[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gren był sam, odseparowany od swego gatunku przez magicznego smardza, który kiedyś karmił go nadziejami i marzeniami podboju, a teraz wywoływał w nim tylko mdłości.Ale nie widział żadnego sposobu pozbycia się grzyba.- O, następny - zauważył smardz, wdzierając się z premedytacją w jego myśli.Czwarty szczudłak wyskoczył z pobliskiej skały.Jego pojemnik majaczył nad nimi jak odcięta głowa zawieszona na brudnej ścianie mgły.Powiew schwytał ją i zderzył z sąsiadem.Ukwiałowate wyrostki przylgnęły do siebie, sczepiając na stałe obydwa pojemniki chwiejące się łagodnie na swoich długich łodygach.- Ha! - wyrzekł smardz.- Patrz dalej, człowieku, i nie zamartwiaj się.Te kwiaty nie są osobnymi roślinami.Dopiero sześć, ze wspólnym układem korzeniowym, tworzy jedną roślinę.Wyrosły z dobrze nam znanych pełzołapów, sześciopalcych, bulwiastych korzeni.Patrz, to zobaczysz, że dwa pozostałe kwiaty tej właśnie grupy zostaną w krótkim czasie zapylone.Coś z podniecenia grzyba udzieliło się Grenowi, rozgrzewając go, kiedy tak leżał skulony wśród zimnych kamieni.Skoro nie mógł robić nic innego, wytrzeszczał oczy i czekał przez wieki całe.Wróciła Yattmur; zarzuciła na niego uplecioną przez brzunio - brzuchy matę i legła obok prawie bez słowa.Wreszcie zapylony piąty kwiat szczudłaka znienacka zagrzechotał, wznosząc się.Jego wyprężona tyczka skłoniła się ku jednemu z sąsiadów; zespoliły się i jednocześnie przechyliły do drugiej pary, zwierając się z nią tak, że wiązka czterech tyczek oraz jeden wspólny pojemnik sterczały teraz wysoko nad głowami ludzi.- Co to znaczy? - zapytała Yattmur.- Zaczekaj - szepnął Gren.Ledwo to powiedział, gdy ostatni już, szósty, zapłodniony bęben podążył do swych braci.Zawisł drżący we mgle w oczekiwaniu na ruch powietrza; dmuchnął wiatr i prawie bezdźwięcznie wszystkie sześć bębnów zbiło się w jeden lity korpus.W powietrznym całunie wyglądało to niby jakieś latające stworzenie.- Czy możemy już iść? - spytała Yattmur.Gren dygotał.- Każ dziewczynie, żeby przyniosła ci coś do jedzenia zabrzęczał smardz.- Ty musisz tu jeszcze zostać.- Masz tutaj zostać na zawsze? - Yattmur była zirytowana przekazaną jej przez Grena wiadomością.Pokręcił głową.Sam nie wiedział.Zniecierpliwiona Yattmur zniknęła we mgle.Sporo czasu minęło, nim powróciła, a do tej pory szczudłak posunął się już o krok dalej w swej ewolucji.Mgła się nieco rozstąpiła.Promienie słońca padły na szczudłaka, który rozbłysnął jak odlew z brązu.Jakby zachęcony niewielką dodatkową ciepłotą, szczudłak poruszył jedną ze swoich sześciu tyczek.Odłamał od systemu korzeniowego jej dolny koniec, zamieniając tyczkę w nogę.Tę operację powtórzyła każda z pozostałych nóg.Kiedy ostatnia została uwolniona, szczudłak okręcił się i.- och, widzieli to jak na dłoni - pojemniki nasienne zaczęły schodzić ze wzgórza na szczudłach, powoli, lecz miarowo.- Idź za nim - zabrzęczał smardz.Dźwignąwszy się na nogi, Gren ruszył za stworzeniem, krocząc równie sztywno jak ono.Yattmur towarzyszyła mu w milczeniu.Żółte urządzenie również, tyle że górą.Szczudłak wybrał przypadkowo ich tradycyjną drogę do plaży Kiedy brzunio - brzuchy ujrzały, jak nadciąga, z piskiem uciekły w krzaki.Niewzruszony szczudłak trzymał kurs - ostrożnie przeszczudłował przez ich obóz i wkroczył na piasek.Tutaj też się nie zatrzymał: wszedł w morze i wkrótce niewiele poza bryłą sześcioczęściowego korpusu wystawało ponad wodę.Brodząc w kierunku wybrzeża, powoli rozpłynął się we mgle.Piękność pogoniła za nim ze swoimi sloganami i powróciła w ciszy.- Widzisz! - zagrzmiał smardz, pobrzękując tak donośnie wewnątrz czaszki Grena, że chłopak złapał się za głowę.- Tędy wiedzie nasza droga do wolności, Gren! Szczudłaki wyrastają tutaj, gdzie mają dosyć miejsca dla swojego pełnego rozwoju, po czym wracają na kontynent, aby się wysiać.A skoro te wędrowne rośliny potrafią dotrzeć do brzegu, mogą nas tam zabrać ze sobą.Niby - kolana szczudłaka zdawały się nieco pod nim uginać.Powoli, jedna za drugą, poruszał swymi sześcioma nogami, z typową dla roślin długą przerwą po każdym kolejnym kroku, jakby mu długie stawy usztywnił reumatyzm.Gren miał duże kłopoty z usadzeniem na nim brzunio - brzuchów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gren był sam, odseparowany od swego gatunku przez magicznego smardza, który kiedyś karmił go nadziejami i marzeniami podboju, a teraz wywoływał w nim tylko mdłości.Ale nie widział żadnego sposobu pozbycia się grzyba.