X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego łysina połyski-ała w świetlejarzeniówek. - Za kogo ty się, do diabła, uwa\asz, Lieberman?- Je\eli chodzi ci o Kyle'a, to przykro mi.- Przykro? To niczego nie załatwia! U\ywaj swoich cholernych stu�dentów, a nie moichpreparatorów.- Ta nieoficjalna nazwa pomocników prosektoryjnych zabrzmiała jak obelga.-Czy ty sobie wyobra\asz, ile to mo\e nas kosztować, je\eli Webster zło\y skargę doprokuratury?- Teraz bardziej martwię się o Kyle'a.- Szkoda \e nie pomyślałeś o tym wcześniej.Lepiej módl się, \eby igła nie byłaska\ona, bo w przeciwnym wypadku, przysięgam, wszystkopadnie na twoją głowę.- Ju\ spadło.Hicks miał właśnie przypuścić kolejny atak, kiedy zdał sobie sprawę, jestem świadkiem teiawantury.Spoirzał na mnie wściekle.- Masz coś do powiedzenia?Wiedziałem, \e Tom nie będzie mi wdzięczny za wtrącenie się.Ugryz ię w język.Nic niemów.- Ubrudził pan sobie krawat sosem - wypaliłem, zanim zdą\yłem się wstrzymać.Przymru\ył oczy.Do tej pory traktował mnie chyba tylko jako do�stawkę do Toma.Terazwiedziałem, \e mnie te\ wezmie na cel, ale co tam.Hicksowie tego świata tylko szukająpretekstu, \eby się oburzać.Czasami lepiej po prostu im na to pozwolić.Pokiwał z namysłem głową, jakby coś sobie obiecując.- To jeszcze nie koniec, Lieberman - oznajmił.Spiorunował Toma spojrzeniem iwyszedł.Tom poczekał, a\ zamkną się za nim drzwi.- Davidzie.- Westchnął.- Wiem.Bardzo przepraszam.Zaśmiał się.- Aja myślę, \e to była zupa pomidorowa.Ale na przyszłość.- Prze�rwał z cichymjękiem i uniósł dłoń do piersi.Ruszyłem w jego stronę, ale machnął na mnie ręką.- Nic minie jest.Najwidoczniej jednak coś mu było.Niezgrabnie zdjął rękawiczki, wy�jął z kieszeni małepudełko na pigułki i wsunął jedną pod język.Po chwili się rozluznił.- Nitrogliceryna?Skinął głową.Ju\ l\ej oddychał.Nitrogliceryna jest standardowym lekiem przy dusznicybolesnej.Rozszerza naczynia krwionośne, przez co krew łatwiej dopływa do serca.Na jegotwarz wróciły kolory, ale w ostrym świetle lamp wyglądał na wyczerpanego.- Dobra, co robimy dalej?- Ty właśnie wybierasz się do domu - oświadczyłem.- Nie ma potrzeby.Ju\ świetnie się czuję.Tylko popatrzyłem na niego.- Jesteś taki sam jak Mary - mruknął.- W porządku, posprzątam i.- Ja to zrobię.Idz do domu.Jutro te\ jest dzień.Nie sprzeczał się i to świadczyło o jego zmęczeniu.Z niepokojem ob�serwowałem, jakwychodzi.Przygarbiony, słaby, wyczerpany po cię\kim dniu.Poczuje się lepiej, gdy coś zje idobrze się wyśpi.Niemal sam w to uwierzyłem.W sali prosektoryjnej Toma nie było du\o sprzątania.Kiedy skoń�czyłem, poszedłem doswojej, gdzie pracowałem nad ekshumowany�mi szczątkami.Chciałem usunąć resztęmiękkich tkanek i wło\yć kości na noc do detergentu, ale kiedy miałem zabrać się do pracy,ziewnięcie omal nie wyłamało mi szczęki.A\ do tego momentu nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jestem zmęczony.Zegar na ścianie wskazywał siódmą z minutami, aja byłem nanogach od świtu.Jeszcze godzinę.Wytrzymasz.Podszedłem do zwłok na stole.Próbki tkanek wysłano dolaboratorium, aby na ich podstawie precyzyjnie ustalić czas zgonu, ale nie potrzebowałemanalizy lotnych kwasów tłuszczowych i aminokwasów, aby wiedzieć, \e coś tu nie pasuje.Dwa ciała, oba w stanie zbyt daleko posuniętego rozkładu.W tej spra�wie zgadzałem się zIrvingiem: tu jest wzór.Ale nie widziałem w nim \ad�nego sensu.Wziąłem skalpel.Ostralampa nad głową oświetlała podrapa�ne aluminium stołu.Zwłoki, częściowo pozbawioneciała, przypominały zle pokrojone mięso na pieczeń.Pochyliłem się i wtedy dostrzegłem cośna granicy pola widzenia.Jakiś drobiazg tkwił w uchu.Brązowy półowal, nie większy od ziarna ry\u.Odło\yłem skal�pel, wziąłem małą pincetę idelikatnie wyciągnąłem ciało obce ze zwoju chrząstki.Podniosłem je, \eby przyjrzeć się zbliska, i kiedy zobaczyłem, co to takiego, a\ mnie zatkało.Co, u licha.Serce zaczęło mi łomotać z podniecenia.Rozejrzałem się w poszukiwaniu słoiczka na próbki.Nagle ktoś zapu�kał do drzwi.Do saliwszedł Paul.- Nie przeszkadzam?- Ani trochę.Popatrzył na zwłoki, profesjonalnym spojrzeniem oceniając kształt pozbawiony tkanek.Miałju\ do czynienia z gorszymi przypadkami, po�dobnie jak ja.Czasami dopiero kiedy widziszczyjąś reakcję - lub jej brak- uzmysławiasz sobie, jak bardzo przywykłeś do nawet najkoszmarniej-szych widoków.- Właśnie spotkałem Toma.Powiedział, \e wcią\ pracujesz.Pomy�ślałem, \e wpadnęzobaczyć, jak ci leci.- Wcią\ mamy opóznienie.Wiesz mo\e, gdzie są słoiczki na próbki?- Oczywiście.- Podszedł do szafki.- Tom nie wyglądał dobrze.Jak ię czuł?Nie byłem pewien, na ile Paul zna stan Toma.Dostrzegł moje wa-nie.- Nie obawiaj się, wiem o dusznicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.