[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mieli zwyczaju opowiadać kłamstw, aby dodać sobie wagi czy teżstwierdzać w jednej chwili coś, czemu zaprzeczali w następnej.Przez pewien czasmedytowała w wielkim pomieszaniu nad tym wszystkim i kilka razy niewiele brakowało, bypoprosiła pana Thorpe o głębszy namysł nad tym, co naprawdę sądzi w tej materii, alepowstrzymała ją refleksja, że młody człowiek niezbyt się nadaje do jakichkolwiek głębszychnamysłów czy wyjaśniania tego, co przed chwilą tak bardzo zagmatwał.Tłumaczyła teżsobie, że przecież nie dopuściłby, aby własna siostra i James wystawieni byli naniebezpieczeństwo, któremu mógł był łatwo zapobiec, i wreszcie doszła do wniosku, że panThorpe1 w gruncie rzeczy uważa ów gig za całkiem bezpieczny, wobec czego sama nie będziesię więcej niepokoić.Tymczasem on, zdawać by się mogło, puścił już wszystko w niepamięć.Dalszarozmowa, a raczej monolog, zaczęła się i skończyła na nim i jego sprawach.OpowiadałKatarzynie o koniach, które kupował za psi pieniądz, a sprzedawał za niebywałe sumy, ozakładach na wyścigach, kiedy to znawstwo przedmiotu pozwalało mu bezbłędnieprzewidzieć, który koń zwycięży, o polowaniach, podczas których zastrzelił więcej ptactwa(chociaż nigdy nie miał łatwego strzału) niż pozostałe towarzystwo razem wzięte, po czymopisał jej jakieś fantastyczne polowanie na lisa z psami, kiedy to jego przewidywania izręczność w kierowaniu sforą naprawiły błędy najbardziej doświadczonego myśliwego, zaśśmiała jego jazda - choć ani przez chwilę nie ryzykował życiem - wciąż narażała innych napokonanie przeszkód, na których, jak stwierdził spokojnie, niejeden skręcił kark.Chociaż Katarzyna nie przywykła do formułowania samodzielnych sądów i chociażnie bardzo potrafiłaby powiedzieć, jacy, ogólnie biorąc, powinni być mężczyzni, nie mogłasię oprzeć myśli - wobec tej powodzi samochwalstwa - że chyba nie jest to człowiek zewszystkim miły.Zmiałe to było przypuszczenie, boć przecież był bratem Izabelli, a wdodatku James twierdził, że sposób bycia pana Thorpe jedna mu życzliwość przedstawicielekpłci pięknej.Mimo to ogromne znudzenie, jakie poczuła w jego towarzystwie, nim minęłapierwsza wspólnie spędzona godzina, a które rosło aż do chwili, kiedy stanęli z powrotem naPulteney Street, skłoniło ją do zwątpienia nieco w ów niewzruszony autorytet i niewiary w to,iż pan Thorpe zdobywa sobie powszechną sympatię.Kiedy podjechali pod drzwi pani Allen, Izabella nie potrafiła wyrazić zdumieniastwierdziwszy, że jest już zbyt pózno, by mogła odprowadzić przyjaciółkę do mieszkania.- Już po trzeciej! - To niepojęte, nie do wiary, niemożliwe, nie uwierzy własnemuzegarkowi ani zegarkowi brata, ani służby - nie uwierzy w żadne zapewnienia poparteargumentami czy dowodami, aż wreszcie Morland wyciągnął zegarek i potwierdził fakt.Wówczas najmniejsze wątpliwości byłyby równie niepojęte, nie do wiary, niemożliwe imogła tylko powtarzać i powtarzać bez końca, że nigdy jeszcze dwie i pół godziny nieprzeszły tak szybko, niech Katarzyna to potwierdzi.Katarzyna nie była zdolna do kłamstwa,choćby nawet dla sprawienia przyjemności Izabelli, ta ostatnia jednak oszczędziła sobieprzykrej świadomości różnicy zdań - nie czekając w ogóle na odpowiedz.Przejęta była zeszczętem własnymi uczuciami, dojmującą rozpaczą, płynącą z koniecznościnatychmiastowego powrotu do domu.Wieki minęły, odkąd mogła choć chwilę rozmawiać znajdroższą swoją Katarzyną i chociaż ma tysiące rzeczy do powiedzenia, wydaje się jej, jakbynigdy już nie miały się zobaczyć.Tak więc z uśmiechem rozdzierającego bólu i roześmianymwzrokiem pełnym największego przygnębienia, pożegnała przyjaciółkę i odjechała.Katarzyna zastała w domu panią Allen, która właśnie wróciła z gnuśnej krzątaninyprzedpołudniowej i natychmiast powitała swą podopieczną słowami:- No, kochana, więc jesteś - którego to stwierdzenia Katarzyna nie miała ani ochoty,ani możliwości podawać w wątpliwość.