[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten widok nieco zaskoczył McLeana wcześniejmiejsce nie miało żadnej nazwy.Zwykły stary trakt zastąpiła ścieżka przystosowana dowózków inwalidzkich.Ale poza tym sceneria wyglądała właściwie tak samo, jak w jegowspomnieniach.Ruszyli w górę rzeki.Liście dawno opadły z drzew, woda błyskała międzygałęziami.Niemożliwe, by ktoś wpadł do niej przypadkiem.Nieco dalej droga kończyła się przy grupie starych zrujnowanych budynków.Po jednejstronie wznosiły się resztki komina, niedaleko wąski kształt dawnej wozowni, niechybnyznak minionej wielkości tego miejsca.Rzekę dusił jaz, kierując wodę w stronę od dawnanieistniejącego koła młyńskiego.McLean zaczął schodzić niżej. Gdyby wpadł do wody powyżej tego miejsca, tutaj z pewnością by się zatrzymał.Odwrócił się i spojrzał na MacBride a. Zapomniałem, że to było tutaj.Mogliśmy sobieoszczędzić trochę czasu. Sądzi pan, że lokalni mogli o tym wspomnieć. No tak. McLean popatrzył na drzewa po drugiej stronie.Przeciwległy brzeg wznosił się stromo, na jakieś trzydzieści metrów, może nawet więcej,niemal dokładnie naprzeciw płynął parowem wąski strumień.Osłonięte przed gwałtownymipodmuchami wiatru stare dęby i buki wyrosły wysokie i smukłe.Gdzieniegdzie ziemia niewytrzymała pod ciężarem i kilka drzew zwaliło się do wody.Niżej rosły gęste zarośla jeżyny i kolcolist walczyły o dostęp do słońca.Nieco dalej brzeg zmieniał się w stromy klifz ciemnożółtego piaskowca, porośnięty na szczycie rododendronami, które pieniły się naskraju urwiska, wypełniały szczeliny w skalnej ścianie. Miał złamany kark, co sugeruje, że spadł z wysoka. Myśli pan, że to stało się tutaj? MacBride pobiegł za wzrokiem McLeana i zadrżałw przepastnych głębinach za dużej kurtki. Mikrouszkodzenia w przedniej części ciała.Jakby się przedzierał przez gęste kolczastezarośla. Nagi? O Jezu.Po co ktoś miałby coś takiego robić? A ktoś, kto ucieka, walczy o życie? McLean klepnął posterunkowego w ramię i wskazałw kierunku, skąd przyszli. Idziemy. Dokąd?Wyciągnął rękę w kierunku szczytu. Tam, na górę.Tyle że nie mam ochoty wspinać się od tej strony.Dotarcie na miejsce potrwało znacznie dłużej, niż zakładał McLean.Dziwne, jak pamięćzmienia dawno niewidziane miejsca wraz z upływem czasu, jak skraca odległości, czyścirzeczywistość.Może byłoby prościej dojechać samochodem, niż męczyć się pod górę wąskądrogą do Roslin Castle Stadion, a potem znowu w dół do starej linii kolejowej.Znieżycaprzybrała na sile, kiedy tak szli przed siebie.Ta ścieżka była chyba jedyną korzyścią, jakawynikła z przebudowy kolei brytyjskiej pod wodzą sławnego doktora Beechinga.Wszędziew okolicy można było się natknąć na nieczynne tory, w większości dawne drogi transportu,którymi wożono z kopalń i fabryk węgiel oraz inne dobra do portu Leith.Ta, wzdłuż którejszli, niemal znikła w wykopie, przez co nie potrafili określić swojego położenia w stosunkudo fabryki prochu na przeciwległym brzegu rzeki.Z obu stron rosły gęste krzaki, terazprzysypane śniegiem i tak kolczaste, że raczej nikt nie zdołałby się przez nie przedrzeć, nawetpchany skrajnym przerażeniem i desperacją.Chociaż ktoś naprawdę zdeterminowany możeznalazłby przejście w tych nielicznych miejscach, porośniętych niższymi krzakami żarnowca. Od kiedy leży śnieg? McLean dotknął białej warstwy i w nagrodę dostał ciężką packązimnego puchu w szparę między płaszczem a rękawiczką.Zamachał ręką, żeby się go pozbyć,w skutek czego jeszcze więcej śniegu wleciało pod mankiet. Chyba od piątku.Wcześniej było za ciepło, żeby się utrzymał. I można założyć, że nasz denat wpadł do rzeki w sobotę.McLean ruszył dalej między zarośla.Gdzieś z dołu dochodził szum rzeki spiętrzonej najazie.Chyba byli już niedaleko miejsca, które widział z przeciwległego brzegu. Przez cały dzień niezle sypało.Zajmowałem się sprawą Danby ego dla inspektoraSpence a przez całe popołudnie i ani na chwilę nie przestało padać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ten widok nieco zaskoczył McLeana wcześniejmiejsce nie miało żadnej nazwy.Zwykły stary trakt zastąpiła ścieżka przystosowana dowózków inwalidzkich.Ale poza tym sceneria wyglądała właściwie tak samo, jak w jegowspomnieniach.Ruszyli w górę rzeki.Liście dawno opadły z drzew, woda błyskała międzygałęziami.Niemożliwe, by ktoś wpadł do niej przypadkiem.Nieco dalej droga kończyła się przy grupie starych zrujnowanych budynków.Po jednejstronie wznosiły się resztki komina, niedaleko wąski kształt dawnej wozowni, niechybnyznak minionej wielkości tego miejsca.Rzekę dusił jaz, kierując wodę w stronę od dawnanieistniejącego koła młyńskiego.McLean zaczął schodzić niżej. Gdyby wpadł do wody powyżej tego miejsca, tutaj z pewnością by się zatrzymał.Odwrócił się i spojrzał na MacBride a. Zapomniałem, że to było tutaj.Mogliśmy sobieoszczędzić trochę czasu. Sądzi pan, że lokalni mogli o tym wspomnieć. No tak. McLean popatrzył na drzewa po drugiej stronie.Przeciwległy brzeg wznosił się stromo, na jakieś trzydzieści metrów, może nawet więcej,niemal dokładnie naprzeciw płynął parowem wąski strumień.Osłonięte przed gwałtownymipodmuchami wiatru stare dęby i buki wyrosły wysokie i smukłe.Gdzieniegdzie ziemia niewytrzymała pod ciężarem i kilka drzew zwaliło się do wody.Niżej rosły gęste zarośla jeżyny i kolcolist walczyły o dostęp do słońca.Nieco dalej brzeg zmieniał się w stromy klifz ciemnożółtego piaskowca, porośnięty na szczycie rododendronami, które pieniły się naskraju urwiska, wypełniały szczeliny w skalnej ścianie. Miał złamany kark, co sugeruje, że spadł z wysoka. Myśli pan, że to stało się tutaj? MacBride pobiegł za wzrokiem McLeana i zadrżałw przepastnych głębinach za dużej kurtki. Mikrouszkodzenia w przedniej części ciała.Jakby się przedzierał przez gęste kolczastezarośla. Nagi? O Jezu.Po co ktoś miałby coś takiego robić? A ktoś, kto ucieka, walczy o życie? McLean klepnął posterunkowego w ramię i wskazałw kierunku, skąd przyszli. Idziemy. Dokąd?Wyciągnął rękę w kierunku szczytu. Tam, na górę.Tyle że nie mam ochoty wspinać się od tej strony.Dotarcie na miejsce potrwało znacznie dłużej, niż zakładał McLean.Dziwne, jak pamięćzmienia dawno niewidziane miejsca wraz z upływem czasu, jak skraca odległości, czyścirzeczywistość.Może byłoby prościej dojechać samochodem, niż męczyć się pod górę wąskądrogą do Roslin Castle Stadion, a potem znowu w dół do starej linii kolejowej.Znieżycaprzybrała na sile, kiedy tak szli przed siebie.Ta ścieżka była chyba jedyną korzyścią, jakawynikła z przebudowy kolei brytyjskiej pod wodzą sławnego doktora Beechinga.Wszędziew okolicy można było się natknąć na nieczynne tory, w większości dawne drogi transportu,którymi wożono z kopalń i fabryk węgiel oraz inne dobra do portu Leith.Ta, wzdłuż którejszli, niemal znikła w wykopie, przez co nie potrafili określić swojego położenia w stosunkudo fabryki prochu na przeciwległym brzegu rzeki.Z obu stron rosły gęste krzaki, terazprzysypane śniegiem i tak kolczaste, że raczej nikt nie zdołałby się przez nie przedrzeć, nawetpchany skrajnym przerażeniem i desperacją.Chociaż ktoś naprawdę zdeterminowany możeznalazłby przejście w tych nielicznych miejscach, porośniętych niższymi krzakami żarnowca. Od kiedy leży śnieg? McLean dotknął białej warstwy i w nagrodę dostał ciężką packązimnego puchu w szparę między płaszczem a rękawiczką.Zamachał ręką, żeby się go pozbyć,w skutek czego jeszcze więcej śniegu wleciało pod mankiet. Chyba od piątku.Wcześniej było za ciepło, żeby się utrzymał. I można założyć, że nasz denat wpadł do rzeki w sobotę.McLean ruszył dalej między zarośla.Gdzieś z dołu dochodził szum rzeki spiętrzonej najazie.Chyba byli już niedaleko miejsca, które widział z przeciwległego brzegu. Przez cały dzień niezle sypało.Zajmowałem się sprawą Danby ego dla inspektoraSpence a przez całe popołudnie i ani na chwilę nie przestało padać [ Pobierz całość w formacie PDF ]