.- Mówię o tym, ponieważ to jest właśnie owa przyobiecana mi parafia.Zachwycająca okolica.Wspaniała plebania.Wymarzona dla mnie pod każdymwzględem.- Czy odpowiadałoby ci, kuzynie, mówienie kazań?- Oczywiście.Uważałbym je za część moich obowiązków.Po pewnym czasieprzychodziłoby mi to bez wysiłku.Człowiek nie powinien się skarżyć, ale to by byławymarzona praca dla mnie! Cisza i spokój, tak właśnie wyobrażałem sobie szczęście.Ale tak być nie miało.Czy Darcy kiedykolwiek wspominał o tym podczas twojego pobytuw Kent?95- Słyszałam od osoby, równie godnej zaufania, iż prebenda była ci zapisanawarunkowo i że decyzję miał podjąć obecny właściciel Pemberley.- Ach, słyszałaś? No tak, jest w tym trochę prawdy! Od początku mówiłem ci to,jeśli pamiętasz.- Powiadano mi również, że był czas, kiedy układanie kazań nie wydawało ci siętak pociągającym zajęciem jak teraz, że zrezygnowałeś ze święceń, i cała sprawaspadkowa została stosownie do tego uzgodniona i załatwiona ostatecznie.- Słyszałaś! No tak, to, co ci powiedziano, ma pewne podstawy.Chyba pamiętasz,szwagierko, co ci o tym mówiłem, kiedyśmy rozmawiali po raz pierwszy.Byli już prawie pod drzwiami domu, gdyż Elżbieta szła prędko, by się go wreszciepozbyć.Ze względu na siostrę nie chciała go prowokować, odparła więc tylko zdobrodusznym uśmiechem:- Cóż, szwagrze! Jesteśmy teraz najbliższą rodziną.Zapomnijmy o przeszłości, aw przyszłości, mam nadzieję, będziemy zawsze jednego zdania.Wyciągnęła doń rękę, którą on ucałował przesadnie szarmancko, choć niewiedział, gdzie oczy podziać.Tak weszli do domu.96LIIIOkazało się, iż powyższa rozmowa do tego stopnia zadowoliła pana Wickhama,że odtąd nie podejmował tego tematu, nie chcąc robić sobie przykrości ani prowokowaćswej drogiej szwagierki Elżbiety.Stwierdziła z zadowoleniem, że to, co powiedziała,wystarczy, by siedział cicho.Nadszedł w końcu dzień wyjazdu młodego małżeństwa.Pani Bennet musiała siępogodzić z tą myślą, a że jej mąż sprzeciwił się stanowczo planom, by cała rodzinarównież jechała do Newcastle, rozłąka z córką zanosiła się na rok co najmniej.- Lidio, kochanie moje - szlochała matka - kiedyż się znowu zobaczymy?- Mój Boże! Skądże ja mogę wiedzieć? Nie wcześniej chyba niż za dwa, trzy lata.- Pisuj do mnie często, kochanie!- Jak tylko będę mogła.Wie mama przecież, że mężatki nie mają wiele czasu nakorespondencję Niechże moje siostry do mnie piszą, nie mają przecież nic innego doroboty.Pan Wickham żegnał się o wiele serdeczniej niż jego żona.Uśmiechał się,przybierał wdzięczne pozy i prawił miłe słówka.- To najwspanialszy mężczyzna, jakiego znam - stwierdził pan Bennet po ichwyjezdzie.- Jak on się do nas wdzięczy, jak uśmiecha, jak się kryguje.Jestem z niegoniezmiernie dumny.Sądzę, że nawet sir William Lucas nie może się pochwalić takznakomitym zięciem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Choć jednak Elżbieta nie przypuszczała, by jej osobabyła głównym powodem jego czynu, nie wykluczała, iż resztki skłonności, jaką do niejodczuwał, wspierały go w tych staraniach, tak istotnych dla jej osobistego spokoju.93Przykra, ogromnie przykra była świadomość, iż zaciągnęli długi wdzięczności wobecczłowieka, któremu nigdy nie będę mogli ich spłacić.Zawdzięczali mu odzyskanie Lidii,jej reputację - wszystko.O, jakże serdecznie teraz bolała nad każdą nieprzychylną mumyślą, jaką żywiła, nad każdym zuchwałym słowem, jakie skierowała ku niemu.Samabyła upokorzona, lecz z niego była dumna, dumna, że w sprawie, gdzie w grę wchodziłhonor i poczucie miłosierdzia, on potrafił się przemóc i dać z siebie to, co najlepsze.Jeszcze raz i jeszcze raz odczytywała pochwałę ciotki.Doświadczyła nawet pewnegozadowolenia - choć przemieszanego z żalem - na myśl, jak głęboko są wujostwoprzekonani, że pomiędzy nią i panem Darcym istnieje głębokie uczucie i wzajemnezaufanie.Odgłos czyichś kroków poderwał ją nagle, przerywając rozmyślania.Nie zdążyłaskręcić w jakąś ścieżkę, zobaczyła Wickhama.- Obawiam się, droga szwagierko, żem ci przerwał samotną przechadzkę -odezwał się, podchodząc bliżej.- Owszem - odparła z uśmiechem - lecz z tego nie wynika, iż mi to jestnieprzyjemne.- Bardzo by mi było przykro w takim wypadku.Zawsze byliśmy dobrymiprzyjaciółmi, a teraz jesteśmy jeszcze lepszymi.- Prawda.Czy idzie ktoś jeszcze?- Nie wiem.Pani Bennet i Lidia jadą powozem do Meryton.Cóż, drogaszwagierko, słyszałem od wujostwa, iż oglądałaś Pemberley?Skinęła głową.- Niemal ci zazdroszczę tej przyjemności, choć jednocześnie myślę, że byłabyponad moje siły, inaczej zajechałbym tam po drodze do Newcastle.Przypuszczam, iżwidziałaś się ze starą gospodynią.Biedna Reynolds! Zawsze była bardzo do mnieprzywiązana! Ale pewno nie wspomniała mojego imienia?- Owszem, wspomniała.- I cóż mówiła?- %7łe zaciągnąłeś się do wojska i że obawia się, iż& zszedłeś na złą drogę&94Odległość, jaka was rozdzieliła, może tłumaczyć tę dziwną pomyłkę!- Z pewnością - odparł, przygryzając wargi.Elżbieta sądziła, że zamknęła mu w ten sposób usta, ale po chwili Wickhamodezwał się znowu:- Ze zdziwieniem spotkałem w zeszłym miesiącu Darcy ego w Londynie.Widzieliśmy się kilkakrotnie.Zastanawiam się, co też mógł tam robić?- Może przygotowywał się do ślubu z panną de Bourgh - podsunęła Elżbieta.- Wtym czasie tylko jakaś szczególna sprawa mogła go ściągnąć do Londynu.- Niewątpliwie.Widziałaś go pewnie w Lambton? Wydaje mi się, że o czymś takimwspomnieli mi państwo Gardiner.- Owszem, przedstawił nas swojej siostrze.- Jak ci się podobała?- Ogromnie.- Słyszałem, że się bardzo zmieniła na lepsze w ciągu tych ostatnich dwóch lat.Nie sprawiała obiecującego wrażenia, kiedym ją widział po raz ostatni.Cieszę się, że ci się spodobała, szwagierko.Mam nadzieję, że wyrośnie lepiej, niżmożna było przypuszczać.- I ja tak sądzę.Przeszła już najbardziej niebezpieczny okres.- Czy przejeżdżaliście przez wieś Kympton?- Nie przypominam sobie.- Mówię o tym, ponieważ to jest właśnie owa przyobiecana mi parafia.Zachwycająca okolica.Wspaniała plebania.Wymarzona dla mnie pod każdymwzględem.- Czy odpowiadałoby ci, kuzynie, mówienie kazań?- Oczywiście.Uważałbym je za część moich obowiązków.Po pewnym czasieprzychodziłoby mi to bez wysiłku.Człowiek nie powinien się skarżyć, ale to by byławymarzona praca dla mnie! Cisza i spokój, tak właśnie wyobrażałem sobie szczęście.Ale tak być nie miało.Czy Darcy kiedykolwiek wspominał o tym podczas twojego pobytuw Kent?95- Słyszałam od osoby, równie godnej zaufania, iż prebenda była ci zapisanawarunkowo i że decyzję miał podjąć obecny właściciel Pemberley.- Ach, słyszałaś? No tak, jest w tym trochę prawdy! Od początku mówiłem ci to,jeśli pamiętasz.- Powiadano mi również, że był czas, kiedy układanie kazań nie wydawało ci siętak pociągającym zajęciem jak teraz, że zrezygnowałeś ze święceń, i cała sprawaspadkowa została stosownie do tego uzgodniona i załatwiona ostatecznie.- Słyszałaś! No tak, to, co ci powiedziano, ma pewne podstawy.Chyba pamiętasz,szwagierko, co ci o tym mówiłem, kiedyśmy rozmawiali po raz pierwszy.Byli już prawie pod drzwiami domu, gdyż Elżbieta szła prędko, by się go wreszciepozbyć.Ze względu na siostrę nie chciała go prowokować, odparła więc tylko zdobrodusznym uśmiechem:- Cóż, szwagrze! Jesteśmy teraz najbliższą rodziną.Zapomnijmy o przeszłości, aw przyszłości, mam nadzieję, będziemy zawsze jednego zdania.Wyciągnęła doń rękę, którą on ucałował przesadnie szarmancko, choć niewiedział, gdzie oczy podziać.Tak weszli do domu.96LIIIOkazało się, iż powyższa rozmowa do tego stopnia zadowoliła pana Wickhama,że odtąd nie podejmował tego tematu, nie chcąc robić sobie przykrości ani prowokowaćswej drogiej szwagierki Elżbiety.Stwierdziła z zadowoleniem, że to, co powiedziała,wystarczy, by siedział cicho.Nadszedł w końcu dzień wyjazdu młodego małżeństwa.Pani Bennet musiała siępogodzić z tą myślą, a że jej mąż sprzeciwił się stanowczo planom, by cała rodzinarównież jechała do Newcastle, rozłąka z córką zanosiła się na rok co najmniej.- Lidio, kochanie moje - szlochała matka - kiedyż się znowu zobaczymy?- Mój Boże! Skądże ja mogę wiedzieć? Nie wcześniej chyba niż za dwa, trzy lata.- Pisuj do mnie często, kochanie!- Jak tylko będę mogła.Wie mama przecież, że mężatki nie mają wiele czasu nakorespondencję Niechże moje siostry do mnie piszą, nie mają przecież nic innego doroboty.Pan Wickham żegnał się o wiele serdeczniej niż jego żona.Uśmiechał się,przybierał wdzięczne pozy i prawił miłe słówka.- To najwspanialszy mężczyzna, jakiego znam - stwierdził pan Bennet po ichwyjezdzie.- Jak on się do nas wdzięczy, jak uśmiecha, jak się kryguje.Jestem z niegoniezmiernie dumny.Sądzę, że nawet sir William Lucas nie może się pochwalić takznakomitym zięciem [ Pobierz całość w formacie PDF ]