- O, następny - zauważył smardz, wdzierając się z premedytacją w jego myśli.Czwarty szczudłak wyskoczył z pobliskiej skały.Jego pojemnik majaczył nad nimi jak odcięta głowa zawieszona na brudnej ścianie mgły.Powiew schwytał ją i zderzył z sąsiadem.Ukwiałowate wyrostki przylgnęły do siebie, sczepiając na stałe obydwa pojemniki chwiejące się łagodnie na swoich długich łodygach.- Ha! - wyrzekł smardz.- Patrz dalej, człowieku, i nie zamartwiaj się.Te kwiaty nie są osobnymi roślinami.Dopiero sześć, ze wspólnym układem korzeniowym, tworzy jedną roślinę.Wyrosły z dobrze nam znanych pełzołapów, sześciopalcych, bulwiastych korzeni.Patrz, to zobaczysz, że dwa pozostałe kwiaty tej właśnie grupy zostaną w krótkim czasie zapylone.Coś z podniecenia grzyba udzieliło się Grenowi, rozgrzewając go, kiedy tak leżał skulony wśród zimnych kamieni.Skoro nie mógł robić nic innego, wytrzeszczał oczy i czekał przez wieki całe.Wróciła Yattmur; zarzuciła na niego uplecioną przez brzunio - brzuchy matę i legła obok prawie bez słowa.Wreszcie zapylony piąty kwiat szczudłaka znienacka zagrzechotał, wznosząc się.Jego wyprężona tyczka skłoniła się ku jednemu z sąsiadów; zespoliły się i jednocześnie przechyliły do drugiej pary, zwierając się z nią tak, że wiązka czterech tyczek oraz jeden wspólny pojemnik sterczały teraz wysoko nad głowami ludzi.- Co to znaczy? - zapytała Yattmur.- Zaczekaj - szepnął Gren.Ledwo to powiedział, gdy ostatni już, szósty, zapłodniony bęben podążył do swych braci.Zawisł drżący we mgle w oczekiwaniu na ruch powietrza; dmuchnął wiatr i prawie bezdźwięcznie wszystkie sześć bębnów zbiło się w jeden lity korpus.W powietrznym całunie wyglądało to niby jakieś latające stworzenie.- Czy możemy już iść? - spytała Yattmur.Gren dygotał.- Każ dziewczynie, żeby przyniosła ci coś do jedzenia zabrzęczał smardz.- Ty musisz tu jeszcze zostać.- Masz tutaj zostać na zawsze? - Yattmur była zirytowana przekazaną jej przez Grena wiadomością.Pokręcił głową.Sam nie wiedział.Zniecierpliwiona Yattmur zniknęła we mgle.Sporo czasu minęło, nim powróciła, a do tej pory szczudłak posunął się już o krok dalej w swej ewolucji.Mgła się nieco rozstąpiła.Promienie słońca padły na szczudłaka, który rozbłysnął jak odlew z brązu.Jakby zachęcony niewielką dodatkową ciepłotą, szczudłak poruszył jedną ze swoich sześciu tyczek.Odłamał od systemu korzeniowego jej dolny koniec, zamieniając tyczkę w nogę.Tę operację powtórzyła każda z pozostałych nóg.Kiedy ostatnia została uwolniona, szczudłak okręcił się i.- och, widzieli to jak na dłoni - pojemniki nasienne zaczęły schodzić ze wzgórza na szczudłach, powoli, lecz miarowo.- Idź za nim - zabrzęczał smardz.Dźwignąwszy się na nogi, Gren ruszył za stworzeniem, krocząc równie sztywno jak ono.Yattmur towarzyszyła mu w milczeniu.Żółte urządzenie również, tyle że górą.Szczudłak wybrał przypadkowo ich tradycyjną drogę do plaży Kiedy brzunio - brzuchy ujrzały, jak nadciąga, z piskiem uciekły w krzaki.Niewzruszony szczudłak trzymał kurs - ostrożnie przeszczudłował przez ich obóz i wkroczył na piasek.Tutaj też się nie zatrzymał: wszedł w morze i wkrótce niewiele poza bryłą sześcioczęściowego korpusu wystawało ponad wodę.Brodząc w kierunku wybrzeża, powoli rozpłynął się we mgle.Piękność pogoniła za nim ze swoimi sloganami i powróciła w ciszy.- Widzisz! - zagrzmiał smardz, pobrzękując tak donośnie wewnątrz czaszki Grena, że chłopak złapał się za głowę.- Tędy wiedzie nasza droga do wolności, Gren! Szczudłaki wyrastają tutaj, gdzie mają dosyć miejsca dla swojego pełnego rozwoju, po czym wracają na kontynent, aby się wysiać.A skoro te wędrowne rośliny potrafią dotrzeć do brzegu, mogą nas tam zabrać ze sobą.Niby - kolana szczudłaka zdawały się nieco pod nim uginać.Powoli, jedna za drugą, poruszał swymi sześcioma nogami, z typową dla roślin długą przerwą po każdym kolejnym kroku, jakby mu długie stawy usztywnił reumatyzm.Gren miał duże kłopoty z usadzeniem na nim brzunio - brzuchów [ Pobierz całość w formacie PDF ]