- Mam nadzieję, że przejażdżka się udała.- Tak, proszę pani, dziękuję bardzo.Trudno o ładniejszy dzień.- To samo powiada pani Thorpe.Niezmiernie się ucieszyła, że pojechaliście wszyscy.- Och, więc pani widziała panią Thorpe?- Tak, zaraz po waszym wyjezdzie poszłam do pijalni,., tam ja spotkałam iugadałyśmy się setnie.Powiada, że dzisiaj na targu nie można było dostać cielęciny, takieteraz trudności z cielęciną.- A czy spotkała pani jeszcze kogoś z naszych znajomych?- Tak, postanowiłyśmy się przejść po Crescent i tam widziałyśmy panią Hughes, a znią pana i pannę Tilney.- Naprawdę? A czy rozmawiali z paniami?- Tak, przez pół godziny spacerowaliśmy razem po Crescent.Wydaje się, że to mililudzie.Panna Tilney miała na sobie bardzo ładny muślin w kropki.Z tego, cc-widzę, ładniesię ubiera.Pani Hughes dużo mi opowiadała o tej rodzinie.- A co mówiła?- Och, bardzo, bardzo dużo - właściwie tylko o tym.- Czy mówiła pani, z jakiej pochodzą części hrabstwa Gloucester?- Tak, mówiła, ale teraz w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć.Ale to bardzoporządni ludzie i ogromnie bogaci.Pani Tilney była z domu Drummond i chodziła do szkołyrazem z panią Hughes.Otóż panna Drummond była bardzo majętną panną i kiedy wychodziłaza mąż, dostała od ojca dwadzieścia tysięcy funtów i pięćset funtów na wyprawę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie mieli zwyczaju opowiadać kłamstw, aby dodać sobie wagi czy teżstwierdzać w jednej chwili coś, czemu zaprzeczali w następnej.Przez pewien czasmedytowała w wielkim pomieszaniu nad tym wszystkim i kilka razy niewiele brakowało, bypoprosiła pana Thorpe o głębszy namysł nad tym, co naprawdę sądzi w tej materii, alepowstrzymała ją refleksja, że młody człowiek niezbyt się nadaje do jakichkolwiek głębszychnamysłów czy wyjaśniania tego, co przed chwilą tak bardzo zagmatwał.Tłumaczyła teżsobie, że przecież nie dopuściłby, aby własna siostra i James wystawieni byli naniebezpieczeństwo, któremu mógł był łatwo zapobiec, i wreszcie doszła do wniosku, że panThorpe1 w gruncie rzeczy uważa ów gig za całkiem bezpieczny, wobec czego sama nie będziesię więcej niepokoić.Tymczasem on, zdawać by się mogło, puścił już wszystko w niepamięć.Dalszarozmowa, a raczej monolog, zaczęła się i skończyła na nim i jego sprawach.OpowiadałKatarzynie o koniach, które kupował za psi pieniądz, a sprzedawał za niebywałe sumy, ozakładach na wyścigach, kiedy to znawstwo przedmiotu pozwalało mu bezbłędnieprzewidzieć, który koń zwycięży, o polowaniach, podczas których zastrzelił więcej ptactwa(chociaż nigdy nie miał łatwego strzału) niż pozostałe towarzystwo razem wzięte, po czymopisał jej jakieś fantastyczne polowanie na lisa z psami, kiedy to jego przewidywania izręczność w kierowaniu sforą naprawiły błędy najbardziej doświadczonego myśliwego, zaśśmiała jego jazda - choć ani przez chwilę nie ryzykował życiem - wciąż narażała innych napokonanie przeszkód, na których, jak stwierdził spokojnie, niejeden skręcił kark.Chociaż Katarzyna nie przywykła do formułowania samodzielnych sądów i chociażnie bardzo potrafiłaby powiedzieć, jacy, ogólnie biorąc, powinni być mężczyzni, nie mogłasię oprzeć myśli - wobec tej powodzi samochwalstwa - że chyba nie jest to człowiek zewszystkim miły.Zmiałe to było przypuszczenie, boć przecież był bratem Izabelli, a wdodatku James twierdził, że sposób bycia pana Thorpe jedna mu życzliwość przedstawicielekpłci pięknej.Mimo to ogromne znudzenie, jakie poczuła w jego towarzystwie, nim minęłapierwsza wspólnie spędzona godzina, a które rosło aż do chwili, kiedy stanęli z powrotem naPulteney Street, skłoniło ją do zwątpienia nieco w ów niewzruszony autorytet i niewiary w to,iż pan Thorpe zdobywa sobie powszechną sympatię.Kiedy podjechali pod drzwi pani Allen, Izabella nie potrafiła wyrazić zdumieniastwierdziwszy, że jest już zbyt pózno, by mogła odprowadzić przyjaciółkę do mieszkania.- Już po trzeciej! - To niepojęte, nie do wiary, niemożliwe, nie uwierzy własnemuzegarkowi ani zegarkowi brata, ani służby - nie uwierzy w żadne zapewnienia poparteargumentami czy dowodami, aż wreszcie Morland wyciągnął zegarek i potwierdził fakt.Wówczas najmniejsze wątpliwości byłyby równie niepojęte, nie do wiary, niemożliwe imogła tylko powtarzać i powtarzać bez końca, że nigdy jeszcze dwie i pół godziny nieprzeszły tak szybko, niech Katarzyna to potwierdzi.Katarzyna nie była zdolna do kłamstwa,choćby nawet dla sprawienia przyjemności Izabelli, ta ostatnia jednak oszczędziła sobieprzykrej świadomości różnicy zdań - nie czekając w ogóle na odpowiedz.Przejęta była zeszczętem własnymi uczuciami, dojmującą rozpaczą, płynącą z koniecznościnatychmiastowego powrotu do domu.Wieki minęły, odkąd mogła choć chwilę rozmawiać znajdroższą swoją Katarzyną i chociaż ma tysiące rzeczy do powiedzenia, wydaje się jej, jakbynigdy już nie miały się zobaczyć.Tak więc z uśmiechem rozdzierającego bólu i roześmianymwzrokiem pełnym największego przygnębienia, pożegnała przyjaciółkę i odjechała.Katarzyna zastała w domu panią Allen, która właśnie wróciła z gnuśnej krzątaninyprzedpołudniowej i natychmiast powitała swą podopieczną słowami:- No, kochana, więc jesteś - którego to stwierdzenia Katarzyna nie miała ani ochoty,ani możliwości podawać w wątpliwość.- Mam nadzieję, że przejażdżka się udała.- Tak, proszę pani, dziękuję bardzo.Trudno o ładniejszy dzień.- To samo powiada pani Thorpe.Niezmiernie się ucieszyła, że pojechaliście wszyscy.- Och, więc pani widziała panią Thorpe?- Tak, zaraz po waszym wyjezdzie poszłam do pijalni,., tam ja spotkałam iugadałyśmy się setnie.Powiada, że dzisiaj na targu nie można było dostać cielęciny, takieteraz trudności z cielęciną.- A czy spotkała pani jeszcze kogoś z naszych znajomych?- Tak, postanowiłyśmy się przejść po Crescent i tam widziałyśmy panią Hughes, a znią pana i pannę Tilney.- Naprawdę? A czy rozmawiali z paniami?- Tak, przez pół godziny spacerowaliśmy razem po Crescent.Wydaje się, że to mililudzie.Panna Tilney miała na sobie bardzo ładny muślin w kropki.Z tego, cc-widzę, ładniesię ubiera.Pani Hughes dużo mi opowiadała o tej rodzinie.- A co mówiła?- Och, bardzo, bardzo dużo - właściwie tylko o tym.- Czy mówiła pani, z jakiej pochodzą części hrabstwa Gloucester?- Tak, mówiła, ale teraz w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć.Ale to bardzoporządni ludzie i ogromnie bogaci.Pani Tilney była z domu Drummond i chodziła do szkołyrazem z panią Hughes.Otóż panna Drummond była bardzo majętną panną i kiedy wychodziłaza mąż, dostała od ojca dwadzieścia tysięcy funtów i pięćset funtów na wyprawę [ Pobierz całość w formacie PDF ]