[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy byłem wtedy taki beznadziejny?- Nie, byłeś bardzo dobry - odparła z uśmiechem.-O ile pamiętam.- A o ile ja pamiętam, byłaś cholernie wspaniała! Niestety, moja olśniewająca gwiazda pisarska i ja mieliśmy tylkojedną marną szansę!Marcella spojrzała na niego i westchnęła głęboko.- Scott, biorąc pod uwagę, że sprzedałam trzy miliony egzemplarzy swojej powieści dla Volumes, wydaje mi się, że zasługuję na lepsze traktowanie.Dyskutujemy o mojejnowej książce, a nie o naszym życiu seksualnym.- Te dwie rzeczy można połączyć, Marcello! - Przysunął się do niej, kładąc dłoń na nagim ramieniu Marcelli.- Słu-chaj, dzięki twoim trzem kolejnym powieściom, mógłbym zrobić z ciebie większą gwiazdę niż Danielle Steel!Utwórzmy nowy rodzaj zespołu.Możemy spotykać się tu na satysfakcjonujące sesje seksualne i wydawaćbestsellery, Marcello.Bylibyśmy nie do pobicia!Wstała.- Nigdy nie traktowałeś mnie poważnie, a jeśli istnieje coś, czego oczekuję od mężczyzny, to tego by traktował mniepoważnie! Czy to odpowiada na wszystkie twoje pytania?- Tak - odparł, patrząc na nią serio.Zapadła niezręczna cisza.- Co dalej? - spytała.Scott usiadł za biurkiem, podniósł pióro i zaczął bazgrać po bloczku.- Jeśli tak poważnie traktujesz swoje pisarstwo, postaram się do tego dostosować.Może naprawdę potrafiszustanowić nowy rodzaj intelektualnego bestsellera dla nowego czytelnika? Ale potrzebny ci bardziej chwytliwy,atrakcyjniejszy tytuł niż Drugi mąż.Odstawiła pustą szklankę z zamyśleniem.- Możliwe, że masz rację.Postaram się wymyślić kilka alternatywnych.To było kłopotliwe spotkanie, ale czuła, że ustaliła kilka istotnych punktów.Nie miała zamiaru pozwalać, by Scottnią pomiatał.Pisanie jest dostatecznie trudne, bez tych dodatkowych bzdur - myślała.Jak odmienny okazał się światwydawniczy od tego, co sobie wyobrażały z Nancy Warner w czasach, kiedy walczyły o opublikowanie swoichutworów.Każdy chciał myśleć, że ma udział w jej książce, ale przecież ukazywała się z jej nazwiskiem na okładce iMarcella postanowiła walczyć o każde słowo.Nowy tytuł przyszedł jej do głowy w drodze do domu. Największa miłość ze wszystkich, ponieważ kiedy bohaterka zakochiwała się po raz drugi, tak właśnie myślała o swejmiłości.- Wspaniały! - entuzjazmował się Scott przez telefon, kiedy zadzwoniła powiadomić go o swoim wyborze.- Byłobymiło, Marcello, gdyby wszystkie twoje książki miały w tytule słowo  miłość".Mogłoby się stać twoim znakiemfirmowym!- Zobaczymy - odpowiedziała taktownie Marcella.Nie chciała, żeby jej tytuły zawsze zawierały jakiekolwiek słowo! Każda powieść miała być inna i zaskakująca dlaczytelników.Jej trzydziestopięcioletnia bohaterka szukająca drugiego męża stanowiła czysty wytwór wyobrazni;Marcella praktycznie porzuciła myśl o znalezieniu partnera.Mężczyzni, obok których sadzała ją Amy podczasswoich kolacji, nie wywierali na niej najmniejszego wrażenia.Jakież to cyniczne, charakterystyczne dla Manhattanu,że jeśli nie okazywali się żonaci lub nie byli homoseksualistami, niezmiennie posiadali pewien defekt, któryprzeszkadzał im w znalezieniu żony - nieatrakcyjny wygląd, przeszczep włosów, który się nie przyjął, przykrycharakter lub nerwowy tik.Ci uroczy i przystojni często okazywali się łowcami posagów bez grosza przy duszy.Jej anonimowe spotkania w kinie klubu Członkowie utrzymywały podniecający, erotyczny charakter, jednak zaczęłasię z nimi wiązać nowa, niepokojąca tendencja.Niemal w tej samej chwili, gdy wychodziła, Marcella zapominałatwarze mężczyzn, którzy dawali jej rozkosz.Uzależniła się fizycznie od tych wizyt, nienawidząc się za łamaniecotygodniowej obietnicy, że to  ostatni raz".Zdegradowała seks do poziomu niemal zadowalającego podrapania wplecy i wiedziała, że kiedyś przyjdzie jej za to zapłacić.Mimo to ciemna sala kinowa wciąż pozostawała swegorodzaju zbiornikiem miłości, w którym mogła się zanużyć, ilekroć potrzebowała zapewnienia, że jest pożądana,zmysłowa, kobieca.Wiosenne niedziele aż prosiły się o długie spacery po Central Parku.Razem z Markiem oglądali dyskotekę na wrotkach, przyglądali się wystawom sklepowym na Columbus Avenue, szperali na targach starzyzną, którewyrastały na opustoszałych boiskach szkolnych.Co niedziela Sonia opuszczała ich, mówiąc, że jedzie odwiedzićojca.Przeniesiono go do lekkiego więzienia w New Jersey, a Sonia twierdziła, że jezdzi tam pociągiem.Marcella iMark wpadali coś przekąsić do jednej z nowych restauracji przy Columbus Avenue, wracali do domu o piątej lubszóstej, żeby czytać gazety, a Marcella zaznaczała recenzje książek, które zwróciły jej uwagę.Pózniej Mark szedł zprzyjaciółmi na koncert albo ćwiczył na fortepianie.Pewnej niedzieli o ósmej wieczorem właśnie grał, kiedy zadzwonił telefon.Marcella spojrzała na syna pytająco,więc Mark odebrał.Sonia jeszcze nie wróciła.Często prosto po wizycie u ojca szła do przyjaciół.Marcella sięniepokoiła, ale czuła, że zwiększenie dyscypliny mogłoby pogorszyć i tak już napięte stosunki.- Halo? - powiedział Mark, a potem szepnął do matki: - Sonia.- Czy ona słyszy? - spytała Sonia chrypiącym szeptem.Zawsze sprawiała, że Mark czuł się jak konspirator uczes-tniczący w jednym ze spisków siostry.- Oczywiście! - odparł z uśmiechem.- Słuchaj, Mark.Wymyśl taką historię, jaką chcesz - mówiła Sonia ledwie słyszalnie.- Powiedz, że utknęłam naGrand Central, albo zemdlałam na ulicy, ale przyjdz natychmiast na.masz ołówek?.Wschodnią SiedemdziesiątąPierwszą numer sześćdziesiąt, prontol - zachichotała.- Daj portierowi dziesięć dolców i powiedz, że jesteś kumplemGerry'ego Manstona.Zrozumiałeś? Zapytaj o apartament B.On pokaże ci drogę, jest przyzwyczajony.Szybko.mam kłopoty!- Dobra - odparł Mark.Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Marcelli.- Utknęła na Grand Central bez pieniędzy.Chce, żebym ją wyratował.Tylko Sonia potrafiła go skłonić do okłamywania matki.Marcella odetchnęła z ulgą. - W kuchni są jakieś pieniądze, kochanie.Mark wziął trzy banknoty dziesięciodolarowe i złapał na ulicy taksówkę.Kiedy dotarł pod wskazany adres, portierpuściwszy oko przyjął dziesięć dolarów i zawiózł Marka do apartamentu B, po czym otworzył drzwi jednym zwielkiego pęku kluczy.- Tutaj! - rozległ się głos Soni.Mark zamknął drzwi wejściowe i poszedł za wołaniem szerokim korytarzem obwieszonym zdjęciami RobertaMap-plethorpe'a.Otworzył przeszklone drzwi do głównego pokoju.Sonia leżała na środku podłogi naga, spętanajakąś uprzężą, z kostkami przypiętymi do przegubów.Obok jej twarzy stał telefon z nie odłożoną słuchawką.Mark wpatrywał się w siostrę, znieruchomiały ze zdumienia.- Poznajesz ten pokój? - spytała Sonia.Oderwał wzrok od jej ciała i rozejrzał się wokół siebie.Pokój był biały, z kilimami na parkiecie i ścianami prze-chwalającymi się obrazami Picassa, Rouault i Hockneya.- Nie.- Potrząsnął w zdumieniu głową.- A powinienem?- Był w ostatnim numerze  House & Garden" - zaszcze-biotała Sonia.- Geny Manston, kolekcjoner sztuki.Schowałcały sprzęt do krępowania, a na tym haku powiesił olbrzymią paproć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl