[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A teraz cieszy się pan, że go zabito. O ile upiora da się zabić zauważyłem sarkastycznie.Nie podobali mi się. Trwałe wyłączenie z eksploatacji byłoby sformułowaniem o wiele trafniejszym zaproponowałem.Usłyszałem, jak za mną zatrzeszczała skóra.Jeden z upiorów czegoś wypatrywał; oczydowódcy lśniły wściekłością.Drażniło go, że się nie boję.Może nawet powinienem się bać,ale.z upiorami z pewnością już się kiedyś spotkałem, nie pamiętałem jednak, czego możnasię po nich spodziewać.Dowódca sięgnął za pazuchę, rondo kapelusza rzucało cień na jego twarz.Włosy nacałym ciele miałem zjeżone, mięśnie napięte, tylko Ręka spokojnie spoczywała w bezruchu.Nie chciałem się z nimi bić, a przynajmniej nie wcześniej, niż to się okaże konieczne.Upiórwyciągnął krótkofalówkę, podłużny kawał czarnego plastiku z anteną teleskopową.Błyszczała nowością, wydawało mi się, że ktoś ją wmontował do urządzenia.Albo naprawa,albo ulepszenie.Trzeci mężczyzna, który do tej pory pozostawał w bezruchu, celował we mnie zdwulufowej spluwy.Zrutówka? Raczej dwa złączone działa.Sądząc po tym, jaką przyjąłpostawę w siodle i z jakim przejęciem przyciskał kolbę do ramienia, wielkokalibrowe nabojebyły równie grozne co broń.Oprócz zapachu prochu z ciemnych wylotów luf, którezapowiadały wieczny odpoczynek, wydobywał się ledwo wyczuwalny odór zaklęcia.Terazbardzo potrzebowałem pomocy Oka, podpowiedzi, co dalej.Zamiast tego w dziwny sposóbodfiltrowało mgłę, tak że widziałem drobne szczegóły i detale jak w jasny, słoneczny dzień.Tyle że w czarno-białej wersji.Wysunąłem lewą stopę ze strzemienia i czekałem.Dowódca ostentacyjnie mówił dokrótkofalówki.Słyszałem połowę jego rozmowy. Tak, niezgorszy oryginał.Sprawia nieludzkie wrażenie.Był z tym chłopakiem, któryuciekł.Nie, nie wiem, czy mu pomógł. Nie pomogłem wtrąciłem. Zatrzymać i przywiezć, tak jest upiór z wyrazną ulgą skończył rozmowę zprzełożonym. Nie pojadę z wami niemal przyjacielskim tonem zwróciłem mu uwagę, zanim jeszczezdążył schować krótkofalówkę.Nie rozszyfrowałem jego gestu, wystarczył wzrok.Zamiast kontynuować konwersację,pociągnąłem za spust i rzuciłem się w bok.Drugi strzał bolesny, pełen zdziwienia grymasuczłowieczył twarz upiora, zarzucona pętla ześliznęła się z mojego ramienia, płaszcz zapaliłsię od ognistej kanonady z dwururki.Tylko że ja już leżałem na ziemi i spod Micumy trafiłem w brzuch konia, na którymsiedział strzelec.Napór woli był szybki, ale całkowicie nieuporządkowany, wystarczyło potrząsnąć głową,żeby rozbić go na tysiące chaotycznych myśli.Skoczyłem na równe nogi, strzelec również,ale się pośliznął.Ten, który rzucał pętlą, wyciągnął miecz i ruszył w moją stronę.Błysnęłastal, padłem z powrotem na ziemię, ostrze przejechało mi po plecach.Rana paliła jak ogieńpiekielny.Odwrócił się z niewiarygodną szybkością, ale ja już przeładowałem Margaret.Pierwszy strzał trafił konia, drugi, srebrny, chybił.Upiór skoczył prosto na mnie, przez chwilęw mocnym uścisku tarzaliśmy się w bagnie.Był ode mnie silniejszy, ale obydwaj ślizgaliśmysię niczym węgorze, a mój sztywny, nawoskowany płaszcz nie ułatwiał mu zadania.Niepuszczałem Margaret, pozwoliłem, by sama się przeładowała.Wytężyłem ramiona inakierowałem lufę prosto w twarz upiora. Nie rób tego.I tak mnie nie zabijesz zdążył jeszcze ostrzec.Wetknąłem mu lufę Margaret głęboko w usta i pociągnąłem za spust.Tym razemwystrzał mnie ogłuszył, a błysk eksplozji częściowo oślepił.Przed sobą jak w zwolnionymtempie widziałem, z jakimi oporami kość poddaje się pociskowi, jak eksploduje mózg, jakblednie i ostatecznie gaśnie błękitne światło inteligencji i duszy upiora.Gdyby się nieodezwał, mógłby przeżyć.Uświadomiłem sobie, że leżę na ziemi, skowyczę z bólu, a twarz mam całą zbryzganąkrwią z własnej tętnicy szyjnej, rozerwanej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. A teraz cieszy się pan, że go zabito. O ile upiora da się zabić zauważyłem sarkastycznie.Nie podobali mi się. Trwałe wyłączenie z eksploatacji byłoby sformułowaniem o wiele trafniejszym zaproponowałem.Usłyszałem, jak za mną zatrzeszczała skóra.Jeden z upiorów czegoś wypatrywał; oczydowódcy lśniły wściekłością.Drażniło go, że się nie boję.Może nawet powinienem się bać,ale.z upiorami z pewnością już się kiedyś spotkałem, nie pamiętałem jednak, czego możnasię po nich spodziewać.Dowódca sięgnął za pazuchę, rondo kapelusza rzucało cień na jego twarz.Włosy nacałym ciele miałem zjeżone, mięśnie napięte, tylko Ręka spokojnie spoczywała w bezruchu.Nie chciałem się z nimi bić, a przynajmniej nie wcześniej, niż to się okaże konieczne.Upiórwyciągnął krótkofalówkę, podłużny kawał czarnego plastiku z anteną teleskopową.Błyszczała nowością, wydawało mi się, że ktoś ją wmontował do urządzenia.Albo naprawa,albo ulepszenie.Trzeci mężczyzna, który do tej pory pozostawał w bezruchu, celował we mnie zdwulufowej spluwy.Zrutówka? Raczej dwa złączone działa.Sądząc po tym, jaką przyjąłpostawę w siodle i z jakim przejęciem przyciskał kolbę do ramienia, wielkokalibrowe nabojebyły równie grozne co broń.Oprócz zapachu prochu z ciemnych wylotów luf, którezapowiadały wieczny odpoczynek, wydobywał się ledwo wyczuwalny odór zaklęcia.Terazbardzo potrzebowałem pomocy Oka, podpowiedzi, co dalej.Zamiast tego w dziwny sposóbodfiltrowało mgłę, tak że widziałem drobne szczegóły i detale jak w jasny, słoneczny dzień.Tyle że w czarno-białej wersji.Wysunąłem lewą stopę ze strzemienia i czekałem.Dowódca ostentacyjnie mówił dokrótkofalówki.Słyszałem połowę jego rozmowy. Tak, niezgorszy oryginał.Sprawia nieludzkie wrażenie.Był z tym chłopakiem, któryuciekł.Nie, nie wiem, czy mu pomógł. Nie pomogłem wtrąciłem. Zatrzymać i przywiezć, tak jest upiór z wyrazną ulgą skończył rozmowę zprzełożonym. Nie pojadę z wami niemal przyjacielskim tonem zwróciłem mu uwagę, zanim jeszczezdążył schować krótkofalówkę.Nie rozszyfrowałem jego gestu, wystarczył wzrok.Zamiast kontynuować konwersację,pociągnąłem za spust i rzuciłem się w bok.Drugi strzał bolesny, pełen zdziwienia grymasuczłowieczył twarz upiora, zarzucona pętla ześliznęła się z mojego ramienia, płaszcz zapaliłsię od ognistej kanonady z dwururki.Tylko że ja już leżałem na ziemi i spod Micumy trafiłem w brzuch konia, na którymsiedział strzelec.Napór woli był szybki, ale całkowicie nieuporządkowany, wystarczyło potrząsnąć głową,żeby rozbić go na tysiące chaotycznych myśli.Skoczyłem na równe nogi, strzelec również,ale się pośliznął.Ten, który rzucał pętlą, wyciągnął miecz i ruszył w moją stronę.Błysnęłastal, padłem z powrotem na ziemię, ostrze przejechało mi po plecach.Rana paliła jak ogieńpiekielny.Odwrócił się z niewiarygodną szybkością, ale ja już przeładowałem Margaret.Pierwszy strzał trafił konia, drugi, srebrny, chybił.Upiór skoczył prosto na mnie, przez chwilęw mocnym uścisku tarzaliśmy się w bagnie.Był ode mnie silniejszy, ale obydwaj ślizgaliśmysię niczym węgorze, a mój sztywny, nawoskowany płaszcz nie ułatwiał mu zadania.Niepuszczałem Margaret, pozwoliłem, by sama się przeładowała.Wytężyłem ramiona inakierowałem lufę prosto w twarz upiora. Nie rób tego.I tak mnie nie zabijesz zdążył jeszcze ostrzec.Wetknąłem mu lufę Margaret głęboko w usta i pociągnąłem za spust.Tym razemwystrzał mnie ogłuszył, a błysk eksplozji częściowo oślepił.Przed sobą jak w zwolnionymtempie widziałem, z jakimi oporami kość poddaje się pociskowi, jak eksploduje mózg, jakblednie i ostatecznie gaśnie błękitne światło inteligencji i duszy upiora.Gdyby się nieodezwał, mógłby przeżyć.Uświadomiłem sobie, że leżę na ziemi, skowyczę z bólu, a twarz mam całą zbryzganąkrwią z własnej tętnicy szyjnej, rozerwanej [ Pobierz całość w formacie PDF ]