[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego Å‚ysina poÅ‚yski-aÅ‚a w Å›wietlejarzeniówek. - Za kogo ty siÄ™, do diabÅ‚a, uwa\asz, Lieberman?- Je\eli chodzi ci o Kyle'a, to przykro mi.- Przykro? To niczego nie zaÅ‚atwia! U\ywaj swoich cholernych stu¬dentów, a nie moichpreparatorów.- Ta nieoficjalna nazwa pomocników prosektoryjnych zabrzmiaÅ‚a jak obelga.-Czy ty sobie wyobra\asz, ile to mo\e nas kosztować, je\eli Webster zÅ‚o\y skargÄ™ doprokuratury?- Teraz bardziej martwiÄ™ siÄ™ o Kyle'a.- Szkoda \e nie pomyÅ›laÅ‚eÅ› o tym wczeÅ›niej.Lepiej módl siÄ™, \eby igÅ‚a nie byÅ‚aska\ona, bo w przeciwnym wypadku, przysiÄ™gam, wszystkopadnie na twojÄ… gÅ‚owÄ™.- Ju\ spadÅ‚o.Hicks miaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie przypuÅ›cić kolejny atak, kiedy zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, jestem Å›wiadkiem teiawantury.SpoirzaÅ‚ na mnie wÅ›ciekle.- Masz coÅ› do powiedzenia?WiedziaÅ‚em, \e Tom nie bÄ™dzie mi wdziÄ™czny za wtrÄ…cenie siÄ™.Ugryz iÄ™ w jÄ™zyk.Nic niemów.- UbrudziÅ‚ pan sobie krawat sosem - wypaliÅ‚em, zanim zdÄ…\yÅ‚em siÄ™ wstrzymać.Przymru\yÅ‚ oczy.Do tej pory traktowaÅ‚ mnie chyba tylko jako do¬stawkÄ™ do Toma.TerazwiedziaÅ‚em, \e mnie te\ wezmie na cel, ale co tam.Hicksowie tego Å›wiata tylko szukajÄ…pretekstu, \eby siÄ™ oburzać.Czasami lepiej po prostu im na to pozwolić.PokiwaÅ‚ z namysÅ‚em gÅ‚owÄ…, jakby coÅ› sobie obiecujÄ…c.- To jeszcze nie koniec, Lieberman - oznajmiÅ‚.SpiorunowaÅ‚ Toma spojrzeniem iwyszedÅ‚.Tom poczekaÅ‚, a\ zamknÄ… siÄ™ za nim drzwi.- Davidzie.- WestchnÄ…Å‚.- Wiem.Bardzo przepraszam.ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™.- Aja myÅ›lÄ™, \e to byÅ‚a zupa pomidorowa.Ale na przyszÅ‚ość.- Prze¬rwaÅ‚ z cichymjÄ™kiem i uniósÅ‚ dÅ‚oÅ„ do piersi.RuszyÅ‚em w jego stronÄ™, ale machnÄ…Å‚ na mnie rÄ™kÄ….- Nic minie jest.Najwidoczniej jednak coÅ› mu byÅ‚o.Niezgrabnie zdjÄ…Å‚ rÄ™kawiczki, wy¬jÄ…Å‚ z kieszeni maÅ‚epudeÅ‚ko na piguÅ‚ki i wsunÄ…Å‚ jednÄ… pod jÄ™zyk.Po chwili siÄ™ rozluzniÅ‚.- Nitrogliceryna?SkinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….Ju\ l\ej oddychaÅ‚.Nitrogliceryna jest standardowym lekiem przy dusznicybolesnej.Rozszerza naczynia krwionoÅ›ne, przez co krew Å‚atwiej dopÅ‚ywa do serca.Na jegotwarz wróciÅ‚y kolory, ale w ostrym Å›wietle lamp wyglÄ…daÅ‚ na wyczerpanego.- Dobra, co robimy dalej?- Ty wÅ‚aÅ›nie wybierasz siÄ™ do domu - oÅ›wiadczyÅ‚em.- Nie ma potrzeby.Ju\ Å›wietnie siÄ™ czujÄ™.Tylko popatrzyÅ‚em na niego.- JesteÅ› taki sam jak Mary - mruknÄ…Å‚.- W porzÄ…dku, posprzÄ…tam i.- Ja to zrobiÄ™.Idz do domu.Jutro te\ jest dzieÅ„.Nie sprzeczaÅ‚ siÄ™ i to Å›wiadczyÅ‚o o jego zmÄ™czeniu.Z niepokojem ob¬serwowaÅ‚em, jakwychodzi.Przygarbiony, sÅ‚aby, wyczerpany po ciÄ™\kim dniu.Poczuje siÄ™ lepiej, gdy coÅ› zje idobrze siÄ™ wyÅ›pi.Niemal sam w to uwierzyÅ‚em.W sali prosektoryjnej Toma nie byÅ‚o du\o sprzÄ…tania.Kiedy skoÅ„¬czyÅ‚em, poszedÅ‚em doswojej, gdzie pracowaÅ‚em nad ekshumowany¬mi szczÄ…tkami.ChciaÅ‚em usunąć resztÄ™miÄ™kkich tkanek i wÅ‚o\yć koÅ›ci na noc do detergentu, ale kiedy miaÅ‚em zabrać siÄ™ do pracy,ziewniÄ™cie omal nie wyÅ‚amaÅ‚o mi szczÄ™ki.A\ do tego momentu nie zdawaÅ‚em sobie sprawy, jak bardzo jestem zmÄ™czony.Zegar na Å›cianie wskazywaÅ‚ siódmÄ… z minutami, aja byÅ‚em nanogach od Å›witu.Jeszcze godzinÄ™.Wytrzymasz.PodszedÅ‚em do zwÅ‚ok na stole.Próbki tkanek wysÅ‚ano dolaboratorium, aby na ich podstawie precyzyjnie ustalić czas zgonu, ale nie potrzebowaÅ‚emanalizy lotnych kwasów tÅ‚uszczowych i aminokwasów, aby wiedzieć, \e coÅ› tu nie pasuje.Dwa ciaÅ‚a, oba w stanie zbyt daleko posuniÄ™tego rozkÅ‚adu.W tej spra¬wie zgadzaÅ‚em siÄ™ zIrvingiem: tu jest wzór.Ale nie widziaÅ‚em w nim \ad¬nego sensu.WziÄ…Å‚em skalpel.Ostralampa nad gÅ‚owÄ… oÅ›wietlaÅ‚a podrapa¬ne aluminium stoÅ‚u.ZwÅ‚oki, częściowo pozbawioneciaÅ‚a, przypominaÅ‚y zle pokrojone miÄ™so na pieczeÅ„.PochyliÅ‚em siÄ™ i wtedy dostrzegÅ‚em coÅ›na granicy pola widzenia.JakiÅ› drobiazg tkwiÅ‚ w uchu.BrÄ…zowy półowal, nie wiÄ™kszy od ziarna ry\u.OdÅ‚o\yÅ‚em skal¬pel, wziÄ…Å‚em maÅ‚Ä… pincetÄ™ idelikatnie wyciÄ…gnÄ…Å‚em ciaÅ‚o obce ze zwoju chrzÄ…stki.PodniosÅ‚em je, \eby przyjrzeć siÄ™ zbliska, i kiedy zobaczyÅ‚em, co to takiego, a\ mnie zatkaÅ‚o.Co, u licha.Serce zaczęło mi Å‚omotać z podniecenia.RozejrzaÅ‚em siÄ™ w poszukiwaniu sÅ‚oiczka na próbki.Nagle ktoÅ› zapu¬kaÅ‚ do drzwi.Do saliwszedÅ‚ Paul.- Nie przeszkadzam?- Ani trochÄ™.PopatrzyÅ‚ na zwÅ‚oki, profesjonalnym spojrzeniem oceniajÄ…c ksztaÅ‚t pozbawiony tkanek.MiaÅ‚ju\ do czynienia z gorszymi przypadkami, po¬dobnie jak ja.Czasami dopiero kiedy widziszczyjÄ…Å› reakcjÄ™ - lub jej brak- uzmysÅ‚awiasz sobie, jak bardzo przywykÅ‚eÅ› do nawet najkoszmarniej-szych widoków.- WÅ‚aÅ›nie spotkaÅ‚em Toma.PowiedziaÅ‚, \e wciÄ…\ pracujesz.Pomy¬Å›laÅ‚em, \e wpadnÄ™zobaczyć, jak ci leci.- WciÄ…\ mamy opóznienie.Wiesz mo\e, gdzie sÄ… sÅ‚oiczki na próbki?- OczywiÅ›cie.- PodszedÅ‚ do szafki.- Tom nie wyglÄ…daÅ‚ dobrze.Jak iÄ™ czuÅ‚?Nie byÅ‚em pewien, na ile Paul zna stan Toma.DostrzegÅ‚ moje wa-nie.- Nie obawiaj siÄ™, wiem o dusznicy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl